Recenzja filmu

Portret kobiety w ogniu (2019)
Céline Sciamma
Noémie Merlant
Adèle Haenel

Wybór poety

Pierwszy obraz autorstwa Marianne (Noemie Merlant) przedstawiający portret Heloise (Adele Haenel) jest dobry – poprawny, spełniający wszystkie założenia i konwencjonalne normy. Sama Heloise
Pierwszy obraz autorstwa Marianne (Noemie Merlant) przedstawiający portret Heloise (Adele Haenel) jest dobry – poprawny, spełniający wszystkie założenia i konwencjonalne normy. Sama Heloise jednak nie widzi w nim siebie, jej oblicze zachowane na płótnie nie jest prawdziwe. Pyta nawet Marianne, czy ta właśnie tak ją widzi. Autorka obrazu jest zmieszana, tłumaczy się obowiązującymi zasadami, ale w głębi duszy wie już, co musi zrobić. Następny portret będzie stworzony z uczuciem. I będzie oddawał prawdę.

Zanim główna bohaterka pojawi się na ekranie, dowiadujemy się nieco o niej od jej matki i służącej Sophie. Wiemy, że Heloise ma niebawem wyjść za mąż za młodzieńca z Mediolanu i że wcale nie jest z tego faktu zadowolona. Nie musimy się nawet tego domyślać – matka Heloise mówi wprost o jej niechęci do ślubu, czego wyrazem jest sprzeciw wobec pozowania do portretu. Rzecz jest tym poważniejsza, że portret ów musi powstać szybko, zanim padnie sakramentalne "tak" – jest to bowiem część posagu Heloise, prezent dla jej przyszłego małżonka. Marianne, kiedy tylko przybywa do posiadłości swoich zleceniodawców, zostaje więc poinstruowana, że musi działać w tajemnicy i udawać towarzyszkę spacerów Heloise, ukradkiem zapamiętując jej oblicze i utrwalając je w swojej komnacie za pomocą farb. Intrygujące i niecodzienne zadanie okaże się jednak trudniejsze, niż się na początku młodej malarce wydawało.

Rzecz dzieje się w 1760 roku w Bretanii. Dwóm kobietom podczas codziennych spacerów towarzyszą malownicze klifowe wybrzeża i dźwięk rozbijających się o nie fal. Marianne stara się dokładnie przyglądać swojej muzie, zapamiętując każdy detal jej osoby – od ułożenia rąk po kształt ucha. Kiedy po kilku dniach portret jest ukończony, chce żeby to Heloise zobaczyła go jako pierwsza i tym samym odkrywa przed nią prawdziwą przyczynę swojej wizyty. I tu dopiero zaczyna się historia właściwa – niezadowolona ze swojego wizerunku przyszła panna młoda zgadza się pozować do kolejnego obrazu.

"Portret kobiety w ogniu" otrzymał na festiwalu w Cannes nagrodę za najlepszy scenariusz i czuć to z każdą kolejną sceną filmu. Napięcie budowane jest stopniowo. Główny wątek ustępuje miejsca powoli poważnej debacie o równości. Heloise, uciekając przed narzuconym z góry zamążpójściem, wstąpiła wcześniej na jakiś czas do zakonu. Podobało jej się bycie taką samą jak inni, w tym przypadku zakonnice. Wątek równości przejawia jej się też w zachowaniu jej i Marianne wobec służącej – dziewczyny spędzają razem czas, we trzy grają wieczorami w karty podczas nieobecności pani domu, a kiedy okazuje się, że Sophie potrzebuje wsparcia, nie wahają się jej pomóc. Film zdaje się zadawać pytanie, czy rzeczywiście nie żyłoby nam się lepiej, gdyby wszyscy byli traktowani równo, a nie umieszczani w wąskich ramach stereotypu czy pozycji społecznej.

Ogień pojawia się w wielu momentach, ale jako metafora odgrywa bardzo różne role. Niszczy i fascynuje, daje ciepło, ale zostawia po sobie zgliszcza. Z jednej strony pozwala Marianne na "wymazanie" postaci jej kochanki z dawnego obrazu, z drugiej płomienie symbolizują rodzące się uczucie – nieokiełznane i szalone, ale piękne. Nawet Heloise nie reaguje od razu, kiedy jej suknia zajmuje się ogniem – jakby chciała zobaczyć, co by się stało, gdyby konsekwencji nie było. Ale te, niestety, dogonią ją szybciej, niżby się tego spodziewała.

Po premierze rozgorzała dyskusja na temat opowiedzenia historii jedynie poprzez postaci kobiece. Mężczyźni istnieją w filmie w opowieściach kobiet – słyszymy o ojcu malarzu i przyszłym mężu z Mediolanu. Ale to tyle. Nawet jeśli pojawiają się na ekranie, mają mało znaczące role poboczne albo tworzą tłum.  Kobiece spojrzenie paraliżuje, ale to dobrze, bo jest w nim prawdziwa iskra, prawdziwe uczucie. Jest ważne właśnie dlatego, że przez wiele lat było (i często nadal jest) spychane na margines. Zrozumienie, jakie nawiązuje się między głównymi bohaterkami, jest możliwe jedynie dzięki wnikliwej obserwacji siebie nawzajem. Szczególnie jest to widoczne w scenie gdy interpretują one zachowanie Orfeusza. Ten mityczny śpiewak i poeta zawarł pakt z Hadesem, że oboje z ukochaną Eurydyką opuszczą świat zmarłych, jeżeli ten nie obejrzy się za nią, zanim dotrą do bram piekieł. Orfeusz nie dotrzymał umowy – wolał wspomnienie Eurydyki niż niepewność życia bez niej. Marianne nazywa to wyborem poety. Heloise, jakby wiedząc dokładnie, jaką rolę ona i Marianne odgrywają w tej ponadczasowej historii, zasugerowała, że może sama Eurydyka kazała Orfeuszowi się obejrzeć. Wiedząc, że czasem wspomnienie prawdziwej miłości warte jest więcej niż dostatnie życie z pustką w sercu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
– Opowiedz mi o muzyce… – Trudno opowiada się o muzyce. Wydaje mi się, że udzieliłbym podobnej... czytaj więcej
Mniej więcej w połowie "Portretu kobiety w ogniu" trzy główne bohaterki zasiadają nocą do oświetlonego... czytaj więcej
Czy można poznać drugiego człowieka, zamieniając z nim kilka słów? Zdawać by się mogło, że absolutnie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones