Recenzja filmu

W paszczy szaleństwa (1994)
John Carpenter
Sam Neill
Jürgen Prochnow

Rzeczywistość nie jest już tym, czym była kiedyś

Recenzja "In the Mouth of Madness" jest jak na mnie nietypowa - bowiem zajmuję się tutaj jednym z moich ulubionych filmów (naturalnie, ulubiony to nie to samo, co wybitny. Ani nawet bardzo
Recenzja "In the Mouth of Madness" jest jak na mnie nietypowa - bowiem zajmuję się tutaj jednym z moich ulubionych filmów (naturalnie, ulubiony to nie to samo, co wybitny. Ani nawet bardzo dobry). Postaram się uniknąć piania z zachwytu, ale zawsze istnieje ryzyko, mało, jest niemal pewne, że powstanie coś, co nazywam "pulp recenzją" (czyli recenzją napisaną przez fana filmu, polegającą na bezkrytycznym wychwalaniu go pod niebiosa i uporczywym przekonywaniu czytelnika, że recenzowany film jest absolutnym arcydziełem), czyli typowym materiałem napisanym przez recenzenta-amatora, piszącego o "Pulp Fiction". Albo o "Fight Club", albo o "Lord of the Rings". W pewnym momencie można uznać, że recenzent masturbuje się, oglądając recenzowany film, zamiast uczciwego pornosa z biczami, lateksowymi gorsetami i karłami. Celem tej recenzji jest tak naprawdę pokazanie, dlaczego recenzent powinien wbić sobie widelec do mięsa w udo, gdy tylko najdzie go ochota na recenzowanie lubianego obrazu. "In the Mouth of Madness" jest tytułem książkowego horroru, którego autor, Sutter Cane - znany również jako Jurgen "Das Boot" Prochnow - zaginął. Zaginął jeszcze przed wydaniem tytułowej powieści, a do wydawnictwa przesłał jedynie kilka pierwszych rozdziałów. Wydawnictwo zdążyło na pniu sprzedać prawa do ekranizacji, poza tym Cane jest krową znoszącą złote jaja... Kura, krowa, wszystko jedno - wydawnictwo chce dostać resztę powieści albo otrzymać na pokrycie swych strat odszkodowanie z firmy, w której ubezpieczony jest Das Boot. Do akcji wkracza Sam Neill w roli detektywa Trenta - ma się dowiedzieć, co stało się z bestsellerowym autorem horrorów, no i czy przypadkiem całe to zamieszanie nie jest zwykłym kantem ubezpieczeniowym. Już na początku Trent odkrywa, że okładki kolejnych powieści Cane'a zawierają elementy mapy, prowadzącej do miasteczka Hobb's End. Sęk w tym, że Hobb's End jest miejscowością fikcyjną, a mapa teoretycznie prowadzi w szczere pole. Trent zostaje wysłany do hipotetycznego Hobb's End, a żeby w drodze mu się nie nudziło, jedzie z nim kobieta zatrudniona w wydawnictwie - taki mały gest, symbolizujący całkowity brak wzajemnego zaufania. Na miejscu okazuje się, że... Cóż, powiem tak: fikcja może wpływać na rzeczywistość, a dostatecznie silna wiara może uczynić fikcję rzeczywistością... a twórcę fikcji kimś na kształt boga (krótko mówiąc, jest to spełnienie marzeń chyba każdego pisarza). Opowieść zawiera w sobie to, co w horrorach lubię - nie do końca przewidywalną intrygę, siekiery, opętanie, wszechobecne zło, czające się pod cienką warstwą normalności szaleństwo, zacierające się granice między rzeczywistościami, w miarę udanych bohaterów - nawet, jeśli są zbyt sztampowi, efekty w starym, lalkarskim stylu, charakterystyczną muzykę podczas napisów początkowych i końcowych... No i odniesienia do starego, poczciwego Cthulhu i jego sympatycznych macek. Do tego takie lekkie i niewymagające tematy, jak natura rzeczywistości i wiary. Zanim, jak typowy recenzent-amator znajdę we własnych spodniach erekcję, zastopuję chwalenie. Wady film też ma, do tego zadziwiająco liczne. Niewyjaśniony motyw z Trentem malującym na sobie i ścianach czarne krzyże, Trent jako detektyw jest ortodoksyjnie szablonowy, idiotyczny pomysł z mapą z okładek (bo jak niby dopasować te puzzle do prawdziwej mapy), nudne sceny dojeżdżania nocą do Hobb's End i przesadzone deja-vu przy próbach opuszczenia miasta, Trent jakoś dziwacznie tracący nad sobą kontrolę i nieprzekonująco wpadający w obłęd, fatalnie skonstruowana postać Styles... Ktoś nie darzący tego filmu moją sympatią zapewne mógłby jeszcze długo wyliczać - ale ten brak sympatii najprawdopodobniej wynikałby z naturalnego wstrętu do horrorów, zatem nie należy się tym kimś specjalnie przejmować. Tym bardziej, że w miarę oglądania filmu można odnieść wrażenie, że część wymienionych przeze mnie wad jest wprowadzona do obrazu naumyślnie (no, poza tym malowaniem krzyży. To za cholerę nie chce pasować do całości i całe uwielbienie, jakim można darzyć horror tego nie zmieni). Mógłbym jeszcze wykorzystać niezawodny atut w arsenale krytyka: odtwórczość. Niemal wszystkie elementy horroru w filmie już skądś znamy. Zmieniający się obraz na ścianie, opętane dzieci, nieistniejące na mapie miasto, z którego nie da się wyjechać, ludzie zmieniający się w potwory - wszystko to już było, jeśli nawet niekoniecznie w filmach, to w powieściach Kinga, Barkera, czy nawet Jonathana Carrolla (zresztą, cały film bardziej przypomina "Krainę Chichów", niż na przykład "To!"). I choć ten argument zawsze jest dobry i uzasadniony - tutaj znowu można zastosować linię obrony, polegającą na przypomnieniu krytykowi, że ostatecznie "In the Mouth of Madness" jest filmem o książkowych horrorach stających się rzeczywistością, zatem ta wtórność ma po prostu spotęgować wrażenie, że książkowe wątki są czymś więcej niż tylko wytworem chorej wyobraźni pisarza. Oj, za bardzo zbliżyłem się do granicy "pulp recenzji". Zanim pogrążę się do końca, nieodwracalnie przekraczając wspomnianą granicę, przejdę do podsumowania: "In the Mouth of Madness" jest jednym z bardziej udanych horrorów, niewykluczone, że najlepszym filmem Carpentera (zaraz po „The Thing”), a mimo starzejących się efektów specjalnych i pewnych niedociągnięć - wciąż pozycją godną uwagi, miłą odtrutką na odmóżdżające "Piły", niestraszną "Dark Water", śmiertelnie nudne "1408"... Mówiąc krótko - "In the Mouth of Madness" to kawał rzetelnego, horrorowego rzemiosła. I dlatego nie należało pisać tej recenzji - jest przeciwieństwem omawianego filmu: nieciekawa, nierzetelna i nieprofesjonalna.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Lata 90. nie były łaskawe dla Johna Carpentera. Okres chwały, jaką przyniosły mu "Halloween", "Mgła",... czytaj więcej
W drugiej połowie lat 80. John Carpenter, twórca często określany mianem "mistrza horroru", zaczął... czytaj więcej
Jest to jeden z moich ulubionych horrorów, który straszył mnie, jak miałem "naście" lat. Niedawno... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones