Ciekawe ile osób zdaje sobie sprawę, że film jest kalką francuskiego klasyka pod tytułem "Pechowiec" z Pierrem Richardem i Gerardem Depardieu.
Ale cóż - widownia "Szczęściarza" to niekoniecznie miłośnicy prawdziwej komedii spod znaku "Blondyna w czerwonym bucie".
te części filmu, na które trafiałem (nie miałem czasu na całosć) pokazywały o wiele gorszy efekt od francuskiego pierwowzoru. Glover był jak statysta, nie ożywiał akcji, nie było chemii między nim a "szczęściarzem"; natomiast w osobie Proctora prędzej dopatrzyłbym sie humoru proktologicznego niż odrobiny szaleńczej...
Oceniłem ten film na 2 tylko dlatego, że w jednej scenie autentycznie się zaśmiałem. Chodzi mi o scenę, w którj któryśtam z bohaterów sobie niechcący wsypał całą zawartość solniczki do obiadu. I nie, żeby to było śmieszne - po prostu przypomniałem sobie mojego kolegę, który swego czasu uczynił dokładnie to samo.