Recenzja filmu

Terminator 3: Bunt maszyn (2003)
Jonathan Mostow
Arnold Schwarzenegger
Nick Stahl

I'll be back

"I'll be back" - obiecał Arnold Schwarzenegger w "Terminatorze 2" i słowa dotrzymał. Dwanaście lat po premierze "Dnia sądu" do kin wchodzi "Terminator 3: Bunt maszyn" - 3 część jednego z
"I'll be back" - obiecał Arnold Schwarzenegger w "Terminatorze 2" i słowa dotrzymał. Dwanaście lat po premierze "Dnia sądu" do kin wchodzi "Terminator 3: Bunt maszyn" - 3 część jednego z najlepszych filmów sci-fi w historii kinematografii. Trudno jest dorównać legendzie. Zrealizowany w 1984 r. za stosunkowo nieduże pieniądze "Terminator" był czymś nowym w kinie. Mroczna opowieść o bezlitosnym mordercy z przyszłości, którzy przybył do naszych czasów aby zlikwidować matkę przywódcy ludzkości fascynowała fabułą, klimatem (twórcy określili "Terminatora" jako "tech noir" - film o ciemnej stronie technologii) i sposobem realizacji. Sukces "Terminatora" stał się dla Arnolda Schwarzeneggera i Jamesa Camerona przepustką do wielkiej sławy i jeszcze większych pieniędzy. 7 lat później w roku 1991 na ekrany wszedł "Terminator 2: Dzień sądu". Tym razem cyborg grany przez Schwarzeneggera miał za zadanie chronić młodego Johna Connora przed atakami prototypowego Terminatora T-1000. Fabularnie "T2" był nieco słabszy od części pierwszej. Fani narzekali na wątek "przyjaźni" Connora z cyborgiem i zastanawiali się jak zbudowany z ciekłego metalu T-100 mógł w ogóle przedostać się do naszych czasów skoro w "Terminatorze" powiedziane było wyraźnie, iż w taką podróż wyruszyć mogą jedynie organizmy żywe, bądź pokryte żywą tkanką. Braki scenariusza "T2" nadrabiał jednak sposobem realizacji. Pod względem efektów specjalnych "Terminator 2" otworzył nowy rozdział w historii kinematografii. Robot zbudowany z ciekłego metalu, który na naszych oczach powstawał z kropel rozpuszczonego stopu, scena ucieczki wyschniętym kanałem przed olbrzymią ciężarówką, czy finałowy pojedynek w hucie to sceny, które powodowały - jak to się teraz mówi - "opad szczęki". Pamiętam, że teledysk do piosenki Guns'N'Roses "You Could Be Mine", w którym wykorzystano fragmenty "T2" oglądałem chyba ze 100 razy tylko po to, żeby po raz kolejny zobaczyć któryś z tych fragmentów. Ze zrozumiałych zatem względów na premierę "Terminator 3" oczekiwałem z wytęsknieniem. Co prawda, kiedy okazało się, że w projekt nie będą zaangażowani James Cameron i Linda Hamilton, a w samym filmie zabraknie słynnego motywu muzycznego, którego autorem jest Brad Fiedel mój entuzjazm nieco opadł, ale pozytywne opinie widzów po amerykańskiej premierze "T3" przywróciły moją wiarę w obraz. Niestety, jak się okazało zupełnie niesłusznie. "Bunt maszyn" jest bowiem filmem bardzo przeciętnym, który z całej masy letnich produkcji wyróżnia się jedynie tytułem i nieprzeciętnymi efektami specjalnymi. Akcja "T3" rozgrywa się 10 lata po wydarzeniach opisanych w "Dniu sądu" (w tekście posługuję się kinowym tytułem "T2". Obecnie wydany film na wideo nosi podtytuł "Ostateczna rozgrywka". Jak to się ma do oryginalnego "Judgement Day" nie mam pojęcia). John Connor ponownie staje się celem ataków cyborga z przyszłości. Tym razem jest nim model TX (Loken) - robot o ciele kobiety. W obronie Connora po raz kolejny staje sprawdzony model T-800 (Schwarzenegger). Co gorsza, okazuje się, że Skynet nie został zniszczony i wojna pomiędzy ludźmi a maszynami wydaje się nieuchronna. Fabularnie "T3" jest klonem "Dnia sądu", z tą różnicą, że "Ahnuld" walczy cyborgiem kobietą, co jest jedną z nielicznych nowości w całym obrazie. TX (znana również jako Terminatrix) jest oczywiście bardziej zaawansowana technologicznie, niż poczciwy T-800, choć wydaje mi się, że tworząc tę postać scenarzyści trochę przesadzili. Model T-1000, z którym Schwarzenegger zmierzył się w "Terminatorze 2" zbudowany był z ciekłego metalu, dzięki czemu mógł zmieniać swój kształt. Miał jednak pewne ograniczenia. Mógł przyjąć jedynie formę o gabarytach zbliżonych do swojego rozmiaru, jak również nie mógł imitować mechanizmów, w których znajdował się ruchome elementy - np. pistoletów. Było to wszystko dosyć logiczne, a co za tym idzie prawdopodobne. Przy "T3" scenarzyści postanowili popuścić wodze wyobraźni i wyposażyli TX w moce godne... czarodzieja. Cyborg może zmienić swój kształt upodabniając się do osób, z którymi wszedł w fizyczny kontakt, potrafi na odległość sterować maszynami oraz został wyposażony w wielofunkcyjne działo o ogromnej sile rażenia. To moim zdaniem trochę za dużo. Znając możliwości TX po pierwsze ciężko uwierzyć, że T-800 w ogóle może podjąć z nim walkę, po drugie rodzi się pytanie dlaczego ludzie, znając siłę przeciwnika, przysłali do obrony Connora tak przestarzałą maszynę? Z filmu nie dowiemy się również, jak doszło do tego, że zniszczony 10 lat wcześniej system Skynet (a z nim wszystkie elementy i wskazówki pozwalające na jego zbudowanie) nadal działa. Scenarzyści nie pokusili się nawet o jedno słowo, które wyjaśniałoby tę kwestię. Skynet po prostu jest. Co gorsza John Connor, który przecież brał czynny udział w likwidacji programu w ogóle nie wydaje się być tym zainteresowany (?). Zastanawiająca jest także kwestia baterii, którymi zasilany jest T-800. Z "T3" dowiadujemy się, że zniszczone akumulatory stają się niestabilne i eksplodują. Dlaczego więc w takim razie nie byliśmy świadkami takiej eksplozji w "Terminatorze", gdzie cyborg został zgnieciony przez prasę? Nie da się ukryć, że pod względem fabularnym "T3" jest - w odniesieniu do części wcześniejszych - bardzo niespójny. Kosztem logiki scenarzyści wprowadzili do filmu wiele nowych wątków, które co prawda pozwalają na kontynuację całej historii, ale jednocześnie wywołują całą masę pytań i wątpliwości. Fani serii (do których zalicza się również niżej podpisany) mogą być zawiedzeni. W moim przekonaniu na "Terminatora 3" zwyczajnie zabrakło pomysłu. Jeśli "obedrzemy" film ze wszystkich scen akcji to okaże się, że fabuły zostanie nam "jak na lekarstwo". Co prawda pojawia się w pewnym momencie ciekawy wątek, z którego dowiadujemy się, kto przysłał T-800 do naszych czasów, ale do końca filmu pozostaje on praktycznie nie rozwinięty. Irytujące jest także "uczłowieczanie" cyborga. Ten wątek drażnił mnie już w "Terminatorze 2", ale w "Buncie maszyn" twórcy posunęli się do tego, że obdarzyli T-800 niemalże wolną wolą, która dominowała nad oprogramowaniem (?). 170 milionów dolarów - tyle oficjalnie wyniósł budżet "Terminatora 3". Po obejrzeniu filmu nie mam jednak wątpliwości, że większość z tej kwoty nie przypadła w udziale autorom scenariusza, a specom od efektów specjalnych bowiem wybuchów i wszelkiej maści eksplozji "Bunt maszyn" dostarcza nam aż w nadmiarze. Pod względem wykonania do "Terminatora 3" nie można się przyczepić. Efekty specjalne są na najwyższym poziomie i moim zdaniem wykraczają nieco poza to, co widzieliśmy w "Matrix Reaktywacja". Sekwencja pościgu, w której olbrzymi dźwig kierowany przez TX demoluje Los Angeles pozostawia w tyle konkurencyjną scenę autorstwa braci Wachowskich. Szkoda tylko, że dysponujący olbrzymim budżetem twórcy nacisk położyli na ilość efektów, a nie na ich nowatorstwo. W dzisiejszych czasach, kiedy na ekranie da się pokazać praktycznie wszystko widz przyjmuje to jako normę i nie jest już w stanie zachwycać się kolejnymi wybuchami, czy animatronicznymi modelami cyborgów. Zachwyt przychodzi w chwili, kiedy zobaczymy coś nowego, coś czego nigdy wcześniej nie widzieliśmy (patrz oryginalny "Matrix"), a "T3" niestety nie zagwarantuje nam takich wrażeń. Broni się natomiast obsada filmu. Liczący sobie już ponad 55 lat Schwarzenegger po raz kolejny udowadnia, że urodził się po to, żeby zagrać cyborga. W roli T-800 jest niezastąpiony i jak nikt potrafi rozbawić publiczność jednozdaniowymi kwestiami w stylu "She'll be back; I drive; Talk to the hand" itp. Dobrze zagrała także eksmodelka Kristanna Loken, która wcieliła się w postać Terminatrix. TX w jej wykonaniu to prawdziwa, pozbawiona uczuć maszyna do zabijania - bezlitosna i bezwzględna, która zrobi wszystko aby wypełnić zadanie, do którego ją zaprogramowano. Nieźle wypada również Nick Stahl, który w roli Johna Connora zastąpił Edwarda Furlonga. Jego Connor jest mniej zbuntowany, mniej zadziorny. Czuje się przytłoczony odpowiedzialnością jaka na nim ciąży. Nie chce być przywódcą ludzkości, ale wie, że nie ma wyboru. Stahl jest w tej roli niezwykle naturalny, a co za tym idzie wiarygodny. Natomiast zupełną pomyłką jest postać Kate Brewster, która została w filmie umieszczona chyba tylko po, żeby scenarzyści mieli pretekst do wprowadzenia wątku romansowego. Grająca tę rolę Claire Danes nie miała więc nawet szansy stworzenia tak silnej postaci, jaką udało się wykreować Lindzie Hamilton w "Dniu sądu". Nie będę krył, że z "Buntu maszyn" wyszedłem potwornie zawiedziony. "Terminator 3" w przeciwieństwie do poprzednich części to zwyczajne letnie kino - przeładowane efektami specjalnymi widowisko, w którym każdy znajdzie coś dla siebie: dramat, komedię, sceny akcji, ale o którym zapominamy kilkanaście minut po wyjściu z kina.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Bohaterem filmu jest mężczyzna o imieniu John (Nick Stahl), którego życiowym celem jest poprowadzenie... czytaj więcej
Kino - świat niezwykły, piękny, magiczny... Stworzony przez człowieka, który w dobie rozwoju i postępu... czytaj więcej
Niemal 20 lat od powstania "Terminatora" trzeba było czekać na trzecią część tego filmu. Dwie pierwsze... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones