Relacja

Camerimage Dzień 1: Festiwal bez operatorów

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Camerimage+Dzie%C5%84+1%3A+Festiwal+bez+operator%C3%B3w-56424
W sobotę w Łodzi rozpoczął się festiwal Plus Camerimage noszący oficjalnie nazwę Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych. Kto jednak był na ceremonii otwarcia, ten mógł zwątpić, czy rzeczywiście jest to impreza poświęcona operatorom. Podczas ponad dwugodzinnej gali mówiono praktycznie o wszystkim, tylko nie o autorach zdjęć. Gdyby nie wyróżnione nazwiska na prezentacjach sekcji konkursowych, można byłoby o nich kompletnie zapomnieć.

Powitanie widzów i uczestników festiwalu przebiegło pod znakiem wręczenia kilku specjalnych Złotych Żab. I jak to zazwyczaj bywa, mimo że laureaci byli wielcy i na wszelkie nagrody zasłużyli, całość była nieco drętwa i przydługa. Zauważył to Bill Murray, który zdecydowanie poprawił widowni humor podczas prezentacji jury konkursu etiud studenckich. Nie dość, że dostał owacje na stojąco, to jeszcze zdradził przepis na to, jak Amerykanin powinien podrywać polskie kobiety.

A komu wręczono specjalne Żaby? Jedną otrzymał Volker Schlöndorff za całokształt swojej twórczości. Ten wielki przyjaciel Polski i festiwalu Camerimage był niezwykle wzruszony nagrodą, którą otrzymał z rąk nieoczekiwanie zabawnej Agnieszki Odorowicz i Daniela Olbrychskiego. Drugim wyróżnionym reżyserem był Terry Gilliam (jego "Parnassus" zostanie w niedzielę zaprezentowany w konkursie). Żabę za wrażliwość wizualną przyjął z typowym dla Pythonowca wdziękiem i poczuciem humoru. Thelma Schoonmaker otrzymała Żabę dla montażysty o szczególnej wrażliwości. Stała współpracowniczka Martina Scorsesego zachwalała polską szkołę plakatu i wielkie arcydzieła naszych filmowców, w tym "Popiół i diament". Nagrodę dla producenta filmów wybitnych pod względem wizualnym otrzymał z rąk swojego syna Richard Zanuck.

W tym gronie jedyną operatorską nagrodą była Żaba dla Dariusza Wolskiego. Polski autor zdjęć filmowych otrzymał wyróżnienie za szczególny wkład w sztukę filmową.

Po ceremonii otwarcia publiczności zaprezentowano dwa filmy konkursowe oraz jeden pokaz specjalny.

Z przebaczeniem

Jako pierwszy w konkursie pokazany został film współprodukowany przez Polaków "Get Low" (Aż po grób). Ten film to po części western, po części komedia, po części dramat. Jego bohaterem jest Felix Bush (Robert Duvall), samotnik, postać znana mieszkańcom miasteczka ze straszliwych opowieści o przemocy i zbrodni. Sam Bush stroniący od ludzi przez 40 lat nie zrobił nic, by tę sytuację poprawić. Kiedy jednak usłyszał o śmierci swojego znajomego, który zmarł ze starości, poczuł, że kończy mu się czas. Postanowił zatem przerwać swoją izolację. Zrobi to na ekscentryczny sposób, organizując swój pogrzeb jeszcze za życia. Łatwiej jest jednak całą sprawę zaplanować, niż ją przeprowadzić, gdyż Bush zmuszony zostanie w końcu do stawienia czoła swojej mrocznej przeszłości.

"Get Low" to film zrealizowany według starego przepisu, który dziś wydaje się być mało popularny. Kilka barwnych postaci, grzech sprzed lat i próba uzyskania przebaczenia. Całość została opowiedziana bardzo sprawnie. Problem jednak w tym, że zabrakło w niej ducha. Film sprawia wrażenie wymęczonego, jakby jego ostateczny wygląd kształtowany był w olbrzymich bólach. Och, to wciąż jest film dobry, miejscami zabawny a miejscami wzruszający. Aby jednak odnieść pełen sukces, twórcy potrzebowali iluzji lekkości, radości z tworzenia. To niestety nie udało się do końca pomimo znakomitych ról Duvalla i młodego, mało jeszcze kojarzonego ale z całą pewnością utalentowanego Lucasa Blacka. Dużym plusem jest również udział Billa Murraya. Korzysta tu ze swoich starych sztuczek, ale widownia na pewno nie będzie miała mu to za złe.

Autorem zdjęć jest David Boyd, który do tej pory więcej pracował w telewizji niż w kinie. Jego zdjęcia wypadają dobrze, ale z całą pewnością nie będzie moim faworytem do Żaby. Boyd nie pokazał nic, czego widzowie festiwalu nie widzieliby wcześniej i to w lepszym wykonaniu. Owszem, bardzo dobrze wychodziły mu ujęcia portretowe, ale całość to jedynie dobra robota rzemieślnicza. Oczywiście o dobrych rzemieślników nawet w Hollywood nie jest łatwo, zatem trzeba jego pracę docenić.

Wychowywanie młodych panien

Drugi filmem konkursowym był pełnometrażowy debiut fabularny Jordann Scott, córki Ridleya Scotta, pt. "Cracks". Akcja obrazu rozgrywa się w prywatnej szkole z internatem dla dziewcząt. Jedną z nauczycielek jest była wychowanica szkoły, Miss G, która ma urodę, charyzmę i bogatą wyobraźnię. To wszystko wystarczy, by potrafiła oczarować (a część nawet rozkochać) grupę uczennic, które zorganizowała w drużynę ćwiczącą skoki do wody. Miss G jest niczym tajemna furtka w murach sztywnej struktury szkoły. Tam gdzie inne nauczycielki promują wstrzemięźliwość i surowe zasady moralne, ona rozbudza namiętność, podsyca żar uczuć. I wszystko było dobrze, aż do przyjazdu nowej uczennicy – Hiszpanki i do tego katoliczki.

Eva Green w roli Miss G to zdecydowanie najjaśniejszy punkt tej mocno niedoskonałej konstrukcji. Jest niczym syrena uwodząca swoim wdziękiem niczego nie podejrzewające młode dziewczyny. Kiedy nowo przybyła Hiszpanka odmawia poddania się jej czarowi, Miss G ulega mrocznej obsesji, która prowadzi do psychicznej batalii o to, kto ma silniejszą wolę. Green jest uwodzicielska, drapieżna, niebezpieczna i krucha zarazem. Wielkim wsparciem jest dla niej Juno Temple w roli zafascynowanej nauczycielką liderki wodnej drużyny.

Ciekawe kreacje aktorskie i interesująca podstawa scenariuszowa nie są jednak w stanie ukryć faktu, że Scott nie do końca poradziła sobie z materiałem. Zamiast narastającego napięcia emocjonalnego, gęstej atmosfery namiętności i niezrealizowanych marzeń, otrzymujemy chaos i listę pobożnych życzeń. Gdzieś daleko pobrzmiewa echo "Pikniku pod Wiszącą Skałą" czy "Dogville". Jest to jednak echo mocno zniekształcone, tak że wychwycić można jedynie ogólną intencję.

Zdjęcia również nie powalają na kolana. John Mathieson, stały współpracownik Ridleya Scotta, tym razem odwalił dobrą fuchę, ale nic ponadto. Zdjęcia podwodne są może i efektowne, ale tak wyzute z oryginalności, że nie robiły większego wrażenia. Lepiej wychodziło mu pokazywanie Green i Temple, ale nawet w ich scenach z ekranu nie biło napięcie, jakie ponoć istniało pomiędzy trójką głównych bohaterek.

Seks życia

Zdecydowanie bardziej spodobały mi się zdjęcia Mathiesona do pokazanego poza konkursem obrazu "Flashbacks of a Fool" (Zakochany głupiec). Zwłaszcza w pierwszej części sprzed retrospekcji, obrazy robią wrażenie, dzięki ciekawej perspektywie oraz interesującemu montażowi. Otwierająca film sekwencja erotyczna jest najlepszym przykładem talentu i wyczucia obrazu przez całą ekipę filmową.

Bohaterem "Zakochanego głupca" jest brytyjski gwiazdor robiący karierę w Hollywood. A raczej kiedyś ją robił, teraz zdąża po stromej równi pochyłej wprost do piekła autodestrukcji, oddając się uciechom seksu, alkoholu i narkotyków. Kiedy dowiaduje się o śmierci swojego przyjaciela z dzieciństwa, powraca myślami do pamiętnego roku ze swej młodości, kiedy to odkrył, czym jest seks i miłość, a także poczucie winy. Młody Joe był przystojnym i pełnym życia nastolatkiem. Niestety, jego pierwsze doświadczenia z kobietami na zawsze naznaczone zostaną tragedią, nad którą do dziś nie potrafi zapanować.

Obraz w reżyserii Bailliego Walsha to dość standardowa opowieść o dojrzewaniu, choć może z mniej łzawym zakończeniem. Dzięki jednak solidnej dawce gry aktorskiej z Danielem Craigem, a w szczególności z Harrym Edenem na czele, całość ogląda się bardzo przyjemnie. Reżyser umiejętnie łączy humor z dramatem, nasycając wszystko odpowiednią dawką sentymentalizmu. "Zakochany głupiec" to miła, niezobowiązująca rozrywka.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones