Już wyjaśniam, że moja ocena jest subiektywna, jak każda inna, i może wpływ na nią miało to, że widziałem drugi film pt. "Zaginiona bez śladu" jako pierwszy. Nie znając całej historii (w przeciwieństwie do większości oglądających i komentujących), uległem jej czarowi intensywniej, a więc był ten efekt nowości. No i, co tu dużo gadać, aktorstwo jest w replice lepsze i intensywniejsze, jak to w rasowym thrillerze. Jeff Bridges, brylujący w naszej wyobraźni głównie w roli podstarzałego, sympatycznego hippisa- Kolesia-Dude Lebowskiego w doskonałej komedii braci Coen, tu mrozi krew w żyłach kreacją bezwzględnego, a przy tym oślizgłego psychopaty w autentycznie przerażający sposób.
Zaryzykuję tezę, że większość widzów, którzy tak utyskują na replikę, wygarniają jej oczywisty absurd zakończenia. Podsumowując, widzowie, którzy lubują się w kinie tzw. artystycznym, lepiej niech unikają "Zaginioną..." z daleka; pozostali, mniej wymagający, będą mieli niezły fun.