O brzuchatych, wąsatych i z odstającymi uszami prowincujszach (no bo jak można wyglądać, jak się jest z prowincji, prawda?), którzy okazują się (kto by pomyślał!) zaskakująco życzliwi i serce mają na dłoni. A bohater z wielkiego świata najpierw ich nie lubi, a potem kocha szczerze i z bólem w ostatniej scenie wyjeżdża w jakieś ciekawsze regiony Francji. Błeee. Odpuściłem sobie środkową część ale i tak wiem co tam było. Może jakby w polskiej wersji sensowniejszym dialektem mówili... ale tłumacz wyraźnie nie sprostał i wymyślił sztuczny, nieśmieszny zlepek. I jeszcze ta biurokratyczna organizacja.
Odpuściłeś środek, więc nie obejrzałeś w całości - a oceniasz. Może wykonasz lepsze tłumaczenie? Chętnie ocenię. I jaka "biurokratyczna organizacja"?
Biurokratyczna organizacja? Poczta francuska przenosząca kierowników po całej Francji.
Całości nie obejrzałem i oceniam. To co widziałem w zupełności wystarczyło - bardzo nie lubię komedii bazujących na dobrotliwym poczuciu wyższości centrum administracyjnego względem prowincji, ale rozumiem, że niektórym potrzebne jest takie dowartościowanie. Więcej - są produkcje, z których 10 minut nie widziałem i oceniam, np. "Klan" (nie mam telewizora).
Jeżeli uważasz zniekształcenia języka polegające na losowej zamianie niektórych "z" na "ż" i "s" na "sz" i wtrąceniu paru pseudo-góralsko-śląsko-niewiemjakich słów za zabawne i naturalne dla języka - to w tym wypadku wygrała(e)ś.
Nie mam zamiaru tego tłumaczyć, ktoś wziął za to pieniądze i zrobił to, tak jak to zrobił. Jeżeli powiem, że nauczyciel jest kiepski, bo robi błędy językowe, to chyba nie znaczy, że sam muszę zostać nauczycielem, żeby zachować twarz?