Recenzja filmu

Gniew oceanu (2000)
Wolfgang Petersen
George Clooney
Mark Wahlberg

Burza na morzu

Jako reżyser Wolfgang Petersen ma jedną ogromną wadę. Nie potrafi zachować proporcji pomiędzy efektownym obrazem a ciekawie nakreślonymi postaciami. Chlubnym wyjątkiem był "Okręt", który udał się
Jako reżyser Wolfgang Petersen ma jedną ogromną wadę. Nie potrafi zachować proporcji pomiędzy efektownym obrazem a ciekawie nakreślonymi postaciami. Chlubnym wyjątkiem był "Okręt", który udał się tylko dlatego, że został nakręcony według znakomitej książki Lothara G. Buchheima. Jednak w większości filmów Petersena, zwłaszcza tych kręconych w Stanach Zjednoczonych, widać zamiłowanie do scen efektownych wizualnie czy wręcz efekciarskich przy jednoczesnym braku zainteresowania bohaterami, którzy są psychologicznie równie prawdziwi, co postaci z komiksów (pamiętacie kuriozalny "Air Force One"?). Niestety, podobnie rzecz się ma z "Gniewem oceanu". Oglądając film, miałam poczucie zmarnowanej szansy. "Gniew oceanu" mógł stać się zapisem zmagań człowieka z żywiołem, ale przede wszystkim z samym sobą, ze swoją nadmierną brawurą, słabością, zwątpieniem, przeczuciem klęski. Sześciu rybaków z kutra "Andrea Gail" stanęło przecież w obliczu śmierci. O czym myśleli, jak próbowali poradzić sobie ze strachem, desperacją, przeczuciem tragedii? Czy zachowali nadzieję? Czy nikt nie poddał się zwątpieniu? Na pewno byli przyzwyczajeni do ryzyka, towarzyszyło im stale, podczas każdego rejsu. Ale czy można być naprawdę przygotowanym na śmierć? Sześciu mężczyzn, sześć różnych osobowości, a więc i sześć różnych sposobów reagowania. Wydawałoby się, że te różnice znajdą odbicie w filmie, że Petersen pokusi się o nakreślenie ciekawych i wiarygodnych portretów, że zobaczymy ludzi z krwi i kości. Niestety, nie. Cała szóstka z "Andrei Gail" zarysowana została według jednego schematu z drobnymi tylko przesunięciami akcentów - albo szorstki, cyniczny twardziel, albo wrażliwy, ale także szorstki człowiek czynu. Nigdy nie dowiemy się, jak wyglądały ostatnie dni "Andrei Gail", więc oczywiście sposób opowiedzenia tej historii zależy od wrażliwości i wyobraźni opowiadającego. Akceptuję to. Ale dlaczego, u licha, rybacy z filmowej "Andrei Gail" muszą koniecznie zachowywać się jak bohaterowie kina akcji?! Dlaczego ich reakcje w obliczu niebezpieczeństwa muszą być aż tak hollywoodzko sztampowe - kilka szorstkich słów, kilka twardych spojrzeń. Jedyną reakcją na groźbę śmierci jest lekkie zmarszczenie brwi i ściągnięcie warg. Dobrze, że chociaż nie przerzucają się jednozdaniowymi dowcipami w stylu Bruce'a Willisa! Petersen zrobił swój film ściśle według utartych reguł. Dopasował po prostu odpowiednie klisze do konkretnych sytuacji. Nie próbował nawet na chwilę wyjść poza schemat. Kiedy więc dwóch rybaków początkowo wyraźnie się nie znosi, nie wątpimy nawet przez chwilę, że w obliczu zagrożenia pojednają się, wymieniając męski uścisk dłoni. Oczywiście, ta sztampowość to w dużej mierze wina scenarzystów, którzy nie chcieli lub nie umieli wyjść poza schemat kina męskiej przygody. Ale dobry reżyser powinien przynajmniej próbować ratować sytuację, zwłaszcza że miał na planie kilku znakomitych aktorów charakterystycznych (Johna C. Reilly, Williama Fichtnera) i George'a Clooneya, charyzmatycznego gwiazdora, który potrafi grać. Petersen jednak na żadne próby się nie pokusił. Być może dlatego, że tak naprawdę w tej historii nie interesowali go ludzie. Interesował go tylko sztorm, możliwość pokazania jego niszczycielskiej siły. Po skończonym seansie w pamięci pozostają jedynie ujęcia wzburzonego oceanu - jest w nich potęga, ale i okrutne piękno żywiołu. Te sceny robią wrażenie, wtłaczają w kinowy fotel. I patrząc na zmagania kutra z falami wysokości 10-piętrowego budynku, widząc, jak mały i kruchy jest on na tle wzburzonego oceanu, na chwilę nawet uzmysławiamy sobie piekło, przez jakie przeszli rybacy "Andrei Gail". Nie jest to jednak, niestety, zasługa reżysera, ale ekipy od efektów specjalnych. To dzięki nim tragedia rybaków nie została mimo wszystko strywializowana.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Gniew oceanu" to obok "Gladiatora" i "Patrioty" jedna z najgłośniejszych superprodukcji w historii kina.... czytaj więcej
Dominik Kubacki

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones