Recenzja filmu

Siedmiu wspaniałych (2016)
Antoine Fuqua
Denzel Washington
Chris Pratt

Siedmiu? Ośmioro wspaniałych

"Siedmiu wspaniałych" to z pewnością jeden z lepszych remaków, jakie w ostatnich latach pojawiły się w kinach. Film co prawda jest gorszy od oryginału, ale jego oglądanie sprawia wiele
Cała historia tego jednego z najsłynniejszych westernów, zaczęła się w 1954 r. Wtedy to japoński reżyserAkira Kurosawapostanowił stworzyć coś nietypowego. Oczywiście dramat jako gatunek pojawił się dużo wcześniej, ale interpretacjaKurosawybyła zupełnie zaskakująca i udana.I co z tego, że "Siedmiu samurajów"nie dostało żadnego Oscara (zresztą niesłusznie). Sukcesem filmu był fakt, że został zauważony nawet w Stanach Zjednoczonych i sześć lat później stworzono jego amerykański remake pod tytułem "Siedmiu wspaniałych", który jak się okazało nie był wcale gorszy od oryginału. Napisanie scenariusza powierzonoAkirze Kurosawie, co okazało się być kluczowe dla filmu. Reżyserią natomiast zajął sięJohn Sturges, który stanął na wysokości zadania.Bardzo dobrze obsadzono również role w filmie. To co jednak sprawiło, że "Siedmiu wspaniałych" zyskało uznanie, zarówno widzów jak i krytyków, był przemyślany scenariuszKurosawy.Znakomite są szczególnie sceny prezentacji i wyboru kolejnych członków grupy, zaś sposób przygotowania wieśniaków do obrony oraz same sceny walki, to majstersztyk. Sukces filmu z 1960 r. był na tyle duży, że stworzono jego kontynuację. Niestety "Powrót siedmiu wspaniałych"był nieudany i przez następne 50 lat nikt nie wrócił do tego tematu. W końcu w 2016 rokuAntoine Fuquapostanowił przypomnieć widzom zapomniany częściowo western, sięgając ponownie po temat siedmiu, wspaniałych najemników. Zwiastuny wyglądały obiecująco, a sama obsada, pomimo kontrowersji, przyciągała do kin. Czy jednak "Siedmiu wspaniałych"dorównało swojemu pierwowzorowi?


Bandyci pod wodzą Barthomolewa Bogue’a (Peter Sarsgaard)terroryzują małą wioskę na pograniczu Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Z powodu ciągłych napadów i rabunków mieszkańcy tracą wszystko. Zostają dodatkowo zmuszeni do opuszczenia swoich posiadłości. Zdesperowani postanawiają, wraz z reprezentującą ich Emmą Cullen (Haley Bennett), zwrócić się o pomoc do Sama Chisolma (Denzel Washington), który na co dzień zajmuje się wymierzaniem sprawiedliwości na przestępcach poszukiwanych listem gończym. Ten by pomóc wieśniakom, zbiera siedmioosobową drużynę, w skład której wchodzą: hazardzista karciany Josh Farraday (Chris Pratt), weteran wojny secesyjnej Goodnight Robicheaux (Ethan Hawke), górski traper Jack Horne (Vincent D'Onofrio), skośnooki zabójca ze szpilką we włosach Billy Rocks (Byung-hun Lee), meksykański rozrabiaka Vasquez (Manuel Garcia-Rulfo)oraz wypędzony z plemienia Komanczów wojownik Red Harvest (Martin Sensmeier). Wspólnie chcą zaprowadzić porządek w wiosce.Czy jednak najlepsi rewolwerowcy zapewnią bezpieczeństwo mieszkańcom, pragnącym sprawiedliwości? Czy zdołają pokonać przeważające siły wroga?

Zanim "Siedmiu wspaniałych"weszło na ekrany kin, twórcy musieli zmierzyć się z krytyką filmu. Nie dotyczyła ona jednak ani fabuły, ani gry aktorskiej, lecz samej obsady, która według niektórych była zbyt poprawna politycznie. Nie do końca się z tym zgadzam. Według mnie zaangażowanie koreańskiego aktora do roli Billy'ego Rocksa jest ukłonem reżysera dla twórczościKurosawy. Szczególnie widać to w scenie zabójstwa przeciwnika przez Billy'ego nożykiem. Natomiast wybórDenzela Washingtonado roli Sama Chisolma również nie musiał być powodowany poprawnością polityczną. Reżyser już kilka razy współpracował z tym aktorem, dlatego nikogo nie powinno dziwić zaangażowanie go do tego filmu.



Co do samego filmu, to z pewnością mamy do czynienia z nieco gorszą fabułą niż w poprzednich wersjach, chociaż początkowa scena „Siedmiu wspaniałych” ostro nakreśla bohatera będącego czarnym charakterem. Od razu budzi oczekującego na seans i zniecierpliwionego reklamami widza. Niestety później tempo trochę zwalnia. O ile w oryginale z 1960 r. atutem były sceny prezentacji i wyboru kolejnych członków grupy (popisy ich szczególnych umiejętności), o tyle tym razem dobierani bohaterowie nie budzą na początku podziwu i nie do końca rozumiemy co zadecydowało o ich wyborze.Wyjątkiem w moim mniemaniu są Josh Farraday (Chris Pratt)oraz Billy Rocks (Byung-hun Lee), którzy wyraźnie prezentują swoje umiejętności. Lepiej jednak poznajemy jedynie hazardzistę Josha Farradaya – trochę bezczelnego, zadufanego w sobie, nie bezinteresownego, jednak zdolnego do poświęceń.Innymi postaciami, które mają swoją historię są: Sam Chisolm (Denzel Washington)i Goodnight Robicheaux (Ethan Hawke). Odkrywanie kolejnych warstw ich osobowości ubogaca film. Widz nie skupia się na samych scenach akcji, ale też na tym co dzieje się z bohaterami. Pod względem wizualnym "Siedmiu wspaniałych"jest na bardzo wysokim poziomie.

Zarówno montaż, muzyka, zdjęcia jak i w końcu praca reżysera – wszystko stanowi spójną całość. Soundtrack w tym filmie został zrealizowany przezJamesa Hornera, kompozytora takich wielkich filmów jak "Braveheart - Waleczne Serce", "Piękny umysł", "Titanic"czy "Avatar". Po jego tragicznej śmierci w katastrofie lotniczej, dzieła podjął się dokończyćSimon Franglen. Mimo to w filmie można rozpoznać charakterystyczną muzykęHornera, a motyw przewodni rozbrzmiewający na napisach końcowych jest przejmujący. Połączenie zachodzącego słońca z siedmioma jeźdźcami na pagórku jest pięknym odniesieniem do pierwowzoru. Podobnie zdjęcia autorstwaMauro Fiorewzbudzają podziw. Ujęcia krajobrazów aż zapierają dech w piersiach. Jedyne, czego można się uczepić to scenariuszNica Pizzolatto, który momentami wydaje się niespójny. Mimo to wydaje mi się, że scenarzysta "Detektywa" spisał się i tak bardzo dobrze. Fabuła, choć prosta, nie jest nudna i wciąga widza, a przecież o to właśnie chodzi.


Atutem filmu Antoine'a Fuquajest też obsada, która budziła z początku kontrowersje. Główny bohater w którego wcielił się Denzel Washingtonhipnotyzuje swoją grą, będąc do końca tajemnicą.Może nie dorównał on grą Yulowi Brynnerowi, aleostatnia scena w kościele z jego udziałem jest świetna i myślę, że na długo pozostaje w pamięci widza. Również Ethan Hawke, jako zwariowany weteran wypada bardzo wiarygodnie. Kogoś właśnie takiego potrzebował ten film. Wariata, a takim wariatem jest Goodnight Robicheaux. Chris Prattkolejny raz udowodnił, że słusznie jest uznawany za największe objawienie kina w ostatnich latach. Po fantastycznej roli w "Strażnikach Galaktyki" i zaskakująco dobrej kreacji w "Jurassic World", tym razem wziął udział w "Siedmiu wspaniałych". Zagrał tu zadłużonego hazardzistę o wyjątkowym talencie do sztuczek karcianych. Jego postać jest dla mnie najciekawsza w całym filmie i najlepiej zagrana. Odkryciem stał się Vincent D'Onofrio. Jego kreacja była niebanalna. Z jednej strony wrażliwy, przesadnie religijny, o płaczącym głosie. Z drugiej strony, kiedy dochodzi do walki, zamienia się w dzikiego niedźwiedzia w skórze człowieka. Vincent D'Onofrioprzyzwyczaił mnie do średnich ról, a tym razem zagrał nad wyraz dobrze. Nieźle spisał się także Byung-hun Leejako małomówny zabójca. Wiele osób spekulowało na temat jego roli, ale moim zdaniem to dobrze zagrana postać. Trochę mniej czasu tylko poświęcono w filmie dwóm innym bohaterom zagranym przez Manuela Garcia-Rulfoi Martina Sensmeiera.


Jak zauważyliście, w tytule recenzji napisałem "Ośmioro wspaniałych". Nie bez przyczyny, ponieważ Emma Cullen – przedstawicielka mieszkańców wioski, towarzyszy siódemce od początku, a w ostatecznej rozgrywce staje się jedną z nich. Sama rola ubogaca fabułę, a gra aktorska Haley Bennettjest na dobrym poziomie. Ostatnia scena filmu uzasadnia obecność Emmy i czyni tę postać godną miana jednej ze wspaniałych.


Podsumowując, "Siedmiu wspaniałych" to z pewnością jeden z lepszych remaków, jakie w ostatnich latach pojawiły się w kinach. Film co prawda jest gorszy od oryginału, ale jego oglądanie sprawia wiele przyjemności. Zdjęcia są piękne, muzyka wciągająca, a większość obsady dobrze dobrana. Już z tego powodu warto pójść do kina na ten seans. Film otrzymuje ode mnie ocenę bardzo dobrą, ponieważ dał mi większość tego, czego od niego oczekiwałem. A w tym wszystkim najważniejszy był dla mnie klimat westernu, dzięki któremu mogłem na kilka chwil przenieść się na Dziki Zachód do lat sześćdziesiątych. Jestem reżyserowi za to bardzo wdzięczny, bo mówiąc krótko: film mu się udał. Na koniec tylko przytoczę słowa głównego bohatera, Sama Chisolma: "Wielu oferowało mi dużo, ale nikt jeszcze wszystkiego".
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Remake "Siedmiu wspaniałych" jeszcze nie zdążył przygalopować na ekrany, a z for internetowych już... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones