Trochę mi przeszkadza, że samego show nie ma prawie wcale, przez dwa sezony może dwa razy były fragmenty programu Carly. Serial ogólnie wyśmiewa współczesne trendy internetowe, influencerów, memy itp. i to dobrze, ale abstrahując od tego, momentami robi się z tego taki zwykły sitcom jakich wiele. Brakuje czasami czegoś wyróżniającego, takiego jak przebitki z tego co stanowiło podstawę oryginalnego serialu - czyli internetowego show iCarly. Brakuje mi tej beztroski, wariactw, jakie wprowadzały random daning czy skecze o głupiej farmerce. Wiem, że taki był zamysł, bo ma być dojrzale i tak dalej, ale to że ktoś się zestarzał nie znaczy zaraz że znudniał.
Szczególnie, że sama Carly ma w sobie tą młodzieńczą dzikość, taki błysk w oku. Ale nie jest to wykorzystane, bo większość jej problemów to brak chłopaka. Brak Sam jest oczywiście bardzo dotkliwy, bo była filarem oryginału, i nowe bohaterki nie są w stanie jej zastąpić. Harper jest bardzo denerwująca, zarówno w grze aktorskiej jak i samej postaci. Milicent jest denerwująca tylko trochę, ale za to bezużyteczna. Ja nie wiem co ona wprowadza do serialu. Chyba tylko udowadnia, że Freddie się zestarzał. Podobnie jak wszyscy - poza Spencerem. Ten gość to mistrz, to stary dobry zdziecinniały wizjoner, pełen głupich pomysłów. I w końcu wraca jego ikoniczne przypadkowe podpalanie rzeczy niepalnych.
Ogólnie zdanie o serialu mam ambiwalentne. Niby to co innego, dojrzalszego, odrzucającego dużą część cech, które przyciągały mnie (i nadal przyciągają) do oryginału, a wprowadzającego rzeczy, które nie powinny mi się podobać. Ale z drugiej strony ma w sobie magnetyzm, który pozwala mi dać serialowi kredyt zaufania. Na pewno będę oglądał trzeci sezon.