Nie wiem, jak do niego podejść, serio ;) Nie wiem nawet, czy mi się podobał, czy nie. Jest tak osobliwy, że zdecydowanie nie pozostawia obojętnym, ale naprawdę nie potrafię określić, co czuję. Osłupienie - trochę tak :D
W sumie się dziwię. Aż do teraz myślałam, że ten film może się podobac lub nie. Bez odczuć pośrednich. W zalezności od gustu. Osobiście go uwielbiam :)
Wiem co czujesz, bo sama nie wiem co myśleć, niby nie lubię musisicali bo zwykle to bzdetne historyjki. Jednak ten przez swoją tandetę [mówię o kostiumach i charakteryzacji] obronił się przed krytyką i uwielbieniem. Pozostanę bezstronna.
tez nie wiem... moim ulubionym filmem jest moulin rouge, bardzo lubie tez chicago, ale ten film... jak by tu go ugryzc? mimo wszystko chyba bardziej mi sie przechyla na 'nie' :/
Czul;am sie tak samo po obejrzeniu tego filmu. Po pewnym czasie, gdy ochlonelam, stwierdzilam, ze sie mi podoba. Ale pierwsza reakcja to, tak jak mowisz, oslupienie.
Czuję się podobnie. :) Nawet myśli nie potrafię wyrazic.
Scenariuszowo słaby, ale nie kiepski. Gagi zabawne, ale nie za bardzo. Więcej perwersji niż horroru. Treści nie ma, albo się nie dopatrzyłem. Dziwne, ale albo aż za bardzo, albo za mało.
5/10 ale chyba muszę zobaczyc jeszcze raz. Normalny głowowrotek. :)
Dezorientacja - to też było moje pierwsze wrażenie. Kolejne: posthipisowski obraz zrobiony na kwasie:) I coś w tym chyba jest, bo z logiką przyczynowo-skutkową scenariusz nie ma nic wspólnego, raczej z logiką snu czy narkotycznych wizji. Generalnie wariacki zamierzony kicz z niezłą muzą (szlag, nie można było przełączyć lektora na napisy w "Ale kino", a trzy wcześniejsze musicale w sylwestrową noc miały napisy w trakcie piosenek zamiast lektorowego zagłuszacza).
W filmie chodziło o propagowanie wolnej miłości, rock'n'rolla, no i - co tu kryć - branie kwasu, żeby te dwa pierwsze lepiej "smakowały". Scenariusz jako taki nie był już tak ważny, a sposób podania tematu miał na celu dostarczyć widzom świetnej zabawy. Myślę, że twórcom udało się to jak najbardziej. Muzyka, kostiumy, scenografia i aktorstwo - wszystko to na bardzo wysokim poziomie, a nawet brak scenariusza, jak to ktoś określił, mimo wszystko bawi, bo przecież na absurdzie film ten był oparty.
dokladnie, scenariusz tutaj byl najmniej wazny... aktorstwo, muzyka, scenografia, kostiumy, rezyseria... mistrzostwo :)
Widząc, że na forum RHPS wypowiadają się niemal sami zagorzali fani (te dziewiątki! Dziesiątki!), aż strach wygłosić niepochlebną opinię. Obejrzałam 'Rocky'ego' za namową moich znajomych, którzy też się nim zachwycają; i chyba przez ten cały 'hajp' wokół tego musicalu czuję teraz pewne rozczarowanie. Co prawda szczerze zaśmiałam się przy paru odwołaniach do klasyki filmu, podobało mi się też połączenie kultury niskiej z wysoką (zamiana ludzi w posągi a'la "Dawid" Michała Anioła) i niektóre dialogi, jednak po seansie nie byłabym w stanie zanucić ani jednej piosenki. Rozumiem, że musicalowa konwencja miała zdystansować widza do tego, co dzieje się na ekranie - jednak dla mnie okazała się przesadą. Szczerze mówiąc chciałabym zobaczyć film w wersji niemusicalowej i przekonać się, czy mój punkt widzenia uległby zmianie. Ponadto niespójność scenariusza i chaotyczność fabuły (jak wspomniano powyżej) sprawia, że odbieram 'Rocky'ego' bardziej jako filmowe kuriozum niż klasykę kina. 6/10 wydaje mi się sprawiedliwą oceną; RHPS nie może się przecież równać z arcydziełami kinematografii. To naprawdę ciężkostrawny koktajl.