PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=334999}
6,8 114 332
oceny
6,8 10 1 114332
4,9 14
ocen krytyków
Warcraft: Początek
powrót do forum filmu Warcraft: Początek

Warcrap

ocenił(a) film na 5

Warcraft: Początek miał być cudem na kiju. Niestety, cudów nie ma a kijek można sobie co najwyżej wsadzić w dupę.

Ponoć miał to być film, który namiesza na filmowej scenie i przywróci blask ekranizacjom gier komputerowych - czy też raczej: wreszcie je o niego przyprawi, jako że do tej pory żadna z adaptacji nie zrobiła wrażenia na krytykach. A przynajmniej zamierzonego wrażenia; jestem pewien że niejeden opuścił salę w połowie przeróżnych Hitmanów czy Mortal Kombatów przeczuwając nadchodzące torsje. Piszę "ponoć", ponieważ kampania reklamowa była wyjątkowo skromna i właściwie poza osobami nieśledzącymi tematu ciężko powiedzieć, żeby tytuł przebił się do szerszej publiczności. Tymczasem fani zdają się traktować go niczym marvelowskich Avengersów i wieszczą, że zapoczątkuje boom na filmy "growe" podobnie jak kolesiom w rajtuzach udało się opętać całą planetę. Miał być "LOTR zaorany" i tak dalej.

I tak nie powstrzyma to oburzonych komentarzy, ale dla co bardziej rozumnych na wszelki wypadek zadeklaruję: mam to szczęście, że potrafię dostrzegać obie strony barykady i po obu zdarza mi się stać. Rozumiem fanowskie przymykanie oka na niedoskonałości czy koncentrację na dobrych stronach adaptacji. Rozumiem też podejście bardziej analityczne i rozpatrywanie filmu pod kątem filmu a nie fanserwisu. Ale gdy przychodzi co do czego, to uważam że filmy ocenia się jako filmy i opinia fana jest drugorzędna: fan potrafi łyknąć opowiadania pisane przez innych entuzjastów, w których bohaterowie dowolnej franczyzy łączą się w gejowskie pary lub ubierają choinkę w Śródziemiu, tak więc skłonny jestem uznać że ich opinia może być nie do końca obiektywna. Sam jestem graczem, więc nie wysysam tego z palca.

To powiedziawszy - jak wypada Warcraft jako film i próba podboju Holiłudu?

Niestety - nie najlepiej. Film kuleje na tak wielu płaszczyznach, że aż ciężko wybrać pierwszą ofiarę. Może najpierw przejedźmy się po bohaterach, czy też raczej: postaciach, bowiem ciężko jest spośród chmary przewijających się przez ekran manekinów wskazać protagonistę filmu. Logika podpowiada, że powinien to być któryś z ludzi - ale nie, żadna z papierowych wycinanek nie prowokuje do tego, by się z nią w jakikolwiek sposób utożsamić. Momenty, w których scenarzysta próbował tchnąć nieco życia w postaci wypadają komicznie - rechotałem w rękaw przez całą scenę przy ognisku, podczas której "bohaterowie" dzielą się wspominkami i niby mają wzbudzić naszą sympatię. Wypadło to niemal autoparodystycznie, wiecie, nie ma to jak nakreślająca charakter postaci rozmowa przy ognisku. Przypomniał mi się początek Star Trek V i niemal zapragnąłem aby zaczęli śpiewać "Row, row, row your boat". Nie pomagają w tym dialogi, które zatrważająco często brną w banały o mądrości, miłości, odwadze i przeznaczeniu. Do tego ludziów jest multum i szybko można się pogubić pośród bród, heavymetalowych fryzur i koców robiących za płaszcze. Czy umiera jakiś random, czy syn kogoś istotnego - emocjonalna reakcja widza jest taka sama i oscyluje wokół niemrawego "mehh..."

Co więc zaskakujące - łatwiej można się utożsamić z teoretycznymi antybohaterami, czyli którymś z orków. Pomysł, by obdarzyć wielkie zielone paskudy osobowością i zaserwować im takie problemy jak poród na polu bitwy jest interesujący i sprawia że (zgodnie zresztą z oryginałem) orkowie nie są tylko pretekstem do ukazania scen walki. Problem w tym, że to nie ludzie. Jeśli więc nie jesteś jednym z tych świrów, którzy potrafią zakochać się w Na'vi, to będziesz mieć opory przed kibicowaniem zielonej krzyżówce goryla z odyńcem.

Nie pomaga w tym decyzja filmowców, by wszystko, co nie jest człowiekiem, wygenerować w komputerze. Zgroza. W obsadzie jest między innymi bardzo przeze mnie lubiany Clancy Brown - ale co mi po Clancy'm, skoro jego gra zamaskowana jest kilkoma warstwami tekstur? Orkowie, krasnoludy, wilki, nawet miejscami konie i pojawiający się w jednej scenie jelonek - wszystko jest cyfrowe, sztuczne i na kilometr wali CGI. Ja naprawdę nie ogarniam - od kiedy to prawdziwa twarz przed kamerą stała się passe? Czy w Holywood panuje strajk charakteryzatorów? Wiem, że nadchodzące porównanie wywoła klekot niejednej klawiatury, ale, sorry - orkowie w LOTR wyglądali po stokroć lepiej. Być może dlatego, że, wiecie, BYLI w tym filmie..? Że wzięto kilku byków, wysmarowano błotem, nałożono protezy i makijaż i postawiono ich przed kamerą..? Podobnie z krasnoludami - może jestem staroszkolny, ale wolę karła z doczepioną brodą zamiast animowanej pokraki, pałętającej się do tego obok nielicznych prawdziwych aktorów, nieprzyjemnie odróżniając się na ich tle.

Rozumiem oczywiście, że w niektórych scenach akcji skorzystanie z CGI przy tworzeniu sceny stało się w podobnych filmach nieodzowne - ale czy nawet w zbliżeniach, podczas spokojnych dialogów, których o dziwo jest u orków więcej niż można by się było spodziewać - trzeba koniecznie walić po oczach komputerem? Nie można było choć w takich momentach wbić aktora w kostium i przykleić mu kły i podbródek Asha Williamsa?

Parada renderowanych paskud i drewnianych rycerzyków sprawia, że ciężko określić sobie jakiegokolwiek protagonistę, z którym można by się utożsamiać. Postaci nawciskano do filmu zdecydowanie zbyt dużo, nie zapewniając im właściwie żadnej ekspozycji, przez co już w chwilę po rozpoczęciu seansu ma się wrażenie, że oto na naszych oczach rozpoczyna się drugi sezon serialu, którego pierwsze odcinki nas ominęły.

Na pewno pomaga w tej sytuacji znajomość warcraftowego lore - ktoś, kto cutscenki z gier potrafi wyrecytować z podziałem na role będzie miał zapewne łatwiej. Mogę tylko domniemywać, ponieważ osobiście traktowałem Warcrafty jako gry i w sumie bardziej skupiałem się na, wiecie, graniu, niż zgłębianiu kolejnych popłuczyn po Tolkienie. Proszę sobie w tym momencie nie podnosić ciśnienia, dla mnie każde fantasy to popłuczyny po JRR, nawet moje kochane Elder Scrollsy. Gdyby zaś ktoś nakręcił mi film "Skyrim" w którym próbowałby w dwóch godzinach ućkać wszystkich NPCów z każdego zakamarka mapy, to też bym stwierdził że go pogięło. Lore to lore, a zasady filmowej narracji to zasady filmowej narracji; wsadzanie do swojego filmu chmary postaci by zadowolić fanów to nie metoda na zrobienie dobrego filmu - to tylko klasyczny fanserwis.

Nie będę się z tego względu rozpisywał o fabule, gdyż w natłoku pokręconych imion, nazw własnych i skakania między wątkami po pewnym czasie poddałem się w próbach uporządkowania tego wszystkiego i po prostu dałem się nieść opowieści. Ta jest standardowa: są sobie źli orkowie, napadają na dobrych ludzi, ludzie nie ogarniają co się dzieje; bladoskórzy montują ekipę rycerzyków i magów i próbują pokonać Zło przy pomocy kolaborantów z drugiej strony barykady (lub portalu, ściślej mówiąc). Ponoć jest to przeniesienie fabuły pierwszej części, ale w tym wypadku muszę wierzyć na słowo - znanego mi z gier cięcia drzew na nowe budynki było raczej niewiele. Sam zaś rozwój wydarzeń, oprócz dwóch małych twistów, zgodny jest z typowymi przedstawicielami tego typu fantasy. Po seansie mam wrażenie że nie wyniosłem z tego filmu nic godnego streszczania znajomym - wszystko to znamy z He-Mana czy Gwiezdnych Wrót. O tym, że zakończenie zapowiada kolejne części, chyba nie muszę nawet wspominać.

Jeśli nie obchodzą nas bohaterowie a fabuła jest zbiorem znanych skądinąd motywów, to jedyną szansą na ratunek są sceny akcji i strona wizualna filmu. Tutaj na szczęście jest nieco lepiej, choć też nie jest idealnie.

Może zacznę od wizualiów, żeby zakończyć temat minusów tego filmu. Warcraft miejscami wygląda paskudnie. Jedne z najgorszych efektów korzystających z greenscreena jakie ostatnimi laty napluto na ekran. Najgorsze są momenty, gdy jakieś ludzkie postacie mają cyfrowe tło bezpośrednio za sobą - kompozycja aktorów w resztę obrazu woła o pomstę do nieba. Jedno z ujęć z finału, gdy za bohaterem tłoczy się banda orków, było tak koszmarne, że nie mogę doczekać się wydania DVD; muszę to zobaczyć jeszcze raz żeby w pełnej krasie zapauzować obraz i rozkoszować się sztucznością. Drapię się po głowie czytając opinie o wyglądzie filmu - zachwytów nad wizualiami zupełnie w tym przypadku nie rozumiem. Owszem, byłbym pod wrażeniem gdyby były to cutscenki w grze, ale w kinie oczekuję jednak pewnej jakości. Nie przekonują mnie ani fejkowe widoczki, ani sztuczni orkowie, ani efekty czarów przywodzące na myśl reklamy Mentosów. Może byłoby inaczej, gdyby zdecydowano się i ludzi zrobić w komputerze - wtedy nie wyróżniali by się aż tak na tle tych plastikowych, sztucznych środowisk i nie powstawałby taki dysonans?

Boli to tym bardziej, że sam design świata jest zacny i naprawdę byłbym zachwycony, gdyby nakręcono więcej tego filmu "naprawdę". Ot, choćby wygląd orkowych zbroi i wyposażenia czy ludzkie miasta - same projekty są naprawdę miłe dla oka i dałbym wiele, by Clancy'ego Browna zobaczyć w kostiumie, pełnym makijażu i z tymi wszystkimi kościejami wiszącymi mu na klacie i wyrastającymi z pleców. Coś genialnego. Szkoda że zmarnowano tak fajne pomysły na zupełnie nijakie CGI, bo nawet tak banalne ujęcia jak zdejmowanie futra przed walką walą fejkiem.

Mogę za to pochwalić (wreszcie) sceny akcji. Niektóre nakręcone są naprawdę fajnie, z pomysłem i z jajem. Pościg podczas którego upindalają koniu nóżki, wystrzał z muszkietu prosto w orkową łapę, miażdżące ciosy młotem - kiedy na ekranie zaczyna się coś dziać, to dzieje się całkiem interesująco. Nadal oczywiście jest to komputer, ale dobre pomysły na choreografię walk przebijają się nawet przez CGI. Poza pojedynkami magicznymi, które jak to zwykle bywa sprowadzają się do mamrotania dziwnych słów, wykrzywiania mordy oraz wyciągania rąk otoczonych kolorowymi światełkami - sceny akcji wyglądają całkiem solidnie. Było kilka momentów, kiedy aż "czułem" ciosy, czyli: jest OK.

Wypada wspomnieć jeszcze o licznych elementach humorystycznych. Dawno się tak nie uśmiałem na filmie nie będącym gatunkowo komedią. Od wykorzystywania spranych klisz, poprzez autoironiczne w swym pompatyźmie sceny, aż po akcje typu poród na czworaka czy zabicie mamy Bambi - niejedna scena sprawiła, że po cichaczu chichotałem w kułak. Podobnie miała się sprawa podczas niektórych zbyt nadętych dialogów - ubijcie mnie, ale nie sposób nie pękać ze śmiechu, kiedy jeden z bohaterów zasuwa pełną powagi mowę w kierunku wymalowanej na zielono baby z doczepionymi kłami (jedna, jedyna aktorka wcielająca się w postać z orkową krwią w obiegu a nieprzesłonięta iluśbitową tapetą)! Albo gdy po urodzeniu dziecka "położnik" odwala Króla Lwa prezentując je hordzie; tego typu scen jest w filmie dość sporo i im dłużej nad tym rozmyślam, tym bardziej jestem przekonany, że Warcraft dorobi się z czasem reputacji filmu "tak złego, że aż dobrego" i stanie się guilty pleasure dla wielu osób. O ironio, mogę być jedną z nich.

Podsumowując - mamy bardzo średni film, ale (jak mniemam) idealny produkt dla fana franczyzy. Wrażenia co większych wielbicieli gry zdają się to potwierdzać: widzowie wymieniają dziesiątki nawiązań do ich ukochanego tytułu, jednocześnie przyznając, że osoba niezaznajomiona z marką może mieć spore problemy z wsiąknięciem w film. Powtarzają się obserwacje, że postaci i wątków jest za dużo jak na jeden film - zwłaszcza pierwszy w planowanym tasiemcu. Przewijają się negatywne uwagi na temat aktorstwa. Nie jest więc tak, że fani nie widzą wad tej ekranizacji - jak zwykle, twierdzić że jest idealna będą tylko psychofani oceniający obraz jedynie pod kątem stężenia fanserwisu. A że ten jest spory, to i dychy będą się sypać.

Tymczasem jako film Warcraft jest dość słaby. Brak wyraźnego protagonisty, natłok wątków i chaotyczny montaż (chwilami naprawdę przypomina styl produkcji telewizyjnej) sprawiają, że oglądanie go zwyczajnie męczy. Sytuację rozładowują wspomniane liczne momenty komediowe, ale nie było to zapewne intencją twórców. W połączeniu z paskudnymi gdzieniegdzie efektami otrzymujemy film, który w latach 90tych wyszedłby od razu na VHSie. Doprawdy, wstyd trochę, że tak uznana marka otrzymała tak przeciętną adaptację. Nie myślicie bowiem że film jest kompletnym gniotem - nie; jest tylko okrutnie przeciętny i poza puszczaniem oczka do fanów nie oferuje właściwie nic wyróżniającego go na tle pozostałych filmów fantasy.

Moim zdaniem sprawdziłby się dużo lepiej jako przerywniki fabularne do gry. Tego nie rozumiem najbardziej: czemu Blizzard po prostu nie stworzył Warcrafta 4? Czy przypadkiem nie czas już na wskrzeszenie kultowej serii? Od ponad dekady karmią rynek kolejnymi dodatkami do wiejącego nudą klikacza - ops, przepraszam: do innowacyjnej wieloosobowej gry sieciowej - skazując biednych Koreańczyków do tyrania w wiekową "trójkę"... Zlitowali by się nad nimi i nad nami i wypuścili godną kontynuację. W niej zaś film o takiej jakości robiłby naprawdę solidne wrażenie. Zaryzykowałbym wtedy nawet stwierdzenie, że to najładniejsze cutscenki jakie widziałem w życiu.

Ale, niestety, Warcraft: Początek to nie element gry. To wypuszczony do kin film fantasy klasy B na miarę 2016 roku. Aż tyle i tylko tyle. Fanserwis fanserwisem, ale jako film - robi rozczarowująco niewielkie wrażenie.

Nie będę apelował do wystawiania ocen podobnych do mojej - każdy niech sobie ocenia jak chce. Apeluję za to o rozsądek w innej kwestii, mianowicie szukania spisków. Drodzy psychofani (do normalnych fanów tego nie kieruję - wy się w spiski nie bawicie), otóż nie każdy, kto nie dał temu filmowi dychy to kupiony przez żydomasonerię frajer. Nie każdy, kto się przy nim nie masturbuje to Janusz który nie widział gry na oczy. Są po prostu wśród nas gracze-filmaniacy, którzy chcą ocenić ten film uczciwie. A do tego trzeba niestety zdjąć psychofańskie okularki.

ocenił(a) film na 6
rozkminator

Bardzo fajny tekst, Twoją ścianę tekstu czyta się lekko i przyjemnie ;)
Miałem bardzo podobne przemyślenia po seansie jednak mimo tych wszystkich wad nie wyrywałem sobie włosów z głowy i przebrnąłem przez film bez chęci opuszczenia sali kinowej (btw widziałem grupkę 3 osób która poddała się w połowie i wyszła)...chyba czuje jakiś niedosyt ostatnimi czasy jeśli chodzi o kino fantasy typu "popłuczyny po Tolkienie".

ocenił(a) film na 9
Anthrax91

oprócz Hobbita (na podstawie małej książeczki) w ogóle coś było? Jak dla mnie przez te 12 lat od Powrotu Króla nie było podobnie wielkiego fantasy. Niedosyt był i to ogromny, oby kręcili następne częsci.

ocenił(a) film na 6
Gregor4567

Z ostatnich lat tylko "Maleficent" z takich Tolkienowskich klimatów przyszła mi do głowy.

ocenił(a) film na 5
Anthrax91

Ten argument o niedosycie jestem w stanie zrozumieć. Ja mam niedosyt innych gatunków i tam też zdarza mi się przymykać oko na gniotowatość. Fanom takiego epickiego fantasy faktycznie współczuję bo dostajecie swoje filmy chyba najrzadziej z całej holiłudzkiej publiki.

ocenił(a) film na 8
rozkminator

tl;dr

Nie no, żarcik, przeczytałem całość. I chciałbym też wyrazić swoją opinię jako dość casualowego fana uniwersum, który ma o nim podstawową wiedzę z resztek Warcrafta III pozostałych w pamięci i pobieżnych doświadczeń z WoWem. <spoiler alert>

1. Z tą logiką odnośnie protagonisty się sprzeczał nie będę, każdy ma własną logikę w niektórych kwestiach, ale w moim odczuciu od początku czuć dwie-trzy kluczowe postaci, wokół których toczy się akcja (oczywiście Durotan, Lothar i Khadgar). Może nie jest to tak proste, jak w przypadku mini-serialu marvela czy tym podobnych, bo faktycznie film nie mówi wprost kto jest głównym bohaterem wokół którego kręci się wszechświat. Zamiast tego film zachęca do wyboru swojego własnego protagonisty i strony "konfliktu" przez widza. Jeden powie, że to Ragnar, tfu, Lothar, drugi, że Durotan, trzeci stwierdzi, że na tle Khadgara to są nieważni (chociaż zakładam, że tych widzów będzie zdecydowanie najmniej). Może i postacie nie są przedstawione wystarczająco dobrze, można się naciąć na wpadki typu nazywanie Lothara Anduinem bez wcześniejszego wspomnienia tego imienia, widz nie znający uniwersum mógł się tu faktycznie zdezorientować, ale wynika to niestety ze zbyt napiętego kryterium czasowego, kto wie, może w wersji reżyserskiej te elementy będą lepiej zorganizowane, w końcu ma to być podobno około 40 minut materiału. A, i nie wydaje mi się, żeby fakt wyglądu orków odrzucał możliwość kibicowania im, przecież wszelkim misiaczkom czy bałwankom (o zgrozo) w filmach animowanych, quasimodo, czy innym "brzydszym" kreaturom można jakoś kibicować :D

2. Gra aktorska. Tu dużo też zależy od punktu widzenia. Orkom osobiście do zarzucenia nie mam nic, wręcz przeciwnie, zachwyciło mnie jak dobrze uchwycono ich charakter. Ludzie to trochę inna bajka - król Llane dość nijaki, Khadgar spełnia rolę wymoczka i ofiary i dopiero pod koniec jako tako się rozkręca, Lothar w zależności od tego, czy ktoś ogląda Wikingów, albo wydaje się Ragnarem zrzuconym z drakkaru na gryfa, albo całkiem sprawnie napisanym dowódcą i wojownikiem, choć z wylewami artyzmu i kunsztu bym nie przesadzał. Medivh w ramach swojej roli dużo zrobić nie mógł, a i tak sprawiał wrażenie z jednej strony stoickiego mędrca i maga, z drugiej opętanej kukiełki demona, więc specjalnie nie mam się czego przyczepić. Element zbędny filmu, czyli syna Lothara, pominę.

3. Fabuła mimo dość dużego tempa i przeskakiwania scenerii jest spójna, choć "lore'owi" puryści uniwersum przyczepiliby się do kilku rozwiązań scenarzystów. Ja tej historii w wielkich szczegółach nie znałem, więc to, co przedstawił film, mnie nie odrzuciło. Wręcz przeciwnie, wessało mnie do reszty i żałowałem, że tak szybko się skończyło. I nie zgodzę się, że "natłok" informacji potrafił kogoś wybić z tropu co i jak. Kumpel, którego kontakt z uniwersum ogranicza się do kilku partii w Hearthstone'a w przeszłości, nie miał najmniejszego problemu z ogarnięciem całej historii i zapamiętaniem wszystkich postaci (no, poza żoną króla, jej imienia nawet ja nie zapamiętałem). No i nie można postrzegać tego filmu jako "źli orkowie" kontra "dobrzy ludzie", to bardziej złożona historia, a właściwie sam jej początek. Żałować można jeszcze tylko, z perspektywy fana uniwersum, że zakończenie nie było bliższe "kanonu", czyli zniszczenie Wichrogrodu i ewakuacja ludzi na północ by tam zawiązać Sojusz, nie dość że zgodne z oryginalną fabułą, to potencjał na scenę typu "ostatnie spojrzenie Lothara na płonące miasto" proste a skuteczne :P

4. To nieszczęsne CGI, będące źródłem większości dyskusji o tym filmie. Moim subiektywnym zdaniem było w sam raz. Owszem, od razu widać efekty pracy komputerowej, ale są one na tyle dobrze wykonane w przypadku orków i ich mimiki, że wcale nie przeszkodziły mi w odbiorze filmu. Wręcz przeciwnie, obawiam się, że gdyby zamiast tego użyto kostiumów czy innych analogowych rozwiązań, trudno byłoby pokazać zarówno potężną budowę fizyczną orków, jak i dynamikę ich ruchów i mimikę. Zwykła charakteryzacja w owych felernych zbliżeniach czy statycznych scenach w dużej mierze ukryłaby ową mimikę, pod toną tapety i gumy ciężko cokolwiek pokazać. Poza tym - skoro CGI działa w przypadku kreacji tych orków, to po co marnować środki tylko po to, by przestawić ich na dwa sposoby z nadzieją, że w obu wypadną równie dobrze?

5. Elementy komediowe? Hm. Były jakieś? Jeśli się wysilę to przypomnę sobie chyba tylko "fake-hand" Lothara wobec Khadgara w Kharazan (bez szału z tym humorem, po prostu mogło wywołać uśmiech na twarzy jako utarty już gag), puszczenie oka fanom w postaci murloca i owieczki, ewentualnie jakieś mniej lub bardziej zauważalne typowe żarty i utarczki słowne. Król lew? Szczerze przyznam, że byłem zbyt zaaferowany filmem, by zauważyć tę analogię, jeden nazwie to "fanboystwem" inny brakiem skojarzenia, ale ja podziwiam spostrzegawczość :) "Bambi" mnie osobiście nie rozśmieszyła, i biję się z myślami zastanawiając się co mogło kogoś w tym rozśmieszyć, ale to też pewnie kwestia indywidualnego poczucia humoru.

6. Sceny akcji owszem, bardzo dobrze zrealizowane, z przemyślaną choreografią i tak dalej... z wyjątkiem jednej walki. Lothar vs Blackhand. No kurde. Spodziewałem się jakiegoś zajmującego pojedynku, wymiany ciosów, uników, a tu co? Góra 5 sekund akcji, "rockslide" pod nogami i cięcie przez "punkt Goro". Po prostu rozczarowanie. Poza tą sceną - wszystko w jak najlepszym porządku.

Podsumowując mój wywód, film według mnie do rozpatrzenia w czterech grupach docelowych: fana uniwersum (loregeek), fana uniwersum (casual), widza bez konkretnej wiedzy o uniwersum oraz "znawcy kina" aka "krytyka filmowego". W pierwszym przypadku film godny polecenia pod warunkiem zdolności do przymknięcia oka na zmiany w historii na potrzeby filmu. W drugim - śmiało szturmować kina, warto poznać historię (choć jeszcze nie wiadomo, czy kanoniczną z dotychczasowymi dokonaniami z gier wideo). W trzecim - za słowami kumpla - nie mając żadnych oczekiwań bardzo pozytywne zaskoczenie. W czwartym - pod żadnym pozorem nie oglądać, obsesja na punkcie technicznych aspektów i tego "jak to powinno być zrobione" nie pozwoli cieszyć się filmem.

Zakładam, że po tym poście mój profil i oceny przestudiuje Horda użytkowników i po wnikliwej analizie oceni mój gust filmowy, ale w sumie od tego po części jest ten portal. Dodam tylko, że swoje oceny przyznaje głównie zgodnie z zasadą "ilość punktów odzwierciedla jak dobrze bawiłem się oglądając ten film", więc w żadnym stopniu nie jest obiektywna. Jeden powie, że lubię CGI, drugi, że odgrzewane kotlety, trzeci, że komiksy i bajki dla dzieci. Ale po prostu lubię to, co mi się spodoba. Tylko tyle i aż tyle. I oczywiście szanuję opinię innych, więc tak jak ja odnosiłem się do argumentów rozkminatora, tak i ja śmiało zapraszam do "walki" z moimi spostrzeżeniami, może się czegoś nowego nauczę albo dowiem :)
Pozdro!

PS. Oczywiście #TeamHorde :)


ocenił(a) film na 5
aXvarg

Dziękuję za konkretną, treściwą odpowiedź :)

1) W domyśle zazwyczaj kibicuje się ludziom. Instynktownie to co normalne, piękne = dobro (ludzie) a to co wynaturzone, brzydkie = zło (paskudni orkowie). Mamy to w genach, mamy to w kulturze. Czasem pojawiają się i owszem motywy "nie wszystko co pozornie brzydkie to zło" - i ja to rozumiem, tak jest właśnie w Warcrafcie i osobiście dużo bardziej interesowała mnie "kampania" orków w tym filmie: ludzie byli nudni i papierowi, orkowie przynajmniej mieli jakieś konkretne problemy. Niemniej jesteśmy ludźmi więc docelowo powinniśmy się chcieć utożsamiać z ludzkimi postaciami - w końcu nie chcemy pokolenia otherkinów :P Mimo wszystko sam zabieg rozumiem i nawet uznałem go za ciekawy - jak każda taka próba.

2) Samego aktorstwa to się w tym filmie nie czepiam, przynajmniej jego "ludzkiej" części - kolesie i kolesiówy grają poprawnie, to nie ich wina, że napisano im tak przezroczyste postaci. Taka konwencja najwyraźniej - najlepszym dowodem to, że do postaci odnoszę się nie ich imionami, a klasami, które reprezentują. Jest rycerz, jest mag, jest warlock... To niestety problem wielu fanfików, że opisują bohaterów bardziej za pomocą statów niż cech charakteru - znalazło się to i w filmie.

3) "No i nie można postrzegać tego filmu jako "źli orkowie" kontra "dobrzy ludzie", to bardziej złożona historia, a właściwie sam jej początek" - to jest niestety problem wielu dzisiejszych produkcji. "Nie można oceniać" jako filmu, tylko rozpatrywać z perspektywy nadchodzących produkcji - dosłownie to samo, co w kinie marvelowym. Cóż, jako "produkt z nadchodzącej linii kinowego uniwersum Warcrafta" to się to sprawdza, jako film - sprawdza się średnio.

4) "obawiam się, że gdyby zamiast tego użyto kostiumów czy innych analogowych rozwiązań, trudno byłoby pokazać zarówno potężną budowę fizyczną orków, jak i dynamikę ich ruchów i mimikę" - to jest bardzo ciekawe zagadnienie. Zwróć uwagę, że mówisz o "oddawaniu" ruchów czy wyglądu orków, kiedy orkowie... nie istnieją. Tak więc jeśli już, to mówisz o "odwzorowaniu" ruchów czy wyglądu, które znasz z interpretacji w growych Warcraftach ;) W sensie: ktoś gdzieś wymyślił sobie rasę orków, którzy żyją w fikcyjnym świecie; ktoś ich wymyślił, opisał, a potem ktoś ZILUSTROWAŁ ich wygląd w grze i cutscenkach. Innymi słowy: pokazał swoją interpretację orków.

I teraz, gdy mamy film Warcraft, nie oczekujesz, by ktoś pokazał filmową interpretację orka - tylko chcesz by pokazał interpretację interpretacji. Chcesz żeby orkowie z gry zostali przeniesieni 1:1 do filmu.

Ja takiego podejścia nie rozumiem. Idąc na film na podstawie ulubionej gry oczekiwałbym, że zostanie on nakręcony jak film, a nie, że będzie przedłużoną cutscenką. Jakby tak dalej iść w to przenoszenie, to czemu film nie jest nakręcony z lotu ptaka w rzucie izometrycznym? :P

Osobiście wolę żeby coś w filmie było zrobione z sercem i wysiłkiem godnym filmu. W Mortal Kombat mogli wstawić Goro w CGI, ale namęczyli się z kostiumem i wyglądał kozacko. Ze względu na ograniczenia techniczne nie naparzał zbyt często czterema łapami naraz, ale wyglądał kozacko. Takiego czegoś oczekuję idąc na każdy film na podstawie gry - że będzie starał się maksymalnie wykorzystać możliwości przeniesienia w inne medium, że będzie starał się zdystansować od technik wykorzystywanych w oryginale, żeby się od niego odróżnić i uzasadnić kupno biletu do kina.

Ale to jest - zaznaczam - kwestia podejścia. Nikomu nie narzucam, że jest ono jedyne właściwe (jedynie dziwię się, że serio ktoś może mieć ochotę mieć inne :P)

5) Zawsze się brechtam jak w jakimkolwiek filmie umiera jelonek, jak chyba każdy kto pamięta "Bumbi's Mum" z Animaniaków :P Podobnie z podnoszeniem noworodków - jak ktoś wcześniej zauważył, widziałem tyle filmów i gier w życiu, że praktycznie każda scena z czymś mi się kojarzy. Ale - to też w pewnym sensie "miernik" dla filmu: jak często używa klisz? Ile wytartych motywów przewija się przez scenariusz? Wbrew pozorom ma to drugie dno. Serio nie śmieszyła cię scena przy ognisku? Coś, z czego ciśnie bekę już co druga parodia/komedia? Ja wiem, że to klasyczne motywy w tym gatunku, nie postrzegam więc tego jako wadę, jedynie właśnie za element humorystyczny. Ileż to już razy widzieliśmy jak ktoś się zwierza przy ognisku albo na łożu śmierci? To są tak ograne motywy że nie sposób się nie uśmiechnąć na sam widok scenografii, zapowiadającej "zgłębienie emocjonalnego wymiaru bohaterów" :D

6) Ta scena z ciachaniem nabiału jest moją ulubioną w całym filmie. Choć raz mieli jaja (pun intended) zrobić coś wbrew oczekiwaniom fanbojów i mają za to u mnie szacun. Ponownie zresztą jest to scena wybitnie humorystyczna, kojarząca mi się z "pojedynkami" Indiany Jonesa.


"Podsumowując mój wywód, film według mnie do rozpatrzenia w czterech grupach docelowych: fana uniwersum (loregeek), fana uniwersum (casual), widza bez konkretnej wiedzy o uniwersum oraz "znawcy kina" aka "krytyka filmowego". W pierwszym przypadku film godny polecenia pod warunkiem zdolności do przymknięcia oka na zmiany w historii na potrzeby filmu. W drugim - śmiało szturmować kina, warto poznać historię (choć jeszcze nie wiadomo, czy kanoniczną z dotychczasowymi dokonaniami z gier wideo). W trzecim - za słowami kumpla - nie mając żadnych oczekiwań bardzo pozytywne zaskoczenie. W czwartym - pod żadnym pozorem nie oglądać, obsesja na punkcie technicznych aspektów i tego "jak to powinno być zrobione" nie pozwoli cieszyć się filmem."

Ja bym dodał piątą grupę, ludzi takich jak ja. Fana gier video, choć niekoniecznie tej konkretnej marki; widza oczekującego dobrej filmowej adaptacji gry video, obojętne spod jakiej bandery; i finalnie: człowieka mającego też jakieś pojęcie o filmach i krytyce. Dla takiego człowieka, film jest "do obejrzenia", najlepiej ze znajomymi i kratą piwa pod ręką - wtedy seans może być naprawdę radosny.

użytkownik usunięty
rozkminator

Dobra chciałeś analogicznych efektów w filmie na podstawie gry o takiej a nie innej estetyce. Gdzie widać wyraźnie było, że wszystko będzie robione pod fanów.

Chyba pora się przerzucić na kino wojenne, albo w ogóle dobre thrillery gdzie cgi zwyczajnie nie ma.

"Nie można oceniać" jako filmu, tylko rozpatrywać z perspektywy nadchodzących produkcji - dosłownie to samo, co w kinie marvelowym"

Ja zrozumiałem, że jemu chodzi głównie o ten film sam w sobie, bo orki nie są przedstawione tutaj wyłącznie jako złe.

Czepianie się nawału filmów Marvela, czy tam DC nie ma w kontekście historycznym kina sensu poza prywatnymi gustami i rozpatrywaniu czy te filmy są po prostu dobre.

Ich istny nawał? Taki cykl kina rozrywkowego, kiedyś były na fali musicale, potem westerny, kino akcji, kino nowej przygody. Jedyna różnica polega na tym, że Indiana Jones, nie egzystował w tym samym uniwersum co Marty Mcfly, Snake Plissken, Alien etc.

Kino komiksowe ma prawo do swoich 5 minut, tak jak i tamte gatunki.

Serialowość tych produkcji przecież nie odbije się nijak na ambitniejszym kinie- bo co uniwersum Zjawy i Birdmana powstanie? D;

A sama serialowość wcale nie jest skomplikowana i nie wymusza na nikim aby oglądał koniecznie wszystkie filmy żeby rozumiał o o co chodzi. Avengers wszystko autonomicznie wyjaśniają,pomimo, ze solowe filmy do nich to w paru przypadkach dobra przystawka. Guardianów i Ant-mana można oglądać spokojnie bez wiedzy o przygodach Iron Mana etc.


Te filmy mają tak prostą konstrukcję, że aby nich nie rozumieć trzeba albo 5 latkiem, albo mieć duże braki w iq.

Sam Warcraft przecież nie ma być jakąś serialową konstrukcją, a klasyczna trylogią- LOTR, Matrix to też były seriale kinowe?

Mnie bardziej irytuje, jak się robi część z tych filmów, byle udowodnić, że kino komiksowe też może być dorosłe.






ocenił(a) film na 5

Nie twierdzę nigdzie że serialowość zepsuje kino ambitne. Ale bez wątpienia psuje kino rozrywkowe. Chyba nie muszę przywoływać BvS jako dowód na to, że coraz więcej firm próbuje na siłę tworzyć filmowe uniwersa i jaki jest tego wynik?

Jak wspomniałeś, Marty McFly i Indy nie istnieli w tym samym świecie - dzięki temu zawartość tych filmów nie opiera się w 20% na reklamowaniu produktów pobocznych. Nie masz wielkiego wyczekiwania na cameo Indy'ego w Powrocie do Przyszłości, nie ma w Terminatorze przepowiedni o łowcy androidów Deckardzie. Dzięki temu te filmy mogą być zamkniętymi całościami.

Trylogie typu Matrix, Powrót do Przyszłości czy Star Wars, które dziś uznaje się za klasyczne, zaczynały jako pojedyncze filmy i sequele zyskały tylko przez popularność oryginału. W pierwszym Matrixie nie masz nic o Architekcie, w Nowej Nadziei nie masz Imperatora i tak dalej - nie tworzono tych filmów mając rozpiskę na kolejne X pokoleń.

Czy się komuś to podoba, czy nie, to zupełnie inna kwestia zresztą niż to, jak się taka serialowa konstrukcja sprawdza jako film. Film to film: wstęp, rozwinięcie, zakończenie. Trzy akty i creditsy.

użytkownik usunięty
rozkminator

Batman v Superman jest słaby, ale jego klęska nie leży wcale głównie w z powodu masy nawiązań do kolejnych filmów.

To tylko jedna z wielu części składowych jego fiaska.

Zerowa motywacja Supermana do walki z Batmanem- jakby nie mógł znaleźć matki, słabiutki Luhtor, Superman, który nie jest Supermanem, a jakimś smutnym emo.

Pretekstowe wątki przerwane w trakcie- facet na wózku- absolutnie zbędny motyw śledztwa Lois, co wiąże się, z jakimiś mętnymi bzdurami.

To jak, w końcu chodziło tam o to, że ludzie naprawdę wierzyli, że Superman zabijał ludzi z broni palnej czy jak? D;

O samej Lois można napisać elaborat jako najgorszej żeńskiej bohaterce od lat, ona służy tylko do ratowania.

To ja już naprawdę wolę nurt niezależnych heroin pokroju Rey ze nowych Star Wars i tamta postać przynajmniej była jakkolwiek sympatyczna.

A najgorszy jest chyba i tak ten pseudo-dramatyczny ton.

Snyder ma problemy. Ten człowiek nie rozumie jak stworzyć dramatyczniejszy, ambitniejszy film, ale, że bardzo chciał to stworzył to co stworzył.

Zamiast dynamiki relacji między bohaterami przemowy, zamiast sensownej motywacji Supermana do starcia z Batmanem, motyw z matkami etc.

A wszystko stylistycznie mroczne, żebyśmy nie zapomnieli, że to ambitny film.


Mam już serdecznie dość, czytania potem na forach jaki Snyder jest ambitny, a Marvel gówniano kolorowy.

Snyder nie umie kręcić więcej niż teledyski, o kinie ambitny to już w ogóle nie ma co marzyć.

Potem człowiek się produkuje, żeby ludzie ogarnęli trochę więcej niż kino komiksowe.

Obejrzeli jakiś film z założeniami ambitniejszymi a też w otocze fantastycznej- do wspomnianego Blade Runnera, po nowsze produkcje pokroju Ex Machiny.

Co się potem dowiaduje, to i tak hurr durr o Marvelu.

Odnosząc się do serialowości- może uwierać, ale imo uniwersm Marvela spełnia swoja funkcję czyli czystej rozrywki.

Przynajmniej nikt mi nie wciska kitów jakie ambitne filmy oglądam.

Reklamowanie innych produktów, do pewnego stopnia, ale też nie do końca, bo ant-man czy guardiani nie silili się na zbyt dużo avengersowania.

Przynajmniej przy tych filmach się rozerwę , a nienawistne gimnazjum niech dalej pisze o ambitny DC i durnym Marvelu, a ogarnięty człowiek w tym czasie po prostu obejrzy sobie taki odmóżdzadż, a jak będzie chciał czegoś więcej to odpali sobie Scorsese, Kieślowskiego czy kogo tam lubi.

BTW Jak tak się zastanowić, to przecież są zamknięte filmowe całości, które spokojnie dźwigają wielowątkowość choćby rodzimy Rękopis znaleziony w Saragossie.

Batman v Superman znów nie był jakoś fabularnie jakoś niesamowicie złożony. Ot kolejny film, który pokazuje jak nędznym reżyserem jest Snyder i przy okazji jacy ludzie od montażu pracują w WB- pierwszy wspólny film z dwójką najbardziej rozpoznawalnych trykociarzy na świecie, kto by się przejmował, żaden potencjał na rozbicie boxx officeu. Przecież to tylko suplement do Lego Batmana ;)





ocenił(a) film na 5

Naprawdę nie chce mi się zgłębiać w stosunek do którejkolwiek z tych firm. Mówię ogólnie o modelu biznesowym który wpływa ostatnio wyjątkowo mocno na proces twórczy.

ocenił(a) film na 5
rozkminator

Mi całą zabawę zepsuła sama warstwa fabularna. Blizzard to dla mnie dbałość o szczegóły, ciekawe i dopracowane wydarzenia.

Historia w filmie jest od początku słabo opowiedziana, a kilka ważnych wydarzeń zmienionych. Skąd spierniczają orkowie? Jaka jest przyczyna Exodusu? Dokąd zmierzają, co to za świat? Kto wymyślił jakieś k$r$a spaczenie? Orków plugawiło picie krwi Mannorotha. Nie mówiąc już o pierdołach - Blackhanda np. powinien zabić Doomhammer, z Medivhem/Sargerasem walczyła Garona i Khadgar itb.
To nie jest nowa historia, to jest produkt, który już się sprzedał i jest kultowy, a w imię komery i zapewne przez wpływ "speców" od amerykańskiego gó$na mamy jakieś niepotrzebne zmiany. Dlatego uważam, że to nie jest film dla graczy - tacy cenią sobie LORE gry jak nic innego.
Film graficznie udany - to dla mnie jedyny plus. Za dużo "epickich" (niedorzecznie gó$$ianych !!! - vide dialog króla i Garony pod portalem) scen, fabuła niestety ma mnóstwo słabych punktów. Wielka szkoda...

ocenił(a) film na 9
deathwing_siek

Krew demonów może wejdzie w kolejnych częściach. W grze Warcraft 1 też nie ma żadnej wzmianki o Mannorocie, a w niczym to nie przeszkadzało by dodać tę postać wtedy gdy była potrzebna.

ocenił(a) film na 10
rozkminator

nie jestem psychofanem ale naprawde film byl swietny a ty szukasz problemow tam gdzie nie powinienes

ocenił(a) film na 5
kiczek221

A gdzie, przepraszam, powinienem ich według ciebie szukać? Myślałem że recenzując daną rzecz szuka się problemów WSZĘDZIE. Zadaniem twórcy jest niedopuszczenie, by widz problemy odnalazł. Raczej to ty jesteś bezkrytyczny i nie szukasz ich w ogóle.

ocenił(a) film na 10
rozkminator

Moze i racja ze jestem bezkrytyczny ale mam takie cos ze po prostu ogladajac film albo mi sie on podoba albo nie. Lubie odmożdżacze i tyle wiec moze sam do Ciebie bez sensu wyskoczylem ale po prostu szkoda mi tego filmu i tyle bo jest sympatyczny a wszyscy sie do niego przy*ebali

ocenił(a) film na 8
rozkminator

Z gąszczu mniej lub bardziej trafnych uwag jedna jest całkowicie nietrafiona. Brak protagonisty to największa zaleta filmu! Ileż to już było tych filmów fantasy gdzie w pierwszych 5 minutach poznajemy głównego bohatera i musimy mu kibicować - bo jest dobry, bo zwycięży, bo mężny itp. Wywołuje wymioty.

Tutaj jest to świetnie zrobione. Nikt nie jest głównym bohaterem i dobrze.

Zresztą gdyby przedstawiono ludzkiego bohatera w pierwszych minutach to pewnie napisałbyś że kolejna paskudna kalka, szczerząc zębiska : )

Swoją drogą - ciężko Ci wczuć się w uczucia ogromnego zielonego orka? Podejrzewam, że z młodocianym murzynem-gangsterem z Bronxu masz jeszcze większy problem.

ocenił(a) film na 5
tearofmankind

Żebyś wiedział, że nie umiem wczuć się w gangsta małpę, ja w swoich filmach wolę postaci normalne, z którymi każdy normalny człowiek może się identyfikować. Jak Ted Bundy.

ocenił(a) film na 6
tearofmankind

Jako gracz i fan trójki ( w poprzednie nie grałem, sorry, taki klimat) uważam ten film za przehype'owany i co najwyżej poprawny. Fabuła leży- naiwne to to jak cholera. Ktoś w Blizzardzie chyba się nawalił, że taki fabularny gniot klepnął... Zobaczymy co przyniosą kolejne części... ;]

użytkownik usunięty
rozkminator

Mi warcraft początek sie podobał

rozkminator

Wytrzymałem 5 minut i wyłączyłem. sory ale dla mnie za sztuczne.

ocenił(a) film na 2
rozkminator

Płakaliśmy kiedy to czytaliśmy z chłopakiem ;-). Zgadzamy się, niemal w 100%.

ocenił(a) film na 3
rozkminator

Tylko gimbaza na poziomie zdechłego trolla z deficytem zielonych komórek może się tym "dziełem" zachwycić. A przy starym dobrym warcrafcie spędziłem masę godzin w multi i nie tylko.

użytkownik usunięty
rozkminator

Zgadzam się z Twoją opinią.
Obcowanie z filmem bez choćby jednej postaci, z którą mógłbym się utożsamić, jest dla mnie wyzute z sensu. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
rozkminator

"Ta jest standardowa: są sobie źli orkowie, napadają na dobrych ludzi, ludzie nie ogarniają co się dzieje; bladoskórzy montują ekipę rycerzyków i magów i próbują pokonać Zło przy pomocy kolaborantów z drugiej strony barykady (lub portalu, ściślej mówiąc)"
Orkowie nie są źli.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones