Sama końcówka jest troszkę naiwna (miałam wrażenie, że akcja przyspiesza na zasadzie "byle szybciej, już zaraz kończymy film"): między Amandą, a jej mężem zaczęło się układać, zaczęli się spotykać, rozmawiać - Rob definitywnie zakończył swój romans z Daną. Zacięta Amanda w końcu została przez przyjaciółkę przyparta do muru (niemal dosłownie - Joan włamała się do willi Nelsonów), ta wymuszona rozmowa dała urażonej Amandzie do myślenia, przestała chyba oskarżać Joan o uwiedzenie męża przez jej córkę, bo w ostatniej chwili zjawiła się w samolocie i beztrosko gawędząc poleciały na zaplanowaną na początku wycieczkę. Dana natomiast na dobre wyprowadziła się z domu, pojechała na studia. Nie do końca chyba zrozumiała jaką szkodę wyrządziła wielu ludziom, bo płakała matce w mankiet, że swoje życie zawaliła.
Brzmi troszkę, jak telenowela, ale to wyjątkowo mądry i wartościowy film. Mam nadzieję, że zostanie kiedyś wydany na DVD.
Pozdrawiam :)