Artykuł

ARTYKUŁ: Sylwetka Kathryn Bigelow

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/ARTYKU%C5%81%3A+Sylwetka+Kathryn+Bigelow-58688
KATRHYN BIGELOW: KINO STYLU UNISEKS

Mimo ostrego sądu nad jednostką – słabą, egoistyczną, okrutną – Kathryn Bigelow zaskakująco dobrze ocenia kolektyw, który hartuje niezahartowanych i pomaga zbudować system wartości. Jej specjalnością są narkotyczne stany, pigułki euforii, które najlepiej smakują w Ameryce.

Kiedyś malowała obrazy dla muzeum Whitney w Nowym Jorku, dziś biega po jordańskiej pustyni i pogania facetów w mundurach. Kiedyś pozowała do zdjęć dla sieci handlowej GAP, dziś pozują jej saperzy z elitarnej jednostki EOD. Studiowała pod okiem Susan Sontag, była członkinią awangardowej, brytyjskiej grupy Art & Language,  współpracowała ze słynnym amerykańskim konceptualistą, Laurence'em Wienerem, i wykładała sztukę na kalifornijskich uniwersytetach. W końcu postawiła na reżyserię i studia w szkole filmowej Columbia. W zmaskulinizowanym Hollywood miała pod górkę. Wyróżniano ją, ale raczej na drugorzędnych festiwalach, doceniano za "biegłość", ale nigdy za "maestrię". Była symboliczną ofiarą krytyczno-filmowego dyskursu o różnicach między sztuką a rzemiosłem. Nie znosiła też złotych jaj – jej najbardziej kasowy film "Na fali" zarobił na świecie 83 miliony dolarów, co przy 24-milionowym budżecie jest wynikiem przyzwoitym, ale nie rewelacyjnym. Jeśli w najbliższy poniedziałek Kathryn Bigelow (ur. 1951) pokona w jednej z dwóch najważniejszych oscarowych kategorii – najlepszego filmu bądź reżyserii – swojego byłego męża, Jamesa Camerona, jej triumf stanie krytyce ością w gardle. Jego zwiastunów trzeba będzie poszukać we wcześniejszej twórczości, tak jak miało to miejsce z niedocenianym przez lata Guillermem del Toro. Zwiastuny triumfu? Umundurowana Jamie Lee Curtis, surfujący Keanu Reeves, wampiry w ostrogach i kowbojskich kapeluszach, Irlandczyk i Szkot udający Rosjan, Willem Dafoe jako symbol seksu… Zapewniam, że jest w czym wybierać.

Kluczowe dla przebiegu swojej kariery decyzje Bigelow podjęła w połowie lat osiemdziesiątych. Tuż po ciekawym debiucie, "Loveless" (1982), zarzucono ją propozycjami realizowania komedii romantycznych i filmów dla nastolatków. Konsekwentnie odmawiała. Gdy wróciła w 1987 roku filmem "Blisko ciemności", krytycy, zwłaszcza ci młodszego pokolenia, padli jej do stóp. Niezrealizowane komedie zamieniły się w mięsisty western, nieobcałowane kamerą nastolatki – w wampiry. Opłaciło się. Triumf na poletku kina gatunków wypchnął autorkę na szerokie wody. Od tamtej pory Bigelow płynęła ich głównym nurtem. Potem przyszła kolej na kino sensacyjne ("Błękitna stal", 1989; "Na fali", 1991), nakręcony według scenariusza Jamesa Camerona dreszczowiec s-f "Dziwne dni" (1995), odklejony tematycznie i stylistycznie oraz zdecydowanie najsłabszy w dorobku dramat "Przekleństwo wyspy" (2000), klaustrofobiczny thriller "K-19" o kryzysie na pierwszej radzieckiej atomowej łodzi podwodnej oraz czekający na pomyślne rozdanie rycerzyków Akademii "The Hurt Locker. W pułapce wojny" (2008), lustrujący pracę saperów na irackiej ziemi.

 

Zmiany i przekształcenia w obrębie poszczególnych gatunków – zwłaszcza w pierwszych filmach – okazały się na tyle duże, że wyabstrahowały utwory Bigelow z masy podobnych produkcji i na tyle małe, że bardzo szybko dziennikarze zaszufladkowali ją jako specjalistkę od "męskiego" ("twardego") kina. Świadoma mocy i popularności tego stereotypu, Bigelow rozpoczęła starania, by owe "męskie" konwencje wzbogacić o autokomentarz. Bohaterowie i bohaterki jej filmów, jak Megan i Eugene z "Błękitnej stali" czy Caleb i Mae z "Blisko ciemności", wychodzili poza stereotypowo przypisane do płci role. Mężczyźni byli najczęściej słabi psychicznie i fizycznie, emocjonalne niestabilni, podczas gdy kobiety przejęły inicjatywę. Ich autorytet był niekwestionowany, okazywały się zarówno przewodniczkami mężczyzn, jak i ich ochroniarkami (także w tym dosłownym, zawodowym sensie, jak grana przez Angelę Bassett bohaterka "Dziwnych dni").  W szczytowym momencie popularności thrillerów erotycznych, gdy w modzie było demonizowanie kobiecych postaci i aprobowanie przeprowadzanych męską ręką "egzorcyzmów" (na przykład zabójstwa ciężarnej kochanki w "Fatalnym zauroczeniu" Adriana Lyne'a), protagonistki Bigelow nie przynosiły zguby płci brzydkiej. Ich sukces polegał na przejęciu konwencji, zdominowanych dotąd przez mężczyzn.

 

Choć Kathryn Bigelow zagrała niewielką rolę w kultowym feministycznym manifeście Lizzie Borden, "Born in Flames" (rok 1983 i najlepsze hasło reklamowe w historii kina, wypowiadane przez czarnoskórą lesbijkę-anarchistkę: "Black women – be ready. White women – get ready. Red women – stay ready. Cause this is our time!"), wzbrania się przed nazywaniem jej autorką feminizującą. Wydaje się wręcz, że istotą jej twórczości jest ciągły slalom między wnykami ideologii. Siłą jej filmów nie jest zaś ich wymiar intelektualny, lecz emocjonalny. Tego dyskusyjnego podziału dokonała sama reżyserka. Już na studiach, w dwudziestominutowej etiudzie "The Set-Up" (1978), rozbiła monolityczny pryzmat odbiorczy. Podczas gdy w ciasnej alejce pięściami (i nie tylko) okłada się dwóch mężczyzn, z offu płynie komentarz szacownych semiotyków, Sylvère'a Lotringera i Marshala Blonsky'ego, rozprawiających o katartycznej funkcji przemocy w kinie. Znamienny jest tu także motyw "filmów założycielskich", którymi dla Bigelow były "Ulice nędzy" Martina Scorsese i "Dzika banda" Sama Peckinpaha. "Te obrazy wyssały ze mnie całą semiotyczno-Lacanowsko-dekonstrukcyjną energię i pokazały, że są inne drogi myślenia o kinie" – mówiła w wywiadzie dla "Newsweeka".
    
O ile genderowe przetasowania są jedynie tarczą, którą Bigelow broni się przed etykietkami, o tyle afrodyzjaki przemocy, takie jak broń czy wojna, stały się jej wielkim tematem. W "Błękitnej stali" obserwujemy grę w kotka i myszkę, którą prowadzą ze sobą początkująca policjantka Megan i psychopatyczny morderca Eugene, makler z Wall Street. Podstawowym rekwizytem jest w tej sadystycznej zabawie rewolwer – fetysz oficjalnej, amerykańskiej kultury, tutaj skojarzony właściwie, czyli z władzą i seksem. Już w czołówce kamera pieści opływowe kształty pocisków, lufy i bębenka, lecz Bigelow brnie dalej w erotyczne konotacje. Chemia między bohaterami wynika z faktu, iż oboje są kimś, kogo anglojęzyczna część świata określa przymiotnikiem "trigger happy" (w wolnym tłumaczeniu "skory do użycia broni").  Pociąganie za spust jest dla nich sublimacją wielu deficytowych przyjemności, z seksem na czele. Już pierwszego dnia służby Megan pakuje cały magazynek w świra, który napadł na sklep spożywczy. Na pytanie, dlaczego wstąpiła do policji, odpowiada: "Żeby strzelać do ludzi". Po chwili dodaje, że to żart, ale czy na pewno? Właściwe motywacje bohaterki pozostają tajemnicą do końca filmu.  

Specjalnością Bigelow są narkotyczne stany, pigułki euforii, które najlepiej smakują w Ameryce. Bohater "Hurt Locker", niepokorny i uzależniony od ryzyka sierżant James, tłumaczy córce, że ze wszystkich rzeczy, które kochał na świecie, została mu już tylko jedna – jest nią wojna. Lecz narkotykiem może być również złudne poczucie wolności, które prędzej czy później przekształci się w destrukcję porządku społecznego. Ulegają mu bohaterowie filmu "Na fali", ścigani przez ambitnego agenta FBI, Johnny'ego Utah, miłośnicy sportów ekstremalnych i napadów z bronią w ręku. Ich protoplastami są motocyklowi rebelianci z "Loveless", dowodzeni przez debiutującego na ekranie Willema Dafoe, który z brylantyną na głowie i w obcisłej skórze przypomina karykaturę Jamesa Deana. W tym filmie Bigelow wylewa fundamenty swojej filmowej mitologii i dokonuje inwentaryzacji amerykańskich fetyszów. Jej bohaterowie podróżują na lśniących motocyklach, podrywają dziewczęta w muskularnych kabrioletach, jedzą hamburgery w zapyziałych, teksańskich barach, piją colę ze szklanych butelek i palą Lucky Strike. Marność, miałkość i bezcelowość ich egzystencji najlepiej wyraża scena, w której próbują zapalić zapałkę strzałem z rewolweru. Bunt na niby. Przeciw niczemu, za to w zgodzie z modą.  

 

Mimo dość ostrego sądu nad jednostką – słabą, egoistyczną, okrutną – autorka zaskakująco dobrze ocenia kolektyw, który, nawet jeśli patogenny, hartuje niezahartowanych i pomaga zbudować system wartości. W "Blisko ciemności" za sprawą ugryzionego przez wampirzyce chłopaka z Teksasu poznajemy życie i zwyczaje gangu krwiopijców. Ustawiając się w opozycji do szatańskich pomiotów, bohater dojrzewa. Jego inicjacja objawia się wprawdzie w sadystycznej zemście na członkach gangu, ale jest kompletna. Być może policjantkę Megan różni od jej prześladowcy tylko przynależność do służb mundurowych, z którą wiąże się odgórny kodeks moralny. Bohaterowie Bigelow swój światopogląd budują na kontrze do kolektywu, który ich wchłonął. Agent Johnny Utah nie chce być taki jak jego kumple-rabusie, kapitan Aleksiej Wostrykow z "K-19" jak przestraszone dowództwo, sierżant James – jak reszta oddziału saperów. Oczywiście, samotnictwo kończy się znieczulicą. Na współczesnej wojnie bohaterem może być tylko ten, kto jest znieczulony – przekonuje Bigelow. Czy Akademia podzieli jej poglądy?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones