Jak na Eastwooda to średnio. Do takiej np. trylogii dolara czy "Wyjętego spod prawa Josey'a Walesa" sporo brakuje. Jak na Sturgesa to wcale nie lepiej, pamiętając o klasykach, które wyszły spod ręki tego twórcy, jak "Siedmiu wspaniałych" i Wielka ucieczka".
Są na szczęście charakterystyczne dla Eastwooda elementy, czyli czarny humor plus trudny do jednoznacznego sklasyfikowania bohater, twardy i brutalny, ale nie do końca zły, taki, co to w odpowiednim momencie potrafi przejść na stronę dobra.
Fabuła to mieszanina wątków z klasycznych westernów. W tych moich luźnych skojarzeniach na plan pierwszy wysuwa się "Złamana strzała" Manna, z tym, że miejsce Indian roszczących sobie prawo do danego terytorium zajmują tutaj Meksykanie.
Błyskotliwości i walorów wizualno-muzycznych znanych z filmów Leone raczej tu nie odnajdziemy, oryginalności raczej też tutaj niewiele, ale na typowy twardy męski wieczór przy piwie lub dwóch dzieło Sturgesa można polecić.