"O, raaany, kolejna kretyńska francuska komedia" - tak właśnie wywnioskowałem z krótkiego opisu "Jeszcze dalej, niż północ", na jaki natknąłem się gdzieś kiedyś w internecie. Co nie powinno zdziwić, zapomniałem o tym filmie bez żalu. Przypomniała mi o nim dopiero po czasie moja przyjaciółka, wystawiając na jego temat b. pozytywną opinię.

Miałem nadzieję, że film okaże się chociaż przeciętniakiem do obejrzenia i zapomnienia bez poczucia zmarnowanego czasu, stąd moje ogromne, pozytywne nim zaskoczenie, a jest to niegłupia komedia o nonszalancji, z jaką podchodzą "mieszczuchy" do prowincjuszy, która i nam obca chyba nie jest (vide np. "Warszawka").

Wyrazy uznania należą się tu tłumaczom (tłumaczowi?), którym udało się sprawić, by dialogi śmieszyły również polskiego widza (co najmniej jednego, który te słowa właśnie pisze ;)), choć jako film dla Francuzów ci będą mieli większy "ubaw" z konfrontacji z językiem Ch'tis.

Reasumując - warta obejrzenia komedia, która w leniwy niedzielny poranek spędzony w łóżku sprawiła się znakomicie :). Stąd może moja zawyżona o jedną gwiazdkę ocena.
8/10