Film obejrzalem, tyle ze film jest beznadziejny. Obejrzalem wylacznie zachecony nazwiskiem Konwickiego i pal licho ze film jest absurdalny, ale jest on przede wszystkim straszliwie nudny. Niemal zero akcji.
Nawet Swiderski nie jest w stanie tego drewna ozywic!
I pomyslec ze ledwie 5 lat pozniej Konwicki nakrecil Ostatni dzien lata. Niemal niewyobrazalne.

Obraz UB (film jest z roku 1954) pokazany w tak obludny sposob, ze wrecz szkoda nad tym sie rozwodzic.

Jako ciekawostke mozna wymienic jedynie mlodych aktorow, ktorzy pozniej mocno zaistnili w polskim filmie np. Kobiela, Janczar, Cybulski czy znany rezyser Antczak.

Mi się serce krajało, jak patrzyłam na Janczara w tym filmie. Uwielbiam tego aktora i przykro mi patrzeć na takie jego odsłony. Pewnym pocieszeniem jest, że grał tu strasznie sztucznie i recytował swoje kwestie - jakby chciał podkreślić, że to nie jego "wcielenie". Pewnie go jakoś podświadomie usprawiedliwiam, ale co ja poradzę, naprawdę go lubię i chciałabym móc myśleć o nim dobrze.

Za scenę, w której profesorek przyznaje się do współpracy, a dobroduszne UB odpuszcza mu grzechy, obniżam z "2" na "1"
Ale, no właśnie - tu już nawet nie chodzi o wymowę tego filmu, ale o jego denną fabułę. Przez cały film nic się nie dzieje, a potem mamy 1, 2, 3, trzask-prask i wyjątkowo marne zakończenie. Słabizna!