Recenzja filmu

Ultimatum Bourne'a (2007)
Paul Greengrass
Matt Damon
Julia Stiles

Powrót do źródeł

Świetnie zrobione kino akcji z nutą moralnego niepokoju
Niektórzy twierdzą, że Jason Bourne jest następcą Bonda i ochoczo zestawiają adaptacje Ludluma z adaptacjami Fleminga. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze, agenta 007 zastąpić się nie da. Bond to heros popkultury, wokół którego nadbudowała się już cała mitologia rządząca się swoimi prawami. Po drugie, seria o Bournie to zupełnie inne kino. W skrócie można określić je jako pełne akcji kino moralnego niepokoju. Jak wszyscy wiemy, filmowego Bourne?a z literackim pierwowzorem łączy tylko imię. Nasz bohater na przestrzeni trzech filmów odbywa podróż w poszukiwaniu swojej tożsamości. W "Ultimatum" upragnioną odpowiedź wreszcie odnajdzie. Nie łudźmy się jednak, że powali ona widzów na kolana. Fabuła jest tu zgrabnym pretekstem dla nieustającej akcji. I jako taka się sprawdza. Jeżeli jednak ktoś pokusi się kiedyś o prześledzenie, jak w kinie głównego nurtu wykorzystywane są elementy związane z bieżącymi społecznymi niepokojami moralnymi dotyczącymi polityki, seria o Bournie (ale i "Transformers") byłaby tego na pewno ciekawym przykładem. Kino amerykańskie od dawna zresztą karmi się podejrzliwością wobec własnego rządu. Chłopcem do bicia na ogół zostaje CIA, uosabiana przez zadbanych, białych mężczyzn z wyższej klasy średniej. To na ich rozkazy agenci mordują, porywają ludzi zakładając im na głowy czarne worki, które znamy z więziennych obrazków Iraku itd. No cóż, jak powiadają w jednym z odcinków bohaterowie "South Parku", Amerykanie są wspaniałym narodem. Rząd wywołuje konflikty i prowadzi działania, które przynoszą obywatelom ekonomiczne korzyści, a obywatele z czystym sumieniem je potępiają, nie rezygnując z benefitów. Na tym polega jedna ze sprzeczności kapitalizmu, którą z lubością żywi się kino rozrywkowe. Wróćmy jednak do meritum. W "Ultimatum Bourne?a" Paul Greengrass trzyma się konsekwentnie paradokumentalnej stylistyki, którą znamy z "Krwawej niedzieli". Film operuje ujęciami sprawiającymi wrażenie, jakby były kręcone z ręki. Towarzyszy temu dynamiczny montaż. W ten sposób widz może poczuć się, jakby był w środku akcji. Wydawać by się mogło, że to ryzykowny zabieg, który spowodować może chaotyczność przekazu i zmęczenie widza. Sprawdził się on jednak w "Krucjacie Bourne'a", nadając jej polot i dynamikę, której było brak pierwszej części trylogii. Jeszcze lepiej sprawdza się i w "Ultimatum". Pozorna niedbałość zdjęć z ręki kryje jednak za sobą realizacyjną doskonałość. Nic nie jest tutaj przypadkowe, każdy szczegół jest wycyzelowany. Zresztą ta konwencja szybkiego, paradokumentalnego filmowania jest coraz częściej wykorzystywana w kinie sensacyjnym. Wystarczy wspomnieć tutaj chociażby "Człowieka w ogniu" Tony'ego Scotta. Kto wie, być może to ona jest właśnie przyszłością kina akcji... Wielką zasługą "Ultimatum" jest to, że korzystając z nowoczesnego języka opowiadania, wraca do korzeni kina sensacyjnego. To nie efekty specjalne są tutaj w centrum, ale pełne napięcia pościgi. Ich realizacja jest zresztą klasa samą dla siebie. Reżyser potrafi uczynić niezwykle efektowne i trzymające w napięciu sekwencje (np. spotkanie Bourne?a z dziennikarzem Guardiana) ze scen, które w kinie tworzonym na komputerach zostałyby pewno sprowadzone do minimum na rzecz wybuchów i innych komputerowo wygenerowanych bzdetów. To wielka zaleta filmu i miejmy nadzieję, że kierunek, który obierze kino tego gatunku. "Ultimatum Bourne?a" aż tętni akcją wyładowującą się co chwilę w rytm elektronicznej muzyki. Filmowi nie przeszkadza nawet kreacja Matta Damona, który znany jest z tego, że w każdej roli jest taki sam. W tym aktorskim szaleństwie gwiazdora być może jest metoda. W ten sposób widz ma przynajmniej okazję się do niego przyzwyczaić. Film Grengrassa ogląda się w napięciu i z prawdziwą przyjemnością, także estetyczną. I chociaż jak głosi hasło reklamujące film "Bourne wszystko pamięta, niczego nie wybacza", widz zapewne szybko zapomni, o co w filmie chodziło, nie mówiąc już o jego wymowie. Nie zapomni jednak tego, jak było mu to podane. I o to chyba chodziło.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Moskwa – miasto, w którym właściwie kończy się "Krucjata Bourne’a", jest punktem wyjścia dla ostatniej... czytaj więcej
Filmy sensacyjne z nurtu szpiegowskich powstają na jedno kopyto - bohater szkolony w tajnej... czytaj więcej
Tak właśnie wygląda Sensacja XXI wieku! Pisane przez duże "S", bo ekranizacja trzeciej części Trylogii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones