Jeśli na poważnie myślisz o stworzeniu pokaźnej serii filmów, musisz czasem zmienić schemat ich opowieści. Oto po kilku obrazach o agencie kobieciarzu z Seanem Connerym, przychodzi czas na George'a Lazenbiego i jego fascynację tajemniczą nieznajomą.

Fabularnie jest to jeden z ciekawszych bondów. W tajemniczych okolicznościach James poznaje pewną kobietę. Postanawia ją odnaleźć i wybadać, chociażby po to by dowiedzieć się z kim właśnie zadarł. Spotkanie kończy się propozycją złożoną Bondowi przez jednego z największych przestępców - Draco. Jak się okazuje, Draco dysponuje informacjami pozwalającymi na dorwanie jego największego konkurenta w przestępczym światku - Blofelda.

Po efekciarskim "Żyje się tylko dwa razy", "W tajnej ..." ponownie wchodzi na ścieżki kina szpiegowskiego. Bond pozbawiony swoich gadżetów musi rozprawić się z Blofeldem tradycyjnymi metodami - powoli się do niego zbliżając i unikając zdemaskowania. Nie zabraknie też typowych dla serii pościgów, bijatyk, flirtów i dowcipnych ripost (wszystkie te elementy stoją tu na wysokim poziomie). Pojawią się też dwa elementy dla serii nowe - lekka moralna dwuznaczność (Bond współpracuje z przestępcą) oraz rozbudowana relacja z dziewczyną. Mariaż tych elementów sprawia, że "W tajnej służbie ..." nieco wybija się ponad 'bondowską' przeciętność.

W tej ogólnie udanej fabule z ciekawymi charakterami przeszkadza mi tylko jeden istotny wątek - Blofeld i jego działalność. Po pierwsze nie występuje tu kontynuacja względem poprzedniego filmu - Blofeld nie zna Bonda, ani też nie posiada swojej charakterystycznej blizny. Blofeld nie jest już także złowieszczym przywódcą wydającym rozkazy gdzieś z ubocza - Bonda ściga osobiście ramię w ramię ze swoimi ludźmi. Dodatkową rysą na filmie jest jego klinika - zamieszkała przez tabun głupiutkich dziewczyn, obsługiwana zaś przez kobietę raczej zniechęcającą. Dzień powszedni ukazany w klinice jest nieco zbyt groteskowy. Blofeld ma też przykry talent do przeżywania.

"W tajnej służbie jej królewskiej mości" uważałem kiedyś za jeden z gorszych bondów - dzisiaj za jeden z ciekawszych. Próbuje nowych elementów, ma w sobie sporą dawkę napięcia, a i bondowskiego humoru też mu nie brakuje. Pozycja serii potrzebna, pozycja na szczęście udana. Warto zobaczyć.
3/5

------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------

Typowe elementy serii:
- sekwencja pocisku - ciekawa. Chociaż George Lazenby wypadł w niej nieco zbyt teatralnie, to jednak nieco zmodyfikowana muzyka oraz pauza podczas przeprawy koła z lewej strony ekranu na prawą wprowadzają do niej nieco świeżości.
- sekwencja przedtytułowa - Rewelacyjne, klimatyczne wprowadzenie nowego aktora. Długo nie zobaczymy jego twarzy w całej okazałości. Sama scenka przedstawia pierwsze spotkanie Bonda z nieznajomą. Spotkanie w typowych dla Bonda okolicznościach. Wszystko rozegrane z werwą i pozbawione wyjaśnień, co wywołuje lekką nutkę fascynacji.
- napisy - wypełnione motywem klepsydry i niekiedy wskazówek zegara - upływającego czasu jednym zwrotem. Są sylwetki kobiet, są kolory. Są też niestety sceny z filmu przewijane w ramce klepsydry. Świetna muzyka.
- zwroty i dialogi - Pomimo bardziej ponurego charakteru filmu, humorystycznych linijek jest całe mnóstwo ('Ile się tego uzbierało."). Bond się przedstawia i doskonale zna ulubiony trunek swego rozmówcy.
- dziewczyny Bonda - Jedna z najważniejszych kobiet Jamesa - Tracy. Niezależna dziewoja, która stara się od Bonda uciec, ale nie wychodzi jej to najlepiej. Wątek ich wzajemnych relacji jest rozbudowany i ani na chwilę Tracy nie zostaje przyćmiona przez postać agenta 007. Poza nią jest także tłumek pozbawionych charakteru, lecz nie pozbawionych urody czy popędu pacjentek kliniki Blofelda.
- przeciwnicy - Blofeld, ale niestety inny niż w "Żyje się tylko dwa razy". Grany przez Telly'ego 'Kojaka' Savallasa i pozbawiony charakterystycznej blizny Blofeld, niewiele ma wspólnego z mającą posłuch wśród ludzi bezwzględną postacią z wcześniejszego filmu. Tutaj Blofeld właściwie niczym nie różni się od innych, zwykłych przestępców. Jest też jego ruda pomocnica stanowiąca uosobienie żartów o odpychającej Heldze. Przeciwnicy są tu bardzo przeciętni.
- gadżety - nie ma! Nie ma ani jednego gadżetu! Blofeld ma jedynie pokoje w których przeprowadza hipnozę oraz później obdarowuje paczkami z radioodbiornikiem i rozpylaczem.
- samochód Bonda - Piękny, elegancki, mocny, a przede wszystkim brytyjski Aston Martin DBS z 1969r. Pozbawiony gadżetów i niestety używany po bożemu tylko w celach transportowych. Większa rola przypada krwisto-czerwonemu Mercury Cougarowi (rocznik ten sam) należącemu do Tracy. Nie tak stylowy jak Aston, ale sprawdzający się w ostrym pościgu w centrum alpejskiego miasteczka.
- postać Bonda - Po raz pierwszy i jedyny George Lazenby. Jego Bond jest uśmiechnięty, drwiący i nieco sentymentalny.

------------------------------------------------------------------------

wcześniej opisywane bondy:
3/5 "Goldfinger" 1964 http://www.filmweb.pl/topic/1351880/Bond+na+wag%C4%99+z%C5%82ota.html
2/5 "Operacja Piorun" 1965 http://www.filmweb.pl/topic/1351942/Dobry%2C+gdyby+nie+te+sceny+akcji....html
2-3/5 "Żyje się tylko dwa razy" 1967 http://www.filmweb.pl/topic/1355047/Gad%C5%BCety+zaczynaj%C4%85+dominowa%C4%87.h tml
2/5 "Szpieg, który mnie kochał" 1977 http://www.filmweb.pl/topic/1063174/Niez%C5%82y+film%2C+dobry+Bond+i+wspania%C5% 82a+Anya+Amasova.html
2/5 "Ośmiorniczka 1983 http://www.filmweb.pl/topic/1078684/Kolorowa%2C+efektowna+i+chyba+najbardziej+ko miczna+opowie%C5%9B%C4%87..html
4/5 "Casino Royale" 2006 http://www.filmweb.pl/topic/1072749/Zanim+pojawi+si%C4%99+Bond...+%C5%9Awietny+f ilm+o+zwyk%C5%82ym+agencie..html


ankieta: najlepszy aktor grający Bonda, najlepszy Bond, najlepszy film o Bondzie, najlepszy film z postacią Bonda
http://www.filmweb.pl/topic/1051257/Ankieta+-+4+typowe+pytania+dotycz%C4%85ce+se rii.html