No i zdobyłem się w końcu na to, żeby obejrzeć drugą część niesławnej serii "Witchcraft". Opinie o jakości poszczególnych części są podzielone, jednak w moim odczuciu część druga jest znacznie słabsza od pierwszej. Niemowlak z pierwszej części jest już nastolatkiem. Ma, dajmy na to 18 lat, więc teoretycznie akcja dzieje się gdzieś ok 2006 roku... teoretycznie, bo wszystko emanuje końcem lat 80 tych. Nasz chłopak, William, ma dziewczynę, przybranych rodziców, ziomka i seksowną tajemniczą sąsiadkę. Żyje w błogiej nieświadomości o wydarzeniach z dzieciństwa. Do czasu...
Fabuła jest bzdurna i nieciekawa. Obsada jest koszmarna. Efekty miejscami znośne, miejscami koszmarne. Mocnych scen brak. Klimat niespecjalny. Softcore się jeszcze nie pojawia, ale są już pewne oznaki...
Jedynym plusem mogą tu być w miarę niezłe zdjęcia no i muzyka, która w sumie nie była aż tak zła.
2.5/10