Recenzja filmu

Czas próby (2016)
Craig Gillespie
Chris Pine
Casey Affleck

Bohater bez peleryny

Gdy w lutym 1952 roku we wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych uderza potężny sztorm, Bernie rozumie, że to na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za tych, którzy pozostali na morzu.
Craig Gillespie swoją opowieść rozpoczyna spokojnie. Poznajemy niepozornego Berniego Webbera (Chris Pine), który udaje się na randkę w ciemno. Od razu widać, że główny bohater jest nieśmiały i spokojny. Gdy spotyka Miriam (Holliday Grainger), nie może uwierzyć, że dziewczyna jego marzeń odwzajemnię jego uczucia. Miłość Berniego i Miriam rozwija się. Oboje bardzo się kochają. Nad ich związkiem gromadzą się jednak ciemne chmury. Wcale nie chodzi o to, że się ze sobą nie dogadują. Przyczyną ich problemów okazuje się zajęcie, któremu Bernie oddał się już dawno temu.


Choć wydaje się nieśmiały i całkiem zwyczajny, Bernie w pracy okazuje się zupełnie innym człowiekiem. Jako pracownik straży przybrzeżnej jest gotów nieść pomoc bez względu na konsekwencje. Jego wyczyny pamiętają wszyscy mieszkańcy miasteczka. Ocalił niejedno ludzkie życie. Wyrzuty sumienia nie pozwalają mu jednak zapomnieć o tych, których nie był w stanie zabrać na ląd. 

Gdy w lutym 1952 roku we wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych uderza potężny sztorm, Bernie rozumie, że to na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za tych, którzy pozostali na morzu. Tankowiec Pendleton zmierzający do Bostonu przegrywa starcie z bezwzględnym żywiołem. Kadłub okrętu zostaje rozerwany, a ponad trzydziestoosobowa załoga może jedynie czekać na pomoc. Tankowiec nabiera wody, a deszcz nie ustaje. Na dodatek łączność ze lądem jest bardzo ograniczona. Wszystko zależy od tego, czy straż ich odnajdzie i dotrze na czas.

Wbrew rozsądkowi, dowódca Daniel Cluff wysyła ekipę z Webberem na czele. Choć każdy rozważny człowiek wiedziałby, że w takich warunkach nie należy wypływać na otwarte morze, rozkaz musi być bezwzględnie wykony. Dotyczy to zwłaszcza samego Berniego, który zasady traktuje niesamowicie poważnie. W tym momencie właśnie, rozpoczyna się właściwa akcja filmu. Napięcie rośnie, a widz nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczą się losy uwięzionych na morzu bohaterów.


Napięcie dozowane jest oszczędnie. Akcja toczy się w trzech różnych miejscach – na lądzie, na tankowcu i na łodzi straży przybrzeżnej. Każdy, choć w innej sytuacji, obawia się groźnego żywiołu. Miriam i inni mieszkańcy miasteczka, choć względnie bezpieczni, zamartwiają się o bliskich pozostałych na morzu. Załoga tankowca wie, że każda upływająca minuta to krok bliżej śmierci. Nie mają nawet pojęcia, czy ktokolwiek wyruszył im z pomocą. Webber i jego przyjaciele mają natomiast zaryzykować życie, by odnaleźć tych, którzy już niemal stracili nadzieję. To na jego barkach ciąży odpowiedzialność za wzywających pomocy mężczyzn i jego ekipę. Ma na dodatek świadomość, że jego śmierć byłaby potężnym ciosem dla ukochanej Miriam. Jak więc uratować ponad trzydziestu ludzi i bezpiecznie powrócić na ląd? Zadanie to wydaje się niemal niewykonalne.

Mając świadomość beznadziejnego położenia głównego bohatera, widz wątpi, że w ogóle możliwe jest wykonanie zadania. Postać Pine’a przedstawiona jest jako troskliwy, kochający i niesamowicie odważny człowiek. Chcąc nie chcąc, trzymamy więc za niego kciuki. Jest przecież zbyt szlachetny, by zginąć w tak okropną noc. Komiksowi superbohaterowie w pelerynach mogą się przy nim schować.

Wątki niosące nadzieję przeplatają się z tymi, które nie pozostawiają jej nawet resztki. Każdy sukces zostaje później zastąpiony druzgocącą porażką. Trudno jest więc stwierdzić, czy akcja ratunkowa się powiedzie. Widz trwa w niepewności niemal do samego końca.

Świetne zdjęcia i klimatyczna muzyka nadają produkcji niepowtarzalnego charakteru. Aktorstwo także prezentuje się satysfakcjonująco. Chris Pine po raz kolejny świetnie sprawdził się w przydzielonej roli i ukazał Berniego jako opanowanego i walecznego człowieka zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Eric Bana po raz kolejny wystąpił w roli czarnego charakteru, którym tym razem był nieznoszący sprzeciwu Cluff.


Hollywood stawia wysokie wymagania i obecnie trudno jest wprowadzić historię, której nikt wcześniej nie widział. "Czas próby" generalnie nie wprowadza niczego świeżego. Walka na morzu została przedstawiona już wcześniej chociażby przez Wolfganga Petersena w "Gniewie oceanu". Chociaż tematyka i okoliczności znacząco od siebie odbiegają, klimatem oba filmy nieco się pokrywają. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że film Gillespiego oparty jest na autentycznych wydarzeniach, mających miejsce ponad pół wieku temu. Najważniejsze, że historia Berniego w końcu zasłużyła na, być może niezbyt spektakularną, jednak całkiem udaną ekranizację. Nie od dzisiaj wiadomo przecież, że życie pisze najlepsze scenariusze.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zdarzyło się naprawdę: w lutym 1952 roku potężny sztorm sprawił, że u wybrzeży Nowej Anglii doszło do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones