James Stewart, Marlon Brando, i Robert De Niro lepsi, choć i tak Fonda jest rewelacyjnym aktorem. Dziś nie wielu jest aktorów którzy umieją grać z taką klasą.
Co do Stewarta to bym polemizował. Oczywiście jest to aktor, który zasłużył się dla kina bez wątpienia, natomiast strasznie irytuję mnie jego pretensjonalność w grze aktorskiej. Podchodzę bardzo sceptycznie co do kina lat 30-50.
W czym De Niro lepszy od Fondy? Chyba w drętwocie, bo z pewnością nie w aktorstwie. Fonda prezentował znacznie wyższy poziom gry aktorskiej. Do samego końca był wspaniały ("Nad Złotym Stawem"). De Niro stracił wyczucie w doborze ról i zgasł dawno temu. Fonda potrafił godnie pożegnać się z kinem. De Niro pewnie dalej będzie grał w durnych sensacyjniakach i komediach ze Stillerem.
Dla mnie De Niro to jeden z lepszych aktorów. Ok obecnie nie gra w takich filmach jak kiedyś ale talentu aktorskiego nie można mu odmówić. Po za tym nie ma drugiego takiego co umiał by się tak super wcielić w rolę gangstera jak on.
De Niro jest wielkim aktorem, ale Fonda także nim był. W moim odczuciu, Henry jednak jest większym mistrzem. Dla mnie np. Pacino jest lepszy od De Niro, że już nie wspomnę o największym z największych amerykańskich aktorów czyli Nicholsonie. Gangsterskie kino oczywiście na Filmwebie posiada wielu dozgonnych miłośników i od niepamiętnych czasów znajduje się w szczytowej formie. Mnie ta tematyka obchodzi mniej, ale nie zamierzam kwestionować wielkości De Niro, ponieważ Robert zrobił bardzo wiele dobrego dla kina.
De Niro, Brando, Fonda to moim zdaniem święta trójca jeśli chodzi o aktorów. Uwielbiam Al'a, do czasu jak nie widziałem filmów z De Niro. Al jest rewelacyjny, ale bez takich, że lepszy niż De Niro.
Nie sądzę, że obecne wyczyny jakoś go umniejszają, w końcu i tak ma najlepszą filmografie w historii amerykańskich aktorów.
frycek owszem świetnie gra ale klasę pokazał u leone w roli franka scena jak wiesza gościa a henry jest brudny i sie choro śmieje to jest coś pięknego!
Fonda na pewno pokazałby wiele więcej, ale na początku miał lata 50., czyli mnóstwo filmów lekkich, łatwych i przyjemnych z tańcem w tle, przez które filmy poważniejsze musiały się przebijać z trudem. Dodatkowo era westernów, która też nie dawała możliwości pełnego ukazania kunsztu aktorskiego oczywiście do czasu, gdy westerny zostały "urealnione" i mamy rolę Franka oraz w Nazywam się Nobody u Leone.
De Niro miał szczęście trafić na falę młodych reżyserów, którzy odmienili kino i Hollywood. Rola w "Ojcu Chrzestnym 2" to majstersztyk.
Jednak wielu ludzi pisze de Niro to kino gangsterskie. Zobaczcie w takim razie "Króla Komedii" - takiej roli nie miał, ani Brando, ani Pacino - można powiedzieć de Niro z zupełnie innej beczki. Rola w "Misji" i zbudowanie z drugoplanowej roli w Jackie Brown.
Fakt faktem, że de Niro za bardzo stał się biznesmenem i zaczął szukać pieniędzy w kasowych filmach w latach 90. a już szczególnie w XXI wieku. Pacino, jednak nadal szuka aktorskich wyzwań.
Z drugiej strony Fonda miał to coś, tak jak Brando. Coś, co sprawia, że przy pojawieniu się na ekranie w odgrywanej roli po prostu przyćmiewają wszystkich aktorów i zawłaszczają film. Widać to w drugoplanowych rolach, choćby Fonda rolą Franka w "Dawno temu na Dzikim Zachodzie" a Brando w "Czasie Apokalipsy".