Recenzja filmu

Powrót króla Rock and "Rulla" (1991)
Don Bluth
Elżbieta Jeżewska
Glen Campbell

Żeby zapiał złoty kur...

Na samym początku wypada chyba wyjaśnić tytuł. Polskie tłumaczenie - "Powrót króla rock'n'rulla" - jest wyjątkowo niefortunnym rozwiązaniem nieprzetłumaczalnej gry słów. Cock-a-doodle jest bowiem
Na samym początku wypada chyba wyjaśnić tytuł. Polskie tłumaczenie - "Powrót króla rock'n'rulla" - jest wyjątkowo niefortunnym rozwiązaniem nieprzetłumaczalnej gry słów. Cock-a-doodle jest bowiem onomatopeją oznaczającą "kukuryku", natomiast rock-a-doodle sugeruje w tym rock'n'roll (i tym tytułem będę się posługiwał). Bajka jest zresztą bardzo ciekawa. Już sama fabuła jest interesująca, ponieważ film posiada dwie równoległe linie akcji, podobne do tych w "Niekończącej się opowieści". Pierwsza część, aktorska, opowiada o małym chłopcu, Edmondzie, mieszkającym na zalewanej deszczem farmie, który zachorował i w tajemniczy sposób przeniósł się, jako mały kociak, do bajkowego świata równoległego. Ale tam też nie dzieje się najlepiej. Do niedawna mieszkające tam zwierzęta wierzyły, że ich szczęście zależy od sprowadzającego Słońce koguta, Chanticleera. Jednak kochający noc Wielki Książę sów sprytnie ich oszukał i niepotrzebny kurak poszedł do miasta. Ku uciesze Księcia (genialny Plummer) Słońce przestało wschodzić, nastała ciemność, burze, "płacz i zgrzytanie zębami", a zwierzętom zostały już tylko resztki latarek. Na razie jednak odpędzają sowy, a Edmond ze skromną ekipą wyrusza do miasta odnaleźć Chanticleera. Nie jest to jednak proste, gdyż Książę wystawił kogucika lokalnemu muzycznemu bossowi, który zamierza zbić na nim górę złota. Dwutorowa, dynamicznie prowadzona narracja bez wątpienia należy do zalet filmu, a i podobieństwo obydwu wątków dodaje specyficznego klimatu. W animacji widać też ostrzejszą, brytyjską rękę. Ekipa dzielnych bohaterów jest interesująca, bo jest ciekawie animowana i składa się z normalnych postaci: strachliwych, kłótliwych i ogólnie bardzo "ludzkich". Znakomicie też wykorzystano możliwość animacyjnych przerysowań. Nawet na takim starym mieszczuchu jak ja kontrast wieś-miasto zrobił olbrzymie wrażenie. Miasto w "Rock-a-doodle" to bowiem autentycznie zgniły moloch jak w najlepszych filmach noir: bezduszne wieżowce, szalone imprezy, łatwe kobiety, korupcja i gruby, cuchnący szef Chanticleera. Animatorzy uczepili się naprawdę wszystkiego i stworzyli znajomą nam wszystkim metropolię. Sam Książę też jest postacią na wskroś współczesną: kłamie, spiskuje, szpieguje Edmonda (świetna scena wysłania sówki), kombinuje. Wielki Książę wart jest zapamiętania jeszcze z jednego powodu - kapitalnego dubbingu w wykonaniu Kanadyjczyka Christophera Plummera dysponującego naprawdę ponurym, niskim głosem. Ale sam dubbing to nie wszystko, świetna jest również kreacja tej postaci. Sam wybór zwierzęcia do personifikacji jest znakomity, sówki co prawda da się jeszcze lubić, ale olbrzymie, drapieżne puchacze już raczej nie. A jeśli i to komuś nie przeszkadza, to Książę ma dodatkowo odrażającą prezencję: połączenie manier krwawego tyrana z ponurą, gotycko-wagnerowską stylizacją. Śmiem nawet twierdzić, że aż do znakomitego Skazy Ironsa jest to najlepszy "szwarc-charakter" animacji, a i z tą postacią może się równać. "Rock-a-doodle" ma też jeszcze jeden walor: świetną muzykę. Musical nie należy i raczej nie będzie należał do moich ulubionych gatunków, ale tutaj piosenki zostały świetnie wplecione w akcję, nie ma ich za dużo i nie rwą narracji, wręcz przeciwnie. Większość wykonuje (stylizowany na Elvisa) Chanticleer i jest to, ku mojej uciesze, repertuar rock'n'rollowy (i to raczej Rolling Stones niż The Beatles!), do tego przy świetnej choreografii. Ale jest też przebój Księcia i to trzeba zobaczyć żeby zrozumieć - Książę wykonuje na starych, wielkich organach słynną melodię z horrorów i porażającym głosem Plummera śpiewa, że już zaraz zajmie farmę i zniszczy mieszkańców. Nietypowe dla animacji przedstawienie bohaterów, muzyka czy tempo powodują tylko wzrost sympatii dla całej produkcji i widz aż sam chce, żeby Chanticleer wrócił i przywrócił Słońce. Żeby to się jednak stało, musi sobie przypomnieć jak się pieje, a wcześniej musi zostać zabrany z miasta, a żeby to zrobić, Edmond musi wykazać się olbrzymią odwagą. Walor dydaktyczny jest olbrzymi i nawet jeśli trochę przesadzony, to parafrazując jednego z bohaterów "Pulp Fiction": "przynajmniej świetnie przesadzony".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones