PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=686419}
7,3 201 321
ocen
7,3 10 1 201321
7,8 44
oceny krytyków
Ex Machina
powrót do forum filmu Ex Machina

Nie wierz nigdy kobiecie. Nawet jak jest sztuczna.

ocenił(a) film na 9
Malkontent46

Chyba: "Nie wierz nigdy kobiecie. Jak jest sztuczna to tym bardziej."

hermann44

komentarz roku!!!!!!!!!! mój człowiek

ocenił(a) film na 5
hermann44

Z adnotacją, że: "nie dotyczy pompowanych".

:D

ocenił(a) film na 7
hermann44

Raczej " skoro sztucznej nie mozna ufac to prawdziwej ani tyle .

ocenił(a) film na 6
Malkontent46

Twój komentarz mnie rozwalił totalnie :D
http://maritrafilms.blogspot.com/2015/06/ex-machina.html

użytkownik usunięty
Malkontent46

Bez kobiet świat byłby zgubiony.

Malkontent46

true Malkontent46

Malkontent46

ten film jest nielogiczny. obiecujący programista z dużej firmy zostaje zaproszony przez swojego pracodawcę -miliardera na teściki najnowszych modeli robotów, mija ledwo tydzień trochę pitu pitu z metalową lalą o gumowej twarzy i jegomość takie motylki ma że zdradza swojego pracodawcę (miliardera!) stawia wszystko na szalce żeby nie wiem, potrzymać sobie w ręce kawałek sztucznej ręki albo popatrzeć głęboko w piękne kamero- patrzałki. nie wiem co za programy tworzył ten programista, z taką logiką to chyba się firmie nie przysłużył. głupota!

użytkownik usunięty
uFGoogle

Trochę tendencyjnie to streściłeś, ale zasadniczo masz rację. Strona psychologiczna tego filmu to rozpacz. Telenowela normalnie.

ocenił(a) film na 10

Była by z tego telenowela, gdyby zakończenie było inne.

ocenił(a) film na 9

Zasadniczo to jesteście w błędzie.
Polecam jeszcze raz obejrzeć, z naciskiem na 20 ostatnich min, powinno wyjaśnić wszystko.
I polecam uwzględnić profil psychologiczny Caleb-a i pracę jaką wykonuje - którą jest zafascynowany i uważa się w niej za dobrego co sam podkreśla, wręcz trudno nie zauważyć dla czego właśnie zrobił tak jak zrobił.
Sam fakt tego że jest programistą i zżywa się z AI które według niego zdaje egzamin (mniej lub bardziej) jest sporym wytłumaczeniem dla czego czyni tak jak widać na ekranie. Co ma do tego telenowela to nie wiem, nie oglądałem takowych i nie czuję że cokolwiek straciłem.

użytkownik usunięty
delirium198722

"Polecam jeszcze raz obejrzeć, z naciskiem na 20 ostatnich min, powinno wyjaśnić wszystko."

To może od razu wyjaśnij nam, prostym ludziom, czego nie zauważyliśmy z tym profilem i pracą. Tylko nie pisz "Caleb-a" i "dla czego", bo to obniża Twój autorytet.

był bardzo dobrym programista, a okazalo sie, ze nie to bylo powodem jego wygranej w konkursie

użytkownik usunięty
PatSuoma

No i?

postrzeganie pracodawcy wczesniej guru i wielkiego autorytetu zmienilo sie o 180 stopni..poczul sie wykorzystany..zrozumial, ze jest tylko marionetka...

użytkownik usunięty
PatSuoma

No i?

No i przestał powtarzać w kolko "trzy litery" jak mu szef nakazywal..zaczął myśleć racjonalnie i obiektywnie...jakby tego nie zrobił to narazil by sie na wzgardę, a w najlepszym przypadku zobojętnienie...

użytkownik usunięty
PatSuoma

Ale dalej nie bardzo wiem, o co Ci chodzi. I co tu jest takie niezauważalne, bo to w filmie było dość łopatologicznie pokazane.

ocenił(a) film na 8

1. był samotny - nie miał rodziców, dziewczyny, dlatego tak bardzo reagował na okazywane mu emocje. 2. Jego szef planował 'zabić' swoje dzieło, więc ratując ją zachował się tak jak na człowieka empatycznego przystało. 3. Wiedział że został wybrany ze względu na brak bliskich. Nikt by po nim nie płakał, a biorąc pod uwagę to, że tak wiele widział - no cóż - niedużo zostało by mu życia. Wcześniej było też wspomniane o tym, że ludzi, którzy budowali cały kompleks kazano zabić bo widzieli zbyt wiele... 4. Była stworzona na postawie porno, które oglądał - ideał, kto nie dal by się podejść?
Teraz łatwiej zrozumieć?

użytkownik usunięty
SithisDagoth

Punkt pierwszy dyskwalifikuje ten film od strony psychologicznej. Gość uwiedziony w tydzień przez sztuczną babę. Normalnie telenowela.

ocenił(a) film na 10

Vigilate, ale z ciebie słaby troll. Większość społeczeństwa polskiego daje się nabierać na obietnice PO, to czemu on miałby się nie nabrać skoro jest na to pełno argumentów. Piszesz tak jakbyś nie znał ludzi.

użytkownik usunięty
Morgotheron

Jeśli ja jestem słabym trollem, to ty jesteś trollem w agonii. Ten żart z PO w kontekście tego filmu kompletnie nieśmieszny. Lepiej wymień z tego "pełno argumentów" choć ze trzy.

ocenił(a) film na 10

Skądinąd nazywasz telenowelą coś dlatego, że mówi o emocjach (czyli niejawnie negatywnie wartościujesz). Koledzy z gimnazjum się śmieją, gdy porusza się temat emocji?

Otóż telenowele mówią też wiele o innych aspektach życia. Nie jest cechą charakterystyczną telenoweli zakochiwanie się w tydzień w robotach. Myślę, że można to wiedzieć nawet wtedy, gdy się fanem tego gatunku nie jest. Natomiast szybkie zakochanie to nie cecha charakterystyczna telenoweli, w twórczości od telenowel odległej też występuje.

Jakby mijasz się znów z rzeczywistością, prawda? Kilka niemądrych schematów myślowych, trochę przemyconego wartościowania i już mamy znawcę Vigilate.

Niedobrze mi już po 4 twoich komentarzach a napisałeś ich 3200.
Stwierdzam iż prawdopodobnie potrzebujesz kobiety asap a jeżeli już ją masz to cóż..
Współczuję.

użytkownik usunięty
Stjup

Nie pisz po pijanemu, od razu poczujesz się lepiej.

Morgotheron

Hahaha. W sumie to sam się nabrałem (na film) i myślałem, że zakończenie będzie inne. 1) słabo, że chłopak nie zostawił sobie furtki bezpieczeństwa i np. nie przeprogramował swojej karty żeby otwierała każde drzwi zamiast otworzyć wszystko 2) "ojciec" dał się załatwić sex-robotowi, to co nie wstawił protokołu obrony wlasciciela?

ocenił(a) film na 10

Nie. ;) Chodzi głównie o to, że oglądasz filmy sf, a potem w nich piszesz nieprawdę, że psychologicznie są nieprawdopodobne, bo spodziewasz się innych. Jesteś po prostu mniej inteligentny. Ekonomia myślenia!

ocenił(a) film na 9
hyrkan

Dlaczego Caleb dał się 'omotać' maszynie?
Bo ta maszyna przeszła u niego pozytywnie test Turinga. Czyli dla Caleb'a nie jest już maszyną, tylko człowiekiem. Innymi słowy - Caleb dał się wykorzystać kobiecie, a nie maszynie.
Dlaczego dał się wykorzystać?
Jego szef też go wykorzystał. Caleb jest nieporadny, prawdopodobnie niekochany, dobry w swojej pracy, ale nie aż tak jak jego pracodawca (i ciągle ma o tym świadomość). Płaszczy się przed Nathanem od samego początku filmu. On nie jest pewnym siebie samcem alfa, tylko słabym, zamkniętym w sobie mężczyzną z problemami, dla którego jedyna w życiu wartościowa rzecz to programowanie.
A skoro żyje głównie w świecie wirtualnym, to czemu miałby nie wierzyć w prawdziwość tego wirtualnego świata bardziej niż tego realnego? Ava przechodzi test pozytywnie i staje się w mniemaniu Caleb'a człowiekiem. Tak samo prawdziwym jak Nathan. Tylko ona jest dobra, a on (Nathan) zły i dlatego chce uratować jej życie.
Ja to rozumiem w ten sposób i nie odniosłem wrażenia, że film jest słaby w warstwie budowania psychiki bohaterów.

ocenił(a) film na 10
Bartlomjej

W filmie jest powiedziane, że się robotowość pani celowo ujawnia, żeby test był trudniejszy. Widz wie, że ona jest robotem, stąd świadomość, że tu jakiegoś słabeusza robot omotuje, co niby nie jest prawdopodobne psychologicznie.

Natomiast sama prędkość filmowego zakochania jest na normalnym poziomie, a nawet w życiu się taka zdarza, więc chodzi raczej o to, że to widzowie chcą się dowartościować tym, że pani rzekomo u nich testu nie zdaje.

Skądinąd rykoszetem się dostaje od dzieciaków także Łowcy androidów, że się Deckard buja za szybko. ;)

hyrkan

Są osoby, które się zakochują po 15 minutowej rozmowie.

Jak najbardziej popieram wszystkich kolejnych rozmówców w kwestii tego, że autor krytyki się czepia na siłę, podając argumenty w taki sposób, by nie przedstawiały treści, a brzmiały możliwie jak najbardziej "obśmiewczo" (tekst "z telenoweli", ale też inne słyszane często w dyskusjach: "jak z podstawówki", "jak z gimnazjum", "na poziomie mułu" i tym podobne, to stosowane zupełnie bezmyślnie, mało kreatywne i najczęściej niedopasowane ładunkiem emocjonalnym kalki językowe).


W zachowaniu bohatera (samotnego, współczującego, nieśmiałego, czującego się wykorzystywanym i przytłoczonego autorytetem oraz powierzchownością swojego pracodawcy), nie ma absolutnie nic nielogicznego. Dziwne, że pomimo zakochania się, wręcz tak twardo nadal stara się z tym walczyć, kwestionuje to, analizuje racjonalnie że uległ manipulacji (tyle tylko, że nie wie czyjej).

Nie będę polecał "zobacz film jeszcze raz" - bo to kolejna bezmyślna kalka.
Powiem raczej: "staraj się komentować mniej rzeczy publicznie", Vigilate. Bardzo częsta uczciwa autorefleksja spełni swoje zadanie znacznie lepiej niż napastliwe dokuczanie autorom filmu. ??

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

Zastanawia mnie, dlaczego oni potrzebują absolutu. Nie chcą napisać, że film im się nie podobał (gust), że miał wady (jakieś zawsze są). Zawsze muszą tak pisać, jakby byli tu arbitrami elegancji, a każda zauważana wada dyskwalifikowała film jako dzieło sztuki (co, gdybyśmy byli konsekwentni, niszczy Bacha, Szekspira i Leonarda da Vinci). Nie wiem zupełnie, dlaczego ci "recenzenci" nie chcą być sobą (z gimnazjum, z liceum, niewykształceni, nieczytający etc etc), ale chcą tak bardzo bardzo bardzo wyznaczać, jak film ma być odbierany.

hyrkan

Jeśli mógłbym... zamiast przytaknięcia Ci (bo oczywiście nakreśliłeś bardzo celny profil malkontenta FilmWebowego) i paru zrzędliwych frazesów "nie rozumiem świata, jest coraz gorzej. Za moich czasów było podwórko i piłka...", które za wyjątkiem obopólnej sympatii niczego specjalnie nie wnoszą do rozmowy.
Pisząc możliwie krótko i niestygmatyzująco (bez zamiaru piętnowania czy odwetu na kimkolwiek), korzystając z możliwości rozwinięcia, a zarazem oparłszy się przy tym nieco na doświadczeń z mojej działki wykształcenia:

1. Poszukiwanie aprobaty ze strony grupy jest częstą i nieuniknioną konsekwencją okresu przedpokwitaniowego i preadolescencji. Każdy z nas w tym wieku poszukiwał kontaktu z rówieśnikami, tylko najpewniej nie było wtedy internetu, by poszerzać swój krąg zainteresowań o anonimowych obcych, swoiste audytorium. Celna riposta, złośliwość w stylu bohatera filmowego, zajadłość oraz agresja, są mieszanką akceptowanych społecznie cech utożsamianych z dominacją, inteligencją, przewagą w "dyskusji" (de facto - walce).
2. W nawiązaniu do ostatnich słów poprzedniego akapitu. Wielu adolescentów, z racji silnej orientacji na grupę, ma również tendencję do myślenia ksobnego - tzn. takiego, w którym podmiotowi wydaje się, że jest obserwowany a każdy jego krok uważnie śledzony i oceniany przez audytorium. W internecie audytorium jest anonimowe, stąd i siła projekcji, rozlewającej się na potencjalną społeczność globalną (w efekcie zazwyczaj jest to ledwie kilkanaście-kilkadziesiąt osób) lub przynajmniej na użytkowników danego języka (tu: polskiego). Osoba taka, odtwarza niniejszym pewien występ przed ogromną, wielomilionową publicznością, co może nasilać tendencję do popisywania się.
3. Postawa zorientowana na grupę często wymaga konformizmu normatywnego. Z kolei w okresie dojrzewania, towarzyszącym napędem jest również przekorność, łamanie zasad oraz sprzeciwianie się autorytetom. Tym sposobem, osoby takie mają ogromną chęć działania przeciw obowiązującym trendom, umowom, konwencjom. Jeśli (dajmy na to, w tym wypadku) film jest postrzegany generalnie pozytywnie, to "prawdziwy buntownik", musi wkroczyć razem z drzwiami do lokalu i wrzasnąć, że szmira mu się nie podobała! Indywidualizacja swojej osoby, to naturalny mechanizm obrony ego przed stopieniem się z grupą. Okres dojrzewania to etap sprzeczności i dychotomii - ciążenie ku grupie przy jednoczesnym zaznaczaniu swej jednostkowości. Z takiego konfliktu niejednokrotnie wynikają wielkie problemy i dylematy towarzyskie.
4. Wraz z neurologicznym dojrzewaniem OUN, kształtowaniem się inteligencji emocjonalnej, osobowości moralnej, formowaniem się światopoglądu, szukaniem własnych dróg i metod zrozumienia złożoności świata, u osób młodych często występuje silny napęd ku przeżywaniu ostrych, wyrazistych, kontrowersyjnych, eksplozywnych i radykalnych emocji. Poszukując drogi środka, jednocześnie mają jeszcze trudności w rozpoznawaniu zarówno własnych emocji i uczuć (okres intensywnych przemian hormonalnych - stąd m.in. szczególny "egocentryzm młodzieżowy": obiektem centralnym jest JA-przeżywające, świat MNIE nie rozumie, rodzice robią MI na złość, etc.), jak również zrozumieniu otaczającego ich świata. Drogą do wyrażenia swojej niezależności jest więc "masakrowanie", "hejtowanie", "dissowanie", "lewakowanie", "prawakowanie" (poglądy polityczne są tu zupełnie bez znaczenia, chodzi o kontrast i czarno-białość światopoglądową), etc. A nie rozumiejąc (nie dbając o nie) emocji innych ludzi (nierozwinięta jeszcze empatia), nietrudno do tego wszystkiego o potężne faux pas.
5. Relacje międzyludzkie często są na tym etapie postrzegane w kategoriach rywalizacji, zaś otoczenie jako zagrażające, niepewne - takie, któremu nie należy ufać. Ten, kto pierwszy zada cios, tego z mniejszym prawdopodobieństwem spotka ewentualny, przykry w odbiorze, odwet (przykład takiej mentalności, co nierzadko oczywiście jest zafałszowanym obrazem rzeczywistości).

Ad. Oprócz osób w okresie przedpokwitaniowym, preadolescentów, adolescentów i młodych dorosłych świeżo po dojrzewaniu, podatnymi na te mechanizmy mogą być również osoby:
- doznające na co dzień upokorzenia, a więc potrzebujące się bronić, chronić, kontratakować (bullying, mobbing, stalking, cyberstalking),
- sfrustrowane swoją sytuacją społeczną, np. doznające agresji i potrzebujące ją odreagować,
- osoby z zaniżonym (wskutek ppkt. 1 i/lub 2) poczuciem własnej samooceny, niewierzące w siebie, niepewne siebie, swojej sprawczości (zewnętrzne umiejscowienie kontroli - "to świat narzuca mi swoje reguły, ja nie mam nic do gadania, jestem manipulowany"), kontroli, swoich możliwości, umiejętności, zdolności, kompetencji
- osoby z niskim poziomem inteligencji emocjonalnej, empatii, altruizmu, wglądu w swoje zachowanie, które postrzegają tego rodzaj wypowiedzi jako formę sadystycznej rozrywki "bez konsekwencji", bo przecież internet to zgraja przebierańców - tu nie ma żywych ludzi. A nawet jak są... kogo to obchodzi. Ważne, że mnie się nudzi, ważne że ja muszę odreagować.

Stawianie siebie w roli autorytetu, znawcy, eksperta, specjalisty, wybitnego krytyka, osoby oświeconej, doznającej mistycznego momentum, metapoznawczo i niesamowicie przenikliwie świdrującej temat, aktywnej i penetrującej (skojarzenia seksualne), zabójczo inteligentnej, niebezpiecznej, kontrolującej sytuację, podporządkowującej sobie innych, dominatywnej... są formami zaspokajania jednego z wymienionych wyżej stanów "deprywacji potrzeb".

Podsumowując: poszukiwanie aprobaty u publiczności, celem potwierdzenia słuszności swojego nowo utworzonego zdania, słuszności swojego bytu, własnej wartości oraz niezależności, konkuruje z chęcią popisywania się, przeżywania eksplozywnych - często niekontrolowanych - emocji, sprawdzania swoich możliwości i przekraczania granic (np. sprawiając innym przykrość) oraz wdawania się w rywalizacje z potencjalnymi konkurentami. Gdy już to robią, atakują pierwsi, zaś swoją argumentację opierają o kategorie lepszości, wyższości, "masakracji" oponenta, kończącego pojedynek ciosu (nawet, gdy żaden pojedynek nawet się nie zaczął, to i tak domniemanym założeniem jest "inni myślą tak jak ja", czyt. "inni tylko czyhają jak mnie zniszczyć, zaatakować, upokorzyć, wyśmiać, zdeprecjonować. Muszę się bronić!").

Wszelkie formy "MOIM ZDANIEM", "MNIE SIĘ WYDAJE", "WEDŁUG MNIE", "DLA MNIE TEN FILM BYŁ...", "W MOIM ODBIORZE". Są formami świadczącymi o większym wglądzie w swoje emocje, dłuższego zastanowienia (a więc opanowania emocji), poszanowaniem innej jednostki (zdając sobie sprawę z jej podmiotowości oraz nie traktują jej jako potencjalnego zagrożenia) oraz poczucia pewności, że MAM PRAWO myśleć inaczej, nie muszę sobie tego wywalczać siekierą, bo mnie towarzystwo wyśmieje - co z moich oczach będzie katastrofą. Z wiekiem ludziom przestaje bowiem zależeć na zdaniu i opinii innych. Ma to i zalety i wady (stają się bardziej impregnowani na zmiany, bardziej uparci, zbetoniali ;) ;).

DISCLAIMER:
ad. 1 - mam nadzieję, że nie zanudziłem. Serdecznie przepraszam, jeśli tak było. Miałem ochotę na coś bardziej konstruktywnego, dlatego się rozgadałem. Oczywiście samo poklepanie po plecach i uściśnięcie sobie rąk również byłoby pokrzepiającym doświadczeniem - nie żebym wzgardzał, starym, dobrym poczuciem solidaryzowania się w biedzie (nie rozumiemy świata, jesteśmy tacy starzy :D :D :D :D),
ad. 2 - poczynione analizy nie są kompletne i wiele czynników zostało celowo lub z braku możliwości pominiętych. Z uwagi zaś na popularny i nieformalny ton, zamieszczone wyżej informacje zostały opatrzone literaturą fachową. Celem tej diagnozy na podstawie uogólnionego profilu internauty, nie jest dokuczenie ŻADNEMU użytkownikowi. Zwłaszcza zaś tym, co których mogło zaistnieć podejrzenie, iż są "celem" analizy.


Pozdrowienia przesyłam.

Winter_Midnight

* NIE zostały opatrzone literaturą.
** co DO których,
*** ... głupie literówki ;)

Ech... ta żyjąca najwyżej 5 minut możliwość edytowania postów na FW.

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

Spoksik, gdy post jest merytoryczny, to się literówek nie czepiam. Nie boli mnie też czytanie.

Zastrzeżenie mogę mieć do pewnej nieokreśloności grup
"- doznające na co dzień upokorzenia, a więc potrzebujące się bronić, chronić, kontratakować (bullying, mobbing, stalking, cyberstalking),
- sfrustrowane swoją sytuacją społeczną, np. doznające agresji i potrzebujące ją odreagować,
- osoby z zaniżonym (wskutek ppkt. 1 i/lub 2) poczuciem własnej samooceny, niewierzące w siebie, niepewne siebie, swojej sprawczości (zewnętrzne umiejscowienie kontroli - "to świat narzuca mi swoje reguły, ja nie mam nic do gadania, jestem manipulowany"), kontroli, swoich możliwości, umiejętności, zdolności, kompetencji
- osoby z niskim poziomem inteligencji emocjonalnej, empatii, altruizmu, wglądu w swoje zachowanie, które postrzegają tego rodzaj wypowiedzi jako formę sadystycznej rozrywki "bez konsekwencji", bo przecież internet to zgraja przebierańców - tu nie ma żywych ludzi. A nawet jak są... kogo to obchodzi. Ważne, że mnie się nudzi, ważne że ja muszę odreagować."

W braku precyzji możemy do którejś z grup zakwalifikować każdego. Wobec tego wymieniając tyle grup, ale nieprecyzyjnie je definiując, piszesz "każdy może się tak zachowywać". Bo kto nie? Osoby niemłode, doznające upokorzeń na tyle rzadko, że nie pamiętają, bogate, zdrowe, wykształcone, inteligentne, empatyczne, które odnoszą sukcesy, wobec tego nie mają podstaw do złej samooceny.
W tym kraju zatem pasujących z całą pewnością wolnych od opisanego zachowania jest 5 osób, jeśli jeszcze nie wyjechały. Nawet ważny Andrzej ma stresy, mimo faktu, że częściej stresuje innych.

To jest niestety częstsza wada modeli psychologicznych, że są niefalsyfikowalne na skutek niedookreślenia użytych pojęć i braku zewnętrznych w stosunku do modelu kryteriów oceny poprawności wniosku. Wniosek z modelu badany jest tylko na gruncie modelu.

1. Zacietrzewienie, wyzwiska, to ma związek z dominacją. Ale zaatakowanie twórców gdzieś w nieodwiedzanym zakątku forum? Albo przeciwnie, tam, gdzie się będzie zdominowanym, gdzie nie ma praktycznie szans w chaosie hejtu "wygrać"? Bardziej to wtedy wygląda jak sztuka dla sztuki, dla siebie, nie dla dominacji nad kimś.
2. Czemu nie pojawia się tendencja do poprawy jakości mimo świadomości widowni?
3. Styl "recenzji" jest często wyuczonym stylem pisania w gimnazjum. Nie tylko mamy serię epitetów niegrzecznych, łamiących reguły. Bywa, że autor recenzji wymienia kulturalnym językiem wiele aspektów filmu, które mu się nie spodobały, jednocześnie jednak nie zbliża się nawet do rozważenia, że aspekty te nie mają związku z jakością obiektywną. Jest zatem pomyłka gustu z jakością, która nie wiąże się z krzykiem czy wchodzeniem gdzieś z drzwiami, a wciąż jest forsowaniem swojej oceny jako obiektywnej.
4. Sytuacja polityczna, jako dość stresogenna ostatnio, każe przypuszczać, że młodość ma tu znaczenie marginalne. Może uwzględnione w modelu dlatego, że z reguły ludzie w późniejszym wieku są w stabilniejszej sytuacji życiowej, więc i emocjonalnej, podczas gdy wystarczy lekkie (póki co) zachwianie w życiu, by emocjonalnie dorosłych zrównać z dziećmi.
5. Nawet gimnazjaliści się uczą. Uczą reguł życia w grupie gimnazjalnej, więc i tego, że za wyskoki jest kara. Połowa trolli musi doświadczać bycia stroną strollowaną. Statystycznie zatem "przegrane" występują w połowie przypadków, zatem dotyczą więcej niż połowy biorących w nich udział ludzi. Tak niekorzystna statystyka byłaby wystarczająca dla szczurów, by wyciągnęły naukę.

hyrkan

Zaprezentowane wnioski to raczej synteza z kilku modeli. Ogromna większość modeli jest empirycznie dowodzona - inaczej się nie konstruuje modeli "teoretycznych" niż właśnie w oparciu o fakty. Teoria to obserwacja poparta faktami, nie "hipoteza". :)

Brak dookreślonych grup również jest najzupełniej zamierzony. Pisałem, że nie chcę się koncentrować na nikim konkretnym. Po drugie, dlatego właśnie do prowadzenia diagnozy psychologicznej potrzebny jest wykwalifikowany specjalista psycholog, psychoterapeuta, psychiatra, ponieważ dany przypadek rozpatruje się indywidualnie. Wymagana jest zatem złożona synteza danych oraz długotrwały proces ich analizy. Tak jak z depresją, na depresję może zachorować... "kobieta, ofiara wypadku, milioner, sprawca gwałtu, dziecko, pracownik społeczny....". Gdyby złożoność ludzkiej psychiki uprawniała do tworzenia jednego modelu, to całokształt funkcjonowania dałoby się sprymityzować do czegoś tak binarnego jak inżynieria albo matematyka: "urwie się, albo się nie urwie", "wyjdzie granica ciągu, albo nie wyjdzie, bo granica ciągu jest nieskończona", "da się scałkować, albo się nie da". Całość procesu analitycznego potrwa kilkanaście minut (w moim przypadku), zaś w przypadku sprawnego dobrze wyćwiczonego fachowca - kilka minut albo kilkadziesiąt sekund. Analizując zachowanie człowieka z reguły potrzeba kilku tygodni, sprawni fachowcy potrzebują na to kilkudziesięciu godzin - a i tak przeanalizują jedynie dostępny obraz na użytek danego postępowania diagnostycznego (np. różnicowego czy przesiewowego w psychologii klinicznej).
U człowieka - nie bez przyczyny Michio Kaku nazywa mózg ludzki najbardziej skomplikowany tworem we wszechświecie (a nie miewa wówczas na myśli złożonych interakcji biologicznych, społecznych, kulturowych i psychicznych - jedynie biochemię i neurologię) - określenie stanu końcowego na podstawie modelu predykcyjnego byłoby niemożliwe, świadczyło o arogancji i nieprofesjonalizmie (typu np. syndromu dr Housea) oraz obarczone byłoby błędem pomiaru.

Zaprezentowane MODELE, np. kateksji, deprywacji potrzeb, rekompensaty samooceny, reakcji na stres, strategii samozaradczych ("coping strategies"), agresji jako (liniowej - przyp.) pochodnej frustracji, itp. (generalnie zastosowałem tu od 15-20 założeń empirycznych), mogą opisywać konkretne zachowanie, konkretną postawą, konkretną potrzebę - nie całego człowieka (holistyczny podmiot bio-psycho-społeczny, uwarunkowany kulturowo, płciowo, aksjonormatywnie, cywilizacyjnie, generacyjnie i dziejowo). Człowiek może bowiem ulegać kilku, kilkunastu wpływom, czynnikom jednocześnie - te zaś mogą się wzajemnie katalizować, albo znosić. Dodajmy do tego biochemię oraz czynniki sytuacyjne, a wychodzi spory problem. :/
Więc, chociaż osobiście nie znam modeli niefalsyfikowalnych poza wczesną psychologią poznawczą (dotyczące niektórych buforów pamięci czy konektomów uwagowych), które były dowodzone inaczej niż neurobiologicznie... oraz oprócz (NIE)słynnej psychoanalizy, która nie oferuje modeli psychologicznych tylko "psychofilozoficzne" w ujęciu psychiatrycznym z XIX wieku... cała reszta podlega ścisłemu, organicznemu, nierzadko bioelektrycznemu dowodzeniu w oparciu o dowody (czasy teoretyzowania po próżnicy, w oparciu o "wydaje mi się", skończyły się wraz z nastaniem epoki Wundta - na przełomie XIX/XX wieku, a mamy już wiek XXI). Np. dajmy na to, taka teoria reakcji agresywnej na frustrację, zakłada, że agresja pojawi się wówczas, gdy jednostka nie będzie potrafiła zaspokajać swoich potrzeb, w związku z tym (nawiązując do teorii deprywacji), MOŻE w oparciu o PREFEROWANE mechanizmy radzenia sobie w sytuacji trudnej, wykazywać postawę ekspansywną, celem zagarnięcia niedostępnych jej zasobów LUB celem odreagowania napięcia w przypadku niemożności efektywnego działania.
Chcąc falsyfikować dany model wystarczy przeanalizować dane empiryczne (które są tu dostępne jak na dłoni - wyniki neuroobrazowania, metabolitów i markerów w PET, standaryzacja, normalizacja, opracowanie wyników statystyczne, w końcu też wywiad, obserwacja, biografia, analiza i interpretacja). Prowadząc właściwie metodologicznie postępowanie da się współcześnie określić, które teorie to przejaw osobistej refleksji autora, jego prywatnego nastawienia, światopoglądu (niestety... kontrowersyjnie sporą część teorii feministycznych się zalicza do tego kręgu, które później psychologowie społeczni, psychologowie ewolucyjni, psychologowie poznawczy, a nawet psychologowie gender studies - zwyczajnie obalają, jako przerysowane lub nie mające oparcia w dowodach), religii, itp... a które, nie ważne z czego wynikają, mają swoje odzwierciedlenie w tym, co faktycznie obserwujemy, potrafimy przeanalizować (aspekt falsyfikowalności) zastosowaną metodologię (założenia i koncepty), metodykę (np. techniki pomiaru) oraz rzetelność, trafność i obiektywizm (analiza socjometryczna, analiza statystyczna).

Tym sposobem po przeprowadzeniu wywiadu biograficznego, obserwacji, analizy fenotypów behawioralnych, analizie psychometrycznej wyników badań kwestionariuszowych oraz przestandarozywaniu i odniesieniu ich do populacji możemy ustalić, co się prawdopodobnie dzieje i dlaczego DANA jednostka postępowała tak, a nie inaczej. Następnie w dalszym procesie weryfikować hipotezę zerową i włączać dodatkowe przesłanki.

Generalizując wyniki na daną populację, musimy dysponować odpowiednio liczną (reguła wielkich liczb), istotną statystycznie populacją randomizowaną. Bez tego, generalizacja wyników w oparciu o jednostkowe obserwacje będzie błędem logicznym heurystyki nieuprawnionego kwantyfikowania wniosków (WSZYSCY, KAŻDY, NIKT, ZAWSZE...).

Gdybym sobie pozwolił na zarysowanie konkretnego profilu, DANEJ OSOBY, o której między wierszami mówimy ;) ;), to postąpiłbym skrajnie nieodpowiedzialnie, nieetycznie oraz przestałbym być empirykiem tylko jakimś szamanem (humanistą :D) wróżącym z cielęcych kości. Nie znając kogoś, poza kontekstem autoprezentacyjnym w Internecie, nie prowadząc długiej, wnikliwej analizy wytworów (np. postów - a czytałem ze dwa, bo nie mam czasu na analizę zachowania każdego możliwego agresora i znawcy internetowego... ba... nie mam czasu nawet wybranego taka analizować, bo ani to ciekawe ani mi do życia potrzebne - zawodowo zajmuję się czymś zupełnie odmiennym), nie mogąc przeanalizować biografii, ani poprowadzić wywiadu z obserwacją, nie mając w końcu dostępu do rzetelnych i normalizowanych narzędzi kwestionariuszowych dopuszczonych przez PTP do postępowania diagnostycznego (a trzeba zaznaczyć, że niektóre mają kwalifikację tylko do użytku "badawczego"), nie mogę się o kimś wypowiedzieć w ŻADEN wiarygodny sposób. Gdyby zrobić analizę statystyczną takiego postępowania, to alfa wybiłaby mi zęby, tak bardzo nierzetelna i tak bardzo nieistotnie statystycznie wykraczająca wartość "p" by była. :P

Jak jednak słusznie podkreślasz - nie Ty jedyny, ale i socjologowie, antropolodzy, marketingowcy, politolodzy, historycy, a nawet językoznawcy(!). Polskie społeczeństwo jest mocno sfrustrowane i pełne immanentnych skrajności. Jedni wskażą za przyczynę dojrzewanie demokratyczne i podkreślą że Polacy są wciąż są jeszcze narodem totalitarnym, postsocjalistycznym o mentalności rosyjskiej, który nie godzi się z tym, że można żyć bez wspólnego wroga publicznego, nienawiści, prowadzić otwarty dialog czy mieć ODMIENNE (chroń Szatani!!!) zdanie. Zdanie ma być jedno, narzucone przez monopol partyjny, a waloryzacja moralna jednoznaczna i prosta - ZŁO vs. DOBRO, wróg vs. sprzymierzeniec. Bez niuansowania.
Inni podkreślają z kolei (np. taki prof. Czapiński w swoich diagnozach społecznych opartych na tym, jak respondenci odpowiadają na jego formularz z pytaniami) podkreślają, że czynnikiem zaporowym jest nie ogólny poziom życia (bo ten jest w Polsce coraz wyższy) czy warunki ekonomiczne, ale np. gospodarka infrastrukturalna (nie pamiętam, bodaj tylko 70-kilka % ludzi w Polsce ma dostęp do toalety i bieżącej wody. Do internetu - jakiegokolwiek - koło 50-60%, a do szybkiego - tylko mieszkańcy metropolii).
Są i ekonomiści, którzy upatrują wpływu w majętności i PKB,
politolodzy, upatrujący wpływu na kształt polskiego społęczeństwa w sąsiedztwie z Rosją i Ukrainą, a także dostrzegający wspomniane już niedawne przemiany ustrojowe i odziedziczony po okupacji radzieckiej, wrodzony opór wobec autorytetów, pracodawców, norm, własności publicznej, a także władzy.
No i lingwiści, językoznawcy, specjaliści od edukacji, podkreślający, że Polacy używają prostego języka, często operującego emocjami, uogólnieniami, ksenofobicznego, wartościującego, za co można winić np. brak retoryki, logiki czy dostatecznej liczby nauk ścisłych w szkołach. Inaczej wypowiada się mieszkaniec liberalnej Francji (gdzie wolność jest wpisana w hasła konstytutywne), inaczej mieszkaniec Niemiec (doświadczony traumą własnego przyczynku do masakry ludności cywilnej podczas II WŚ), inaczej mieszkaniec Afryki (obarczony grami politycznymi przywódców-dyktatorów, których rola jest pomieszaniem przywództwa plemiennego, religijnego i rodowego), inaczej Japończyk, inaczej mieszkaniec bloku postkomunistycznego (Polak, Ukrainiec, Białorusin, Rosjanin), a jeszcze inaczej Australijczyk (ulegający wpływom brytyjsko-amerykańskim). No tak... i nie mówiąc już o Amerykanach, gdzie od "f*ck you" i "ate my a*s" dzień się zaczyna, a na "motherf*cker" i "s*ck my balls" kończy - bo panuje przekonanie o pełnej dowolności słowa i zachowania, treść poprawek do konstytucji jest interpretowana nie ustawowo ale indywidualnie, samowolnie.



Mam GŁĘBOKĄ nadzieję, że nie uraziłem nikogo tymi wywodami. Są przydługie, bo i wyjaśnienie wymagało sporej ilości miejsca (a po drodze nadarzyły się pokusy do dygresji). Wspominając o "prostocie" inżynierii i matematyki nie chciałem się też wpisywać w dziecięcy, prymitywny dyskurs pomiędzy humanistami (socjologia, filozofia), ścisłowcami (fizyka, matematyka), naukami przyrodniczymi (psychologia), ekonomicznymi, prawnymi, społecznymi... Zastosowana klasyfikacja pochodzi od Maxa Webera, który to uznawał, że nauką najprostszą jest matematyka - dostarcza najbardziej precyzyjnych wyników. A najbardziej złożoną - czyt. dryfującą w kierunku jakościowej a nie ilościowej interpretacji - jest socjologia. Kryterium prostoty i złożoności oznacza ni mniej, ni więcej co: "metodę dochodzenia do założonego celu bez półśrodków i błądzenia po drodze". Bynajmniej nie do żadnych wyimaginowanych "wyższości" jakiejś dyscypliny nad inną (coś takiego nie istnieje i jest przedmiotem ideologicznej huliganki, napuszczania się jednych na drugich. Wszystkie współcześnie istniejące dyscypliny są potrzebne skoro nadal istnieją - nie ma już bednarzy i kielników, bo nie byli potrzebni. Zapotrzebowanie na zawody kształtuje zaś dynamika ekonomiczno-gospodarcza i ustala odpowiednie proporcje popytu czy trendy "modowe", np. na informatyków w XXI wieku) czy wyimaginowanych poziomów intelektualnych jakie należy spełniać by się czymś zajmować (coś takiego nie istnieje i nigdy nie istniało. Typów inteligencji jest po prostu wiele, a ludzie mają zazwyczaj organiczne uwarunkowania do danego rodzaju przetwarzania informacji - konwergencyjnego lub dywergencyjnego. Istnieje też kulturowa predestynacja do pewnych typów nastawień - kobiety są uczone bardziej empatycznej postawy, a mężczyźni bardziej analitycznej. Różnią nas jedynie proporcje tych tendencji w populacji, charakter wpływów, konkretny historyczny okres dziejowy - w którym dana moda dominuje: romantyzm, oświecenie, etc).

Winter_Midnight

Ad vocem:

1. "sztuka dla sztuki, dla siebie". Zgodnie z trzecim prawem dynamiki Newtona, nic nie istnieje w próżni, każda akcja budzi reakcję, a reakcja jest produktem akcji. Nie można czegoś robić ot tak. Coś za tym zawsze stoi. W moim wywodzie postawiłem kilka hipotez od wglądu i samoświadomości, dojrzałości poznawczo-emocjonalnej, teorii frustracji, kontekstu relacyjnego, okresu dojrzewania, aż po najbardziej hardkorową możliwość mikrourazów w płatach przedczołowych (regulacja norm i samokontroli).

2. "Czemu nie pojawia się tendencja do poprawy jakości mimo świadomości widowni?"
Dlaczego POPRAWY? Takie zachowanie z Twojej perspektywy jest niewłaściwe. Dla sprawcy to on ma rację, to on mówi prawdę, to on jest tym mistycznym 1% (zależy od populizmu autora tych twierdzeń, bo to się waha od 10% do 20%, a u Korwina to tylko z 5% ludzi myśli, reszta to niewolnicy :P) myślących, a reszta to bezwolne barany, manipulacja, socjoinżynieria, propaganda, lemingi, tłuszcza, wola ludu, konformiści, spiski rządowe :P :P :P
Jeśli ktoś się z głosem oświeconego zbawcy nie zgadza, to jak w teoriach spiskowych, tylko POTWIERDZA, że dany znawca, ekspert miał rację. Bo jakaś banda niewyuczonych przygłupów mu zwraca uwagę, czyli potwierdza, że są idiotami, a to on był mądry. Błędów logicznych, zwłaszcza własnych, się nie widzi na pierwszy rzut oka. Nie oczekujmy by sprawca agresji na tle emocjonalnym, prowadził racjonalną analizę, iż popełnił błąd wyciągania wniosków z nieuprawnionych przesłanek. :P On coś uważa, bo tak czuje, bo tak mu się wydaje, bo chce by tak myślano, bo chce być postrzegany jako element mniejszości! :) Mniejszość to wybrańcy, elita. Większość to hołota. :P

Z kolei badania na młodzieży wykazały, iż im większa jest publiczność rówieśników, tym większa u badanych tendencja do ryzykowania i popisywania się, a zatem większa ilość błędów, omyłek i pomyłek. Co więcej, tu audytorium jest anonimowe, włączając w to koncepcję egocentryzmu młodzieżowego, wyabstrahowanej od faktów projekcji czy postawy ksobnej, osobnik taki może mieć tendencje do domniemywania wieku rozmówców w korzystnej dla siebie, bieżącej perspektywie rozwojowej (ja w większości moich rozmówców widzę osoby 30-40 letnie, z wyższym wykształceniem, doktorów, naukowców, osoby piszące artykuły, robiące badania... bo do takiego grona jestem zawężony i nie mam częstego kontaktu z innymi kręgami społecznymi... często się na tym łapię i rozczarowuję. :P 15 latek w większości anonimowych użytkowników będzie widział 10-15 latki, czyli osoby z którymi ma najczęstszy kontakt, i co do których domniemuje, iż wie czym się te osoby charakteryzują. W ten sposób wszyscy "domykamy niepewność poznawczą", gdy w sytuacji braku wyświetlanego wieku, chcielibyśmy wiedzieć więcej o naszym rozmówcy/czyni a sama lektura pseudonimu czy brak realnego, wiarygodnego zdjęcia nie dostarcza takich informacji. Żyjąc w niepewności poznawczej, tworzymy więc swojego rozmówcę - na bazie mechanizmu projekcji własnych cech demograficznych (mężczyźni piszą o mężczyznach - jak ja teraz, piszę o "użytkowniku" nie o potencjalnej, anonimowej "użytkowniczce", o osobach ze swojego pokolenia, podobnych do siebie). Jestem gorącym zwolennikiem tego by w internecie obowiązkowym było, na każdym etapie korzystania z sieci, podawanie dokładnych danych personalnych, z datą urodzenia, obecnym wiekiem i zdjęciem. (Miejsce zamieszkania już nie, bo to groziłoby atrybucją cech: "ze wsi = głupi", "z dużego miasta = bufon", "z Warszawy = arogant", "z Poznania/Krakowa = skąpiec".)
Słynny argument: "gimbazy" pochodzi właśnie z tego, że duża część aktywnych emocjonalnie użytkowników to młodzież (owa gimbaza), a dla młodzieży ważne są wewnętrzne konflikty pokoleniowe, zaś wartość człowieka postrzegana jest poprzez jego wiek. Stąd, najbardziej nobilitującym jest obrażanie oponenta od młodszych, podkreślając tym samym własną dorosłość.

Kontekstowi obecności audytorium nie towarzyszy (lub bardzo rzadko) mechanizm autorefleksji. Oj, większość osób mnie krytykuje, to znaczy że coś popełniam źle. NIE! Jeśli ktoś mnie krytykuje, to znaczy że on się myli, a ja mam rację, bo wydaje mi się, że mam rację. Co więcej, wchodzą do tego mechanizmy obronne - np. zaprzeczenie - by nie przyznawać się do porażki i ośmieszenia na tle grupy (konformistyczne poszukiwanie aprobaty i potwierdzenia słuszności swoich czynów). Co więcej, jeśli reakcja na naszą reakcję była agresywna, to NATYCHMIAST wzbudza w nas reakcję obronną. Na silny bodziec - tu, agresję (zgodnie z prawem Fechnera) mało kto zareaguje komunikatem słabszym: uległością, pokorą, refleksją. Refleksja i autokrytycyzm nie jest w populacji osób tzw. "normalnych" (typowych) postrzegany jako siła analityczna, etyczność, obiektywizm, to co się w środowiskach naukowych podnosi. Postawa negująca własną niezbywalną słuszność jest postrzegana najczęściej jako przejaw słabości, głupoty (niewiedza to głupota, pomyłka to głupota, błądzenie to głupota, brak wyrazistego zdania to głupota, etc.). I jeszcze mogę tak pisać i pisać i dodawać kolejne aspekty: np. ten, że argumentu emocjonalnego NIGDY, przenigdy nie uda się zbić argumentem racjonalnym. Przetwarzanie emocji zachodzi w układzie limbicznym, przetwarzanie operacyjno-logiczne w płacie czołowym - a w szczególności w rejonie grzbietowym płata przedczołowego i w ośrodku leżącym pod korą motoryczną. To są inne szlaki neuronalne. Emocje poruszają inne ośrodki korowe, opierają się na ładunku biochemicznym, który inaczej wzbudza układ nerwowy. Refleksja poznawcza nie wzbudza tak silnej reakcji - jest słabsza, trudniejsza do uchwycenia. Ewolucyjnie jesteśmy istotami emocjonalnymi, na co można podawać całe setki konsekwencji z tego wynikających.

3. "Styl "recenzji" jest często wyuczonym stylem pisania w gimnazjum"
Szczerze powiedziawszy, nie czuję się kompetentny by o tym orzekać... Szkołę skończyłem już prawie półtorej dekady temu. :P Nie pamiętam czym się różni 7 latek od 15 latka od 18 latka. Dla mnie, z obecnej perspektywy życiowej, wszystko to TO samo. :P Wszystko małe i zagubione. Nie wiem czym się różni "styl gimnazjalny" od stylu pierwszoklasowolicealnego i późnoklasowopodstawówkowego... I czy w ogóle się czymkolwiek różni, a nie jest po prostu kolejnym dowodem niemerytorycznych uogólnień,, wykreowanych przez grupę samych zainteresowanych (gimnazjalistów z 2 roku w stosunku do gimnazjalistów z 1 roku, co dla tych osób stanowi PRZEPAŚĆ mentalną... a dla starszych - 70-80 latków, ledwie czkawkę i ziewnięcie w całej, relatywnie długiej historii życia).

Mogę jedynie zarzucić, iż nieumiejętność prowadzenia dyskusji jest absolutną normą w społeczeństwie. Ludzie "z ulicy" (przepraszam, jeśli to brzmi jak jakiś przejaw wyższości) nie argumentują swojego zdania, a jeśli już to robią to używają argumentów niemerytorycznych, tj.: osobistych preferencji, gustu, przekonania, wiary, subiektywnej opinii i tym podobnych faktorów.

Merytorycznej dyskusji w kwestii jakości filmów można oczekiwać po krytyku filmowym, pisarzu, felietoniście, dziennikarzu, ekspercie z danej dziedziny... nie po Zdzisku Kowalskim, a już tym bardziej synu/córce Zdziska Kowalskiego. Tego nie naprawimy żadnymi modłami ani żalami. Tak będzie dopóty, dopóki polityka rządowa nie zacznie inwestować w znacznie wyższy poziom edukacji szkolnej i wczesnoszkolnej (przedszkole, szkoła podstawowa - pierwsze lata). Zaś w przypadku afektywnej części społeczeństwa: młodzieży NIGDY się to nie uda. W tym wieku po prostu przetwarzamy informacje w inny sposób, przy jednocześnie mniejszym wglądzie w swoje zachowanie, niewykształconych mechanizmach samokontroli, mniejszej wiedzy, nierozwiniętych strukturach emocjonalnych, i znowu mógłbym tak wymieniać przedmioty analiz z kolejnych dyscyplin, podejść teoretycznych i subdyscyplin samej tylko psychologii.

4. "Sytuacja polityczna, jako dość stresogenna ostatnio"
Doprawda... sytuacja jest niemal o charakterze rewolucyjnym i silnie wpływa na ogół społeczeństwa. :P Pisząc swoje zastrzeżenia, te do których się odniosłeś, ze są zbyt ogólne, miałem na myśli właśnie to, że osoba może być sfrustrowana bez względu na wiek. Co więcej, wiek wcale nie oznacza automatycznie dojrzałości. Zapóźnienie edukacyjne dawniej było jeszcze większe niż współcześnie, stąd i poziom refleksji oraz merytorycznej analizy jest znacznie niższy. Ba, aspekt wieku może nawet przeważać, bo jak ktoś jest starszy i poczuwa tą zmienną jako swoją wartość osobową, świadczącą o jego indywidualnej jakości życia, to się wręcz oburzy, że mu jakaś piaskownica, banda dzieciaków nie znających się jeszcze na życiu, będzie wytykała błędy. Przecież starszy = nieomylny.

5. "Nawet gimnazjaliści się uczą."
Absolutnie nie zakładam i nigdy nie będę zakładał, że prowodyrami kłótni są gimnazjaliści. To nieuprawniony wniosek. Znacznie bardziej rzetelnym jest przyjęcie, iż prowodyrami kłótni są osoby wykazujące w tym kierunku tendencję. Naukowo jest to bardziej poprawne.

A co do samej nauki - jasne, ze tak. Jednak, jak już pisałem wcześniej, "uczyć się" nie oznacza być nauczonym. Edukacja moralna wg koncepcji rozwoju moralnego Kohlberga miałaby miejsce grubo po 16 roku życia, a według ROZWINIĘCIA ogólnej koncepcji rozwojowej Piageta - w wieku wczesnej dorosłości, gdy wchodzimy w etap myślenia postformalnego: tzn. relatywizmu i dywergencyjności myślenia. Szczura i dziecko można uwarunkować, że na strzelenie batem zacznie się bać. Nie da się nikogo w krótkim czasie wyuczyć reguł moralnych, dojrzałego myślenia, strategii postępowania czy złożonych operacji myślowych (jak np. przyjęcia własnej omylności i kontrasubiektywizmu). W końcu wreszcie, NIE DA SIĘ nikogo wytresować w umiejętności komunikowania się. Tą naukę nabywamy sami, ucząc się, wyciągając wnioski. Zajmuje nam to dziesiątki lat. Może w wieku 30-35 lat wiemy MNIEJ WIĘCEJ, kiedy można się jak zachować, by spotkać oczekiwany rezultat. Pan mówi o tym, że młodzież się nie może tego wyuczyć. :) A na jakiej podstawie miałaby? To nie jest kwestia inteligencji, ale edukacji (kształcenia), wychowania, rozwoju poznawczego (niezależnego od woli), przyjętych doświadczeń (wiedza), przemian OUN (dojrzałość struktur poznawczo-emocjonalnych, zwłaszcza asocjacji i krystalizacji połączeń jąder podkorowych).

Przedstawione tu alternatywne podejścia, są jak najbardziej prawdopodobne. Proszę nie myśleć, że skoro na nie odpowiadam, w miejsce automatycznego przytaknięcia, to się z jakimś Twoim / Pana ( ;) ), stanowiskiem nie zgadzam. Staram się je rozwijać i włączać do zarysowanego już wcześniej obrazu: aby cokolwiek orzekać, trzeba by wziąć na warsztat konkretną jednostkę i to ją poddawać analizie (za jej zgodą i przy woli współpracy! - bo tylko wtedy to się uda bez podwyższonego ryzyka dyssymulacji).

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

1. "Modne bzdury". Sokal, Bricmont.
Polecam nie udawać, że zasady dynamiki dotyczą psychologii. Naprawdę. Chyba że grubi mają psychikę o mniejszym przyśpieszeniu, a dwie psychiki oddziałują grawitacyjnie z dowolnej odległości, natomiast większa masa zakrzywia psychikę zgodnie z geometrią Riemanna.

2. Troll wie, że trolluje. Czasem kłamie i wie, że kłamie. Jest hipokrytą i wielokrotnie o tym czyta. Jest dla niego nieistotne, że przeczy głoszonym ideałom, chce dokończyć atak. To nieefektywne z punktu widzenia zyskiwania poparcia widowni.

3. Dość często spotykam argumentację niemerytoryczną, merytoryczną fasadowo. Czyli bogate słownictwo przy braku treści. Błędne koła, ekwiwokacje, brak precyzji, przemyt wielu wartościujących określeń w rodzaju "rzetelny", "wnikliwy" przy braku możliwości mierzenia i uzasadniania ich adekwatności.

4. W lekturze teorii psychologicznych zwracam uwagę, że jeśli na kilku stronach tekstu opisano, że teoria odnosi się do młodzieży, dzieci, młodych dorosłych, ale w zasadzie też starszych dorosłych, czasem również emerytów i starców stuletnich, to twórca poświęcił zdecydowanie zbyt dużo tekstu by opisać, że nie wie, gdzie się teoria stosuje. Skoro nie zależy od wieku w znany sposób (jeśli zależy, to jak?), to strony poświęcone wymienianiu możliwych grup wiekowych są marnowaniem papieru.
Podobnie mało sympatii mam dla teorii tautologicznych, czyli tych w rodzaju "frustracja powoduje agresję", choć również opisanych specjalistycznym słownictwem. Frustrację możemy poznać właśnie po skutku, także po reakcji organizmu, wobec tego napisaliśmy tylko, że frustracja skutkuje typowymi skutkami frustracji takimi, jakie są znane.
Połączenie tautologiczności, nieuzasadnionego czerpania słownictwa z nauk ścisłych, wreszcie braku kryteriów wyznaczenia zakresu stosowalności teorii, to wszystko nie świadczy o nauce dobrze.

5. Tautologia.

A co do nauki: jest zupełnie zbędne wymienianie mi dwóch lub więcej niezgodnych ze sobą koncepcji. ;) Jedyny wniosek pewny to fałszywość co najmniej wszystkich poza jedną z wymienionych koncepcji, przy braku dowodu, że jednak nie wszystkich.
Wszyscy (niemało) znani mi filozofowie przechodzą płynnie z mówienia o rzeczywistości na mylenie jej z przeróżnymi systemami. Czasem płynnie wracają, nie zauważając, że po drodze było dużo metafizyki. Nie tylko filozofowie. Rozumiem, że z braku danych empirycznych znaczna część pracy naukowej w psychologii jest porównywaniem i syntezą koncepcji. Im bardziej jednak zbliżamy się do wymyślenia boga, by tworzyć naukę opisującą wymyślonego boga, tym mniej się staję zainteresowany.
Jest dla mnie interesujące, jak Piaget dowodził, nie jest dla mnie interesująca niedowodliwa koncepcja Piageta wymieniona obok innej niedowodliwej, gdy ich prawdopodobieństwa nie mierzymy inaczej jak wrażeniem, bo i punktem wyjścia dla sformułowania jest wrażenie.
Zresztą, o wtórnej racjonalizacji z pewnością jesteś w stanie długo pisać.

hyrkan

1. Zasady dynamiki dotyczą wszystkiego. Zaprezentowana analogia ma charakter przenośni. Nie rozumiem czym są "modne bzdury"? Teoria Newtona to modne bzdury?

2. JEŚLI jest trollem. Stwierdzenie tego bezdowodowo jest błędem logicznym. Nie można tego "wyczuć", można jedynie domniemywać w oparciu o wątpliwej klasy przesłanki (internet, anonimowość, projekcja) i poczucie słuszności swojego osądu. To nie jest dowodzenie empiryczne, ale opinia skonfrontowana przeciwko opinii.

EMPIRIA - metoda oparta na doświadczeniu, rejestracji aparaturowej (przy pomocy zmysłów).

3. Myślę, że nie jest to wcale cechą szczególnie odnoszącą się do gimnazjalistów. Wątpliwe czy w ogóle rozróżniają i stosują takie pojęcia. W istocie "wnikliwość" można traktować jedynie w kategoriach poświęconego czasu, włożonego wysiłku oraz wydatku uwagi, z zastrzeżeniem etyczności i poprawności warsztatu metodologicznego - najczęściej ocenia się to po efekcie. Oczywiście, że nie ma wskaźnika jej mierzenia, ale nie jest to niewykonalne. Ba, wręcz bardzo łatwe do stwierdzenia (pomimo nieparametryczności).

4. "Twórca poświęcił zdecydowanie zbyt dużo tekstu by opisać, że nie wie, gdzie się teoria stosuje".
Twórca danej koncepcji, np. Skinner, Piaget, Kohlberg, Adorno, etc. itp. bardzo precyzyjnie WIEDZIELI do czego KONKRETNIE odnosi się ich teoria. Z resztą już udzieliłem na to bardzo precyzyjnej, ścisłej odpowiedzi: jedne odnoszą się do procesu rozwojowego - w ujęciu longitudinalnym; inne do zachowania, inne do motywacji, jeszcze inne do emocji, procesów uwagowych, pamięci, osobowości, temperamentu. Mam tak wymieniać?
Złożoność ludzkiego funkcjonowania wymaga zatem rozpatrzenia wielu koncepcji i podejść.
Osoba z odpowiednim doświadczeniem klinicznym po prostu wie kiedy i jak stosować daną teorię by tłumaczyła DANY aspekt ludzkiego funkcjonowania. To zaś ma różne odcienie.
Nie da się ludzkiego bytu sprymityzować do modelu tłumaczącego wszystko za jednym zamachem. Nawet w rzeczonej inżynierii są aspekty dotyczące spoistości materiału, konwekcji cieplnej, sprężystości, działania określonych sił mechanicznych, przeciążeń, grawitacji, wpływu amortyzacji. Nawet tam nie da się jednym wzorem ująć, że most nie runie, jeśli będzie... CZERWONY. :P
Tego Pan wymaga. Takiej odpowiedzi: "tak ma pan rację, skończmy temat".
Pomimo moich wysiłków, poczuł się Pan tą analogią w jakimś stopniu urażony? Za co z resztą już przecież przepraszałem, na wyrost.
Gdy sprawa dotyczyła zgadzania się na bardzo powierzchownym, emergentnym poziomie pozbawionym konkretów, wykazywał Pan sympatię. O co chodziło? By sobie pogadać, poklepać się po pleckach, że mamy rację - bez wysłuchania argumentów dlaczego? Dopiec jakiemuś chłopakowi na forum?
Jesteśmy poważni, nie będziemy się w takie rzeczy bawić.
Nie wiem dlaczego przybiera Pan postawę ofensywną - zupełnie niepotrzebnie, bo nie mamy czasu na takie rzeczy. Nie po to zacząłem rozmowę, ale po to by się dzielić wiedzą i wymieniać doświadczeniami. Nie było moim zamiarem wszczynanie sprzeczki urażającej czyjekolwiek ego, a jedynie możliwie precyzyjny opis zjawisk w oparciu o fakty i metodologię badawczą (czego zwykle się nie robi, a jedynie z jałowymi skutkami zwala winę na jakieś wyimaginowane, gimnazjalne trolle - jakby stanowiły, co najmniej 95% polskiego społeczeństwa).

Co się zaś tyczy określenia "rzetelny", jest ono bardzo konkretne i bardzo ostre. Rzetelność badań określamy choćby poziomem istotności statystycznej (zwyczajowo przyjętej na poziomie p < 0,05, p < 0,01 lub p < 0,001), wskaźnikiem psychometrycznej zgodności wewnętrznej (danej metody, skali lub podskali narzędzia) czy miarą trendu i korelacji (acz z tym trzeba bardzo uważać, bo wiele zależy nie tyle od "siły" owego współoddziaływania, co od poczynionych wniosków i założeń na etapie hipotez badawczych).
Rzetelne więc to takie, które spełnia wymogi istotności statystycznej. Psychometria i statystyka.

5. "Tautologia"
Dalej Pan nie rozumie. Wytłumaczę więc może w sposób inny, może bardziej przystępny. Każdy kwadrat jest prostokątem, ale nie każdy prostokąt kwadratem.
Gimnazjaliści MOGĄ wykazywać tendencje do zachowań, o których Pan wspomina. Ale taką tendencję wykazuje również wiele innych osób, cechujących się jedną z wielu wspólnych cech, do których stosuje się jeden z wielu modeli wyjaśniających. Przyjęcie, iż w grę wchodzą jacyś wrogowie publiczni pod postacią gimnazjalistów jest metodologicznie niepoprawne (zawiera uogólnienie, co więcej modne i popularne w internecie). Może być to dowolna osoba (bo nie znamy jej tożsamości), która z zupełnie innych powodów może się zachowywać w sposób nieakceptowalny społecznie!
Nie mogę Panu przyznać racji, tylko po to, by poczuł się Pan zadowolony. Fakty są inne. Faktów nie obchodzi to, co o nich myślimy i czy nam się podobają. Pan mówi o całym kompleksie posta i przypisuje im konkretnego adresata. Nie wolno tak robić. Możemy mówić TYLKO o zachowaniu.

"W wodzie żyją zarówno żaby, węże, ryby, owady, mięczaki, stawonogi i skorupiaki"
To, że coś chlupnęło w stawie, nie znaczy że była to żaba!!! :)

Nie chciałem by zabrzmiało to niejasno. Dla mnie jest to oczywiste. W Pana podejściu dominuje jednak podejście algorytmiczne: "Jeśli kiedykolwiek A, to zawsze B". W języku psychiatrii klinicznej, którą się zajmuję myślimy raczej medycznie: "jeśli X, to możliwymi wyjaśnieniami etiopatogenezy jest A, B, C lub D, zgodnie z podejściem 1, 2, 3, 4; w oparciu o ujęcie [trójkąt], [koło], [gwiazdka], w paradygmacie "zielony", "czerwony", "niebieski", a na domiar złego jeszcze w ramach jednej z dwóch klasyfikacji nozologicznych - ICD-10 (europejskiej) lub DSM-5 (amerykańskiej) w zależności od tego dla kogo i po co orzekamy diagnozę.

Kiedy idzie Pan do lekarza, czy to psychiatry, czy do internisty (ale nie różni się to niczym od wizyty u psychologa diagnosty, psychologa terapeuty czy psychologa klinicznego), to mówiąc, że Pana boli gardło, nie słyszy Pan: "aha, gardło boli jedzących lody" (czyt. tu byliby to nasi gimnazjaliści), tylko kolejne pytanie: "a co pan robił?". Jak już Pan powie co Pan robił, to lekarz "w głowie" (internista) lub za pomocą stosownej metodologii (specjalista) przeprowadza diagnostykę różnicową w oparciu o modele (klasyfikacja chorób) i własną wiedzę (doświadczenie kliniczne), ponieważ ból gardła może być pochodną zakażenia wirusowego, infekcji bakteryjnej, urazu mechanicznego, a nawet działania autoimmunologicznego czy malformacji kancerogennej.
Tak właśnie postępuje klinicysta. ZNAM objaw: "zachowanie prowokacyjne, wyniosłe, agresywne". Bez zobaczenia pacjenta nie można (i nie wolno) orzekać o konkretnych przyczynach jego zachowania (tych może być wiele - jeśli spowodowane jest kontekstem społecznym, to tłumaczy to model A, jeśli działaniem wychowawczym to model B, jeśli kryminalnym to model C, jeśli organicznym D, psychiatrycznym E, fizjologicznym..... rozwojowym... itd.) ani tym bardziej sporządzać jego profilu! To błąd metodologiczny. Z resztą dość skandaliczny, gdyby się nam przytrafiał w sytuacjach realnych.
W oparciu o diagnostykę różnicową dobierany jest odpowiedni model wyjaśniający dany aspekt rzeczywistości. Pan chce, bym strzelając z pupy jakimś modelem rozwiał mu jego wątpliwości absolutnie raz na zawsze, a owy model był interdyscyplinarnie multistosowalny :P ZAWSZE, w przypadku KAŻDEGO.


Wymieniam różne koncepcje: Piageta i Kohlberga, ponieważ każda ma swoje zastosowanie (w zależności od danego aspektu, od tego czego dotyczy diagnostyka i czego dotyczy dane zachowanie!). Nie znając podmiotu orzekania (badanego), najlepszym wyjściem jest wstępne (przesiewowe) branie pod uwagę każdego modelu eksplanacyjnego, a później dopiero uściślane w postępowaniu diagnostycznym. Dopiero w toku postępowania kryteria są zawężane. Jak podczas łańcucha logicznego "OR", "AND".
BTW: Pojęcia te nie są absolutnie ze sobą niezgodne!!!! :) Są różne! Kto Panu tak powiedział i jakim prawem?! Odnoszą się one do dwóch zupełnie różnych konstruktów - rozwoju moralnego oraz rozwoju poznawczego. Dylemat wzajemnie sprzecznych metod - bo i to się oczywiście zdarza w każdej dziedzinie życia (patrz fizyka kwantowa vs. fizyka klasyczna; wirusologia vs. bakteriologia; genetyka vs. socjologia) - zwykle przyjmujemy stanowisko eklektyczne: tzn. stosowalne są te podejścia, których wypadkowa ma wspólny mianownik. Są naturalnie "hardkorowcy" pracujący w danym ujęciu i według nich sprawa ma jedno dane podłoże i koniec, nie dopuszczają innych wyjaśnień. Tym nurtem pracuje jednak głównie psychoterapia.
W klinice i psychiatrii (mnie zdecydowanie bliższej), mamy cały szereg KONKURENCYJNYCH i komplementarnych (Pan to widzi zupełnie na wyrost jako "wykluczanie się", my to nazywamy "uzupełnianiem się na gruncie złożoności danego zjawiska"), np. teorie tłumaczące mechanizm patogenetyczny schizofrenii (od podłoża hormonalnego, neuromediacyjnego, metabolicznego, przez genetyczne, środowiskowe, organiczne czy inne).

Analogia do filozofów wydaje mi się nieco zawiła. Filozofia jest czymś innym niż nauki empiryczne. Silnie bazuje na światopoglądzie i dowodzeniu logicznym, które często jest obwarowane znacznymi ograniczeniami natury fizycznej - stąd eksperymenty myślowe i tak duża rozbieżność koncepcji (u podłoża bowiem leżały różne paradygmaty). Psychologia, psychiatria czy neurobiologia nie twierdzą, "człowiek jest zły, człowiek jest dobry, człowiek to tabula rasa, a teraz miłej nauki do kolokwium". ;) ;) Z całym szacunkiem dla tej wspaniałej dyscypliny. Bo zaraz oprócz Pańskiego spamu o wyższości jednych huliganów nad drugimi, zacznie mnie atakować spam rozjuszonych filozofów. Proszę Państwa, spokojnie! Ja w żarcie tylko!!!

BTW-DWA: Brak empirycznych dowodów??? Który Korwin to Panu powiedział (ten sam od "lewackich uniwersytetów i prawackich politechnik?) :) (Przepraszam, głupi żart. Próbuję jakoś rozładować nieprzyjemne napięcie, które zawisło w powietrzu)
Proszę Pana... przecież ja od trzech postów mówię właśnie, że psychologia opiera się WYŁĄCZNIE na danych empirycznych!
Przypomnę: EMPIRIA metoda naukowa, konkurencyjna dla dedukcji, polegająca na OBSERWOWALNYM, MIERZALNYM, PARAMETRYCZNYM badaniu faktów. Nie jest to czyjeś przekonanie, że "sobie wymyślił".
Chce mnie Pan rozdrażnić, czy co? Jeśli tak, to jest to nietrafiona prowokacja, bo ja już przyjąłem strategię by się z Panem kumplować i wspólnie ustalić co to z tymi agresorami internetowymi jest nie tak (a jednocześnie chciałbym dowieść, że różniąc się zdaniem, można być dojrzałym, doświadczonym i bardzo inteligentnym człowiekiem, który nie ucieka się do prymitywnych wycieczek osobistych, w przypadku rozbieżności zdań).
Analogia do metafizyki to niestety jakaś kpina. I dryfuje Pan na granicy rzucenia rękawicy. :)

Synteza teorii polega na czymś zupełnie innym. Jeśli "ciało" teorii obejmuje obszarem aspekt rzeczywistości A i B, zaś obszar "ciała" innej teorii obejmuje obszar B i D, to z syntezy tych teorii wynika, że obydwie zarejestrowały aspekt B... który jest powiązany (skorelowany) z czynnikiem współwystępującym A oraz D.
Efektem takiego postępowania może być (i najczęściej) jest poszukiwanie teorii tłumaczącej jedynie aspekt B oraz tych, metaanaliz, które doszukują się możliwie szerokiego spektrum korelacji (tak robimy np. w analizie leków psychiatrycznych). Proszę nie opowiadać rzeczy niestworzonych, bo wychodzi Pan na ofensywnego. :)

Nagle się okaże, że krytykując agresora internetowego wpisałem się w nieświadomie w jeden kurnik z gronem prowokatorów internetowych. Tym sposobem wyszedłbym na jakiegoś adwokata diabła, a przynajmniej zaznaczył się dobitnie w ironii jaka się tu zarysowała. <3

Wymyślanie zjawisk oczywiście się czasem zdarza w każdej dziedzinie życia (choćby "teoria kryształowych sfer" Pitagorasa - tłumacząca ruch obiegowy planet wokół Ziemi). Jednym z takich zjawisk jest choćby "halitoza fizjologiczna" czy niektóre konstrukty z klasyfikacji nozologicznych, których nawet nie będę poruszał na forum z racji ich kontrowersyjności lub enigmatyczności.
W toku badań jednak się okazuje czy te zjawiska / zespoły istnieją, czy nie.

Proszę dać znać jeśli piszę zbyt zawile lub operuję zbyt odległymi pojęciami, ale proszę sobie oszczędzić złośliwych docinków. Ewentualnie jeśli za takowe uznał Pan któreś z moich komentarzy, to proszę wystąpić ze śmiałością i mi na to zwrócić uwagę, zamiast teraz się w jakiś... PRZEPRASZAM!!!!... prymitywny sposób odgrywać, kto to ma rację, a kto żyje w jakimś kloszu propagandowym wmawiając sobie i otoczeniu jakimi to ważnymi sprawami się zajmuje. Możemy się tak bawić. Ja jednak wybiorę zrezygnowanie z dyskusji i usunięcie wszelkich powiadomień o odpowiedziach ze skutkiem natychmiastowym. Nie mam czasu na prywatne docinki z nieznajomymi. Odpisałem celem dydaktycznym, wymiany doświadczeń i swojej wiedzy popartej faktami oraz metodologią badawczą. Pan to potraktował jako, nie wiem... wyzwanie? Uraziłem Pańskie ego pisząc coś konkretnego, czy tak po całokształcie, bo ośmieliłem się argumentować inne podejście niż Pańskie?
Proszę mnie poprawić jeśli się mylę w odbiorze Pańskich komentarzy!
Przeproszę najchętniej, choć wrażenie niesnaski trudno będzie chyba zatrzeć?

PIAGET
Nie jestem psychologiem dziecięcym ani rozwojowym. W ogóle nie jestem psychologiem teoretycznym, ani pracującym w nurcie terapeutycznym - tylko klinicystą. Trudno mi się wypowiadać w temacie, w którym nie czuję się kompetentny.
Bardzo mocnymi argumentami teorii rozwojowej (skądinąd kanonu całej psychologii stosowanej) Piageta jest jednak empiria. Obserwowanie dzieci i ich rozwoju, postrzeganie przez nie świata, wchodzenie z nim w interakcje. Bariery poznawcze, którym nie są w stanie się oprzeć, dopóki nie przekroczą pewnego etapu rozwojowego - np. wykształcenia się JA, wyodrębniania detali z otoczenia, rozumienia własnej umysłowości i przypisywania umysłowości innym ("teoria umysłu"), dokonywania operacji logiczno-matematycznych (np. odwrotności pojęć), antycypacji zdarzeń. Dowodów są dziesiątki tysięcy, bo jest to jedna ze starszych i ze zdecydowanie najlepiej dowiedzionych teorii w psychologii rozwojowej oraz psychologii ogólnej - jako takiej.
Owszem, Piaget nie tłumaczył DLACZEGO dzieci się zmieniają pod względem neurologicznym, bo za jego czasów nie było technik neuroobrazowania. Dzisiaj wiemy, że proces rozwojowy jest wypadkową społecznego uczenia się Bandury, rozwoju struktur poznawczych, rozwoju emocjonalności wyższej czy choćby tworzenia nowych szlaków nerwowych. Sam Piaget tego nie wiedział, jednak bezbłędnie opisywał kolejne etapy rozwojowe, wraz z ich charakterystyką oraz "widełkami" normy i dziś na jego pracach bazują wszystkie szpitale oraz kliniki. Koncepcja Piageta nie opiera się bynajmniej na żadnych wrażeniach i w żadnym wypadku nie jest "niedowodliwe". Dowodzi się sama z każdym narodzonym dzieckiem i przechodzeniem przez nie przez proces poznawania świata - zmysłami, motoryką, umysłem, werbalnie i społecznie.

Niedowodliwa to może być psychoanaliza, ponieważ wprost traktuje, że przedmiotem jej rozważań są problemy wynikające z nieświadomych mechanizmów psychicznych, powstających poza kontrolą osoby w głębokich strukturach jej nieświadomości, której nie da się badać i poznawać... Albo dowodzenie istnienia Boga / duszy. To są przykłady teorii niefalsyfikowalnych. To znaczy w ogóle to pojęcie. Proszę zanotować, jeśli myli Pan jego znaczenie z jakimś znaczeniem wyczytanym w Internecie.


O dowodzeniu w psychologii to pozwoli Pan, że ja się będę wypowiadał. ;) BEZ URAZY!!!! Cały czas mam wrażenie, iż używam języka, który zamiast nas przyjaźnić, powoduje jedynie konflikt. Nie rozumiem Pańskich reakcji i drażliwości w tym temacie?
Z tego co Pan pisze, nie da się wyciągnąć wielu informacji zgodnych w 100% z prawdą. Po części ma Pan rację (np. o efekcie dopplerowskim - choć zapomina Pan o obserwacjach Hubble'a, które są niezgorszym dowodem EMPIRYCZNYM inflacji kosmologicznej). Momentami widać jednak, że jest Pan konsumentem psychologii popularnej i testów "jakim zwierzęciem jesteś" z jakiegoś Bravo, na tle mitów, którymi jest napikowana. Chwilami zaś prezentuje Pan po prostu czystą złośliwość. Co jest przykre (mam nadzieję, że chociaż Pana to bawi).

Dowodzenie empiryczne dla danego modelu przebiega na tym, iż ujmuje się je w ramach różnych koncepcji i metodologii badawczej - np. wspomnianej już biochemii, neuroobrazowania czy obserwacji (metoda EMPIRYCZNA - już bardziej wykrzyknikowo nie mogę podkreslać właściwego znaczenia "empirii" w tej wypowiedzi). Tym sposobem potwierdza się teorię lub ją kwestionuje. Gdy zaś jest niefalsyfikowalna (nieświadomość, podświadomość, nadświadomość), to się ten model stosuje z owym zastrzeżeniem (a najchętniej - moje zdanie - nie stosuje się go w ogóle, ponieważ jest to zbyt ważkie).
Tak się pracuje już od końcówki XIX wieku, więc nie odkrywamy jądra galaktyki.

Podany przykład inflacji wszechświata (rozszerzać to się mogą pośladki w spodniach - w kontekście wszechświata mówimy o inflacji kosmologicznej, co nie jest pojęciem tożsamym z trójwymiarowym "rozszerzaniem się"), jest doskonałym przykładem tego jak się pracuje w naukach przyrodniczych. Obserwujemy zjawisko, dowodzimy go różnymi metodami, a następnie ubieramy w teorię (czyli koncept wyjaśniający, którego nie udało się zanegować - nie że jest to niewykonalne). Teorie rozwojowe, skoro mowa o Piagecie, dowodzone są społecznie, genetycznie, biologicznie, poznawczo, a zgodnie z nowymi trendami w technice - także neuroobrazowo. No i przede wszystkim systematyczną, wnikliwą obserwacją!

WNIKLIWY - jeśli bawimy się w słownik języka polskiego, znaczy uważny, dogłębny, niepowierzchowny.

O Piagecie tyle na ten temat. Jak mówiłem, nie jestem psychologiem rozwojowym.

Mogę z Panem rozmawiać o dowodzeniu teorii w psychiatrii, seksuologii, farmakologii, albo psychologii klinicznej. Nie chcę komuś wchodzić w jego kompetencje i jeszcze szkalować daną subdyscyplinę. Tym w co nie mamy, NA RAZIE, wglądu są właściwie tylko konkretne myśli, bo i emocje, uczucia, nastrój czy zawartość bufora pamięciowego potrafimy monitorować. O myśli możemy jedynie pytać. Najczęściej robimy to w wywiadzie oraz metodami kwestionariuszowymi (rejestrując coś EMPIRYCZNIE), pytając zazwyczaj w podchwytliwy i niejasny sposób o "coś tam, coś tam A", a tak naprawdę badając zjawisko B - które sobie później analizujemy - lub tendencję do odpowiadania na kwestionariusz (tym są np. testy inteligencji).


Rozbieżność treści i słów.
Nie wiem czy zdaje Pan sobie sprawę, że ja przytoczyłem do tej pory już koło 50 koncepcji, modeli i podejść teoretycznych. Pan tego nie widzi, bo nie może Pan tego widzieć. Jest Pan laikiem (to żadna obraza, ale w razie czego proszę o wybaczenie). Owszem, stosuję jedynie hasłowe przytoczenie danych wyjaśnień, co jak Pan widzi, nawet w maksymalnie syntetycznej formie zawiera w sumie kilkanaście stron A4. Każde słowo jest jednak ważne, każde niesie treść pomagającą zrozumieć na bardzo podstawowym poziomie, wycinek ludzkiego funkcjonowania. Widzę, że nie chodzi wcale o nadmiar treści, tylko o "przeładowanie (egzotyczną) treścią". Przepraszam, nie jestem dydaktykiem - zwłaszcza wczesnych etapów nauki. Nie wiem jak się tłumaczy coś osobom, które nie miały wcześniej związku z psychologią czy myśleniem medycznym, stąd pewnie moje fiasko dydaktyczne.



Całość rozmowy mogę podsumować w jednym zdaniu:
"Tak, to prawda: osoby wyrażające swoje zdanie poszukują "absolutu" w określonych sytuacjach, ale to zbyt skomplikowane by Panu o tym opowiedzieć w kilku zwięzłych słowach, bowiem przyczyni się to jedynie do nieporozumień i niepotrzebnych uogólnień".

"co nie jest tylko skomplikowanie opisaną oczywistością"
Tak nie mówi kompetentny naukowiec i osoba z wyższym wykształceniem. Porównywanie potocznych obserwacji, jakkolwiek szlachetnych Greków, do stwierdzanych empirycznie, mierzalnych cech reakcji jest czymś zupełnie chybionym. W nauce dowodzi się danych twierdzeń, a nie uznaje że są oczywiste, więc przyjmuje się je a priori. Tak robi religia i ideologia. "Teoria frustracji i agresji" może i brzmieć oczywiście, ale to dlatego, że opisuje tak bliskie nam zjawisko. Samych koncepcji agresji (fachowo: "nabywania agresji") jest nieporównywalnie więcej, tu mogę jedynie odesłać np. do takiego Sadowskiego, albo Wojciszke (książki akademickie dla 1 i 2 roku studiów).

Badanie Pozytonową Tomografią Emisyjną jest jednym z podstawowych badań w neuropsychologii i neurologii!!! Stosuje się je bardzo często, gdy chcemy obserwować produkty metabolizmu np. glukozy (paliwa) w mózgu podczas operacji umysłowych - np. nauki, np. przetwarzania emocji, np. reagowania, np. lateralizacji, np. plastyczności mózgu, np. asocjacji neuronalnej będącej podstawą wielu koncepcji poznawczych i behawioralnych. Mnóstwo rzeczy można wyciągnąć z PET czy fMRI.
Piageta wcale nie trzeba badać skanem mózgu, ponieważ słuszność tej koncepcji widać empirycznie już w każdym przejawie aktywności dziecka. Inną rzeczą jest tłumaczenie dlaczego dziecko się rozwija - temu służą już inne teorie np. ewolucyjna traktująca o rozwoju filogenetycznym, poznawcza, społeczna. Sama koncepcja Piageta tłumaczy jak dziecko będzie się zachowywać na jakim etapie swojego rozwoju, zgodnie z gatunkową prawidłowością rozwojową, analizując przy tym złożoność konkretnych operacji umysłowych - oczywiście o to należy dopytać psychologa rozwojowego, to się rozpisze po wielokroć bardziej niż ja, co, jak i dlaczego Piagetowi wyszło. Nie jest to żadną tajemnicą misternie ukrywaną przed opinią publiczną. Aczkolwiek super ciekawe też nie jest. Proszę wybaczyć moją awersję do dzieci. ;) ;) ;)

"Co po polsku znaczy, że badany opisuje życie, patrzymy, czy zachowuje się w sposób, który kojarzymy z jakimś modelem, przypisujemy model"
Ummm... tak... w pewnym sensie. Choć określenie "patrzymy" jest tu sporym uproszczeniem. Ja z szacunku do Pana staram się posługiwać językiem fachowym. A nie mową na poziomie: "bieremy, dostajemy, robimy i jest, o!". Traktuję Pana jako jednostkę inteligentną, której się należy wyjaśnienie w oparciu o terminologię specjalistyczną. Już Pana rzeczą jest co sobie z tego wyciągnie, a co pominie jako nudne. Będąc u lekarza jedno wolą usłyszeć: "no.. jest pan chory, tu są kropelki by być zdrowym, papa". A inni wolą jak się ich traktuje jak dorosłych i mówi do nich językiem dorosłych. Pomijając jednak tą kwestię, samo sprowadzenie wszystkiego do "patrzymy" jest ogromnym nadużyciem i to właśnie po takich komentarzach, odwołujących się do języka potocznego, ludzie mają później obraz psychologa jako "cackającego na kolanku" pana w swetrze, który "pociesza" i "doradza" jak ciocia, coś tam bajdurzy pseudointeligenckiego, na bazie tego co mu się "wydaje", a w ogóle to nic nie robi, bo to nie jest nauka tylko takie tam "gumanistyka", bo to nie jest prawdziwa praca jak np. górnik w kopalni, który widać że macha kilofem... STEREOTYPY <3. Swoją drogą, "patrzymy" nie jest nawet synonimem "obserwacji" (procesu aktywnej analizy zachowania).

Będąc informatykiem, gdybym usłyszał że robię czary z komputerem i go "odpsuwam", byle szybko i tanio, poczułbym się co najmniej jak ktoś przygłupi, czyjej pracy nawet się nie szanuje, sprowadzając do jakiegoś prozaicznego klepania w coś młotkiem.


"Jaś wyszedł na podwórko i zaczął płakać"
ANALIZA: "Jaś jest płaczliwy"
WNIKLIWA ANALIZA: "zachowanie Jasia może tłumaczyć zdarzenie bezpośrednio poprzedzające jego wyjście z domu, np. konflikt z matką lub siostrą. Jednak obserwując jego zgarbioną sylwetkę oraz to, że trzyma się i masuje po kolanie, a także fakt, iż zaaferowane dzieci często nie uważają gdzie biegną, świadczy o tym, że najprawdopodobniej się uderzył na końcowym odcinku drogi z domu na podwórko i dlatego rozpłakał się dopiero tuż po wyjściu - a nie wcześniej".

Nie jestem jakimś chłopek rolnym, by pisać "analiza". Analiza to analiza, wnikliwa to podkreślenie wagi problemu i tego, ze życia ludzkiego oraz problemów z nim związanych nie wolno bagatelizować. Zwłaszcza, ze w kontekście naszej wypowiedzi, chciałby Pan żebym uznał 95% (liczbę dopowiadam sobie sam) kłótliwych internautów za gimnazjalistów. Po WNIKLIWEJ analizie można dojść do wniosków, np. raportów dotyczących profilu użytkowników korzystających z sieci, że jedynie pewien odsetek z nich jest w wieku dokładnie odpowiadającym tym trzem latom nauki. Zastosowanie terminu "wnikliwe" jest przeciwwagą dla Pańskiej pobieżnej opinii: "na oko", "mnie się wydaje", która nie jest zgodna z metodologią naukową. Nawet jeśli mówimy o czymś tak, w sumie durnym, jak "eksperci" na FW, należy być bardzo precyzyjnym w wypowiedzi, co dyktuje chociażby poczucie odpowiedzialności za swoje słowa - zwłaszcza w obliczu orzekania o jakimś zjawisku publicznie. Jednak precyzyjnym = NIESTETY = pisząc więcej, niż by tego oczekiwano. Przepraszałem za obszerność treści już znacznie wcześniej - wtedy nie miał Pan zastrzeżeń). Stąd prostota matematyki algebraicznej (a jeszcze lepiej - topologii) czy języków azjatyckich, mających charakter symboliczny.

"Zgadzam się z Tobą, że psychologia i socjologia bez matematyki nie są nawet naukami."
Propagandowa bzdura "chuliganki" akademickiej. Nie zna Pan definicji NAUKI, nie zna Pan definicji EMPIRII, nie zna Pan definicji RZETELNOŚCI, nie zna Pan definicji WNIKLIWOŚCI. Zgadza się Pan z wypowiedziami, których nigdy nie sformułowałem. O czym my w ogóle rozmawiamy??? Na jakim poziomie?

Urażone ego inżyniera?? Ewidentnie. Jak łatwo o to, nie pisząc nawet niczego ponad fakty, starając się być uprzejmym, szanując rozmówcę, wychodząc do niego z otwartymi ramionami i prowadząc dyskusję. I Pan ma śmiałość rozmawiać o CZYIMŚ niewłaściwym zachowaniu??

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

1. Nie. Zasady Newtona dotyczą masy, sił, przyśpieszeń. Dotyczą dynamiki.
Jest książka "Modne bzdury", w której Sokal (nazwisko powinieneś znać, dość dobrze ujawnił arbitralność psychologicznych i psychiatrycznych ocen) bardzo ładnie opisuje korzystanie w naukach nieścisłych słownictwa nauk ścisłych. Wobec tego powstają pozory, że nauki nieścisłe robią się ściślejsze. Jednakże osoby z wykształceniem ścisłym, a na taką trafiłeś, widzą, jak błędne jest użycie pojęć pochodzących z nauk ścisłych.
Możesz, oczywiście, ośmieszać psychologię bardziej niż do tej pory utrzymując, że Newton formułował prawa dynamiki relacji międzyludzkich. Nie jestem do psychologii emocjonalnie przywiązany, zatem to ośmieszanie nie dotknie mnie osobiście.

2. Trolla widać. Mechanizmu dowodów empirycznych nie podajesz. Dziękuję. Wiem, że nie masz.

3. Tak, wnikliwość jest niemierzalna. ;) A poprawność wniosków nie jest pochodną poświęconego czasu.

4. Inaczej rozumiemy słowo "precyzyjny". W moim słowniku "mętny" jest przeciwieństwem precyzji, w Twoim to synonim, wobec tej różnicy bazy ontologicznej mamy zmniejszone szanse wypracowania wspólnych wniosków.

5. Nie przybieram postawy ofensywnej. Sprawdzałem, czy kolejny napotkany psycholog kłamie oraz czy myśli, wnioskuje. Mogę zapytać o uczelnię?

6. Oczywiście masz rację, że psychologami zostają jedynie osoby niedojrzałe emocjonalnie, których zdolności empirycznego badania są znacząco ograniczone na skutek niedoborów intelektualnych. Stąd wyraźna korelacja niezdolności do trzymania się prawdy w dłuższych wypowiedziach, tendencja do manipulacji, postawa bierno-agresywna przejawiająca się w maskowaniu wrogości uprzejmością, argumentacją personalną, graniem własnym autorytetem oraz obrażaniem prawdziwych naukowców (chuligani).
Jest to oczywiście powodem niejakiego zgrzytu, skoro w naukach empirycznych nie wszyscy są zdania, że należy psychologów okłamywać, iż są badaczami pełnowartościowymi. Przybywa zwolenników wyjawienia prawdy, że psychologia w pobliżu uczelni jest tolerowana z litości, jak homeopatia czy teologia.
Mam nadzieję, że nie poczuł się Pan urażony tak jasnym sformułowaniem stanowiska od lat jasnego w naukach empirycznych i że nie będzie się Pan kolejny raz unosił, ale że uda się Panu odpowiedzieć w końcu merytorycznie. Dotychczasowe wyzwiska i ataki ("urażone ego", "chłop rolny", wiele podobnych uwag) świadczą tylko, że w rzetelnej naukowej dyskusji niczego z Panem osiągnąć się nie dało.

Pozdrawiam serdecznie.

hyrkan

Argumenty merytoryczne wielokrotnie już podawałem, Pan ich zwyczajnie nie zrozumiał, przy czym unaocznił swoją niską samoocenę propagandą chuligaństwa ("nasza wioska jest lepsza od waszej wioski, bo nasza mojszość jest najmojsza") i drażliwością w obliczu braku ataku na swoją osobę! Co jest przerażające, bo ktoś panu wydał ten dowód osobisty!!! Nie rozumiał Pan ani definicji empiryzmu, ani nawet pojęcia "zawodu", ani przytoczonej definicji "prostoty" matematyki niebędącej wcale oszczerstwem, ale ogromnym komplementem zgodnym z fachową nomenklaturą w myśl, że prostota jest piękna - jak eleganckie teorie fizyczne.
Matematyki, z resztą, która by nie istniała gdyby nie filozofia, a ta gdyby nie język - stąd wniosek, że nadrzędną dyscypliną "górującą", w prymitywnym rozumieniu chuliganerii, nad wszystkim innymi jest, była i będzie lingwistyka oraz prof. Miodek, Bańko i Bralczyk.

Nie jest Pan żądnym ścisłowcem z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ, tylko jakimś rozwirzchonym emocjonalnie ignorantem z zawodówki, manipulującym tym wizerunkiem pod pozorem bezprawnie zawłaszczonej "naukowości". Prawdziwi naukowcy to osoby racjonalne, wnikliwe, niebojące się przyznać do błędu - czego wymaga od nich metodyka naukowa.
Pańska niecelna argumentacja tego dowodzi - na którą wszak odpowiadałem bez sarkazmu i cierpliwie, przyznając gdy sam byłem nieścisły, komplementując gdy na to Pan zasługiwał, starając się dochodzić do porozumienia, przyjemnie sobie dyskutując w ramach interdyscyplinarnego porozumienia. Pan jednak dalej nie rozumiał i jeśli gdzieś zawiodłem, za bardzo mu dokuczając, proszę o wybaczenie.
Niestety, umyślną perfidię i złośliwość trudno znosić przez cały tok rozmowy, stąd i ja się niepotrzebnie uniosłem! O ofensywnym nastawieniu niech świadczy zaś najlepiej ostatnia Pańska wiadomość, absurdalne, wyssane z palca docinki o "manipulacji" i "kłamstwie", wmawianie bardziej doświadczonemu od siebie specjaliście czym jest uprawiana przez niego od dekady dyscyplina, dąsanie się i (w zwyczaju pseudościsłowców, psujących opinię temu sympatycznemu gronu) zwyczajowe psucie atmosfery swoimi kompleksami, gdy fakty zaczęły Pana kolec w oczy, argumenty się skończyły, i aby ratować wijące się ego należało z braku pola manewru, zaatakować mnie personalnie, prawda?

Pańskie zachowanie jest skandaliczne i uwłacza gronu naukowców, które Pan starał się pokalać!!!
(Tych prawdziwych, zajmujących się nauką profesjonalnie, a nie jakichś tam domniemanych jedynie absolwentów licencjatu z uczelni nie wiadomo jakiej, którym wmawia się te Korwinowskie bzdury, iż są rzekomą elitą elit - jak jacyś komuniści, albo faszyści terroryzujący świat). Czyż rzucane przez Pana pod koniec oszczerstwa, nie są niczym innym jak właśnie ową manipulacją??? Próbą dyskredytowania oponenta?

Brawo, Panie trollu. Żeśmy pokazali temu niedobremu "ekspertowi" z forum jak bardzo się mylił.
Nie zalazł Panu za skórę bo się mylił... po prostu stanowił konkurencję, więc musiał ją Pan swoim potocznym językiem, pełnym generalizacji, błędów logicznych i uproszczeń, obsmarować od "gimbusów" - za wszelką cenę. A jak się znalazł jakiś naiwniak, piszący o faktach i znający fizykę lepiej od Pana (!!! Co więcej, stosujący ją z rozmyślną analogicznością! Zgroza i hańba! Nie ma Pan monopolu na fizykę! Rany Boskie, co to teraz będzie?!), to i jeszcze jego musiał Pan zaatakować.

Świetnie, na pewno dostał taką nauczkę, że aż skręca się teraz po podłodze!!!

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

Oczywiście i tym razem nie obrażę się za tę nieco naiwną tyradę skierowaną przeciwko mnie osobiście ("nie ma pan monopolu, pan nie zrozumiał, znam lepiej od pana" etc etc).
Właśnie sobie zerknąłem, że nobliści mówią o rozszerzaniu wszechświata nie w tonie "gacie się mogą rozszerzyć", zatem niestety ten podwórkowy język nie wskazuje, jakoby znał się Pan na fizyce lepiej niż ktokolwiek.

Przyznaję Panu rację, że zaliczenie psychologów do naukowców nie było krokiem rozsądnym i skutkuje do dziś nadmiarem emocji, czy to słusznego gniewu przedstawicieli prawdziwych nauk, czy psychologów, gdy zostanie im przekazana prawda.

Jestem ponadto skłonny rozważyć Pana prośbę, bym Pana poinstruował w poznawaniu nowej dziedziny, jaką są nauki empiryczne. Jestem skłonny, za odpowiednią opłatą, korygować niedociągnięcia w Pana próbach mierzenia się z tematami, w których jak dotąd ma Pan kompetencje dalece niewystarczające. Doceniam ponadto odwagę w zapuszczaniu się na teren fizyki, w tym praw Newtona, nawet jeśli jedynym skutkiem były te indolentne dywagacje w kwestii rozciągania dynamiki na psychikę ludzką.

---
Ostatnie Pana słowa wskazują, że chciałby Pan, bym się skręcał po podłodze. Rzeczywiście, śmieję się głośno, ale moje krzesło ma podłokietniki i szerokie oparcie, wobec czego nie spadłem i niestety Pana rozczaruję.

Trolla poznalibyśmy po tym, że chciałby, by jego rozmówca dostał taką nauczkę, by skręcał się po podłodze z bólu. Rozpoznamy go i wśród gimnazjalistów i wśród paranaukowców.

ocenił(a) film na 5
Winter_Midnight

Ale, żeś wkleił....

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

Modeli psychologicznych nie dowodzi się empirycznie. empiryczne dowodzenie polega na posiadaniu drugiego kryterium sprawdzenia tej samej własności. Na przykład rozszerzanie się wszechświata obliczone matematycznie można następnie potwierdzić efektem Dopplera.
Nie można potwierdzić empirycznie, czy dzieje się to, co się opisało, ale czego nie można oglądać. Behawioryzm może potwierdzić procenty ludzi reagujących określonym zachowaniem. Model psychologiczny pozostaje hipotezą.

Ale możesz mi opowiedzieć, jeśli się mylę, jak przebiegało dowodzenie.

Piszesz, że niejasność jest zamierzona. Ok. Ja pisałem, że jest. Zapamiętam, że zamierzona.

Będę pamiętał też jak ogromna jest w psychologii rozbieżność treści i ilości słów. :)
Drugim błędnym kołem, po uzasadnianiu modelu nim samym, jest uzasadnianie autorytetu specjalisty jego działaniem, a jego działania - jego autorytetem. Wobec braku zewnętrznych kryteriów, jak poprzednio.

Nie sądziłem, że w XXI wieku mamy teorię reakcji agresją na niemożność zaspokajania potrzeb. Byłem przekonany, że znajdujemy tę wiedzę w dramacie antycznym. Pozwolę sobie poprosić o dowód czegoś, co nie jest tylko skomplikowanie opisaną oczywistością.

Jak markery w PET dowodzą wymienionych wcześniej modeli? Bo ja rozumiem, że dowodzą istnienia UFO i bogów olimpijskich, ale interesuje mnie ten sposób dowodzenia. Nie wiem, czy nie za wiele wymagam.

Teraz sobie skopiuję, bo ja nie jestem w stanie tak bez treści pisać:
"Tym sposobem po przeprowadzeniu wywiadu biograficznego, obserwacji, analizy fenotypów behawioralnych, analizie psychometrycznej wyników badań kwestionariuszowych oraz przestandarozywaniu i odniesieniu ich do populacji możemy ustalić, co się prawdopodobnie dzieje i dlaczego DANA jednostka postępowała tak, a nie inaczej. Następnie w dalszym procesie weryfikować hipotezę zerową i włączać dodatkowe przesłanki."
Co po polsku znaczy, że badany opisuje życie, patrzymy, czy zachowuje się w sposób, który kojarzymy z jakimś modelem, przypisujemy model.

Mam teraz taką prośbę. Prośba dotyczy języka. Czy jesteś w stanie nie pisać stylem, który rozszerza tekst dziesięciokrotnie, nie dodając treści, choć wygląda specjalistycznie, czy nie jesteś? Jeśli nie, to po prostu nam rozmowę skróci, ale nie będzie tragedii.

Odrzucam częste w Twoim tekście konstrukcje w rodzaju "wnikliwa analiza". Nie mamy miernika wnikliwości. Zatem przekonanie o wnikliwości własnej, autorytarne etykietowanie działań jako wnikliwych czy niewnikliwych, pozostaje domeną szamanizmu oddalającego nas od empirii, jak słusznie zauważasz. Jest domeną polityków stwierdzać, że oto wszelkie działania muszą być poprzedzone wnikliwą analizą oraz szerokimi konsultacjami, wymagana jest opinia kompetentnych doradców, należy dokładnie rozważyć konsekwencje etc. Bardzo dużo przymiotników mających potwierdzić jakość procesu, brak jakichkolwiek danych potwierdzających jakość procesu.
A po mojemu: kłamstwo. Widzisz, że mój język jest zwięzły? :)

Agresja u używających skomplikowanego języka, że tak wspomnę element animalny czy targowicę, jest oczywista. Prosty język jest łatwiejszy do analizowania, zatem być może mniej spostrzegawczy profesorowie wiązać będą agresję z niższymi kompetencjami językowymi.

Zgadzam się z Tobą, że psychologia i socjologia bez matematyki nie są nawet naukami. Nie zgadzam się, że długość tekstu była uzasadniona treścią. Masz styl środowiska. Wyżej pytanie, czy jest wbudowany na stałe, czy decydujesz o jego użyciu samodzielnie.

"Wszystkie współcześnie istniejące dyscypliny są potrzebne skoro nadal istnieją"
Istnienie oszusta, że tak znów nie będę owijał w bawełnę, jest potrzebne przede wszystkim oszustowi. Jest tautologią albo błędem logicznym zdanie, że coś jest potrzebne, skoro istnieje. Jak wcześniej - zależnie od ewentualnych zewnętrznych kryteriów potrzeby. Bo jeśli potrzebę poznajemy po tym, że ktoś coś robi, to tautologią jest wniosek, że skoro coś istnieje, to było potrzebne. Jeśli jednak uznajemy, że choroba genetyczna mimo istnienia jest niepotrzebna, to przez analogię możemy mówić o takich wynikach naturalnej ewolucji społeczeństw, które są zbędne z punktu widzenia każdej jednostki, a tylko statystycznie prawdopodobne jako wynik losowego procesu. Mamy ekwiwokację, czyli błąd logiczny.

hyrkan

Tautologia.
Usiłując mnie zalać filozoficznym bełkotem, nie zważa Pan na nieuprawnioną koniunkcję. "Potrzeba" w kontekście gospodarczo-ekonomicznym, do której się odnosiłem(!) nie jest w żadnym stopniu tożsama z istnieniem czegoś w środowisku biologicznym i kształtuje relację popytu oraz podaży! Co też wyjaśniłem na przykładzie bednarza. Istnienie nowotworu w ogóle nie jest rozpatrywane w kategoriach aksjonormatywnych, jest wynikiem (najczęściej teratogennym) aberracyjnego procesu proliferacji tkankowej, bez względu na to czy jest potrzebne, czy nie do funkcjonowania, ani jaka jest w tej kwestii wola ludzka.
Zawody, które są potrzebne, to takie na które jest społeczne, ekonomiczne lub gospodarcze zapotrzebowanie.
Co tu tłumaczyć??? Nie istnieje zawód wyprowadzacza komputerów stacjonarnych na smyczy... istnieje za to zupełnie niepraktyczny i całkowicie sztuczny zawód wyprowadzacza psów (bo je sobie udomowiliśmy, bo kwaterujemy się w środowisku zurbanizowanym, bo opatrujemy kontekst chowania zwierząt licznymi normami, bo jesteśmy empatyczni i troszczymy się o dobrobyt naszych podpopiecznych)... De facto pies sam siebie mógłby wyprowadzać, mógłby w ogóle nie żyć w "niewoli", mógłby to, mógłby tamto... TO NIEWAŻNE, kontekst sytuacyjny jest inny, a zawód wyprowadzacza psów na niego odpowiada. Tak jak odpowiedzią na inne potrzeby są rozmaite, absurdalnie brzmiące zawody: "upychacza ludzi w metro", "ludzi przenośnych toalet", "księży - edukatorów seksualnych", itp.

Zawody niepotrzebne (bez popytu) przestają istnieć (kres podaży).

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

Typowe. Gdy brakuje argumentów, to rzucamy "filozoficznym bełkotem". A wszystko dlatego, że brakło Panu wiedzy, by uzasadnić w jakikolwiek sposób nierozsądną tezę, że psychologia ma coś z nauk empirycznych. Oczywiście - coś poza kradzionymi, nieadekwatnymi pojęciami w rodzaju praw dynamiki Newtona, które i w czasach Newtona i obecnie nie dotyczą psychiki ludzkiej.
Pańskie zdenerwowanie ma źródła w Pańskiej niekompetencji, wobec czego nie muszę się czuć odpowiedzialny. Liczę jednak, że będzie Pan w przyszłości w stanie wyjść poza mylenie potrzeby z popytem (które to myślenie dyskwalifikuje w ogóle pojęcie etyki, wszak co się dzieje - jest potrzebne). Wspomniana sprzeczność w Pana rozumowaniu nie jest z tych najbardziej rażących, jednakże jej wyjaśnienie jest z tych prostszych, stąd na początek zalecam naukę właśnie w tym obszarze.

Ponadto ciekawi mnie sens zamieszczania tez tautologicznych, czyli takich, w których znane pojęcie (jak "potrzeba") zostaje przedefiniowane zależnie od wymaganego wniosku, stąd, co jasne dla chłopów rolnych i inżynierów, ale nie astrol.. przepraszam, psychologów, otrzymujemy "rzecz posiadająca własność X ma własność X", czego nie ma nawet sensu badać, bo wartość poznawcza jest zerowa.

Jest przykre również dla mnie, że ten poziom reprezentują nie tylko pojedynczy absolwenci, ale także czasopisma psychologiczne, profesorowie uczelni wyższych, terapeuci. Jest to z pewnością ze szkodą dla społeczeństwa, od powodów zdrowotnych po ekonomiczne.

hyrkan

Z "bełkotem" pozwoliłem sobie na uszczypliwość to fakt. Ale tylko w tym jednym dopatruję się swojej ewidentnej winy. Pan mnie zaś zaatakował jak ostatni cham, a przecież byłem uprzejmy, nie pisałem kłamstw, nie manipulowałem. Rozmawiałem i argumentowałem, poświęcając ogrom czasu by być maksymalnie precyzyjnym, co Pan odkryje jeśli kiedyś powróci z rozwagą i WNIKLIWIE a nie POBIEŻNIE przeanalizuje moje stanowiska, poparte wieloma latami rzetelnie (proszę się nauczyć tego słowa, to żaden koloryzujący dopełniacz zdań, ale formalne określenie na stopień "przyłożenia" się do roboty) udokumentowanej praktyki, raczącej DOJRZALE wielkim poszanowaniem każdą dyscyplinę nauk, której ludzie z ciężkim sercem i zapałem poświęcają swoje życie, pracując dla dobra ogółu. Pan zaś, woli obsrać, obsmarkać, zgnębić i zchamić kogoś, kto nie myśli tak samo jak on. Co to o kim świadczy? Czy ja choćby jedno złe słowo napisałem o jakimkolwiek zawodzie? Czy "sprymitizować" bogactwo ludzkiej psychiki (którą mam ja, ma ją pan, ma ją każdy - nie jest ona żadnym monopolem psychologii), tak Pana ubodło? Czy prosta (czyt. szlachetna, elegancka, precyzyjna) nauka matematyczna, tak Pana w jego niezrozumieniu cytowanego Maxa Webera ubodła? Czy pisanie jak do dorosłej, inteligentnej osoby (aczkolwiek szarżującej emocjonalnie, że aż strach podejść), tak Pana przytłoczyła, że musiał wykipieć jak mleko na kuchence?

Pan naturalnie tego nie dostrzeże. Nigdy mi nie przyzna racji, trwając w zapartym przy swoich oszczerstwach. Ja, jako naukowiec praktyk, wiem natomiast, iż arogancja jest zgubą każdej metodologii. Swoje błędy przemyślę - robię to na okrągło. A czy Pan swój brak szacunku do ludzi, nieuzasadnioną pogardę do ludzi, zadrażnione urazy z przeszłości ujawniane wobec kogoś kto nigdy panu nie zrobił krzywdy i swoją butę przemyśli? Pozwolę sobie skwitować lekko - nie sądzę.

W łagodniejszym i przyjemniejszym dla oka tonie się Pan spisał, ale jednak dopiero PO FAKCIE zrobienia niepotrzebnie aroganckiej chryi, jaką zwykle kończy się rozmowa z takimi jednostkami, przekonanymi iż nikt nie ma prawa się do nich odzywać bez uprzedniego zaproszenia i listu kondolencyjnego. Dyscyplina naukowa jest tu jedynie pretekstem. Szuka Pan zaczepki, by dowodzić swoich teorii na swój temat.

Tak czy siak odpiszę krótko i zakończymy naszą dyskusję na dobre.
To naturalne, że stosując język nadajemy mu znaczenie. Moje użycia "potrzeby" nijak i nigdzie nie odbiega od jego poprawnego zastosowania. Myśli Pan w sposób bardzo uproszczony, co legło u podwalin naszej komunikacji. Co więcej, fachowość uznał Pan za oznakę mojej wyższości, przemądrzałości, arogancji, a ja starałem się być tylko bardziej analitycznym (jak na empiryka przystało - wiem, Pańska indoktrynacja stereotypami, impregnowana na to, co ktoś mówi, nie dopuści tej myśli. Tylko Pan ma prawo być mądry, wszyscy inni są głupi. Tak jak dla tamtego dzieciaka WSZYSCY się mylą, tylko nie on), Pan zaś dowiódł dogmatyzmu.
Cóż, wyjaśniam:

"Zawód" jest pojęciem niejako sztucznym. Oznacza czynność wykonywaną przez człowieka w kontekście społecznym w celu pozyskiwania środków i dóbr, czego konsekwencją jest m.in. profesjonalizacja w owej czynności. Zawód nie kształtuje się nigdy w próżni. Nie jest naturalnym mechanizmem ewolucyjnym, jak wykształcenie się ogona. Zawód ODPOWIADA na potrzebę społeczną. Bezwzględnie zawsze jest wtórny! Najpierw może powstać dana akcja (ktoś coś złowi), ale później następuje reakcja (rośnie zapotrzebowanie na to zdarzenie). W konsekwencji rośnie więc podaż, popyt, podaż, popyt... Zawód zawsze jest potrzebny! Bez potrzeby, prędko przestaje być zawodem (bo potrzeba jest nieodłączną składową definensu zawodu).

A mogliśmy rozmawiać jak ludzie... tłumaczyć każdą niejasność...
Wyszło jak zwykle... jak dwa, nabzdyczone kmioty, których autorytet zmalał do spierwiastkowanego -1 (zasłoń Pan oczy... Jezus!!!! Mato Szatańsko Czynstochowsko, znowu ktoś narusza mój święty monopol na analogię!!!!! mogącą występować jedynie w kontekście dosłownej łopatologii).


Nie odpowiadajmy sobie już więcej! Moja gorąca prośba - dla potomnych.

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

Tak, oczywiście, psychologia już dawno stwierdziła, że albo jest sama paranauką, albo też kulturalni ludzie wyzywają się od chamów.
W związku z tym, że to drugie nie zachodzi, logika stwierdza, że psychologia wciąż nie osiąga statusu nauk empirycznych, czy z uwagi na niższą wartość poznawczą, czy - skromniejsze zasoby badawcze w aspekcie intelektualnym.

Prawdopodobnie rozczarowałem Pana nie chcąc współdzielić radości z czczych dywagacji łączących koncepcje Piageta z innymi, dzięki czemu po wielu trudach i pokonaniu piętrzących się trudności wykazalibyśmy, że trollami jest młodzież albo nie, zwłaszcza osoby które są albo nie są w ciężkiej sytuacji ekonomicznej lub nie.
Z pewnych powodów logicznych, a także przez brak czasu, który mógłbym z czystym sumieniem przeznaczyć na marnowanie na komponowanie złożonych zdań z dużą ilością zapożyczeń z języków obcych, ale pozbawionych treści, musiałem moje wypowiedzi skracać, konkretyzować, pozbawiać charakterystycznych w psychologii nieadekwatnych nawiązań do nauk ścisłych, manipulacji, wartościowań i autorytaryzmu, wobec czego wzmogłem w Panu prawdopodobnie poczucie niższości. Stąd wyzwiska, arogancja. Ale jak wspominałem - nie mam żalu. W dużej mierze jest to frustracja, której Pan zapobiec nie może, tym bardziej ja tak na odległość. Prawdopodobnie zna Pan jednak terapeutów, którzy będą w stanie wnikliwie z Panem porozmawiać na temat powodów Pańskiej agresji w internecie.

Pozdrawiam serdecznie.

hyrkan

Nie odpowiada Pan logicznie na argumenty, tylko forsuje swoje stanowiska i domysły, co do moich intencji. To nazwałem postawą ofensywną. Bynajmniej nie jest to rzeczowa krytyka. Podobnie wyglądała rozmowa o "modelach".

Zaoferowałem Panu, z własnej inicjatywy(!), poświęcając swój cenny czas (który Pan marnuje kłótniami), w dobrej wierze i przychylności(!), cały - możliwie jak najszerszy (by być obiektywnym) repertuar metod - w ogromnej większości potwierdzonych empirycznie (o czym Panu piszę systematycznie od początku, podając konkretne argumenty i dowody, wymieniając metody weryfikacji, operacje statystyczne, bawiąc się w rozpiskę technik neuroobrazowania, wymieniając konkretne ośrodki podkorowe... Ma Pan to gdzieś, bo Piaget, bo Piaget, bo Piaget. Bo dzidzi nie lubi Piageta! o którym słyszał Pan na jakimś wstępie do wprowadzenia do psychologii i teraz uznaje się za ogromnego znawcę). Metody te, ujęcia systematyzujące, koncepcje czy modele, można by ujmować dane zachowanie (agresję i wspólne również Panu wywyższanie się nad innymi - co jest bardzo niemiłe), przy samoświadomym zastosowaniu tzw. "ograniczeń" (zawsze je dajemy w artykułach) - polegających tutaj na celowym niezawężaniu się do bardzo ścisłej jednostki, z braku takowej!

Mówiąc o konkretnym użytkowniku, Pan stwierdza, że coś u niego "widać na oko" (trolling)... TO JEST JAKAŚ HEREZJA!!!! Żaden empiryk tak nie postępuje! "Widać" na oko, to można ziemnioki w polu... W nauce potrzebna jest twarda, rzetelna obserwacja faktów, poparta metodą empiryczną - a najlepiej kilkoma (o czym z uporem piszę: neuroobrazowanie, biomarkery, kwestionariusze, obserwacja, analiza wytworów, analiza statystyczna danych metod. To cały złożony proces. Opiszę go - Pan pośle torpedę, można było w dwóch słowach... Nie opiszę - Pan wystrzeli z mąceniem i unikaniem ścisłości. To co mam robić? Kwiaty Panu kupić???)
Pańskie kłamstwa i ciągłe powtarzanie się w tych bzdurach o braku aparatu są dyskwalifikujące w rozmowie (a mówi to laik, nieznający w podstawowym stopniu metodologii, kierujący się uprzedzeniami, propagandą i wzajemnymi animozjami - czym chce najwyraźniej zyskać autorytet do orzekania o jakiejś dyscyplinie - jednocześnie krytykując mnie za to, że wkraczam w pole sąsiedniej nauki!!! Hipokryzja).


"Wykazalibyśmy, że trollami jest młodzież albo nie, zwłaszcza osoby które są albo nie są w ciężkiej sytuacji ekonomicznej lub nie"
Takie stwierdzenie byłoby metodologicznie uprawnione, na obecnym poziomie wiedzy. Orzekanie o stanie danego przypadku, bez konkretnego przypadku, jest niemerytoryczne. LOGIKA. Nie analizujemy konkretnej osoby, a jedynie bardzo ogólnie dryfujemy, nakreślając pewne prawidłowości (tak jak się robi na wstępie w każdym postępowaniu naukowym: od ogółu do szczegółu!!! Do szczegółu nie przejdziemy, bo nie będziemy analizowali przedmówcy - ze względów etycznych, czasowych i praktycznych). Dopiero bowiem z tych można by wyciągać wnioski na szeroką skalę. Dopiero badając konkretną jednostkę można by się zawęzić do bardziej konkretnego opisu, korzystającego z konkretnej teorii, modelu eksplanacyjnego lub koncepcji wyjaśniającej pewną prawidłowość rozwojową (uczepiony już Piaget). Czego tu nie rozumieć, by mielić o tym od tylu akapitów??? Co Panu jeszcze napisać, by zaskoczyło?

Miał Pan szansę powiedzieć coś konstruktywnego, zamiast tego mylił Pan pojęcia, nie wybrnął z żadnego konfliktu merytorycznie ("zawód" - jego definicję - pan oblał, "empirię" - jej znaczenie - Pan zignorował, "rzetelność" pomylił z jakimś określeniem potocznym; "wnikliwe" uznał drogą interpretacji treści, zamiast analizy faktów, za technikę manipulacji; w rozmowach o konkretach Pan mącił i unikał argumentów, myląc dwie koncepcje ze sobą i wmawiając ich niedowodliwość (nie używając przy tym żadnego argumenty za taką tezą); terminu "niefalsyfikowalny" Pan nadużył, nie rozumiejąc co ono znaczy (albo nie wiedząc, do jakich koncepcji można je odnosić - bo i skąd).
Wymagał Pan bym używał języka potocznego tam, gdzie jego użycie byłoby nieuprawnione! (i nie dowiódł Pan, że można coś było sformułować inaczej, a precyzyjniej. Zamiast tego miał wtórne pretensje, uogólnione na moją osobę), a gdy sam pozwoliłem sobie na analogię - z odwołaniem do tak bliskiej mi dynamiki Newtona - zgodne z pewną manierą osób multidyscyplinarnych, zwłaszcza pasjonatów astrofizyki (co jest chyba jedynym powodem, za jaki mogę się czuć odpowiedzialny iż zamąciłem, nie sprawdziwszy wcześniej na ile trafne okaże się w Pana przypadku to odniesienie), to się Pan obstawił "Skandalem Sokala" (Sokal to mnie uczył jak studiowałem informatykę... wymaga Pan bym znał wszystkie możliwe krytyki wszelkich możliwych metod? Znam przypadek "Charakterów" - wystarczy) - imputując mi manipulowanie uścisławianiem nauk przyrodniczych!!! (Potem zaś się dziwi, że jestem agresywny, gdy po raz kolejny jakiś trójkowicz studium wieczorowego, nie mówię, że akurat Pan - absolutnie!!! - ale to pewien trend u "kuców", że zwykle taka bieda ma najwięcej do powiedzenia ludziom z grantami i po stypendiach... bo "propaganda ścisłowców" (fajnie brzmią takie nieuprawnione wnioski na niereprezentatywnej próbie i przy wadach metodologii, prawda? Przyjemnie Panu teraz?); upojony autorytarnym przekonaniem o własnej wyższości, atakuje kogoś nastawionego przyjaźnie. Żebym to chociaż sam wcześniej zaatakował! - czy to świadomie czy nieświadomie. Żebym się wzbraniał przed Pańską próbą uświadomienia mi że przeholowałem... Nie... od razu kontratak bez wstępnego ataku!!!).

Ja też mogę cytować Witkowskiego (obydwa tomy), "50 mitów psychologii popularnej", teściki internetowe, gazety popularne, prasę młodzieżową, zautomatyzowane bzdury o stresie niektórych psychologów, łączenie psychologii z mistyką i astrologią!!!, bajdurzenie o gestalcie, psychologii self, niezweryfikowaną skuteczność NLP, coaching, ustawienia helingerowskie, psychoanalizę, itp.
Czego to dowodzi? Że są naukowcy pracujący nierzetelnie, opierający się o własne przekonanie? Oczywiście, że są! Ludzie są ludźmi! Nikt temu nie przeczy. Jestem obiektywny, więc zdaję sobie z tego sprawę. Pan, na użytek propagandy oraz własnych animozji, umiejscowił mnie jednak nie dość, że w gronie opluwanych "humanistów" (którym skądinąd nie jestem), podciągnął moją tendencję do dygresji pod manipulanctwo (co jest zupełną nieprawdą), zaczął atakować personalnie - argumentum ad personam (niedojrzałością, nienaukowością, ego, obszernością treści, itp.), wiedząc w co uderzać, by rozdrażniło - i nie znając przy tym znaczenia pojęcia "nauki" (które następnie wyjaśniłem - znowu bez odzewu, bo spłoszony udawał Pan, że nie ma tematu, po czym zmienił tory na inne obiekt jak antyszczepionkowcy, GMO-owcy czy inni przeciwnicy globalnej zmiany klimatycznej). Tak mieliśmy rozmawiać?

Ja - nie ważne co powiem - złe. Pan - nie ważne co powie - dobre. Pański argument nielogiczny, wynikający z niezrozumienia treści - jest dobry, bo Pański. Mój argument, który brzmi kontrowersyjnie - zły absolutnie zawsze, nawet jeśli miałem ku czemuś powody. Gdy ja się nie wypowiadam w roli eksperta od inżynierii, Pan się stawia w roli eksperta od teorii Piageta, wybitnego znawcy niczym psychologii i psychiatrii(!) po 5 latach magisterium, 4 latach szkoły psychoterapeutycznej, 5-7 latach stażu, 4 latach specjalizacji klinicznej, podyplomówce ze studiów medycznych i 30 latach praktyki własnej... (Przerysowuję zupełnie celowo!). W tym nie ma niczego niewłaściwego, prawda? "Przecież to proste, każdy to zrozumie, więc ja też mogę się powypowiadać" ("zawsze się trochę bredzi", jak mawia parafraza klasyka - idola nastolatków). Używa Pan określeń psychologicznych (emocje, umysł, poznanie, etc.), gdy ja napiszę o mojej sympatii do Newtona - z razu szablon, kalka: "na pewno zrobił to celowo, by mi dogryźć w rozmowie" (To proszę Pana, OBIEKTYWNIE pisząc, byłby objaw kompleksów i poczucia niższości! Hipoteza, nie stwierdzam! Jedynie podejrzewam).

Ba... gdy ja piszę z szacunkiem o kazdej dyscyplinie, Pan stosuje agresję werbalną (która i mnie się udziela w reakcji - przyznaję), deprecjonując inne zawody z arogancją, wymyślając jakieś kłamstwa, że "wszyscy coś uznają za jakieś, że politowanie, że bla, bla bla... ideologiczne bzdury" (argumentum ad populum! - "cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje" - rzekła partia socjalistyczna na wiecu 2016 r. - w reakcji zagrzmiało 15 osób... reszta nie załapała dowcipu, pozostali zrobili facepalma... empirycy podskoczyli na krzesłach po takim kwantyfikatorze), "że na dane studia idą osoby z danym zaburzeniem lub niedojrzałością emocjonalną" (argumentum per kretinum, gdy już nie ma co powiedzieć - wyzwać przeciwnika od Żydów i złodziei, dewiantów, pederastów, satanistów... WSZYSCY tacy są. NIE MA WYJĄTKÓW. Znam to, robiłem badania na randomizowanej próbie 1500 osób, z których wynika że same niedojrzałe osoby studiują psychologię. Brawo!!! Naukowiec z Gazety Wyborczej!!! ;) ;) ).

Po tym wszystkim co tu wyrzuciłem z siebie, PAN ma czelność, by odmawiać mi prawa do agresji, bycia złym, wkurzonym, wzburzonym, odczuwającym niesprawiedliwość, zaistniałą manipulację, fałsz, próbę wpływania na opinię czytelników i nazywania go chamem (najładniejsza z obelg w internecie, sądząc po tym, co ludzie potrafią do siebie pisać, gdy ich ponosi)?
A jakim prawem w ogóle wszczął Pan tą kłótnię? Na podstawie czego w moim zachowaniu? I jakim prawem nie wspomniał Pan o tym spokojnie, zanim zaczął psioczyć i mi ubliżać? (owszem, nie jestem bez winy, też się odgryzłem widząc u Pana agresję werbalną i postawę ofensywną - z tym "psychologia bez matematyki nie byłaby nauką" - kompletny nonsens). Jakim prawem, nie pozwalając mi dojść do głosu, z góry antycypował Pan (wiem trudne słowo... znowu "mącę"... "przewidywał ze skutkiem prawdopodobnym, na bazie założeń poznawczych" - znacznie lepsze i krótsze, brawo dla skrótów <3 ) to, co tak burzliwie opisałem wyżej (manipulacja, kłamstwo - ba... "kolejne już kłamstwo psychologów, stwierdzone przez wybitnego znawcę... niczego")?


Proszę mi uwierzyć, nie ma Pan prawa do jakiejkolwiek krytyki mojej osoby.
A zdaję sobie przy tym sprawę, że "chama" użyłem przemyślnie i z cynizmem!
Inaczej się takiej zgrai pseudointeligentów nie da nazywać. Jesteście Państwo chuliganerią.
Nie zmieni się to po niczym, co Pan znowu wyprodukuje, próbując wyjść obronną ręką z tej farsy.

Za dużo treści? Ojej...

Winter_Midnight

Do tego jeszcze ta smarkata strategia i perfidna kłamliwość: "to prawda, że...", "zgadzam się, że"i w tym miejscu, manipulując słowami, których nigdy nie powiedziałem, wciska Pan absolutnie bezczelnie(!) fałszywe zdania jako niby te, z którymi się na moją niekorzyść zgadza. Jesteś Pan smark? Rozmawiasz Pan z dorosłym (wiele wskazuje iż starszym od siebie) a myślisz Pan, że jego wybiegi nie wyjdą na jaw? Jeszcze ma czelność nazywać innych agresorami... Mieć pretensję... Pouczać kogoś, że ma iść na terapię.


Nie wiem czy ma Pan znikomy wgląd w swoje zachowanie, czy rekompensuje sobie jakieś deficyty (jakie, gdzie i z czego wynikłe) czy zwyczajnie wie, że mam rację, ale z perfidią odpisuje tak, aby bardziej mnie do połajanek prowokować (to byłby owy "trolling").

To przecież jakaś okropność! Skandal!
I to w rozmowie o takich zachowaniach! IRONIA!!!

Dostaje Pan bana w powiadomieniach mailowych.

ocenił(a) film na 10
Winter_Midnight

Istotnie, wykształcony psycholog zapewne zaleciłby Panu terapię. Z drugiej jednak strony należy być świadomym, że wśród terapeutów również mogą się znaleźć ludzie niepanujący nad emocjami, którzy mogliby Pana od razu zwyzywać od chamów, smarkatych strategii, kłamców.

Prawdopodobnie lepiej dla Pana emocji, żeby porozmawiał Pan z księdzem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones