Recenzja filmu

Zwierzęta nocy (2016)
Tom Ford
Amy Adams
Jake Gyllenhaal

Dopóki śmierć nas nie rozłączy

Można się śmiać, że Tom Ford stworzył kolejny film "szyty na miarę". Jest w tym jednak 100% prawdy. 
Czerwień. Krwista, ciepła czerwień wypełnia ekran, a zaraz potem ukazują się oczom widzów cztery rozebrane kobiety. I to bynajmniej nie pierwszej młodości, lecz z dużą nadwagą i wielkimi, obwisłymi piersiami, bawiące się sporymi wałkami tłuszczu, spowijającymi ich brzuchy. Taneczne ruchy pań, wyświetlane na telebimach, przyciągają wzrok podczas wernisażu w galerii sztuki głównej bohaterki. Śmietanka towarzyska na ekranie przechadza się wśród otyłych ciał z drinkami w wymanikiurowanych dłoniach, podczas gdy ostatni spóźnieni widzowie w popłochu wchodzą do sali kinowej.


Tom Ford miał przed sobą ogromnie trudny sprawdzian: drugi film. Człowiek renesansu, jakim niewątpliwie można nazwać 55-latka, jako reżyser zadebiutował w 2009 roku perfekcyjnym "Samotnym mężczyzną" ("A Single Man"). W tym filmie idealne było wszystko: począwszy od głównego bohatera (pełnego klasy Colina Firtha w jego bezsprzecznie najlepszej roli), przez dopracowaną w każdym szczególe stronę wizualną filmu oraz muzykę Abla Korzeniowskiego, uzupełnioną kilkoma cudownymi utworami, skończywszy na świetnym scenariuszu. Cacko.

Choć elementy pozostają te same, nie oczekujcie powtórki tamtego klimatu idąc na "Zwierzęta nocy".

"Daleko mi do perfekcji!" - zarzeka się w jednej ze scen Susan (Amy Adams). "To, że tak myślisz, dowodzi tylko, że właśnie taka jesteś" - słyszy w odpowiedzi. I jak na potwierdzenie słów jej byłego męża Edwarda (Jake Gyllenhaal), zostajemy uraczeni obrazem zimnej perfekcjonistki. Niewinne rozcięcie palca, powstałe przy otwieraniu przesyłki, jest jednak niczym rysa na idealnym obrazie kobiety sukcesu. A że pakunek zawiera powieść dedykowaną Susan i o nazwie pochodzącej od jej przezwiska (odnoszącego się do bezsenności, na którą cierpi), przeczuwamy, że niebawem pani domu przestanie być kryształowa. Spełnienie zawodowe, idealne małżeństwo, nowoczesny dom, o którym każdy mógłby marzyć - sens tego wszystkiego zostanie postawiony pod znakiem zapytania. Gdy Susan zakłada okulary, przypominające te noszone przez głównego bohatera w debiucie Toma Forda, i przystępuje do nocnej lektury "Zwierząt nocy", ze skąpanego w blichtrze Los Angeles przenosimy się do zachodniego Teksasu: pełnego pustynnych krajobrazów, brutalności, bezprawia i... nawiązań do pierwszego małżeństwa bohaterki. Gra w sobowtórów w tej opowieści o zbrodni i karze przywołuje skryte głęboko wspomnienia zakończonego przed 19-stoma laty związku.



"Nocturnal Animals" to kolejna ekranizacja w dorobku Toma Forda. Tym razem projektant wziął na warsztat powieść o szkatułkowej strukturze pt. "Tony i Susan" Austina Wrighta. Na jej podstawie stworzył mieszankę dramatu, thrillera i kina zemsty, doprawioną inspiracjami mistrzami kina: Hitchcockiem, Peckinpahem, Lynchem czy Almodovarem. Scenariusz obfituje w pełne szczerości dialogi oraz aluzje i szczegóły, które tylko do pewnego stopnia wychwyci uważny widz podczas pierwszego seansu. Choć akcja rozgrywa się na trzech płaszczyznach, nie ma się problemu z uporządkowaniem przeskoków (jak np. przy "Prostej historii o morderstwie" Jakubika), a Ford pamięta o odrębnościach każdej z portretowanych rzeczywistości. Ten film jest jak puzzle: pochłaniające bez reszty, wymagające spostrzegawczości, angażujące i dostarczające idealnie tyle elementów, ile potrzeba - dokładnie tak, jak zapowiadają wyklejankowe character posters filmu.

Można się śmiać, że Tom Ford stworzył kolejny film "szyty na miarę". Jest w tym jednak 100% prawdy. Sama lista instytucji, którym reżyser dziękuje w napisach końcowych, robi imponujące wrażenie. Strona wizualna filmu powala na kolana: co drugi kadr można byłoby oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. Klucze do zrozumienia fabuły oraz jej przesłania są w nich zgrabnie ukryte i by odkryć ich jak najwięcej, potrzeba co najmniej kilku seansów. W uszach brzmi nam znowu muzyka Abla Korzeniowskiego - idealnie zgrana z obrazem, o wiele bardziej mroczna i niepokojąca niż w "Samotnym mężczyźnie". Montaż zaś potrafi sprawić, że czujemy się jak intruzi, podglądacze, którzy zostają "ukarani" momentami zapierającymi dech w piersiach.



Pewną ręką prowadzeni aktorzy rozpościerają skrzydła. Jake Gyllenhaal w podwójnej roli (Edwarda i Tony'ego - jego książkowego sobowtóra) tworzy kolejną kreację na miarę nominacji do Oscara. Rudowłosa Amy Adams zostaje gwałtownie odarta z makijażu i, choć jej postać wielokrotnie schodzi na drugi plan, ustępując miejsca sobowtórom Susan, nie daje o sobie zapomnieć. Zanoszący się kaszlem, wąsaty Michael Shannon jako policjant Bobby Andes znakomicie mierzy się z szablonem twardego, teksańskiego gliny, a szalone oczy Aarona Taylor-Johnsona będą się widzom śnić po nocach. Swoje 5 minut, gdy całkowicie kradną ekran, mają także Laura Linney (czyli najlepsza amerykańska aktorka wg Googla) oraz Michael Sheen w fioletowym garniturze. Najsłabiej z obsady wypada Armie Hammer jako drugi mąż Susan: obecność tej schematycznie stworzonej postaci spokojnie można było ograniczyć do głosu w słuchawce, tym bardziej, że amerykański aktor jest ewidentnie za młody do powierzonej mu roli.

O czym są "Zwierzęta nocy"? Czy, jak w "Samotnym mężczyźnie", o żalu, pozostającym w człowieku po zakończeniu relacji z ważną osobą? Może o zemście, której zostaje podporządkowane całe życie? Autobiorgrafizmie w twórczości artystycznej? Sile niedopowiedzeń, którymi potrafimy przekazać więcej niż słowami? A może o tym, że dzieło sztuki potrafi dotrzeć do najgłębiej skrywanych uczuć i odmienić życie? O nieodwracalności najważniejszych decyzji w naszym życiu? Śmierci, zawsze zmieniającej wszystko? Kryzysie męskości? Jedno jest pewne: każdy odnajdzie w tym filmie swój sens, jakieś zdanie, które stanie się przyczynkiem do rozmyślań przed zaśnięciem.



Podczas seansu młoda kobieta wyszła z sali. Pomyślałam: "Odważyła się zrobić to, na co i ja miałam ochotę." Nie dlatego, że film mnie zawiódł. Tom Ford spowodował, że poczułam się niewygodnie, zaczęłam zadawać sama sobie pytania i przypominać liczne zarzuty, kierowane pod swym adresem. Kilkakrotnie podczas seansu gwałtownie wstrzymałam oddech i głośno wypuściłam powietrze, zahipnotyzowana akcją, rozgrywającą się na ekranie. Obawiałam się zakończenia trójtorowo toczonej opowieści, jednocześnie go wyczekując i nie mogąc oderwać oczu choćby na chwilę.

Drzwi kinowej sali otworzyły się ponownie po kilku minutach: młoda kobieta wróciła na seans.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czy ktokolwiek przed 2009 rokiem wyobrażał sobie, że oprócz świata mody, nazwisko Toma Forda kojarzone... czytaj więcej
Otwierająca sekwencja z początku zdaje się bawić. Po chwili zaczynasz czuć się niekomfortowo,... czytaj więcej
Tom Ford to człowiek, któremu dom mody Gucci zawdzięcza swój największy rozkwit. Osoba, która jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones