Zacznę od tego, że rola Tommy Lee Jonesa naprawdę rewelacyjna. Gdyby nie bezbłędny Daniel Day-Lewis, to rok 2007 należałby raczej do tego pana.
Po drugie, nie przypominam sobie piękniejszego ujęcia powiewającej flagi USA w końcowej scenie filmu (może taką widziałem, a nie pamiętam, a może jeszcze kiedyś zobaczę). W ogóle pomyślałem sobie, przed tym właśnie ujęciem, że jak kamera pokaże dumnie powiewającą na wietrze flagę Stanów Zjednoczonych, to będzie to spory minus dla filmu. Ale ta scena kompletnie mnie zaskoczyła. I to jest na plus, nawet dość spory.
9/10
Jeśli chodzi o ujęcie flagi, to moim zdaniem najlepiej ukazał ją Steven Spielberg w "Szeregowcu Ryanie". Sztandar był brudny, jakiś matowy, a kolory wyblakłe. To była kwintesencja stanu ducha Amerykanów. Taki minimalizm jest naprawdę w cenie w kinie.
No i zbudowanie klamry poprzez widok flagi. Gdy widać ją za pierwszym razem można podejrzewać reżysera o budowanie patosu, ale jej widok "steranej, potarganej, zmęczonej" w ostatniej scenie pzynosi zupełnie znaczenie.
Mistrzostwo świata.