PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=630798}
7,5 178 415
ocen
7,5 10 1 178415
7,6 48
ocen krytyków
Blade Runner 2049
powrót do forum filmu Blade Runner 2049

Końcowa scena

ocenił(a) film na 8

Scena w której Deckard spotyka się z córką, a K żegna ze światem na schodach przed budynkiem wydaje mi się niezwykle błaha względem finałowego monologu Roya Batty'ego z pierwszej części.

GeorgeMcFly

bardziej skomplikowana scena mogłaby uszkodzić mózgi obecnych odbiorców nienawykłych do takiego wysiłku, w trójce zapewne w chwili śmierci wyślą jakąś ikonkę emocji przez holograficzny komunikator :D

ocenił(a) film na 9
GeorgeMcFly

Nie zgodzę się... "Czasami aby komuś dać miłość. trzeba stać się dla tej osoby obcym..."

ocenił(a) film na 6
parawan

Ale kto, co? K stanowił fałszywy trop i nic więcej. Co dziwniejsze, Deckard idiotycznie pyta "Kim Ty właściwie dla mnie jesteś?" (jeśli pokręciłem, przepraszam) K, by jeszcze bardziej go dobić. Kogo główny bohater miał kochać, z kim czuć łączność, więź? Z ludźmi czy androidami? Nie przekonuje mnie wątek ojca, który, by chronić rodzinę, ucieka gdzieś tam. Za bardzo sprzężyli to z losami głównego bohatera i zbyt abstrakcyjne się stało, by większe emocje w tym odczytać.

ocenił(a) film na 9
zaszczepiony_szczepan

Czasami trzeba się schować, niekoniecznie chodzi o ojca. ;) Obawiam się, że będzie BR3 z "wyjaśnieniem" honeypota. ;) Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 6
parawan

No to do kogo innego miał się odnosić ten cytat, Twoim zdaniem?

ocenił(a) film na 9
ocenił(a) film na 6
parawan

A kogo K darzył uczuciem poza Joi? I jak wtedy odnieść ten cytat do ich sytuacji?

ocenił(a) film na 9
zaszczepiony_szczepan

By me K tworzył swój świat, jak każdy z nas, wiedział że jest wybrańcem lub... bliźniakiem. Nie twierdzę, że mam rację. Staram się pokazać inny punkt widzenia, pozwól mi zachwycać się przekazem, szukaniem 5. dna... na tym polega śnienie o elektrycznych owcach. ;)                                       

ocenił(a) film na 6
parawan

Masz świadomość, że to piąte, ósme, dziesiąte dno jest bardzo wymuszone i nie sprawia, że można patrzeć na ten film pod zupełnie nowym kątem? Wciąż człowiek kręci się wokół tego samego.

ocenił(a) film na 9
zaszczepiony_szczepan

Mam oVą świadomość... popatrz na mój wpis odnośnie 3 nut... ułatwię: https://www.youtube.com/watch?v=vkPNbTjQgVU (3:54) Wpis znajdziesz w wątku tego filmu, o ile rzeczywiście chcesz szukać. Widocznie inaczej patrzymy na filmy. ;) Pozdro

ocenił(a) film na 6
parawan

No pewnie tak jest. Ja nie skupiam się na wtórnych szczegółach, które sprawiają, że film jeszcze bardziej zjada swój ogon.

ocenił(a) film na 9
zaszczepiony_szczepan

Każdy ogląda inaczej. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
parawan

Ten cytat jest według mnie tylko przykładem na to w jak małym stopniu scenariusz "Blade Runnera 2049" zapada widzowi w pamięci. Po wyjściu z kina byłem wciąż pod wrażeniem jego strony wizualnej i być może wybiorę się na niego raz jeszcze właśnie z tego powodu. Natomiast jeśli idzie o dialogi, a co za tym idzie scenariusz filmu, odczułem jednak lekki zawód. Pierwszy Blade Runner obfitował w sceny, które na długo zapadały widzowi w pamięć nie tylko pod względem wizualnym, ale również dzięki kwestiom wypowiadanym przez bohaterów (z monologiem Roya na czele). Cytaty w drugim Łowcy moim zdaniem nijak mają się do poziomu reprezentowanego przez pierwszą część, ponieważ są albo:

a) zbyt przerysowane i pozostawiają u widza poczucie przerostu formy nad treścią
b) zbyt błahe i mało znaczące

ocenił(a) film na 6
GeorgeMcFly

No najgorsze teksty w filmie miał Wallace i Joshi. Tak oczywiste, że aż bezpłciowe.

ocenił(a) film na 9
GeorgeMcFly

Nie zgodzę się.

Raz, że ciężko porównywać zakończenie 2049 do pierwszego Blade Runnera. Monolog Roya jest jedną z najlepszych scen w historii kina i to w sporej mierze dzięki improwizacji Hauera. Naprawdę nie wyobrażam sobie jak ktokolwiek mógłby to przebić i ciesze się, że twórcy nawet nie próbowali, bo skończyłoby się to katastrofą.

Dwa, K to nie Roy. K jest zupełnie innym bohaterem i jego poszukiwanie człowieczeństwa różniło się od tego co reprezentował Roy. Nie musiał puszczać białego gołębia pokoju (to dopiero jest błahe przez swoją oczywistą symbolikę), żeby na sam koniec udowodnić, że nie jest tylko maszyną stworzoną przez ludzi. Głównym motywem tego bohatera jest miłość. Wszystko krąży wokół niej. K potrzebuje bliskości dlatego tak bardzo mu zależy na nieistniejącej relacji z Joi, której nadaje większe znaczenie niż powinien. To dlatego pomimo wybuchu gniewu i świadomości, że jego życie właśnie zostało mocno skomplikowane pragnie bycia czymś więcej - bycia wyjątkowym, co zapewnić mu miało bycie pierwszym prawdziwie urodzonym replikantem. Replikanci nie mają ojców, nie mają matek. Mają tylko swoich stwórców, którzy traktują ich jako niewolników. Dla niego świadomość, że posiada rodzica i, że nie jest sam jest czymś prawdziwym i czymś co nadaje sens jego istnieniu. I niestety dla niego zaczyna wszystko tracić. Najpierw zostaje "zabita" jego ukochana, potem dowiaduje się, że nie jest "wyjątkowy", a na końcu jeszcze dostaje w krocze, że jego miłość do Joi nie była prawdziwa, tylko zaprogramowana (w końcu imię "Joe" nie wzięło się znikąd).

Roy po prostu dowiadywał się w pierwszym BR, że to koniec i niedługo umrze. Wybaczył swoim oprawcom, ratując jednego z nich i wypuszczając gołębia. K wybrał miłość i uczucie. Jedna ze stron traktowała go jako niewolnika, natomiast druga (replikanci) chciała go po prostu wykorzystać do swoich celów. Ich nie obchodził los Deckarda, tylko większa sprawa. Pod tym względem nie różnią się wiele od swoich przeciwników. K mógł do nich dołączyć, zrobić to co mu polecili i dalej wieść życie w którym jest sługą, a nie panem własnego losu. Dlatego własnie zdecydował się na akt miłości - pozwolił ojcu spotkać się z córką, zamiast odebrać mu to prawo i po prostu go zabić czy pozwolić umrzeć. Umarł na schodach wiedząc, że jego życie w końcu nabrało znaczenia. Zrobił coś co czyni go wyjątkowym. Poświęcił się dla wyższego celu i tym celem nie była wojna między ludźmi a replikantami, która najwyraźniej się szykuje.

Mnie się to bardzo podoba i chociaż uważam, że monolog Roya jest łatwiejszy do zapamiętania i co by tu nie ukrywać, kultowy, tak wolę głębsze znaczenie śmierci K.

ocenił(a) film na 10
Skaza

W tej perspektywie mam dwa zadziwienia. Po pierwsze co do Joi. Skoro była zaprogramowana dlaczego wybrała ryzyko samounicestwienia w imię miłości do K? Po drugie - dlaczego nie zabił Dekarta? Przecież taki był plan rebeliantów.

ocenił(a) film na 9
tanebo

1. Myślę, że sam sobie odpowiedziałeś. Ponieważ była tak zaprogramowana. I tutaj pojawia się kilka niejasności, moim zdaniem celowych. Czy rzeczywiście za tym zaprogramowaniem nie kryło się coś więcej? Może rzeczywiście to była miłość. Zwłaszcza w chwili, kiedy wiedziała, że zostanie rozgnieciona przez Luv i przestanie istnieć. A może wciąż działało jej programowanie? Miała to powiedzieć, bo tak ją stworzono? W końcu samo imię "Joe" nie wzięło się u niej znikąd. Chyba nigdy na to nie poznamy odpowiedzi i widz sam może zdecydować. Ja bym chciał wierzyć, że jednak i u niej miało to większe znaczenie niż życzyliby sobie tego programiści.

2. Plan rebeliantów może i taki był, ale nigdy nie było powiedziane, że K do nich dołączył i popiera ich sprawę. Oni tak założyli, bo przecież był jednym z nich i był świadomy tego, że dziecko przyszło na świat. K nie zabił Deckarda, bo uznał, że nie zasługuje na śmierć.

Skaza

2. A nie było tak, że ma on unicestwić Deckarta, o którym rebelianci wiedzieli, że został schwytany przez Wallace'a - po to, by on w żaden sposób nie doprowadził Wallace'a do dziecka? A skoro udało się K. unicestwić Luv, to mógł bezpiecznie "odstawić" Deckarta?

użytkownik usunięty
Skaza

Joi zdaje się zyskiwać samoświadome nadawanie celowości tego do czego została zaprogramowana.

Niby po co, sztuczna inteligencja, która ma ci mówić "wszystko co chcesz usłyszeć" ma spontaniczne rekacje w chwili gdzie zupełnie nie musi- scena przyz rozbitym lataczu- i do tego godzi sie na złamanie dyrektyw korporacji, której powinna służyć na pierwszym miejscu- złamanie nadajnika do śledzenia.

Scena z ogromną rekalmą to imo wyłącznie lustrzane odbicie tej z nową Rachel. K i Deckard są zakochani w sztucznych bytach, jednak ich uczucie jest prawdziwe i nie jest w stanie ich zastąpić nawet teoretycznie taka sama kopia lub klon.

ocenił(a) film na 6
tanebo

Dlaczego go nie zabił?
To pytanie rodzi pewne pytanie - dlaczego dałeś 10, mimo tego, że nie zrozumiałeś filmu?

ocenił(a) film na 8
Skaza

Muszę przyznać, że przekonałeś mnie do swoich racji, a właściwie do stwierdzonych faktów. Myślę, że przy kolejnym seansie uważniej przyjrzę się wątkowi K i Joi. Wciąż jednak problemem pozostaje dla mnie zobrazowanie postaw reprezentowanych przez bohaterów (w szczególności Wallace'a i Luv), które w moim odczuciu wydają się mało wiarygodne i pozostawiają widza nieco obojętnym na ich losy.

ocenił(a) film na 9
GeorgeMcFly

Wallace i Luv to najprościej rzecz ujmując dupki z manią wielkości :P Może i są mało wiarygodni, ale stanowią dobrą przeciwwagę dla pozytywnych bohaterów jak K i Deckard. Oboje reprezentują to co najgorsze w ludzkości i to pomimo faktu, że jedno z nich jest replikantem. Już w pierwszym BD ludzie byli przedstawieni w bardzo negatywnym świetle, dlatego nic dziwnego, że 2049 z tego nie rezygnuje.

Wallace jest prosty i naprawdę przypomina złoczyńce z Bonda, ale mnie jakoś pasuje taka wizja człowieka, który ma niemal wszystko i może czuć się jak pełnoprawny Bóg, który tworzy istnienia i decyduje o ich życiu i śmierci. Dla świata 2049 jest on pełnoprawnym bogiem - stworzył najdoskonalsze modele replikantów i cały czas stara się dążyć do perfekcji. Jego firma zaopatruje Ziemie, kolonie, produkuje nawet inne oprogramowania jak Joi i może w dowolnym momencie komuś odmówić lub powiedzieć, że spotkanie przełożone (scena z Luv jak mówi, że dokończą rozmowę dotyczącą sprzedaży replikantów jakiejś firmie). Wallace może wszystko. Do szczęścia brakuje mu tylko możliwości reprodukcji u jego tworów. Jego ego nie może tego przetrawić. I dlatego dla mnie on działa i ciesze się, że film nie stara się wypełniać nim czasu ekranowego. Ma raptem kilka scen, które mają napędzić fabułę oraz postać Luv, która jest o wiele ciekawsza.

I właśnie. Luv. Replikant, ulubienica Wallace, jego najdoskonalszy anioł. Tak naprawdę cały czas ciąży na niej świadomość, że w każdej chwili może stać się niepotrzebna, zawieść swojego stwórce i skończyć jak replikanci, których Wallace morduje bez najmniejszego zawahania. Dlatego jej płacz nad niespełniających oczekiwań modelem jest również płaczem nad samą sobą. Ona ciągle musi być w stanie sprostać oczekiwaniom, dążyć do perfekcji. I przez to tak bardzo przypomina Wallace. Tak jak on czuje się Bogiem, tak ona czuje się lepsza od ludzi (których ma za nic) i replikantów (którzy są gorsi od niej, bo nie stoją u boku Wallace'a). Działa na innym biegunie co K. Jej krzyk, że jest najlepsza pod koniec filmu to wręcz krzyk rozpaczy. Ona jest sługą i niczym więcej. Nigdy nie będzie wolna i jej sposobem na przetrwanie jest bycie najlepszą. Tym różni się od replikantów z serii. Oni walczyli w różny sposób, żeby uzyskać wolność. Roy i jego ekipa walczyli o to, żeby przedłużyć swoje życie. K, żeby jego życie miało jakieś większe znaczenia. Luv tego nie ma. Nie uważam jej za moją ulubioną postać, ale dostrzegam to co z nią próbowano zrobić. Przyznaje, że raz to działa, raz nie. Dla mnie wystarczająco dobrze, żeby stanowić wartościowy element filmu.

ocenił(a) film na 10
Skaza

Co do Wallace ciekawy jest ten moment konfrontacji z Dekartem - początkowo okazuje wspaniałomyślnie łaskę - daruje Rachael. Gdy ten odrzuca prezent (ciekawe, kolejny przejaw wolnej woli) gubi się. Traci pewność siebie. Okazuje gniew.

ocenił(a) film na 6
tanebo

Ale okazał gniew, uhuhuhu.. Mówiąc Deckardowi o torturach? W ogóle to zabrzmiało jak z jakiejś bajki, myślałem, że nieco subtelniej to wyrazi.

ocenił(a) film na 10
zaszczepiony_szczepan

Zastrzelenie Rachel to mało?

ocenił(a) film na 6
tanebo

Jakiejś kolejnej kopii, które tworzył na pęczki? To byłal gniew? Nic i tak dzięki niej już by nie uzyskał, to się pozbył i tyle.

tanebo

a po co staruszkowi młoda laseczka? co on miał niby z nią robić, chyba jedynie położyć za szkłem i cieszyć oko :)

Skaza

Człowieku, oceniłeś 2049 wyżej niż pierwszą część - o czym my tu w ogóle rozmawiamy? xD

ocenił(a) film na 9
bambosze_babuni

Ano, oceniłem. O ile pod względem audiowizualnym postawiłbym znak równości między jedną a drugą częścią, o tyle fabularnie 2049 wypada znacznie lepiej, bo posiada lepiej wykreowanych bohaterów, wątki fabularne coś znaczą, a problematyka związana z relacją człowiek/replikant nabiera głębszego sensu.

Skaza

Pełna zgoda, ale pomyliłeś się i zamiast "pierwsza część" napisałeś "2049" ;)

ocenił(a) film na 9
bambosze_babuni

W sumie ciesze się, że tak "napisałem". Przynajmniej to kończy dyskusje :)

Skaza

w sumie to żeś se troche w kolano strzelił, bo większość "wykreowanych bohaterów" jest z pierwszej części...

ocenił(a) film na 9
maximus_

A kto poza Deckardem i pięciominutowcami w postaci Gaffa i nieprawdziwej Rachael pojawia się w "2049"?

Skaza

to w sumie aż trzech aktorów z wąskiej obsady tegoż filmu, sam K wzorowany jest na Deckardzie, Joi przypomina Rachael, Mariette->Pris, Morton->Leona, Luv->Roya (chociaz bez jego głębi) zżynkę widać na każdym kroku

ocenił(a) film na 9
maximus_

Joi zupełnie nie przypomina Rachael. Joi jest bardziej ekspresywna i żywiołowa, doceniająca małe rzeczy i skupiająca się na uczuciach K, natomiast Rachael sprawia początkowo wrażenie zimnej i nieczułej (pierwsze spotkanie z Deckardem), a dopiero później się rozkleja, kiedy uzmysławia sobie kim jest. Wtedy traci resztki dawnego charakteru i staje się bohaterką z filmów Noir, którym jedynym zadaniem jest wtulanie się w ramie głównego bohatera.

K i Deckard są podobni do siebie ze względu na pełnioną funkcje - Blade Runnera, poza tym, K jest świadomy tego kim jest i musi się zmagać z wszystkimi tego wadami - notorycznie podkreśla mu się, że jest sztuczny, że nie ma duszy, że nic nie czuje (testy, które zdawał perfekcyjnie) kiedy tak naprawdę przepełnia go samotność i chęć bycia czymś więcej. Deckard natomiast jest typowym detektywem z filmów Noir. Nic nie wiemy o jego przeszłości za wyjątkiem dziwnych fotografii na fortepianie. Nie wiemy czy ma jakieś rozterki związane z replikantami i pełnioną funkcją, ale z jednej strony bez większych oporów morduje replikantów, a z drugiej potrafi się zainteresować jednym z nich. Dopiero po spotkaniu z Royem i ocaleniu życia widzi odrobinę więcej i decyduje się na ucieczkę z Rachael.

Mariette i Pris, pełna zgoda, to bardzo podobne do siebie bohaterki.

Morton zupełnie nie przypomina Leona. Leon to przygłup, który daje łatwo wyprowadzić się z równowagi - scena z testem oraz późniejszy atak na Deckarda. Nawet wsadza rękę do lodowatej cieczy tylko po to, żeby sobie wyciągnąć oko. Morton natomiast jest bardzo spokojny i stoicki. Doskonale wie po co K przychodzi do niego i co się wydarzy, a mimo to potrafi zachować w ryzach swoje emocje do czasu, aż pięści muszą pójść w ruch. Jednocześnie jest świadomy cudu, który ujrzał i, żeby spróbować go zachować w sekrecie woli wybrać własną śmierć.

Luv i Roy to zupełnie inni bohaterowie, chociaż łączą ich umiejętności walki i brak poszanowania dla życia ludzkiego z tą różnicą, że Roy ostatecznie potrafi darować życie, a Luv nie. Luv jest odbiciem ideałów Wallacea, ciągle doży do perfekcji dzięki której liczy, że będzie mogła zachować swoje życie. Ona musi być najlepsza, żeby przetrwać u boku Wallaca. Nie ma u niej chrystusowego wątku jak u Roya.

ocenił(a) film na 7
Skaza

A o nie jest tak, że Luv ma kompleks córeczki tatusia, podobnie, jak K, który koniecznie chce uwierzyć, że miał rodziców? Wg mnie Luv robi wszystko po to, by być tą jedyną u boku Wallace'a - nie w wyniku chłodnej kalkulacji, po to, żeby przeżyć ale żeby być najbliżej swojego stwórcy i mentora - zaspokaja to jej emocjonalne potrzeby. A płacz przy narodzinach pojawia się z zazdrosci - Wallace zachwyca się nowym modelem, jakby miał wobec niego jakies konkretne plany. Musiałbym obejrzeć jeszcze raz ale miałem silne wrażenie, że Luv czuła się wtedy zraniona/upokorzona i stąd łzy.

ocenił(a) film na 8
Skaza

Ale ładne wyjaśnienie motywacji K.:) - tak, bez wątpienia prawidłowe:)

I tak mi jakoś głupio - bo ja inaczej widziałam zakończenie - i smutno mi trochę, że moja interpretacja chyba nie ma sensu.
Bo widzisz - ja, naprawdę pomyślałam sobie na koniec, że K. był jednak synem Deckera i Rachel - ale to nigdy nie wyjdzie na jaw.

A zmylił mnie bardzo - wątek z oczami:) tj. zielonym kolorem oczu, który mieli i K. i Rachel. Oko jest w początkowej scenie filmu, kiedy K. się budzi w samochodzie, i o kolorze oczu Rachel wspomina Decker kiedy widzi "nową" Rachel.

Myślałam sobie, że skoro przez ten impuls magnetyczny utracono wszystkie dane - to kto może być pewien, czy Rachel urodziła chłopca czy dziewczynkę?? Przecież były dwie kartoteki. To całe zacieranie śladów mogło działać w obie strony.

Przecież wspomnienie K. mogło być realne - bo ta dziewczyna zamknięta pod szybą to potwierdziła. I jak ta sama dziewczyna mogła być zamknięta - skoro w sierocińcu wyglądała na całkiem zdrową?? Skąd jej choroba? Skąd jej dojście do posiadania własnej firmy itp.?

A los takiego K. - po sierocińcu jest całkowicie uzasadniony. Był androidem, ale uczucia miał całkiem ludzkie. Marzył o posiadaniu duszy - choć ją posiadał. Marzył o posiadaniu rodziny i szukał Deckera - bo marzył o tym, by być jego synem. Kiedy dowiedział się, że niby nim nie jest - i tak postąpił tak jak postąpiłby prawdziwy syn Deckera - tj. uratował mu życie. I doprowadził Deckera do jego niby córki - choć sam był dla niego synem. Miał takie wspomnienia, jakie powinno mieć dziecko Deckera i Rachel. Ale skąd akurat K. wiedział, że ta dziewczyna zza szyby - że akurat ona, jest prawdziwą córką Rachel???

ocenił(a) film na 7
nan_s

"że K. był jednak synem Deckera i Rachel - ale to nigdy nie wyjdzie na jaw." - nie wyjdzie na jaw, bo to tylko zabiegi reżysera, żebyśmy pół filmu tak myśleli razem z K, a potem się zaskoczyli, a nawet zawiedli - ale czegoś takiego w kinie nie ma często i trzeba przyznać, że to był oryginalny zabieg.

"to kto może być pewien, czy Rachel urodziła chłopca czy dziewczynkę?? Przecież były dwie kartoteki. To całe zacieranie śladów mogło działać w obie strony." - to się wyjaśnia, kiedy deckard rozmawia z K w barze, kiedy to mówi mu: "Nauczyłem ją [Rachel] zacierać ślady", więc celowo w tej kartotece znalazła się informacja, że dziewczynka zmarła, żeby wszyscy szukali chłopca - co jest bardzo dobrą zmyłką i na pewno wszyscy widzowie się na nią złapali.

"Przecież wspomnienie K. mogło być realne - bo ta dziewczyna zamknięta pod szybą to potwierdziła. I jak ta sama dziewczyna mogła być zamknięta - skoro w sierocińcu wyglądała na całkiem zdrową?? Skąd jej choroba? Skąd jej dojście do posiadania własnej firmy itp.? " - było realne i było tej dziewczyny zamkniętej za szybą, dlatego tak emocjonalnie zareagowała, ale się nie przyznała, że to jej, ale K myślał, że to jego i on jest wybrańcem, przez co będą go ścigać do końca życia. Dziewczyna była zdrowa, a choroba wymyślona przez jej replikanckich opiekunów i to był celowy spisek, żeby ukryć ją za szybą i przygotować się do rewolucji i żeby była przez cały czas tam bezpieczna.

"A los takiego K. - po sierocińcu jest całkowicie uzasadniony. Był androidem, ale uczucia miał całkiem ludzkie. Marzył o posiadaniu duszy - choć ją posiadał." - on nigdy nie był w sierocińcu, to był fałszywy trop, nie miał też duszy. "i tak postąpił tak jak postąpiłby prawdziwy syn Deckera" - postąpił nie jak syn, a jak człowiek z duszą, zyskał swoje człowieczeństwo. "Ale skąd akurat K. wiedział, że ta dziewczyna zza szyby - że akurat ona, jest prawdziwą córką Rachel???" - zrozumiał to po spotkaniu z rebeliantami-androidami, po tym co mu powiedzieli o niej.

ocenił(a) film na 8
luk11c4

Tak tak:) Rozumiem:)
Tylko, że ja bym bardziej ceniła ten film za podwójny tweest,:)
Najpierw wszyscy myślą, że K. może być synem Deckera, później oczywiste wydaje się, że to było zacieranie śladów - i że córka żyje, a K. był zmyłką - b y na końcu dojść do strasznego wniosku, że to jednak K. od początku był tym, za kogo się uważał:).

ocenił(a) film na 7
nan_s

"b y na końcu dojść do strasznego wniosku, że to jednak K. od początku był tym, za kogo się uważał:)." jak dla mnie to to było by raczej holiłudzkie przesłodzone zakończenie, bo każdy pewnie chciałby takiego zakończenia, immersja z bohaterem tego oczekuje. A K nie był zmyłką, tylko on sam sobie ubzdurał, że był "wybrańcem", a my, widzowie, szliśmy za tym tropem jak barany :P

ocenił(a) film na 8
luk11c4

Jak to przesłodzone?? Przecież zakończenie byłoby identyczne - ale byłoby bardziej tragiczne. Prawdziwy dzieciak Deckera doprowadza go do fake córki i ginie (prawdopodobnie) i jeszcze myśli, że nie jest tym za kogo się uważał, choć to prawda.
A tak zakończyli iście hoolywódzko - android się poświęca, by ojciec z córeczką zaczęli (prawdopodobnie) bunt robotów.

ocenił(a) film na 7
nan_s

Myślałem, że chodzi ci o to, że koniec miał być zmieniony na taki, gdzie k okazuje się jego synem i scenariusz się zmienia, a ci chodziło tylko o to, że po jego śmierci na śniegu miałoby się okazać, że jednak był, a on o tym nie wiedział - dlatego się nie zrozumieliśmy. Jak dla mnie umierający główny bohater to nie jest jakiś popularny holiłudzki schemat, raczej wszyscy woleli by żeby ktoś, z kim się utożsamiamy przeżył.

ocenił(a) film na 8
luk11c4

W sumie nie mamy 100-procentowej pewności, że K. umarł na tych schodach:). Może go naprawią:P??
A w stylu Blade runnerów jest, że akurat roboty giną i to giną z ręki ludzi. Ten film jest super - bo to android jest głównym bohaterem:).

użytkownik usunięty
GeorgeMcFly

To koncówka oryginału jest z powietrza.

Roy Batty, przywódca rebeliantów replikantów, który podejmuje decyzje, które nie prowadzą go do niczego innego niż cierpienia i śmierci. Po co była ta śmieć Tyreala? Śmierć Sebastiana jeszcze bardziej chora, bo po prostu musiał zniknąć jako świadek zbrodni

Potem bam dostajemy ratunek Decka i przemowę z finału, która jest od czapy w stosunku do całej postawy postaci Hauera.

Dopiero K jest prawdziwie ludzki. Cała otoczka z Joi, to praktycznie przeniesienie własnego pragnienia bycia prawdziwymi, ludzkim na inną istotę. K traktuje innych tak jak sam chciałby być traktowany. Widzimy potrzebę poczucia bycia ludzkim, szukania tożsamości- narodziny z kobiety, które wyraznie wykraczają poza czystą biologię i zrozumie to średniointeligenta osoba, która załapie alazuje kobieta= życiodajny pierwiastek.

K to w ogóle kontrast i jakby komentarz do postaci Roya. Ten drugi na tle protagonisty 2049 zdaje sie utożsamiać i owszem ludzka naturę, ale od tej bardziej prymitywnej strony opartej na agresji jako odpowiedz za to kim jest, jako odpowiedz na problemy. Dopiero w końcowym akcie robi coś naprawdę dobrego.

K jest ludzki od początku do końca i nic go nie interesuja od początku interesy zbutonowanych replikantów czy egocentrycznego Wallec'a. Jemu od początku chodzi o to, żeby znalezć swoje ludzkie miejsce w tym wszystkim, a końcówka z poświęceniem dla Deckarda to po prostu końców klamra, podsumowjąca, jego podejśćie do Joi i marzenie o posiadaniu matki. Chce być ludzki i daje to samo innym.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones