"Ziemia żywych trupów" to całkiem dobry horror. W konwencji przypomina wielką, słynną produkcję tego samego reżysera z 1978 roku, tj. "Świt żywych trupów". W "Ziemi żywych trupów" akcja dzieje się nocą w wielkim mieście, w którym grasują zombi kąsający żywych mieszkańców. Są tam też żołnierze usiłujący przejąć kontrolę nad społeczeństwem w sytuacji anomii, bezprawia i chaosu, a także gangsterzy, politycy i zwykli mieszkańcy. Trzeba zauważyć, że na tle krwawych wydarzeń z udziałem zombi udało się w tym filmie poruszyć kilka innych, interesujących zagadnień o charakterze społecznym, np. terroryzm, korupcję władzy, przestępczość, które mogły być powiązane z istniejącymi nierównościami i podziałami w społeczeństwie. Film nie jest nudny, a jego scenariusz jest na tyle ciekawy, że odnosi się wrażenie, iż kończy się on za szybko, bo po niespełna 90 minutach. Można by się natomiast spodziewać, że film jeszcze potrwa ze 2 godziny. Zakończenie jest dziwne. Sugeruje ono raczej, że krwawa historia o zombi zagrażających miastu i światu będzie kontynuowana. Na uwagę w tej produkcji zasługują również świetne efekty specjalne. Ponadto, jak się okazuje w tym filmie, zombi także podlegają prawom ewolucji (uczą się strzelać, pływać, korzystać z narzędzi czy porozumiewać niewerbalnie między sobą).
Jednym słowem "Ziemia żywych trupów" to wspaniały powrót George'a Romero - mistrza horroru. Jest to pozycja obowiązkowa w kolekcji każdego fana kina grozy.