PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=281791}

Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów

Star Wars: The Clone Wars
7,9 22 212
ocen
7,9 10 1 22212
Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów
powrót do forum serialu Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów

W książkach, komiksach, grach i filmach Jedi to jednoosobowa armia. Miecz świetlny to tylko
dodatek. Sam jego umysł jest bronią masowego rażenia. Za pomocą jednej myśli jest w stanie
wysłać pół tuzina przeciwników na tamten świat. Tak też było w starszej, "kreskówkowej" wersji
"Wojen Klonów". Mały przykład. Mace Windu podczas jednej z potyczek, znajduje się sam na
sam z całą armią droidów bojowych (było ich tak na oko kilkaset). Traci swój miecz świetlny, więc
używa telekinezy by w potężnej fali uderzeniowej zmieść z powierzchni ziemi cały zastęp
wrogów. I właśnie tak wyobrażam sobie Jedi. W nowych "Wojnach Klonów" Jedi zachowują się
zupełnie inaczej. Nie polegają na Mocy. Są ogólnie dużo mniej efektywni (gdy znajdą się
naprzeciw więcej niż kilku przeciwników, zazwyczaj ratują się ucieczką). Często dochodzi do
sytuacji w której strasznie się męczą, przy pokonaniu pojedynczego przeciwnika, którego
mogliby zwyczajnie rozerwać na strzępy przy użyciu Mocy. Przykładem są walki Darth Maul VS
Pre Vizsla, czy Anakin VS Cad Bane. Irytują mnie takie "nieścisłości". Jeśli ktoś ma inne zdanie w
temacie to chętnie go wysłucham :)

ocenił(a) serial na 6
Alvin_fw

Ten problem jest od samego początku nowej serii i to nie tylko seriali, ale również nowych filmów. Jedi od początku był zarówno wojownikiem posługującym się mieczem świetlnym (element bardziej fantastycznonaukowy) i mistrzem w posługiwaniu się jasną stroną mocy (element bardziej z fantasy). Postacie ze starej trylogii były wyraźnie bardziej przesunięte w stronę fantasy, lub utrzymywały balans. Ben Kenobi nie lubił techniki, mówił sporo o mocy, słychać było jego głos pośmiertnie, Yoda również nie żył w rozwiniętych technicznie warunkach, tylko kojarzonych z magią bagnach i opowiadał o tym jak moc jest potężna, Imperator strzelał piorunami, chodził w płaszczu z kapturem bardziej pasującym do średniowiecza niż nowoczesności, był blady jak jakiś wampir, skupiał się na emocjach, a nie technologii. Natomiast Luke i jego ojciec byli raczej wyrównani. Latali statkami, mieli mechaniczne części ciała (czyli byli w jakimś stopniu cyborgami), bardziej skupiali się na walce mieczami świetlnymi niż mocą.

W Pierwszym Epizodzie moc zostaje jednak sprowadzona do biologii (symbioza z jakimiś malutkimi stworzeniami), a cały film w zasadzie reklamowany był niezwykłymi popisami walki na miecze. W kolejnych częściach zdolności kolejnych postaci zostają sprowadzone do machania mieczem, nawet Yody i Imperatora (którzy według mnie całkowicie nie powinni ich nawet mieć). W ten sposób miejsce dla elementów fantasy dostało od autora całości wielkiego kopa i nie dziwi mnie, że kolejne produkcje zmierzały w kierunku wyznaczonym przez autora.

Tak jak w czasie powstawania kreskówki nie było jeszcze "Zemsty Sithów", tak ta seria nie mogła zignorować konsekwentnego odchodzenia od tego co magiczne i związane z mocą. Trudno by odcinki serialu w animacji 3D przebijały wydarzenia w kulminacyjnej część nowej Trylogii w której powstaje Darth Vader.

Apfelbaum

Nie do końca się z Wami zgodzę. Faktycznie, Jedi występujący np. w grach sprawiają wrażenie o wiele silniejszych, szczególnie w Mocy. Ale jak to napisał MistrzSeller w innym temacie, gra ma być po prostu grywalna.
Z książkami też jest różnie, bo tam bardzo dużo zależy od interpretacji autora. Wezmę za przykład dwóch moich ulubionych (z SW) - Luceno i Stovera.
Powiedziałbym, że Stover pisze ciekawiej - chociażby jego "Punkt przełomu", książka, którą z czystym sercem poleciłbym niemal każdemu (trudniej by się tą książkę czytało nie oglądając wcześniej "Ataku Klonów").
Stover ma też zupełnie inną interpretację Mocy i Jedi/Sithów - jego bohaterowie są naprawdę potężni, dużo mocniejsi niż ci filmowi.
Luceno ma więcej umiaru w kreowaniu użytkowników Mocy, jest istną kopalnią wiedzy o świecie SW, każda książka jaką dotąd napisał, odnosiła się w jakiś sposób do każdego innego źródła, które pojawiło się wcześniej i dotyczyło tego samego okresu czasowego (a "Darth Plagueis" przebija tutaj już wszystko). Niestety, aby móc w pełni nacieszyć się książkami Lucena, trzeba czasem być już nie fanem, a fanatykiem tego uniwersum.
Powiedziałbym że wolę warsztat Stovera, ale książki Luceno są zdecydowanie bardziej zgodne z nurtami filmowymi. I to właśnie książki Luceno najlepiej wzbogacają ten świat.
A jeśli idzie o wspólną linię dla gier i książek - dość ciekawym zabiegiem był tutaj "Revan" Drew Karpyshyna. Revan w KOTORZE i Meetra (Wygnana) w KOTORZE II byli takimi jednoosobowymi armiami, a przeciwnicy w KOTOR II byli w stanie zniszczyć wszechświat. I to była zła droga, zbyt wybujała wyobraźnia twórców KOTORÓW (lub też pójście na siłę w grywalność i efekciarstwo). I tak oto w "Revanie" Meetra nie dorasta swojemu mistrzowi do pięt, i pomimo że pokonała wielu silnych przeciwników, wciąż spotyka takich, z którymi wygrać nie może/nie jest dla nich wyzwaniem.
Nihilus nie jest nawet wart wspomnienia, a Kreia dostaje najwyżej kilka linijek. Książka zdecydowanie stawia na piedestale Revana. To ma zresztą swoje potwierdzenie w którymś z przewodników (które to zawsze miały swoją silną pozycję i były swoistymi odnośnikami/retconami dla wielu źródeł).
Bardzo ważne jest, aby pamiętać, że każde źródło ma swoją skalę, a odnośnikiem skali głównej są filmy i słowa Lucasa.

Wielu fanom podobają się np. Mandalorianie. Wielu - zanim jeszcze wyszło TPM - uwielbiało już Bobę Fetta. W "Powrocie Jedi" Luke ma szansę skonfrontować się z Fettem i ludźmi Jabby. I - niestety dla Was (moim zdaniem fanów tych przekoloryzowanych wersji EU) - potyczka ta przypomina raczej potyczki z nowszych części i TCW, a nie tych przekoloryzowanych gier z SW. Wróćmy też zresztą do czasów sprzed nowej trylogii, gdzie tych wszystkich źródeł było o wiele, wiele mniej. Nikt nie miał wtedy nawet pojęcia, jak wyglądały Wojny Klonów.
Wyszła w tym czasie seria komiksów - Mroczne Imperium/Dark Empire - w których to ożywiono postać Imperatora. Z jednej strony go przekoloryzowano, dano mu naprawdę olbrzymią Moc, a z drugiej jednak - walczył jednak tym mieczem świetlnym. Ben Kenobi był stary, a również się nim posługiwał. Nie było więc - już w tamtym okresie - powodów aby uznawać, że Palpatine nie mógłby walczyć mieczem.
Potem przyszła nowa trylogia, i gdyby nie fakt, że sa to filmy budujące Sagę, też można by uznać że koloryzowały. Przykładem niech będzie latający Yoda. Ale skoro każdy mógł, nawet Plaptine, to czemu Yoda nie?
Ale wróćmy do Mandalorian. Faktycznie mamy tutaj nieścisłości. Bo jeśli Dooku jest w stanie samą telekinezą eliminować z walk silnych jedi, jak Kenobi, to dlaczego inny jedi (silniejsi czy słabsi) nie mogą zrobić tego samego z istotami niewrażliwymi na Moc? To akurat faktycznie jest pewien brak konsekwencji. Bo czym taki Grievous dla jedi mógł różnić się od zwykłego robota? Każdy jedi powinien być w stanie samą telekinezą zniszczyć Grievousa.
Tylko właśnie, wiecie ilu Grievous ma fanów/obrońców? Ile jest lamentów że zrobiono z niego chłopca do bicia w TCW?

Gwiezdne Wojny to swoisty mish-mash - wrzucenie do jednego worka fantastyki, fantasy, westernu, kryminały, przygody. Poza tym są też wyraźne odniesienia światopoglądowe/religijne. I w świetny sposób wpleciony motyw fatum w 3 części. Tutaj można wrzucić co się chce, ale z zachowaniem umiaru. Bo fanom Mandalorian podoba się, że mogą oni walczyć jak równi z jedi. Fanom Grievousa też podoba się, że Grievous może pokonać większość jedi.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones