Artykuł

Od Kevina do Kevina

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Od+Kevina+do+Kevina-81105
"Dzieci nie są złośliwe. One są złe" – pisał Freud. Nad tym, w jakich okolicznościach dzieci stają się potworami, zastanawia się także kino.

W minione święta w polskiej telewizji nie mogło zabraknąć (bo gdyby zabrakło, widzowie podnieśliby raban) "Kevin", który w wigilijny wieczór został sam, tym razem w Nowym Jorku. Jakkolwiek sympatyczna byłaby twarzyczka Macaulaya Culkina, jego bohater wyposażony jest także w cechy mniej przyjazne: upór i bezwzględność, które wykorzystuje w obronie własnej i obowiązkowo przeciwko "złym". Okrucieństwo w takich okolicznościach staje się niemal bohaterstwem, a widz czerpie perwersyjną przyjemność z bezkarnego (bo uzasadnionego) oglądania dziecięcej brutalności. Lada dzień na ekranach kina zobaczyć można będzie innego Kevina, który tak szlachetny już nie jest. Powołany do ekranowego życia przez Lynne Ramsay, wywiedziony z powieści Lionel Shriver dorastający potwór z "Musimy porozmawiać o Kevinie" z protagonistą świątecznych filmów Chrisa Columbusa dzieli najgorsze cechy (nie ma jednak uroku młodego Culkina). Cech tych używa właściwie bez powodu (a przynajmniej trudno jego motywacje zrozumieć) – jest groźny i atakuje bez ostrzeżenia. Tego Kevina na święta nikt nie zaprosiłby do domu. Filmu Ramsay nie będzie również powtarzać telewizja. Chyba, że po północy.


"Kevin sam w Nowym Jorku"

TRAUMA ODRZUCENIA

Reżyserka "Musimy porozmawiać o Kevinie", Szkotka Lynne Ramsay, jest jedną z najciekawszych współczesnych autorek kina. Jej twórczość konsekwentnie mierzy się z różnymi odcieniami traumy, sposobami jej przezwyciężania bądź ulegania jej władzy. Pokazywała jej wpływ na dziecko w pełnometrażowym debiucie "Nazwij to snem" (1999) oraz na kobietę w wyjątkowym, zrealizowanym blisko 10 lat temu, obrazie "Morvern Callar" (2002). W tym ostatnim tytułowa bohaterka (Samantha Morton) po samobójczej śmierci swojego chłopaka kradnie jego powieść i ucieka z lekko przetrąconą koleżanką na Ibizę. Przyznaje sobie w ten sposób spadek czy stara się ocalić resztki bliskiej osoby? Ucieka od siebie czy próbuje odkryć, kim właściwie jest? Ramsay obserwuje wpływ traumy jakby bez uprzednich założeń, uchyla się też od odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania, zadowalając się po mistrzowsku sportretowaną emocjonalną izolacją jednostki, którą otacza pustka konsumpcji i samotność: jest w jej filmach coś z Antonioniego, połączonego ze sporą dawką współczesnego feminizmu. W jej najnowszym antyfamilijnym "Musimy porozmawiać o Kevinie" trauma staje się doświadczeniem i kobiety, i dziecka – jest nią wspólny szok narodzin, rozdzierający zarówno matkę (Tilda Swinton, doceniona za tę rolę Europejską Nagrodą Filmową), jak i syna (Kevina grają kolejno: Rock Duer, Jasper Newell i Ezra Miller).

 
"Musimy porozmawiać o Kevinie"

Jeśliby pójść tropem psychoanalitycznym, to narracja Ramsay wydaje się spójnym wariantem odpowiedzi na pytanie "co może się stać, jeśli nie pokochasz dziecka, które urodzisz?". Jak twierdzi psycholog Anna Olszewska-Konopa, dziecko długo po narodzinach nie odróżnia swoich emocji od emocji otoczenia, zlewa się z nim – jest syntoniczne i jeśli w tej syntonii nie napotka uczuć czułości i troski, to czuje się niezróżnicowane. Tę emocjonalną pustkę wypełnia agresja lub autoagresja, w zależności od fazy tego emocjonalnego odrzucenia, które obecne jest w doświadczeniu późniejszych socjopatów. Według teorii relacji z obiektem (najczęściej matki), osobowość schizoidalna wykształca się na skutek odczuwania przez dziecko wrogości wobec jego narodzin złości i rozczarowania lub nawet smutku wokół pokrzyżowania życiowych planów. Następuje wówczas oderwanie od żywotności w kierunku popędu śmierci. Czy właśnie to jest doświadczeniem Kevina? Czy raczej czające się w nim zło jest zgoła irracjonalne?

Ramsay wątpliwości tych nie rozstrzyga. Mistrzowsko operuje symboliką kolorów, misternie buduje napięcie. Niczego nie zaniedbuje i nikogo nie oszczędza. Subtelnie kłania się zbiorowej popkulturowej wyobraźni poprzez aluzje do rzeczonego "Kevina", używanie mitu Europy (film rozpoczyna się ekstatycznymi ujęciami Swinton w Hiszpanii, która dla jej bohaterki Evy stanowi raj utracony) czy analizę traum stricte "amerykańskich". Bada granice odpowiedzialności rodziców za swoje dzieci (zatem także za ich zbrodnie) oraz autonomiczności każdej jednostki oraz wpływu relacji z matką na rozwój osobowości. Stawia też to najważniejsze pytanie od wieków nurtujące filozofów, psychologów i artystów: pytanie o naturę zła.

OBLICZA ZŁA

Jean-Jacques Rousseau ukazywał istoty ludzkie jako "szlachetnych, pierwotnych dzikusów", których cnoty zanikły wskutek deprawującego wpływu społeczeństwa. W dociekaniach społecznych uwarunkowań zła w dzieciach najmocniej wyspecjalizowało się kino brytyjskie, czego najciekawszymi dowodami w ostatnich latach było "To właśnie Anglia" Shane’a Meadowsa i "Neds" Petera Mullana. Dobre dzieci z trudnym zapleczem rodzinnym, trafiając na środowiska kryminogenne, degenerują się, ulegają złu, które ich dowartościowuje i  pomaga (a przynajmniej tak się im wydaje) przetrwać. Znamy to też z polskich podwórek oraz rodzimych filmów o Tereskach, Pannach Nikt i galeriankach. Behawioryści twierdzili, że agresja jest wyuczana odruchowo w sytuacjach, gdy odnosi skutek, dlatego im gorsze społeczności, tym większa podatność na deprawację – to jasne.

 
"Biała wstążka"

Jakkolwiek banalne byłoby powtarzanie, że zło rodzi zło, a krzywda doświadczona – krzywdę zadaną, tezę o zaraźliwości zła wciąż udaje się pokazać na ekranie w sposób pasjonujący i nieoczywisty. Zrobił to chociażby Michael Haneke w "Białej wstążce", subtelnym studium rodzenia się postaw faszystowskich na długo przed Hitlerem, ich rozprzestrzenianiu się wśród tych najbardziej podatnych na wpływy i plastycznych: dzieci. Rodzenie się wewnątrz "cywilizowanej" Europy wielkiego dwudziestowiecznego zła, którego banalnością zajmie się później Hannah Arendt, a jej związkiem z nowoczesnością – Zygmunt Bauman, doskonale opisał wcześniej Robert Musil w "Niepokojach wychowanka Torlessa", zekranizowanych przez Volkera Schlondorffa. W dojrzewających dzieciach okrucieństwo rodzi się wręcz z etycznych i estetycznych motywacji. Sadyzm bowiem, czego dowodził Fromm w "Anatomii ludzkiej destrukcyjności", jest radykalną niezgodą na słabość i jawi się oprawcom jako dążenie do perfekcji.

Zdecydowanym przeciwieństwem optymistycznego sposobu widzenia natury człowieka przez Rousseau, zrzucającego zeń winę na karb zdemoralizowanego społeczeństwa, jest freudowski pogląd, że ludzie rodzą się źli. Miotają nimi agresywne pragnienia, nieposkromione żądze i wrogie impulsy, które w procesie socjalizacji zostają stłumione pod wpływem rodziny, edukacji i religii, pozostając wciąż pod kontrolą dyscypliny prawnej państwa. Według Freuda dla dziecka agresja jest realizacją pierwotnego popędu destrukcyjnego (popędu śmierci), podczas gdy popęd życia pojawia się w jego rozwoju znacznie później i wiąże się ze świadomością śmierci. Wpływ teorii wiedeńskiego psychologa na przedstawienia "złych dzieci" podkreślała Karen J. Renner z Uniwersytetu Północnej Arizony, która w artykule "Evil Children in Film and Literature: Notes Toward a Genealogy" zastanawiała się, na ile filmowe "złe dzieci" są właśnie produktem teorii Freuda. Posługuje się głównie przykładami horrorów, stanowiących najbogatsze źródło przedstawień małych potworów.

ZŁE NASIONA

Od czasu opętanego Milesa i Flory z "W kleszczach lęku" (1961) filmowe złe dzieci przybierały różne formy. Niektóre znajdowały się we władaniu obcych sił: brutalnego wpływu mediów ("Słoń" Van Santa), nadużyć dorosłych (w duńskiej "Sztuce płakania" mały Allan stręczył własną siostrę, wysyłając ją, by pocieszała "kochanego ojczulka" – pedofila) lub ich zaniedbań ("Chłopak rzeźnika" Neila Jordana), a czasami samego Szatana (demoniczny Damien z "Omena"). Inne, jak sugerował tytuł kilkakrotnie ekranizowanej powieści Williama Marcha "The Bad Seed" z 1954 roku, byli po prostu "złymi nasionami", skażonymi wybrakowanymi moralnie genami, zepsutymi do cna od urodzenia, którym żadne wychowanie nie było w stanie pomóc. Takie nasiona mogły zdarzyć się i w tych najnormalniejszych czy najbardziej kochających się rodzin. Większość horrorów, przyjmując freudowską naturalność zła, nie zajmuje się tłumaczeniem jego genezy bądź daje odpowiedzi zgoła fantastyczne (czasem okazują się kosmitami, jak w "Dzieciach przeklętych", innym razem demonami). Ważniejsze w tym gatunku jest bowiem nie wiarygodny wywód, a wyrażenie całkiem realnych lęków społecznych, które dotyczą najczęściej urodzenia dziecka chorego na ciele lub umyśle, obumarłego płodu ("Grace" Paula Soleta) albo strachu dotyczącego samego porodu ("Dziecko Rosemary" Polańskiego), podrzucenia obcego dziecka w szpitalu, nie mówiąc już o adopcji, przed którą obawy wyrażał chociażby kolejny, obok Kevina, kultowy rozrabiaka – Junior z "Kochanego urwisa".

 
"Sztuka płakania"

Sytuacją ponad wszystko budzącą strach dorosłych jest pozbawienie dzieci opieki, sprzyjające zahamowaniu procesów tłumień agresji, o których pisał Freud. Sugestywnie ukazał ją scenarzysta "Pachnidła", Andrew Birkin, w "Cementowym ogrodzie" (1993) czy też kolejne ekranizacje "Dzieci kukurydzy". Najważniejszym przykładem tego rodzaju lęków jest jednak "Władca much" Wiliama Goldinga (sfilmowana w 1963 roku przez Petera Brooka, a w 1990 roku przez Harry’ego Hooka), w którym dobrzy brytyjscy chłopcy, śpiewający w chórze kościelnym, przekształcają się pod wpływem uwięzienia na wyspie w krwiożercze bestie. Przewodzący tej zdziczałej hordzie Jack Merrideux po pomalowaniu sobie twarzy zabija świnię i nastają rządy bestialstwa, w których wrogów określa się mianem zwierząt i wobec których przemoc jest uzasadniona. Okrucieństwo wobec zwierząt we wczesnym dzieciństwie może sygnalizować późniejszą skłonność do przemocy (notuje się ją często u późniejszych kryminalistów). Cechuje ono także Kevina z filmu Ramsay – postać budzącą strach właśnie ze względu na realistyczny wymiar tej opowieści. Podobne historie zdarzają się bowiem nie tylko na ekranie.

Niedawno światowymi mediami wstrząsnęła historia zamordowanego 4-latka ze szwedzkiej wioski Ljungby, który został uduszony skakanką przez 10-letniego kolegę "z kochającej rodziny". Jak to wytłumaczyć? Komentująca sprawę psycholog dziecięca Margit Ekenberg powiedziała, że "dzieci mogą bywać wobec siebie okrutne, ale nie mogą być z natury złe". Czy na pewno? – pyta Ramsay, w tym sporze stając niejako po stronie Freuda. Ikona dziecięcego rozwydrzenia, jaką jest Kevin z filmu Columbusa, dostaje u niej swój demoniczny kontrapunkt, udowadniający, że jak pisał Salomon Łastik w "Trudnych dzieciach": teoria optymistyczna, że dziecko to tabula rasa, należy do pięknych bajeczek. Potomstwo wychowane w tej samej rodzinie, w tych samych warunkach, może różnić się od siebie diametralnie. W "Capote" Bennetta Millera tytułowy bohater (Philip Seymour Hoffman), próbując dociec przyczyn zła w fascynującym go mordercy Perrym Smithie (Clifton Collins Jr), którego opisywał w "Z zimna krwią", dochodzi do wniosku, że mieli podobne dzieciństwo, z którego jednak jeden wyszedł frontowymi drzwiami, a drugi uciekł przez kuchnię. Nie ma reguły, zło może wkraść się w życie każdego, jest więc się czego bać. Można jedynie uważnym, umiejętnym wychowaniem zmniejszać zagrożenie. Evie z "Musimy porozmawiać o Kevinie" to się nie udało.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones