Recenzja filmu

Robot i Frank (2012)
Jake Schreier
Frank Langella
James Marsden

Niedaleka przyszłość, starzejący się były złodziej i robot

Schreier lekko trąca widza w stronę subtelnego zastanowienia się nad tym, jak rzeczy, które pozwalają nam się rozwinąć i mają wpływ na nasz postęp, mogą nas na stare lata po prostu złamać. I
Filmy przerabiające temat dojrzałego wieku dość często zmierzają w kierunku sentymentalności i smutku. Łagodnie wkraczający w przyszłość, debiut Jake Schreiera znajduje idealnie wyważony środek, plotąc naiwność i dziecięcość wprost z kina indie z dorosłymi spostrzeżeniami na temat pamięci i starości. Nawet kiedy historia zaczyna się robić troszkę naciągana, swobodnie prowadzący widza Frank Langella, w parze ze scenariuszem naładowanym kilkoma niespodziankami sprawia, że film jest czymś więcej niż coś, co wyglądało na typowego średniaka i Miłość dla mięczaków.
Langella to Frank, starzejący się 70-latek, bez przyjaciół, nad którym rutyna emeryta powoli przejmuje kontrolę. Tak starczy, że nie potrafi zauważyć kisnącego mleka, w sumie ledwo zauważa, jak kiśnie jego życie. Tylko połączenia na Skypie z jego córką (Liv Tyler), wizyty u lokalnej bibliotekarki (Susan Sarandon) i drobna kradzież powoduje, że w jakiś sposób Frank jest ciągle aktywny. Robot odgrywa rolę mechanicznego służącego, którego bohater otrzymał w prezencie od syna (James Marsden) do pomocy z codziennymi obowiązkami. Jest użyty przez scenarzystę do powtórzenia filmowego schematu typu "buddy-movie" – mężczyzny z obumierającą duszą, wskrzeszonego przez niezwykłego bohatera.

Pomimo 50 lat doświadczenia w zawodzie Frank Langella ma zadziwiająco mały bagaż. Większość kojarzy go pewnie z nominacji do Oscara za jego rolę skompromitowanego Prezydenta Stanów Zjednoczonych w filmie Frost/Nixon. Starsi widzowie pewnie kojarzą go z dość przeoczonej roli głównego bohatera w Drakula z 1979 roku. Poza tym, Langella raczej nieśmiało podchodził do pokazowych ról, stawiając grę w teatrze ponad kino i trzymając się z daleka od pierwszoplanowych bohaterów w filmie. To właśnie sprawia, że jest idealny w tym pomysłowym, zaprawianym kroplą goryczy dramacie o człowieku, który ma w sobie dużo ukrytej głębi.

Co jest ciekawe dla filmu o pozorach, Robot i Frank sprawia nieodparte wrażenie, że ma miejsce w niedalekiej przyszłości tylko po to, by można było skonfrontować Robota (któremu w uspokajający sposób oddaje głos Peter Sarsgaard) z jego własnym przeświadczeniem o podążaniu zaprogramowaną ścieżką. Prócz naszego drugoplanowego bohatera jest tutaj naprawdę mało, by mówić o sci-fi. Samochód typu smart, prawdopodobnie elektryczny, który śmiga po przedmieściach Nowego Jorku albo zaawansowana wersja Skype, która pozwala na użycie dużej plazmy w trakcie rozmowy. Reszta jest już od dawna zakorzeniona w naszym teraźniejszym świecie – starzenie się i brak jakiegokolwiek sposobu na zatrzymanie tego procesu. 
Film odkrywa karty tak jak Odlot z technologią zapożyczoną z WALL·E, więc zgryzota i zobojętnienie Franka wobec jego codziennego pomagiera nie zadziwia. Mimo tego zachowania robot powtarza cliché gatunku wyskakując ze zdaniami typu: It’s time for your enema. Zdanie sobie sprawy Franka, że Robot jest w stanie pomóc w odnowieniu jego kariery złodzieja trochę miesza przyzwyczajeniami gatunku. Te stają się jeszcze bardziej zakręcone, gdy okazuje się, że para stawia sobie na cel młodych, pnących się w górę przedstawicieli wolnego zawodu, którzy mają zamiar troszkę ‘odnowić‘ ulubioną bibliotekę Franka.

Pamięć naszego głównego bohatera zmienia się w przemoczony pampers i naprawdę nie powinien mieszkać sam. Jest zabawnym, cynicznym gościem, który o wiele łatwiej zdobywa naszą sympatię niż jego nudny, zajęty biznesem syn albo kompletnie zakręcona córka. W swoim androidowym kompanie Frank nie widzi mechanicznego partnera/niewolnika, który ma mu w pewien sposób ułatwiać życie podczas nadchodzących jeszcze starszych lat i mordęgi z nimi związanymi. Widzi w nim coś zupełnie innego - perfekcyjnego wspólnika. Kogoś komu nie puszczają nerwy w ostatniej chwili napadu, kogoś kto nie zostawia odcisków palców, kogoś kto może dać nową szansę na starość znudzonemu Frankowi.

Robot i Frank jest rzadkim filmem z morałem, a nie zwykłą, słodką przypowieścią jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Jest z początku radosnym, lecz później troszkę wywrotowym wywodem na temat ujmującego i pokornego charakteru starzejącego się złodzieja. Ostrożnie przekracza oczekiwania, głównie ze względu na przebiegłego, ale jednocześnie smutnego bohatera.

Schreier lekko trąca widza w stronę subtelnego zastanowienia się nad tym, jak rzeczy, które pozwalają nam się rozwinąć i mają wpływ na nasz postęp, mogą nas na stare lata po prostu złamać. I patrząc przez pryzmat jego debiutu, naprawdę mu się to udaje.  
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Znacie ten obrazek? Mam na myśli jedną z tych scenek, które podsuwa nam Życie, kiedy już nie ma pomysłów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones