Recenzja wyd. DVD filmu

Ghost Rider 2 (2011)
Mark Neveldine
Brian Taylor
Nicolas Cage
Violante Placido

Jeździec z przeszłości...

Ekranizacje komiksów rządzą. Jest ich tak wiele i są tak zróżnicowane, że każdy pewnie znajdzie wśród nich coś dla siebie. Ostatnimi czasy szczególną popularnością cieszą się te, które są dumne
Ekranizacje komiksów rządzą. Jest ich tak wiele i są tak zróżnicowane, że każdy pewnie znajdzie wśród nich coś dla siebie. Ostatnimi czasy szczególną popularnością cieszą się te, które są dumne ze swojego komiksowego rodowodu i dopieszczają atrakcyjność przedstawiania superbohaterów do granic możliwości ("Thor", "Avengers") lub te, które starają się być realistyczne jak to tylko możliwe i bardzo poważnie podchodzą do rzeczywistości, jak i ratujących świat herosów ("Watchmen", "Mroczny Rycerz"). W tym całym towarzystwie jakimś cudem nie wiadomo skąd pojawił się sequel "Ghost Ridera", którego do żadnej z powyższych kategorii zaliczyć nie można.

Podczas seansu odczuwa się swoistego cofnięcia się w przeszłość o dobrych kilkanaście lat i to niestety zarówno w pozytywnym jak i negatywnym sensie. Nie ma co ukrywać, że największą bolączka filmu jest fabuła. Scenarzyści oklepali ją najmocniej, jak tylko się dało. Temu, kto nie oglądał, nie chcę psuć i tak wątpliwej zabawy, aczkolwiek wspomnę, że bardzo podobny wątek był w "Constantinie", z tą różnicą, że tam występował w bardziej demonicznej wersji.
A teoretycznie można było się spodziewać dobrej historii, odpowiadał za nią przecież David S. Goyer, człowiek, który rozpoczął erę superbohaterów w kinach trylogią "Blade'a". Niestety, od roku 1998 minęło sporo czasu i jeszcze więcej ekranizacji komiksów, więc współcześnie po tego typu filmach spodziewa się czegoś więcej niż sztampowej walki dobra ze złem. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że scenariusz "Ducha zemsty" jest jeszcze bardziej prostacki niż skrypt do "Wiecznego łowcy", choć oba utrzymane są w podobnym klimacie.

W moim skromnym zdaniu popisali się za to aktorzy, przynajmniej ci odtwarzający pozytywne postacie. Zdaję sobie sprawę, jak kontrowersyjna to kwestia, ale dla mnie Nicolas Cage zagrał świetnie. O ile oczywiście ogląda się film w domu, bo w kinie i ja przez ten rozmazany obraz nie byłem w stanie dostrzec jego psychodelicznej mimiki. A Nick naprawdę się stara. Jego chichot, konwulsyjne ruchy i sarkastyczne teksty, w których nabija się z tej sztampowej fabuły to jedna z największych zalet filmu. Udanie partneruje mu Idris Elba, który jest przyjemnym degeneratem. Dodatkowo pewnie niejednemu miłośnikowi "Nieśmiertelnego" na twarzy pojawi się uśmiech na widok dawno niewidzianego Christophera Lamberta. Szkoda, że nie dostał więcej czasu na ekranie. Niestety, cenne minuty filmu zmarnowano na pokazywanie czarnych charakterów, którzy podobnie jak w "Punisher: War Zone" są tak pozersko źli, że aż męczący. I nawet po przemianie Carrigan (nie licząc motywu z jedzeniem) wciąż wydaje się sztuczny, a nie prawdziwie szalony i zły. W dobie Jokera i Lokiego antagoniści z recenzowanego filmu są po prostu śmieszni.

I jedyną innowacją są faktycznie, jak wspominano w filmach opowiadających o produkcji, bardzo dynamiczne ujęcia scen akcji, zwłaszcza przy pościgach na motorach. Tylko co z tego, skoro jest ich zaledwie kilka? W takim gatunku filmu i z taką fabuła potrzeba zdecydowanie więcej akcji. Sam jako miłośnik motorów żałowałem, że nie dane było zobaczyć więcej tych maszyn w akcji. W końcu piekielny cruiser to jeden z głównych atrybutów tytułowego bohatera, który w tym filmie został o niebo lepiej ukazany niż w pierwszej części. Do efektów specjalnych zresztą nie sposób się przyczepić, a już ukazanie stopniowych przemian to czysta poezja. Sposób kręcenia w ogóle jest charakterystyczny dla reżyserów - Neveldine'a i Taylora, więc jak komuś nie podszedł "Gamer" i "Adrenalina" to od "Ghost Ridera" również będzie bliski ataku epilepsji.

Dużo dobrego napisałem, bo recenzowany obraz nie jest zły. Myślę, że "spóźniony" to najlepsze dla niego określenie. Gdyby trafił do kin co najmniej 10 lat wcześniej, byłby pewnie przebojem. Twórcy nie przemyśleli do końca, czy robią film na serio, czy dla zgrywy i wyszło coś takiego trochę pomiędzy. Tym niemniej przy piwie, kumplach i dobrym żarciu to typowe kino klasy B idealnie nadaje się do oglądania. Zwłaszcza, że na DVD nie ma już tego rozmytego obrazu co w kinie.

Śmierć 3D i chwała Nicolasowi Cage'owi.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzent uczy się całe życie. Do tej pory wydawało mi się, że twarz Nicolasa Cage'a – przypominająca... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones