Recenzja filmu

Brud (2013)
Jon S. Baird
James McAvoy
Jamie Bell

House of Scotland

Na pierwszy rzut oka film Bairda przypomina kultowe już dziś dzieło jego współziomka ze Szkocji, Danny'ego Boyle'a. I "Filth", i "Trainspotting", opowiadają o degeneracji, uzależnieniu i
Na pierwszy rzut oka film Bairda przypomina kultowe już dziś dzieło jego współziomka ze Szkocji, Danny'ego Boyle'a. I "Filth", i "Trainspotting", opowiadają o degeneracji, uzależnieniu i problemach egzystencjalnych, oprawiając to komediogennym szkockim akcentem z dynamicznymi scenami ekspozycyjnymi i narracją protagonisty. Mamy tu nawet do czynienia z dwoma świetnymi aktorami brytyjskimi po obu stronach, a każdy z nich dysponuje niesamowitym warsztatem."Brud" według niektórych stanowi nowelizację swojego starszego rówieśnika, ale nie może nam to przesłonić faktu, że jest niezależnym tworem, który wybił się czymś więcej niż niesamowitymi narkotykowymi tripami, których dzisiaj szukać ze świecą. Dał nam unikalny obraz smutnego człowieka z wielkimi celami.


Bruce Robertson zostaje przedstawiony jako zdecydowany, pewny siebie policjant, który pragnie awansu za wszelką cenę. Przyniesie mu to nie tylko prestiż, ale i możliwość odzyskania żony i córki. Jego metody obejmują przemoc, korupcję, nie stroni od alkoholu i narkotyków. Kiedy przedstawia widzowi swoich konkurentów, mamy przed oczami Franka Underwooda z pierwszego odcinka "House of Cards", kiedy zwracając się bezpośrednio do kamery, przyszły prezydent pokazuje nam ludzi, których pokona na swojej drodze do celu. Te nawiązania do politycznego serialu Netflixa są bardzo wyraźne, nie tylko przez przełamywanie tzw. czwartej ściany przez Bruce'a. Bohater idzie po trupach, manipulując każdym, kto wejdzie mu w drogę. Wydaje mu się, że rozgrywa karty jak chce, ale kiedy subiektywna narracja zostanie obnażona, widz pozna prawdę całej historii.

Znakomite narkotykowe tripy połączone z makabrycznymi wizjami, których nie powstydziłby się "Nagi lunch", dają nam obraz kompletnego odjazdu. Zatracamy się w świecie, w którym protagonista nie potrafi odróżnić snu od jawy, a my razem z nim. Patrząc na jego aparycję, widz nie jest nawet w stanie stwierdzić poczytalności Bruce'a. Apogeum tego stanu reżyser osiągnął w mistrzowskiej sekwencji podróży do Hamburga, na którą polecam zwrócić szczególną uwagę. Mamy tam dynamizujący montaż, wiele elementów komediowych i ciętych dialogów, a całość realizacji budzi wyjątkowy podziw. Puszczane w tle utwory mają najczęściej wydźwięk ironiczny, będący tylko potwierdzeniem puenty, która kryje się za fasadą dragowej gehenny.


"Brud" zawiera w sobie jednak coś więcej niż popis realizatorstwa, znakomitej gry aktorskiej (McAvoya powinienem wynagrodzić osobną recenzją) czy multum chwytliwych piosenek ze średniej półki popkultury z "Darude" Sandstorm na czele. W tym całym chaosie i walce o władzę bez oglądania się na bliźnich znajdujemy głębię. Reżyser stawia nas podczas tego ponadpółtoragodzinnego seansu w skrajnych sytuacjach - na przemian wprawia widza w śmiech i w jakiś stan smutku. Wypadkową tych skrajności jest słodko-gorzki finał, który, niestety, delikatnie ociera się o ckliwość, banalność. Film ma wyraźnie być krytyką. Krytyką wobec zhierarchizowanej społeczności, w których ostatnim tchem walczy się o awans, będący tylko tytułem bez pokrycia. Krytyką wobec degenerujących młode społeczeństwo narkotyków i nadużywanie alkoholu. Krytyką wobec makiawelizmu i egoizmu w kapitalistycznym społeczeństwie XXI wieku. Co najlepsze, "Brud" tych wniosków nam nie narzuca - po prostu skłania do myślenia o tych zagadnieniach, które przecież tak realnie nas dzisiaj dotyczą. 


Powiązania z "Trainspottingiem" są bezsprzeczne. Głównie dlatego, że literackie pierwowzory obu dzieł wyszły spod pióra tego samego szkockiego autora, Irvine'a Welsha (!). Tak więc i tutaj mamy poznajemy bardzo barwnych i niejednoznacznych bohaterów. Największą sympatię budzi całkowicie zepsuty glina, grany przez Jamesa McAvoya. Szkot świetnie odnajduje się w swojej roli, potwierdzając, jak różnorodne postaci potrafi grać. W większości przypadków okazuje się zupełnie nieszczery i arogancki, prowadząc rozgrywkę nie tylko ze swoimi konkurentami na wyższy stołek w miejskiej policji, ale i z widzem, któremu posyła sprzeczne sygnały. Jest również Bladesey (Eddie Marsan), do bólu swoim nierozgarnięciem i tchórzostwem w życiu zawodowym przypominający Larry'ego Gopnika z "Poważnego człowieka". Poza tym piękna, rozsądna pani Amanda Drummond, w którą wcieliła się Imogen Poots, warta zauważenia głównie dzięki urodzie. Gra też nieźle. Pisząc szczerze, każda postać zasługuje na wzmiankę, lecz na to nie starczy miejsca i chęci do czytania. Warto jeszcze dodać Dr Rossiego (Jim Broadbent), któremu najbardziej z całego filmu udziela się zamiłowanie do "Mechanicznej pomarańczy". Przez chwilę autentycznie pomyliłem go z McDowellem.


Film Jona S. Bairda rozdzielił mnie emocjonalnie na pół. Z jednej strony pokazuje, co robią z człowiekiem jego własne chore ambicje. Z drugiej - bardzo merytorycznie wypowiada się o problemach z narkotykami i ogólnie uzależnieniach. Oba te czynniki prowadzą do utraty bliskich. Wykładany przez pana policjanta lekcja zdaje się tutaj nie brzmieć wcale infantylnie. 

Przeszkadzać może ciągła zmiana nastroju filmu, ale myślę, że jest to ciekawe doznanie pod względem uczuciowym. Pomimo faktu, że "Brud" wielu zaliczałoby to filmów, które "ryją banię", co bardziej doświadczonych muszę ostrzec: nie ma tu aż tak skomplikowanych i zawiłych form alkoholowo-narkotykowych odjazdów, jakich mogliście doświadczyć choćby w "Enter the Void" Gaspar NoéGaspara Noé. Tutaj przede wszystkim na czoło wysuwają elementy komediowe, co niejako łagodzi całość. Wszystko jest podane w zharmonizowanej postaci, która, mam nadzieję, zadowoli i tych bardziej wybrednych koneserów awangardowego szkockiego kina narkotykowego, i tych przeciętnych zjadaczy brytyjskiego chleba. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jon S. Baird to przed rokiem 2013 nazwisko zupełnie nieznane. Reżyser posiadał już co prawda na swoim... czytaj więcej
Patrząc na obraz typowego gliniarza ukazany w dojrzałym kinie amerykańskim, można pomyśleć, iż policjant... czytaj więcej
W drugiej połowie "Brud" uderza w bardziej dramatyczne tony. Hulanki i swawole, liczne przekręty i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones