i starczy - a ta scena, gdy Casanova Frankenstein/Goeffrey Rush zastyga w pozycji a'la John Travolta z "Gorączki sobotniej nocy" jednocześnie pokazując wyciągniętą ręką kierunek i wykrzykując "Wszyscy do sali dyskotekowej [w oryg. disco room*]!!" po prostu mnie rozwaliła...;)
"jak zwykle bezbłędny Goeffrey Rush" - amen :)
Jednak sam pan Rush nie ratuje filmu, który jest po prostu słaby. Scen z jego udziałem jest niewiele, a cała reszta, czyli superbohaterowie - którzy mieli być nieporadni, ale słodcy, aby w końcu uwierzyć w siłę swoich marzeń, etc., etc., bla bla bla - są do bani (może poza tą laską z kulą do kręgli :)
3/10 only for Rushie
BTW, czy tylko ja miałam ochotę, żeby Casanova wykończył te cioty?
A ja będę bronił filmu,bo pamiętam jaką miałem frajdę kiedy kogo pierwszy raz oglądałem i jak spodobał mi się pomysł,by z nadętych superbohaterów (nie denerwuje Was patos i nadęcie w filmach o np.Spidermanie i Supermanie?),uczynić szaraków świadomych swoich ograniczeń,którzy bardziej zmagają się z samymi sobą niż z czarnymi charakterami(btw-Rush jest wielki w tej roli)...
P.s.No chyba mi nie powiecie ,ze wolicie parodie w rodzaju "Superhero" czy "Totalny kataklizm"...
Tak, drażni mnie patos Supermana, ale "Super-bohaterów" i tak nie polubię. Na razie lepiej wypada od nich rodzima "Hydrozagadka".
Nie oglądałem wymienionych przez Ciebie filmów, ale "Scary movie" oraz zwłaszcza "Epic movie" wystarczą mi w zupełności. Na ich tle "Mystery men" faktycznie zwyżkują, ale i tak film oglądało mi się równie ciężko. (na plus ambicje/potrzebne 'banały' i kilka niezłych pomysłów)
Tak ogólnie do "Nagiej broni", albo "Telemaniaka" daleko. :/