Jak dla mnie pierwsza i ostatnia jego genialna i niezapomniana rola filmowa, inne caligule i reszta b-klasowych ról jego już cieniutka. Oczy ma ładne.
oczy, oczy...
utkwiło mi w pamięci jego spojrzenie, kiedy to jechał swoim wspaniałym Durango 95 (który tak wspaniale przecież mruczał)!
'pured away real horrorshow..' ;p no ba, że ładne oczy.
Alex to postać genialna, ale .. postać Micka Travisa dorównuje mu kreacyjnie. Trudniej zagrać everymana. Everymana w filmach surrealistycznych i to tak, jak zrobił McDowell tym bardziej. Rola Kaliguli też jest wybitna, choć film to takie dziwadło-ciekawostka (niemniej jednak więcej wspólnego ze Starożytnym Rzymem ma niż te wszystkie 'Gladiatory' ;p). Po prostu klasa aktor!
Warto jeszcze wspomnieć świetną, udowadniającą wszechstronność McDowella roli w "Sylwetkach na horyzoncie" (skąd inąd, perełka, a rzadko kto to teraz zna). Kojarzony głównie z rolami psychopatów aktor doskonale się odnajduje ;)