Recenzja filmu

Niesamowity Spider-Man 2 (2014)
Marc Webb
Anna Apostolakis-Gluzińska
Andrew Garfield
Emma Stone

W sieci pająka

W szeroko rozumianej kulturze istnieje wiele form "bujania się". Niektórzy bujają się po dzielni luksusowym merolem z błyszczącymi na kilometr felgami, inni bujają się poprzez kroczenie po ulicy
W szeroko rozumianej kulturze istnieje wiele form "bujania się". Niektórzy bujają się po dzielni luksusowym merolem z błyszczącymi na kilometr felgami, inni bujają się poprzez kroczenie po ulicy we wściekle czerwonych dresach z białymi paskami oraz z rękami specyficznie uniesionymi na boki (pewnikiem efekt użądlenia przez pszczołę w obie pachy). Jest jednak jeszcze jeden jegomość, który nadał wyrażeniu "bujać się" nowego znaczenia. Odziany w charakterystyczny strój bohater ma w nosie prawa fizyki, śmigając w powietrzu na sieciach wystrzelonych z przegubów dłoni. Poza specyficznym użyciem pajęczyny do surfowania ponad drapaczami chmur, wspomniany heros może się również odznaczyć nadspotykaną siłą, rewelacyjnym refleksem oraz dobrym sercem. Tak, ostatnia z przytoczonych person to nie kto inny jak sam Spider-Man, protagonista setek komiksowych serii, dużej ilości seriali oraz paru filmów kinowych.


Popularny pajęczak nie miał do niedawna szczęścia do różnorakich adaptacji. Aktorski serial telewizyjny z alter ego Petera Parkera stanowił niskobudżetowy szrot, w którym bohater skakał m.in. po stodołach... dość. Dopiero Sam Raimi udanie przeniósł postać Spider-Mana do uniwersum filmowego, stając za kamerą trylogii zatytułowanej imieniem głównego bohatera. Co prawda opinie na temat kinematograficznej serii są mocno podzielone, niemniej każda z odsłon była przynajmniej poparta pokaźnym budżetem dobrze wykorzystanym w efektownych scenach akcji. Niemniej po artystycznej porażce "trójki" oraz nieporozumieniach reżysera z wytwórnią, padła decyzja o odnowieniu franczyzy pajęczaka odzianego w czerwono-niebieski trykot. Skończyło się na niezłym "Niesamowitym Spider-Manie" od Marca Webba, który to film swoje w kinach zarobił, otwierając furtkę do kolejnych sequeli. Po obowiązkowym ukazaniu początków bohatera w "jedynce", twórca dostał wreszcie szansę by rozwinąć skrzydła na całą rozpiętość. Czy jednak Webb z owej szansy skorzystał?

Sequel, co oczywiste, kontynuuje wydarzenia z poprzednika. Peter Parker (Andrew Garfield) jest już bliski ukończenia szkoły średniej, zamykając tym samym pewien etap w swoim życiu. W międzyczasie młodzian rozprawia się z różnej maści przestępcami nawiedzającymi Nowy Jork oraz utrzymuje bliskie relacje ze swoją dziewczyną, Gwen Stacy (Emma Stone). Peter wciąż jednak ma w pamięci obietnicę złożoną ojcu dziewczyny, wedle której ma się trzymać od niej z daleka by uchronić swą lubą od kłopotów. Parker postanawia dotrzymać słowa, w związku z czym związek chłopaka z Gwen rozpada się. Jakby tego było mało, w mieście pojawia się nowy przeciwnik, błękitnooki (i skóry) Elektro (Jamie Foxx) będący w stanie kontrolować prąd w każdej postaci. Niestety, tarapaty Petera piętrzą się w momencie, gdy jego dawny kumpel Harry Osborne (Dane DeHaan), który odziedziczył firmę po swym bajecznie bogatym ojcu, okazuje się być śmiertelnie chory. No dokładkę Parker dowiaduje się w końcu o roli, jaką jego ojciec Richard odegrał w korporacji Oscorp Industries, dla której pracował przed śmiercią. Z pewnością zapanowanie nad zawirowaniami w życiu osobistym i "profesjonalnym" nie będzie dla Spider-mana łatwym orzechem do zgryzienia...



Po blisko 140 minutowym seansie jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, iż Webb zaserwował nam najlepszego filmowego Spider-Mana jakiego świat filmowy widział. Pomimo znacznego czasu trwania produkcji, twórcy szczelnie wypełnili każdą minutę projekcji dzięki świetnemu scenariuszowi oraz uniknięciu błędów poprzedników. Gdy świat obeszła fama, iż w "Niesamowitym Spider-Manie 2" pojawi się trójka znanych i lubianych przeciwników, fanom komiksów Marvela przed oczami stanęła trzecia odsłona przygód pajęczaka ze starej trylogii. W tamtym obrazie bowiem Sam Raimi nie dał rady wyważyć czasu ekranowego antagonistów, w wyniku czego głównym złym uczyniono Sandmana, zaś Venom został zredukowany do uwłaczającej drugoplanowej roli, będąc umieszczonym w narracji niejako na doczepkę. Szczęścia nie miał również Zielony Goblin Jr., który także wystąpił w piaskowym cieniu zmiennokształtnego szwarccharakteru. Linię obrony zakończenia starej trylogii stanowią jednak miażdżące sceny pojedynku Spidera z Sandmanem, który zwiększa swe rozmiary do wielkości wielokondygnacyjnego wieżowca i bawi się z Parkerem niczym z, nomen omen, pajączkiem.

Zapomnijcie jednak o przywarach starej trylogii Raimiego - Webb udanie umknął pułapkom nań czyhającym. Skrypt nowej "dwójeczki" ma w sobie wszystkie niezbędne elementy. Znalazło się w scenariuszu miejsce na dramat bohatera, wiele jest również śmiesznych docinek wyluzowanego Spider-Mana wobec wrogów, w końcu fanów wysokobudżetowych widowisk z pewnością nie zawiodą konfrontacje bohatera z kolejnymi, coraz potężniejszymi przeciwnikami. No dokładkę twórcy udanie powracają do wątku tajemniczej przeszłości ojca Parkera, równie udanie balansując między dozowaniem akcji i obyczaju w trakcie całego filmu.



Skupmy się jednak najpierw na "mięsku" produkcji, czyli akcji i antagonistach stających naprzeciw nadludzko zwinnego herosa. W filmie upchnięto aż trzech znanych wrogów,tj. Rhino, Electro oraz Zielonego Goblina (w tej właśnie kolejności). Trzeba przyznać iż starano się zarysować motywację i przemianę każdego z nich, zatem czas trwania filmu nie powinien nikogo dziwić. Co prawda pierwszy z wymienionych indywiduów stanowi niejako przedsmak przed głównymi konfrontacjami, jednak jest to przedsmak po którym można oblizać się wymownie z satysfakcją. To właśnie w początkowym starciu z rosyjskim oprychem użyto najmniejszej ilości komputerowych efektów, w wielu miejscach stawiając na realizajcę w starym, dobrym stylu. Najlepszym przykładem jest przejazd Aleksei'a Sytsevicha (w tej roli zaskakujący Paul Giamatti w niebieskim dresie i wymownych tatuażach) w wielotonowej ciężarówce przez zatłoczone ulice Manhattanu. Kolejne policyjne wozy ulegają rozpędzonemu taranowi, zaś elementy karoserii sypią się niczym mak przy akompaniamencie tłuczonych szyb. Całej sekwencji towarzyszą czytelne i dynamiczne ujęcia, dzięki czemu widać skalę całego przedsięwzięcia (wraki radiowozów blokujące ruch). W dodatku sama postać Rhino uległa znacznej modyfikacji względem klasycznego komiksowego pierwowzoru, gdyż tym razem postawiono na, że tak to ujmę, "modernizację", by nie zdradzać za wiele. Czy zmiana wyjdzie antagoniście na dobre? Czas pokaże...


Kolejne starcie z następnym wrogiem, Electro, to już głównie popis speców od efektów specjalnych, co jednak wyjątkowo nie powinno nikomu przeszkadzać (bo i niby jak mieliby te wszystkie sceny zrealizować? Na makietach z użyciem old-schoolowej robotyki?). Szczególne wrażenie robi zwolnione tempo, które w całej produkcji użyte zostało ledwie dwa razy. W starciu z rozszalałym władcą prądu, szybkość akcji zostaje zastopowana w kulminacyjnym momencie pojedynku, gdy Spidey musi podjąć wiele decyzji w ułamku sekundy. Otoczenie zwalnia, ludzie stoją niczym zamrożeni, zaś kamera robi kolejne zbliżenia na kluczowe punkty na które Spider-Man musi wziąć poprawkę. Po krótkim rekonesansie dokonanego przez obiektyw zataczający koła wokół różnych elementów otoczenia, akcja wraca do tempa właściwego, zaś alias Parkera wprowadza zamysł w czyn, fundując widzowi efektowny cios prosto między oczy. Oczywiście podczas wszystkich sekwencji animacja pajęczaka, przeciwników i drugiego planu stoi na najwyższym poziomie, jednak z takim zapleczem finansowym nie mogło być inaczej.


Niestety, trochę po macoszemu potraktowano postać Zielonego Goblina, który jednak ma udział w najbardziej dramatycznych wydarzeniach z całej produkcji. Dość powiedzieć, iż zwichrowany antagonista chowa urazę wobec Spider-Mana, którego obwinia o swoje problemy. Jak jednak można najbardziej zranić człowieka (?), którego nie imają się kule? Cóż, polecam zobaczyć samemu...

Jak już wspomniałem, Spider-Man Marca Webba to postać wyjątkowo bliska pierwowzorowi. Bohater podchodzi z humorem do większości problemów, nierzadko wplatając żarciki i cięte teksty pomiędzy zadawane razy. Również w życiu osobistym Parkera zdarzają się zabawne sytuacje, np. podczas prania czerwono-niebieskiego stroju z białymi rzeczami w pralce własnej cioteczki... Niemniej gdy wymaga tego sytuacja, twórcy "Niesamowitego Spider-Mana 2" potrafią utrzymać powagę, ukazując dramat głównej pary cierpiącej z powodu nietypowego pozaszkolnego zajęcia Petera, wymagającego zakładania bezwstydnie przylegającego stroju i latania po budynkach o każdej porze dnia i nocy.


Poza ucztą wizualną dla oczu, "Niesamowity Spider-Man 2" oferuje również uciechę dla uszu. Inaczej bowiem być nie może, gdy pieczę nad oprawą muzyczną trzyma znany i ceniony Hans Zimmer. Jego kompozycje idealnie podkreślają sytuację, obejmując zarówno pompatyczne motywy podczas starć, jak również i pojedyncze fortepianowe nuty w momentach dramatycznych. Jedynie ostatni utwór mocno odstaje od całości (typowa nowoczesna papka), jednak jest on puszczany dopiero podczas napisów końcowych, także nie ma nawet o czym wspominać.

(Poznajecie tego pana? Sympatyczne cameo...)
Rzadko się zdarza, żeby film o tak pokaźnym czasie trwania się nie dłużył i żeby widz po uraczeniu mocno otwartym zakończeniem chciał momentalnie zobaczyć ciąg dalszy zdarzeń. Cóż, Webbowi sztuka usatysfakcjonowania gustów wybrednej publiki się wyjątkowo udała ; nie powinno mierzić nawet usilne budowanie podwalin pod następną część, która już zapowiada się "grubo". Wracając jednak do "Niesamowitego Spider-Mana 2"; jest to produkcja napakowana od pierwszej minuty akcją (vide: wprowadzenie z Richardem Parkerem niczym z thrillera szpiegowskiego), obfitująca w imponujące efekty specjalne i świetnie rozłożone proporcje wątków dramatycznych i typowo komiksowych. Webb wyciągnął wnioski z niedociągnięć "trójki" Raimiego, dzięki czemu jego ekranizacja Spider-Mana oferuje coś więcej, niźli kolektyw antagonistów wepchniętych na siłę do jednego filmu. Tym bardziej dziwi zatem nie do końca imponujący wynik recenzowanego tytułu w Box Office, będący lekko poniżej oczekiwań... Czyżby przesyt pajęczakiem? Ja tam wyczekuję "Niesamowitego Spider-Mana 3" z jęzorem wywieszonym do samiutkiej ziemi, bo z zakończenia wynika, że warto.





Ogółem: 8+10

W telegraficznym skrócie: Webb dostarcza bodajże najlepszego filmowego Spider-Mana; masa rewelacyjnych efektów specjalnych z wbijającą w ziemię sekwencją slow-motion; równowaga między humorem, dramatem bohatera i akcją zdecydowanie wyważona; czas produkcji uzasadniony nakreśleniem rysów psychologicznych trójki antagonistów. Zdecydowanie wart zobaczenia w kinie.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z tego, co zauważyłem, widzowie dzielą się na takich, którzy przedkładają trylogię Sama Raimiego o... czytaj więcej
Nie będę ukrywała, że Spider-Man jest moją ulubioną postacią z uniwersum Marvela. Najpierw jako dziecko... czytaj więcej
"Niesamowity Spider-Man 2" to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego lata. Mimo ogromnych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones