Jego filmy są dosłowne, brutalne i pełne seksu. Lee Daniels może pozwolić sobie na wszystko, bo jest niezależny i sam produkuje swoje filmy.
"Paperboy"
Na początku stycznia wreszcie zobaczyć będzie można na polskich ekranach głośny obraz
Lee Danielsa "Paperboy", który od czasu premiery na festiwalu w Cannes zdążył już przybrać dwa polskie tytuły: początkowo "Gazeciarz", obecnie "Pokusa". Po poprzednim filmie reżysera,
"Hej, Skarbie" (2009), który odniósł ogromny i nieoczekiwany sukces (także oscarowy – sześć nominacji i dwie statuetki),
Daniels okrzyknięty został "nowym
Spikiem Lee" albo nowym złotym dzieckiem Hollywood. Reżyser nie musi jednak przejmować się podobną etykietką. Jest niezależny, bo sam produkuje swoje filmy.
OKRUCIEŃSTWO NIE DO PRZYJĘCIA W
"Pokusie" Nicole Kidman mówi do
Zaca Efrona, że pociąga ją ciemna strona świata. Dotyczy to wielu bohaterów filmów
Danielsa. To samo rzec można o samym reżyserze. Mimo obecnych w jego filmach jaskrawych kolorów, szybkiego montażu, kiczowatych niekiedy chwytów, promienieje z ekranu zainteresowanie tym, co złe, okrutne i ponure.
Daniels czuje makabrę. Przesada w kumulowaniu okropności jest jego sposobem na kino. Niektórzy po
"Hej, Skarbie!" skarżyli się na dojmujący pesymizm, kiedy to po wszystkich tragediach, które spotykały tytułową bohaterkę, na końcu okazywało się, że jest w dodatku nosicielką wirusa HIV.
Daniels bronił się, mówiąc, że to, co dla jednych jest koszmarem, dla innych jest "zwykłym życiem". Przedstawiając za pomocą popowych środków wyrazu dramaty warstw – z takich czy innych względów – wykluczonych, z jednej strony rozbraja je z "banału nieszczęścia", z drugiej – wpuszcza, zachowując przy tym odpowiednie proporcje horroru i humoru, trochę światła nadziei do beznadziei. Używając spektakularnej przesady, dociera do tego, co prawdziwe i z natury bardzo amerykańskie; stosując kłamstwa kultury popularnej, udaje mu się przekazać "swoją" prawdę. Udowadnia przy tym, że tak trudne tematy, jak międzyrasowe związki, przemoc domowa czy seksualne nadużycia można przekuć w sukces kasowy.
"Hej, Skarbie!"
W
"Hej, Skarbie!" otyła bohaterka chce błyszczeć na okładkach magazynów i być gwiazdą MTV, nie zważając na swoje ograniczenia, takie jak waga, dziecko z zespołem Downa (i drugie w drodze) czy status materialny. Pop jest jej ostatecznym horyzontem. Ten próbuje poszerzyć jej nauczycielka i wydaje się, że coś podobnego robi za pomocą swoich filmów
Daniels. Starając się być maksymalnie komunikatywny, nasyca swoje idealnie popowe filmy przekazem, który pop często – ze względu na swoją nieatrakcyjność i okrucieństwo – pomija. Pedofilia? Seks analny z transwestytą? Międzyrasowe sado maso? AIDS w prezencie od taty? Proszę bardzo! Reżyser potrafi z tak niestrawnych składników złożyć dzieło nie tylko zjadliwe, ale wręcz wizualnie wysmakowane, poszerzając skalę tego, co wyrazić można za pomocą kina popularnego.
Daniels uważa to wręcz za swój obowiązek i twierdzi, że reżyserzy stosujący autocenzurę przyczyniają się do wielu tragedii. Przy okazji premiery
"Hej, Skarbie!" mówił, że czarne kobiety umierają na AIDS, bo nikt nie chce pokazać prawdziwego obrazu warunków, w jakich żyją. Dla niego nie ma tematów tabu, choć nie wszystkim musi się to podobać.
"Shadowboxer"
Jego debiut reżyserski –
"Shadowboxer" – zebrał cięgi od krytyki, a dystrybucję, wbrew imponującej obsadzie, miał zaledwie symboliczną. Ze względu na dosadne sceny seksu i przemocy oraz pokazywanie na ekranie zażywania narkotyków film pokazano zaledwie w sześciu większych amerykańskich miastach. A może krył się za tym rasizm? Już bowiem w swoim debiucie użył
Daniels dosadnych strategii przekraczania go, sytuujących się daleko od wygładzania wizerunku Afroamerykanina poprzez nadawanie mu łagodnej twarzy
Sidneya Poitiera czy
Denzela Washingtona. Wychowany w ubóstwie i przemocy reżyser poczuł, że może pozwolić sobie na śmiałe pokazywanie problemów Afroamerykanów – przestępczości, narkotyków i podłości – nie bojąc się, że ktoś może uznać to za utwierdzanie negatywnych stereotypów o czarnej społeczności. W
"Shadowboxer", który wbrew początkowemu odrzuceniu stał się dziełem kultowym, to właśnie bohaterka grana przez
Mo'Nique doprowadza do katastrofy, wydając w ręce mafiosów swojego chłopaka, granego przez
Josepha Gordona-Levitta. To jeden z ciekawych zabiegów
Danielsa: kładąc do łóżka chudziutkiego białasa z wielką Murzynką, nie osiąga efektu komicznego, tylko zwyczajnie oswaja widza z tym, co dawniej było zakazywane lub przemilczane. Seks ma rozsadzać rasowe granice.
LET'S TALK ABOUT SEX Jak skuteczna to strategia, widać było już w wyprodukowanym przez niego
"Czekając na wyrok" – filmie, który przyniósł Oscara
Halle Berry, namiętnie kopulującej tam z
Billym Bobem Thorntonem. Bohaterowie tylko w seksie odnajdywali schronienie przed rozpaczą, w której przyszło im żyć, a pożądanie wymykało się społecznym rolom, przełamując relację kata i ofiary. Obraz kosztujący dwa i pół miliona dolarów zarobił ponad trzydzieści, pokazując, że gust zdeterminowanego producenta może być także pokupnym towarem. Nic dziwnego, że
Daniels, który zaczął ciążyć wtedy w stronę reżyserii, zdecydował, że sam będzie produkował swoje filmy. Siłą napędzającą w nich świat, tak jak w przypadku
"Czekając na wyrok", miał stać się właśnie seks – w konfiguracji białej, czarnej i biało-czarnej, homo- i heteroseksualnej. Oraz przemoc – niekiedy także seksualna.
"Czekając na wyrok"
Także najnowsza
"Pokusa" (jak sugeruje już sam polski tytuł) naelektryzowana jest erotyką. Do historii kina przejdzie zapewne scena, w której
Kidman, nominowana za tę rolę do Złotego Globu, podnieca w więzieniu
Johna Cusacka, odbywając z nim rodzaj stosunku seksualnego na odległość kilku metrów. Albo ta, w której obsikuje na plaży
Zacka Efrona. Ale jest u
Danielsa coś jeszcze. Rezygnuje on z tradycyjnego hollywoodzkiego "męskiego spojrzenia", zespalającego kamerę z okiem mężczyzny, wedle którego facet miał być szlachetny, a kobieta piękna. Ciała u
Danielsa (prywatnie geja) są równouprawnione – także mężczyzna jest tu obiektem pożądania. W
"Pokusie", mającej w sobie coś z dramatów
Tennessee'ego Williamsa, kamera zachwyca się tak robioną tu na seks bombę
Kidman, jak
Efronem, biegającym w samych majtkach w deszczu po ogrodzie, czy
Matthew McConaugheym, którego łączą dwuznaczne relacje z czarnoskórymi chłopakami. Podobne napięcie czuć wyraźnie już w
"Shadowboxer", kiedy
Vanessa Ferlito masturbuje się, mając przed oczami muskularnego
Cubę Goodinga Jr. Tego
Daniels kładzie jednak do łóżka przede wszystkim z
Helen Mirren, łamiąc tym samym kolejne, prócz rasowego, tabu. Młody mężczyzna ze starszą kobietą, która w dodatku umiera na raka, a ich relacja ma na poły matczyny charakter – w hollywoodzkich studiach to by nie przeszło.
"Pokusa"
Autor
"Pokusy" odzyskuje kino dla przyjemności wizualnej kobiet i gejów, ale robi to inaczej niż twórcy New Queer Cinema, śmiało opowiadający o hermetycznych problemach swojego środowiska.
Daniels nie skupia się na jednej, ale w wielkim kotle swojego kina miesza wszystkie tożsamości, z którymi musi mierzyć się człowiek: seksualną, rasową, klasową, brzemię dzieciństwa, a także łatkę kryminalisty. Trudno ujrzeć w tym nadmiar, nie tylko dlatego że do podobnej mnogości tożsamości przyzwyczaiła nas najpierw kultura MTV, a obecnie – Internetu, ale także dlatego, że nadmiarowe bywa samo życie. A na pewno życie
Danielsa. Osadzony w środowisku zabójców
"Shadowboxer" był w dużej mierze autobiograficzny. Jak wyznał "The Timesowi", sam wychował się w podobnych warunkach, a jego wuj, który opiekował się nim po wczesnej śmierci ojca, wylądował w więzieniu za morderstwa. W połowie lat 90. adoptował bliźniaki swojego brata, którymi rodzice nie chcieli się zająć. Opiekuje się nimi do dziś.
ZAGRAĆ U LEE
Niezwykle silną stroną filmów
Danielsa jest zawsze obsada. Już w jego debiucie spotkali się laureaci Oscara –
Helen Mirren i
Cuba Gooding Jr., a na drugim planie pojawili się
Stephen Dorff i
Macy Gray. Lubi zresztą obsadzać muzyków – w
"Hej, Skarbie!" zatrudnił
Lenny'ego Kravitza i
Mariah Carey – prywatnie swoją przyjaciółkę, której pomógł odzyskać aktorską wiarygodność po katastrofalnym występie w
"Glitter". Obsada
"Pokusy" zarysowana została z jeszcze większym rozmachem. Oprócz powracającej u niego na ekran
Gray,
Daniels sięga po kolejną laureatkę Oscara –
Nicole Kidman, a także
Matthew McConaugheya, pozwalając mu poszerzyć swoje aktorskie
emploi, oraz bożyszcze nastolatek
Zaca Efrona, starającego się udowodnić, że jest nie tylko piękny, ale i utalentowany. Czy aktorzy znów staną w szranki w oscarowym wyścigu, jak miało to miejsce w przypadku
"Hej, Skarbie!"? Niekoniecznie, bo
"Pokusa" mimo kilku mocnych scen jest filmem słabszym. Z drugiej strony jednak także bardziej hollywoodzkim. Choć jak na Hollywood zdecydowanie zbyt odważnym i brutalnym.
"Hej, Skarbie!"
Jak reżyserowi działającemu na obrzeżach wielkich studiów udaje się pozyskiwać gwiazdy tej wielkości, często grające w dodatku poniżej swoich zwyczajowych stawek? Po pierwsze, ma bardzo dobrego casting directora – Billy'ego Hopkinsa – który prywatnie przez wiele lat był też jego partnerem życiowym i razem wychowywali bratanków
Danielsa. Po drugie, po Oscarze dla
Berry za
"Czekając na wyrok" oraz
Mo'Nique (i nominacji dla
Gabourey Sidibe – amatorki, którą
Daniels wypatrzył na ulicach Nowego Jorku) za
"Hej, Skarbie!", jego nazwisko stało się nie byle jakim wabikiem dla aktorów, marzących o tym, by reżyser utorował im drogę do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej. Po trzecie zaś,
Daniels sam występował w filmach, pracował przez lata przy castingach (chociażby do musicalu "Purple Rain") i jako agent hollywoodzkich gwiazd (jego klientami byli chociażby
Morgan Freeman,
Hilary Swank czy
Cuba Gooding Jr.) – sztukę komunikowania się z aktorami ma więc opanowaną do perfekcji. Twierdzi, że po prostu uwielbia aktorów. A nie jest to najłatwiejszy rodzaj ludzi do lubienia. Szczególnie, jeśli jest się reżyserem.
"Butler"
Wydaje się, że nie ma dla niego nazwisk nie do pozyskania. W obsadzie kolejnego filmu
Danielsa znaleźli się między innymi
Jane Fonda,
Robin Williams,
Terrence Howard,
Oprah Winfrey i
Alan Rickman.
"Butler", którego premiera zapowiedziana jest jeszcze na 2013 rok, opowie o czarnoskórym kamerdynerze (w tej roli
Forest Whitaker), służącym u ośmiu amerykańskich prezydentów przez trzy dekady. Tak naprawdę jednak opowieść ciągnięta będzie przez siedemdziesiąt lat i ukaże losy tytułowego bohatera z bawełnianych plantacji aż do czasów
Obamy – symboliczną drogę, jaką przeszła w tym czasie społeczność afroamerykańska. Podobny film można by zresztą nakręcić i o
Danielsie, mającym kontakty z
Billem Clintonem (który zamówił u niego niegdyś klip namawiający do głosowania czarny elektorat), debiutującym za młodego
Busha i ostatecznie odnoszącym sukces za prezydentury
Obamy. Z pewnością nie ostatni.