Inne są uwielbiane tylko dlatego, że to Quentin je robił. Gdyby się okazało, że reżyserem np Death Proof był kto inny, od razu stwierdzono by, że to nuda i tyle
nie zgodzę się, zresztą mało kto wpadłby na taki pomysł jak "Death Proof" czy inne Jego filmy, to jest właśnie unikalność stylu Tarantino, tak samo jak w stylu Rodrigueza mamy wręcz chorą ilość przemocy i krwi, a u Burtona groteskowość i mrok w filmach
Unikalnosć pomysłu to jedno, ale sam film to już co innego. Dla mnie taki film o niczym, ale to już kwestia gustu.
bo to miał być film o niczym. Zrobić zły film z braku talentu, a zrobić zły film dla jaj to zasadnicza różnica
To tylko pokazuje jego głupotę, bo żeby robić dla jaj zły film nienadający się do oglądania, to trzeba mieć ostro nasrane we łbie.
nic nie czaisz... Właśnie to jest sztuka obie części "Grindhouse" , "Kill Bill" czy "Maczeta" Rodrigueza to jest ogromny żart filmowy i trzeba być tego świadomym-jak chciałeś oglądać takie filmy na serio, to się nie przyznawaj, bo to znaczy,że dałeś się wkręcić a reżyser nawet się nie starał
"Machete" i "Grindhouse: Planet Terror" to Arcydzieła Kinematografii, gdzie "Death Proof" to zwykłe wiadro cuchnących szczyn!
1. Nie wyrażaj się 2. "Death Proof" to żart Tarantino ze stereotypu macho (laski zabijają dręczyciela), z samego siebie (tylko barman wie o jakich filmach mówi Mike) i ze swoich innych filmów (postać Bucka z "Kill Bill" czy dyskusja, gdzie jest mowa o dublerce Daryl Hannah) do tego w tej części tego dyptyku dialogi są lepsze niż w "Planet Terror", choć nadal są "o niczym", ale Tarantino zawsze był lepszym scenarzystą niż Rodriguez, u którego akcja jest świetna, ale czasem "siada", dlatego nieco lepsze niż "Planet Terror" było moim zdaniem "Od zmierzchu do świtu", gdzie Quentin pisał dialogi
"Od Zmierzchu Do Świtu" im obydwóm wyszło i jest to fakt, ale to był jeden jedyny wyjątek i niech tak zostanie,
bo Rodriguezowi świetnie idzie samemu i nie potrzebuje do tego pomocy upadłego frajerzyny, co jedzie tylko
na zdobytej 20 lat temu marce. "Grindhouse: Planet Terror" i obydwie części "Machete" (z naciskiem na 2)
to Absolutne Mistrzostwo Świata, gdzie dialogi wraz z akcją tworzą Bezbłędną Całość!
Rodriguez >>> Tarantino
daj spokój, Tarantino to filmowe zwierze obdarzone instynktem, zaś Rodriguez to po prostu rewelacyjny twórca, jednak np. "Mali Agenci 4D" to już skok na kasę, serial od "Zmierzchu do świtu" tak samo, "Maczeta zabija" mimo,że świetna była tylko "rozszerzeniem" oryginału, zaś Tarantino robi coś więcej niż tylko groteskowe pastisze, w których pan Robert się specjalizuje.Filmy Tarantino ciężko porównywać, bo są rożne: a to gangsterski film, a to kryminał, kino japońskie, parodia kina samochodowego, filmów wojennych,no i western. Na dodatek Quentin sprawia,ze człowiek zaczyna zastanawiać się nad historią: zarówno w relacji Niemcy-Żydzi, jak i czarny-biali. U Rodrigueza to pojawiło się tylko raz, w "Maczecie"- wątek imigrantów, ale nie było to tak subtelne- to nie zarzut tylko fakt. Obu panów uwielbiam, ale Tarantino jest moim zdaniem lepszy
"parodia kina samochodowego"
Pastisz! Nie parodia. Parodia to to co ludzie wypisują tu na forum.
A skąd wiesz, ze to mia być film o niczym? Nikt nie odbiera Quentinowi kilku świetnych filmów, ale jak każdy reżyser ma też parę słabych
Jego filmy mają świetne scenariusze, zgarnia do produkcji najlepszych aktorów i tyle. Brakuje mi geniuszu w jego filmach, czegoś co utkwi na długo w pamięci a poza scenariuszem to nic mnie nie zachwyciło. Wściekłe psy i Pulp Fiction to świetne filmy, Death Proof też ok a Django już jest przekoloryzowane jak dla mnie
W Django Quentin pojechał na swojej manierze, Waltz zagrał jak w Bękartach, i w sumie tyle o tym można powiedzieć
"Świetne" scenariusze, które bazują na już istniejących filmach, chociażby jak Kill Bill, który jest praktycznie żywo ściągnięty z Lady Snowblood. Także wolę nie nazywać ich świetnymi.
Bardziej podobało mi się Death Proof niż Django, ale zgodzę się że w wielu przypadkach decyduje nazwisko reżysera a nie sam film.
Właśnie - gdyby taki film nakręcił np Uve Boll, od razu z marszu by to zhejtowano i nazywano gniotem dekady
Zrobił genialny Pulp Fiction, dobre Wściekłe Psy i Kill Bill, który osobiście bardzo lubię. Reszta to gniot i bazowanie na jego nazwisku.
Może Hateful Eight uratuję go przed kompletną klęską choć w to wątpię.
Człowieku: 4/10 to według Ciebie mało???!!! Do tego pewnie ze 2-3 całkiem niezłe. Pokaż mi polskiego reżysera z 40% współczynnikiem trafień. Smarzowski się nie liczy, bo to świr :) Musiałbyś kopać do polskiej szkoły filmowej. A i tak żaden z nich nie byłby tak często cytowany na świecie.
Ok. Pulp Fiction uwielbiam i mogę oglądać codziennie. Film kultowy, który był inspiracją dla wielu przyszłych produkcji w tym polskich również. Wściekłe psy, Jackie Brown - lubię. Tylko, że potem nie zrobił nic godnego nawet w 50% jak 3 wcześniej wspomniane filmy. Django było wręcz żałosne, a wcześniejsze produkcje jak Bękarty czy Death Proof były słabe.
Nie będę wiecznie zachwycał się QT z powodu Pulp Fiction. Niech zrobi kilka takich filmów na miarę PF i wtedy może robić co mu się podoba, a i tak będę go bronić w ciemno jak Scorsese, który od współpracy z DiCaprio robi taki shit, że głowa mała (Wilka lubię, ale obiektywnie daję mu 4-5), ale za jego wcześniejsze produkcje (głownie z Bobby'm D) uważam go za jednego z najwybitniejszych reżyserów Ameryki.
Nie zgadzam się. Nie jestem wielkim miłośnikiem ale jedno mogę powiedzieć: wymyślił i konsekwentnie wylansował styl który wszyscy nazywają „stylem Tantino”. Pomyśl, jak wiele filmow doczekało się tej łatki. Możesz nie lubić, ale gdy widzisz skalę oddziaływania (nawet w Japonii i Izraelu) to można powiedzieć jedno: wielka charyzma. Ja najbardziej lubię go za ścieżki dźwiękowe. Mniej za „gadulstwo”. Mam świadomość, ze bez niego nie byłoby np. Przekrętu Ritchie'go czy Wielkich Złych Wilków. Czy się nam podonba czy nie, odcisnął piętno na historii kina.
ja nie mówię, że Quentin nie wyrobił własnego stylu - wyrobił, tylko niektórzy po prostu tak się tym zauroczyli, że na wiele jego filmów patrzą zbyt bezkrytycznie, a przecież nie wszystkie są doskonałe
Sposób kręcenia, charakter dialogu, wykorzystanie muzyki - film przesiąknięty estetyką Tarantino. Jakby ktoś inny go podpisał oskarżony został by o kopiowanie. Mimo tego, że wiele filmów teraz faktycznie powstaje z fascynacji jego kinem, to te podpisane przez Q.T. nadal się wyróżniają. Zgadzam się, że ostatnie są słabsze od pierwszych, ale też nie są złe i czuć w nich podobną radość z kina. Nie oszukujmy się, że nagle reżyser odwróci się od swojej maniery i będzie kręcił coś, jak Jarmush czy Ceylan.
Ja tę jego manierę nawet lubię, tylko jak napisałem troche drażni mnie to, że tak bezkrytycznie podchodzi się do jego filmów, aczkolwiek np najwięcej psów wiesza się teraz na Django, chociaż dla mnie akurat ten film wcale nie jest taki zły, a do tego właśnie baaardzo tarantinowski
Myślę, że to zależy od środowiska. Jest sporo grono dobrych czy bardzo dobrych twórców, ale takich, którzy nie doczekali się większej sławy. Im więcej sławy, tym więcej głosów krytyki. Tarantino miał "pecha", że już drugim filmem zdobył i widownię i krytyków. Ci pierwsi szczególnie są mu "wierni", bo też - wg mnie - w tym gatunku kina pastiszu, miszmaszu rozrywki i kina ambitnego nie ma za bardzo aktualnie konkurencji. Z drugiej strony nie uniknie tego o czym pisałem - im bardziej film trafia do szerokiej publiczności, tym więcej narzekania. Stąd takie sobie opinie po "Bękartach wojny" i "Django". W jego przypadku narzekać można jedynie na fakt, że ostatnie filmy nie wydają się być w czymkolwiek ewolucyjne, bo to, że cenił western wiadomo było od dawna i może to kwestia budżetu, że dopiero teraz do tego gatunku dotarł. Ja akurat mam różnych znajomych i ich gust jest skrajny. Tarantino, jako jeden z nielicznych twórców łączy ludzi. Coś jak w muzyce Pink Floyd;) Nie jest jednak tak idealnie, że wszystkich i każdy film. Akurat wśród nich "Django" ja cenię mniej, bo zwyczajnie nie wciągnął mnie (poza wątkiem z Waltzem i fajnie zrobioną sceną kolacji).