Obok Ennio Morricone, który tworzy muzykę o nieco innym gatunku, do zupełnie różnych filmów, od ilustrowanych przez pana Bernarda. Bardzo też cenię Jerry'ego Goldsmitha i Johna Williamsa i również jego twórczość jest jakby z innej "bajki", z innego "działu". Moja wyjątkowa sympatia dla muzyki Herrmanna wynika też na pewno z mojego gustu filmowego, a muzyka przecież jest, jak najbardziej, dopasowana do akcji filmu.
W "Obywatelu Kanie" jest pewna scena, ogromnie dramatyczna i jednocześnie kluczowa dla całego filmu. Mowa oczywiście o sankach w ogniu. Muzyka Herrmanna w tej scenie w sposób genialny podkreśla cały jej dramatyzm i ogromny ładunek zawartych emocji. Nie wiem jak Herrmann to zrobił, ale to co przekazał poprzez muzykę dało wstrząsający efekt. Scena z płonącymi sankami bez muzyki Herrmanna nie byłaby tak wielka. I to jest właśnie potęga muzyki filmowej.