Recenzja filmu

Gangi Nowego Jorku (2002)
Martin Scorsese
Leonardo DiCaprio
Daniel Day-Lewis

Poziom wciąż wysoki

W filmowym światku mówi się, że Scorsese nie kręci już dobrych filmów, że jego czas już się skończył, że era jego wielkich filmów skończyła się wraz z zakończeniem współpracy z Robertem De Niro.
W filmowym światku mówi się, że Scorsese nie kręci już dobrych filmów, że jego czas już się skończył, że era jego wielkich filmów skończyła się wraz z zakończeniem współpracy z Robertem De Niro. "Ciemna strona miasta" określana jako nieudana próba "wskrzeszenia" geniuszu "Taksówkarza", a "Gangi Nowego Jorku" i "Aviator" jako filmy na siłę ubiegające się o Oscara. Pana Scorsese krytykuje się za zbyt małą oryginalność tak kiedyś dla niego charakterystyczną, a za zbyt dużą komercję. Nie da się ukryć, iż jego ostatnie filmy faktycznie posiadają większy potencjał komercyjny, ale z tak ostrą krytyką ja się absolutnie nie zgadzam. Wiadomo, że to już nie to samo co "Ulice nędzy", "Chłopcy z ferajny" czy wspomniany "Taksówkarz", ale jak dla mnie jego ostatnie obrazy także są bardzo dobre, a czas Scorsese wcale się nie skończył. Film "Gangi Nowego Jorku" przenosi nas do XIX wieku, do życia w wielkim mieście w czasach Wojny Secesyjnej i sporych problemów społecznych. Głównym bohaterem filmu jest irlandzkiego pochodzenia Amsterdam Vallon (Leonardo DiCaprio), który jako mały chłopiec był świadkiem wielkiej masakry, w której zginął jego ojciec, a zemsta za jego śmierć jest tu motywem przewodnim. Ojciec zwący się "Kaznodzieją" (Liam Neeson) był głową gangu Dead Rabbits, który walczył z gangiem The Natives o panowanie w jednej z biedniejszych dzielnic Nowego Jorku, Five Points. Ich walki miały podłoże, powiedzmy, narodowościowe. The Natives z Billem Rzeźnikiem (Daniel Day-Lewis) na czele to amerykańscy nacjonaliści chcący wypędzić czym prędzej imigrantów stale napływających do USA ze wszystkich stron świata. Dead Rabbits zaś był gangiem Irlandczyków, ich największych wtedy wrogów. Wielką i ważna bitwę, od której zaczyna się film, wygrali The Natives, co spowodowało rozpad Dead Rabbits, po którym mały Amsterdam został zamknięty w poprawczaku. Mija 15 lat i Amsterdam wraca do Five Points, chcą się zemścić na człowieku, z którego rąk zginął jego ojciec, czyli na wspomnianym wcześniej Billu Rzeźniku. Ukrywając swoje zamiary, dostaje się do jednego z mniejszych gangów działających na usługach The Natives, a wkrótce coraz bardziej zbliża się do Rzeźnika, jednak zamordowanie go okaże się jeszcze trudniejsze. Pomijając to jak groźnym przeciwnikiem jest Rzeźnik, Amsterdam stopniowo zaprzyjaźnia się z nim, a ten zaczyna traktować go jak syna, którego nigdy nie miał. Do tego dochodzi następny problem - Amsterdam zakochuje się w złodziejce Jenny (Cameron Diaz), a w niej zakochany jest także jego przyjaciel z gangu, którego lojalność wkrótce stanie pod dużym znakiem zapytania. Lojalność, moralność, miłość - oto o czym mówi ten film. Niestety chwilami poszczególne wątki wydawały mi się nieco niedopracowane, ale na szczęście tylko chwilami i nie przeszkadzało to bardzo. Jednocześnie film pokazuje chaotyczne i brutalne oblicze XIX-wiecznego Nowego Jorku i w ogóle USA. Wraz z niepewną "drogą zemsty" głównego bohatera, widz jest świadkiem wielkich wydarzeń w kraju. Pierwsze w historii USA przymusowe wcielanie do wojska w trakcie krwawej Wojny Secesyjnej, wielkie pozory demokracji, konflikty na linii "rodowici" Amerykanie - "obcy", wszechobecny rasizm, wyzysk i zbliżający się wielkimi krokami wybuch gniewu mieszkańców najbiedniejszych dzielnic skierowany do tych najbogatszych, mieszkających gdzieś obok, a jednak w zupełnie innym, "bajkowym", świecie. Co ciekawe, obraz ten z jednej strony pokazuje, jakie USA było kiedyś, a z drugiej, jakie jest teraz lub raczej - jak niewielkie są wbrew pozorom różnice. Niewątpliwie największa zaletą filmu jest jego strona wizualna. Nie mam tu na myśli samych zdjęć (które u Scorsese zawsze są bardzo dobre), ale scenografię przez nie pokazaną. Zespół pana Scorsese spisał się na złoty medal, idealnie ukazując wielkie rozwijające się miasto XIX wieku. Do tego dodać bardzo przekonującą obsadę (wielkie brawa dla Daniela Day-Lewisa), ciekawe historie, dobrą muzykę i otrzymujemy bardzo dobry obraz. Wprawdzie pierwsza połowa jest "tylko" dobra, jednak druga jest już bardzo dobra. Jak na Scorsese przystało nie obyło się bez brutalności, duże wrażenie zrobiła na mnie rozpoczynająca film bitwa Dead Rabbits vs. The Natives. Sama droga ku niej w towarzystwie werbla to automatyczne skojarzenie ze słynną sceną z "Dzikiej Bandy" Sama Peckinpaha i oczywiście prezentuje się to świetnie. Sam przebieg bitwy został zrobiony o tyle ciekawie, iż do połowy jej, nie widzimy ani kropli krwi, aż w pewnym momencie widz staje się świadkiem krwawej masakry, gdzie owej krwi jest bardzo dużo, niemalże tyle ile odcinanych, odgryzanych czy gruchotanych części ciała. "Gangi Nowego Jorku" to naprawdę bardzo dobry film. Mimo niejednej wpadki jaka się tam pojawia, ma on jakąś magię, która mnie do niego przyciąga i sprawia, że film ten okazuje się po prostu jednym z bardziej niedocenianych obrazów Scorsese. Gorąco polecam, choć zdaję sobie sprawę, że wielu osobom się on kompletnie nie spodoba. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że Scorsese marzył o nakręceniu tego filmu już od wielu lat (lata 70.). Zaś Leonardo DiCaprio powoli staje się nowym ulubionym aktorem tego (wciąż!) wielkiego reżysera, oby w przyszłości wciąż godnie zastępował Harveya Keitela i Roberta De Niro. Jeszcze w tym roku, premiera nowego filmu tego duetu - "Infiltracja". Nie mogę się doczekać.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wszystko, co zostało wykorzystane w trakcie kręcenia zdjęć, jakiś czas później zniknęło pod gruzami WTC.... czytaj więcej
Niewątpliwie założeniem twórców "Gangów Nowego Jorku" było stworzenie dzieła wybitnego, filmu, który... czytaj więcej
"Nie synu, nigdy. Krew zostaje na ostrzu. Pewnego dnia zrozumiesz" – mówi ojciec do syna nie chcąc, by... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones