Bardzo spodobała mi się scena, kiedy dowiadujemy się jak słabym punktem Sherlocka jest John Watson. Niezaprzeczalnie mogliśmy to wywnioskować wcześniej, jednak naprawdę miło było to usłyszeć. Widać że Sherlock, na swój sposób go bardzo kocha i oddał by za niego życie. Myślę że właśnie to jest magia tej dwójki. Po pamiętnej scenie, moja przyjaciółka stwierdziła, że Sherlock kocha bardziej Johna niż on jego, czy też bardziej niż swego brata. Absolutnie jestem w stanie się z nią zgodzić. Jakie jest wasze zdanie? Czekam z niecierpliwością na waszą opinię. ;)
Widać, że go kocha, ale zupełnie nie jest w stanie tego okazać w normalny sposób. I wydaje mi się, że na pewno kocha John bardziej niż tamten jego, John to jego pierwszy i jedyny przyjaciel, Sherlock jest niczym mały szczeniaczek, który wielbi Johna i leci na oślep, gdy tylko Johnowi coś grozi. Bardzo podobała mi się scena z Molly w laboratorium, gdy powiedziała do Sherlocka, że jest smutny, gdy myśli,że John na niego nie patrzy. Taka jest prawda.
Dokładnie..
Bardzo fajnie zresztą pokazali to w 2 ostatnich odcinkach.. Najpierw słownie co Sherlock czuje a później w czynach..
"John to jego pierwszy i jedyny przyjaciel, Sherlock jest niczym mały szczeniaczek, który wielbi Johna i leci na oślep, gdy tylko Johnowi coś grozi"
Sherlock w pigułce. Bardzo ładnie powiedziane :)
Ach tak! Równie cudowny cytat z 2x03 "You look sad when you think he can't see you" - i spojrzenie Sherlocka na Watsona. Przyznam że z ciekawością czytałam twórczość Doyle i tam nie widać tak bardzo tego oddania, mimo iż chciał to nam przekazać. W serialu dostrzegli to i pokazują to w naprawdę piękny sposób, za co należą się wielkie brawa. Zresztą między Benedictem i Martinem jest również taka chemia. Widać, że szanują siebie, co również pomaga im w grze na planie. Mi podobało się jeszcze w 3x02, kiedy to Sherlock wypowiada się o Johnie, mówiąc jak wielkim jest szczęściarzem, że ma takiego przyjaciela. ;)
Bardzo piękny przykład prawdziwej przyjaźni.
To fakt, że u Doyle'a nie ma tego przywiązania. Tutaj wątek obyczajowy jest mocno rozbudowany i to mi się podoba.
A właśnie chciałam was spytać o te dokładnie słowa, bo czy są w języku angielskim, czy w polskim tłumaczeniu, to nie jestem pewna, co chciano tam powiedzieć. I po waszych wypowiedziach nadal mam wątpliwości, jak wy to rozumiecie.
Czy Molly mówi Sherlockowi, że:
1. wygląda na smutnego, robi się smutny, gdy John na niego nie patrzy, nie okazuje mu uwagi
2. pozwala sobie na smutek, gdy John nie widzi, przestaje wtedy odgrywać pewnego siebie i zadowolonego z życia Sherlocka, co robi przed Johnem, aby go nie martwić?
??
Na początku przy polskim tłumaczeniu w ogóle nie załapałam, czy Molly mówi, że to on jest smutny, czy że John :) it's complicated :)
Cóż, myślę że to podlega interpretacji widza. Osobiście, ja uważam, że te słowa oznaczają to, co w punkcie pierwszym - i w miarę możliwości - również ten drugi punkt. John nie zawsze zwraca na niego uwagę, a bez niego, Sherlock jest sam, ponieważ Watson to jego jedyny przyjaciel. Wtedy Sherlock pokazuje smutek, bo uświadamia sobie, że nie zawsze w życiu Johna, on będzie w centrum uwagi. Tak samo jak z Mary. Mieliśmy doskonały przykład w 3x02 kiedy to Mary uświadamia Johnowi, że Sherlock się boi, iż straci go na zawsze. John zaprzecza, mówi że zawsze będzie przy nim. Ale Sherlocka logika jest taka, że jeżeli się mu tego nie powie, to on do tego nie dojdzie - bynajmniej w formie uczuć. ;)
Ale tak jak mówiłam - sądzę że scenarzyści zostawili tą lukę specjalnie ;)
Sherlock i Watson sa sobie przeznaczeni :)) Bez zadnych podtekstow. Ale nie wiem czy mozna powiedziec ze Sherlock kocha Johna bardziej niz swojego brata. Brat to jednak brat. Roznia sie i to bardzo, czesto sprzeczaja ale mimo wszystko to rodzina. W serialu wiecej czasu spedza z Watsonem niz z Maycroftem ale sadze ze i braciom Holmes tak naprawde na sobie zalezy, choc nie umieja tego okazac :))