Chłodny, zdystansowany, wnikliwy i prawdziwy film. Niezwykle uważnie podglądający bohaterów. Ze znakomitą sceną decydującej rozmowy między mężem i żoną, a także kluczową kwestią: "Nie planowałem tego, stało się". Tak jakbyśmy na nic nie mieli wpływu, jakby rządziło nami fatum, przeznaczenie, ślepy los. Nic nie można zrobić, nie da rady, zdarza się i już. Małżeństwo? Wzruszenie ramion. Rodzina? Łatwo przyszło, łatwo poszło. Dziecko? Nie pierwsze i nie ostatnie postawione wobec takiego problemu. Trzeba jeszcze odegrać celebrę świąt, a za parę dni idziemy do notariusza. Straszne i autentyczne.
szczerze powiedziawszy, scena gdzie mąż wyjawia zdradę, z punktu widzenia emocjonalnego nie należała do rzeczywistych.
nie wyobrażam sobie zachować takiego spokoju, kiedy dowiaduje się, od najbliższej mi osoby w życiu "hej kochanie, bzykam i kocham inną" . Co do reszty wypowiedzi zgadzam się.
ps. nie rządzi nami fatum ani przeznaczenie a instynkty.
Obojętne jak nazwiemy wymówki: zły los, nieodgadnione fatum czy nieokiełznane instynkty. To bez znaczenia. A scena wyznania właśnie dlatego jest prawdziwa, że zraniona kobieta przez chwilę próbuje jeszcze zachować godność (to nie spokój - wewnątrz wszystko się gotuje). Ale przecież tylko przez chwilę - zaraz potem wybucha i nawet okłada męża pięściami.
Jedni zapominają, inni nie. Ilu ludzi - tyle reakcji, ale nawet w tej scenie trwa to wszystko ledwie parę chwil. Dla mnie zupełnie prawdopodobne.
"Nie planowałem tego, stało się" - bo durny facet myślał, że tocząca się ze szczytu śnieżna kula będzie coraz mniejsza... To trochę tak jak z papierosami: wezmę kilka zapalę, a potem nałóg... i dziwienie się "nie planowałem tego, samo się stało"... no po prostu przerażająca krótkowzroczność.
Jest w tym dużo pychy i myślenia życzeniowego: że drobne świństewka same się z czasem rozejdą po kościach, nie wiedząc od tym że biologa (tu pożądanie) ma nad świadomością dużo większą siłę ( - w jedną i drugą stronę, słynne powiedzenie "duch ochoczy a ciało słabe" ) i jeśli na początku źle je ukierunkujemy to potem już nie my nim rządzimy a ono nami.