Recenzja wyd. DVD filmu

Jak daleko stąd, jak blisko (1971)
Tadeusz Konwicki
Andrzej Łapicki
Alicja Jachiewicz

Konwicki jak świat

Jeżeli istnieje w polskim kinie jakiś reżyser prawdziwie indywidualny, to jest nim Tadeusz Konwicki. Ci, którzy nie mieli dotąd szansy zetknąć się z jego twórczością,  mają właśnie niepowtarzalną
Jeżeli istnieje w polskim kinie jakiś reżyser prawdziwie indywidualny, to jest nim Tadeusz Konwicki. Ci, którzy nie mieli dotąd szansy zetknąć się z jego twórczością,  mają właśnie niepowtarzalną okazję. Na rynku ukazał się box z trzema filmami twórcy "Ostatniego dnia lata". Znajdują się w nim "Dolina Issy", "Lawa" oraz głośne "Jak daleko stąd, jak blisko", jeden z najbardziej niezwykłych filmów w historii polskiej kinematografii. Powstały w 1971 roku obraz nigdy nie doczekał się szerszej dystrybucji. Mimo osobistego zaangażowania dyrektora festiwalu w Cannes nie chciano wypuścić go też za granicę. Finalnie więc ten formalnie rewolucyjny film znany był przez długi czas wyłącznie grupce upartych miłośników. Tadeusz Lubelski, znawca twórczości Konwickiego, pisał, że reżyser "przedstawił oryginalną, nie mającą odpowiednika w kinie światowym próbę eseju autobiograficznego". Film pozbawiony tradycyjnie rozumianej akcji czy czasowej chronologii utrzymany jest w konwencji snu głównego bohatera (Andrzej Łapicki), w którym poznajemy meandryczną historię jego życia: dzieciństwo na Wileńszczyźnie, echa wojennej traumy, ważne postaci, nieodkupione grzechy, z których największym jest zabójstwo pewnego człowieka. Poczucie winy za to wydarzenie powraca w filmie jak refren i stanowi siłę napędową tej osobliwej filmowej spowiedzi. Bohater spotyka widma z przeszłości, próbuje naprawić to, co kiedyś zniszczył (lub tak mu się wydaje), przeżyć to raz jeszcze: naprawić relację z ojcem, uratować chłopaka, którego zagarnął holocaust, wyznać miłość kobiecie, która zginęła w powstaniu, spróbować raz jeszcze zakochać się w żonie. Tę pozornie chaotyczną estetykę snu Konwicki ilustruje, używając tak różnych filmowych środków, jak: reportaż, fabularyzowane retrospekcje, publicystyczne relacje z epoki (polscy Żydzi opuszczający kraj w 1968 roku), a nawet fragmenty cudzego filmu ("Święta Rodzina" Stanisława Latałły). Mimo tej mozaikowej konstrukcji film ani przez chwilę nie popada w chaos, pozostając przejmującym obrazem podróży do własnej podświadomości, wyznaniem win i odsłonięciem się artysty, pozbawionym jednak cienia ekshibicjonizmu. Konwicki debiutował w okresie rozkwitu Szkoły Polskiej, nigdy jednak nie przyjął jej estetyki, obrał własną, osobną drogę wiwisekcji narodowych mitów. Że była to decyzja dla kina brzemienna w skutki, każdy może się teraz przekonać sam. Warto zanurzyć się w osobny świat Tadeusza K.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones