Alan RickmanI

Alan Sidney Patrick Rickman

8,9
89 019 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Alan Rickman

Najlepszy, Najbardziej utalentowany aktor z całej obsady Harrego Pottera

kronikarz56

Tak, a innym razem śniło mi się, że Profesor Snape chce na Gryfonach (wśród których jestem) przetestować antidota i w tym celu podaje nam truciznę. Ściślej mówiąc, podaje ją osobie, która się zgłasza na ochotnika. No to ja się zgłaszam, bo inni jakoś mają nieziemskiego stracha. No i ja wypijam tę truciznę, a pan profesor pyta się z lekkim sarkazmem, jak to on: "Czy masz jakieś ostatnie życzenie przed śmiercią?" Ja zaś odpowiadam, padając na podłogę: "Tak. Poproszę rachunek..." No i co ty na to? Tu taka groźna sytuacja, a ja wyjeżdżam z takim tekstem. Normalnie czarny humor, no nie? :D Jeżeli pozwolisz, to będę cytować ten tekst, bo naprawdę mi się on podoba. :) Szczyt sarkazmu. Jak pan Alan Rickman mógł to spokojnie powiedzieć i nie parsknąć przy tym śmiechem, to ja nie wiem. :D Pewnie, że mi się podoba. :D

joanna_kordus

He he he. O żesz ty w mordę pacynę, jak powiedział Skipper! xD Normalnie mnie rozbawiłaś do łez tym snem. Chyba nawiązałaś w nim do tekstu Meowtha z "POKEMON XY", jak został znokautowany w 7 odcinku xD Albo do księcia Jana w parodii "ROBIN HOOD: FACECI W RAJTUZACH". Jak się na zamku księcia Jana rozpętała potyczka, to książę Jan do jednego ze strażników "Rachunek proszę! Stolik numer 7" xD Pozwalam ci całkowicie. Ja sam muszę go sobie zapamiętać i wykorzystać. Jak to szło? "Pozostanie tajemnicą głęboką niczym lochy w Hogwarcie, jak Filch przeszedł testy na inteligencję" xD No, ale pan Alan Rickman jako Severus Snape mówił nieraz sarkastyczne teksty. Nie wiem, ile razy musieli dublować te sceny, by on nie parsknął śmiechem xD

kronikarz56

Raczej do tekstu Meowtha. :D Fajny tekst, słowo daję. :D No dokładnie. :D Heh, idę o zakład, że jak Harry czytał pozdrowienia od Maruderów dla Profesora Snape'a, to też miał kłopoty z zachowaniem powagi. Tym bardziej, że pan Rickman pierwszy mógł nie wytrzymać i parsknąć śmiechem. :D

joanna_kordus

Rozumiem. A więc nawiązałaś do tekstu Meowtha z "POKEMON XY". No właśnie, jak widzisz, umiem wymyślić naprawdę super dowcipne teksty xD Nie wątpię, że pan Rickman odgrywając scenę, jak Mapa Huncwotów pisze do niego obraźliwe teksty pewnie parsknął śmiechem. Pewnie też parsknął śmiechem, gdy kręcili scenę, jak Cornac na przyjęciu u Slughorna zwymiotował mu na buty xD

kronikarz56

Dokładnie. :) Ja też to potrafię. :D I kiedy miał walić po głowie Rona i Harry'ego w "Czarze Ognia", też nie wytrzymał ze śmiechu. No i tym zaraził chłopaków, nie mówiąc już o reżyserze i o operatorach. Może nieraz słyszał takie uwagi w stylu: "Panie Alanie, trochę więcej powagi", kto wie... :D

joanna_kordus

A jeszcze mi się przypomniało, że w tym moim śnie koleżanki i koledzy się pytają, dlaczego się zgłaszam na ochotnika, żeby wypić truciznę. Na to ja im odpowiadam jak Atreyu w filmie "Niekończąca się opowieść II: Następny rozdział": "To dobry dzień na śmierć." :D

joanna_kordus

Jeszcze bym pod koniec odbywania tego szlabanu rzuciła taki suchar: "Ach, chyba jest mi pisana posada gryzipiórka". ;)

kronikarz56

A może byłabym jedyną uczennicą z Gryffindoru, którą Profesor Snape by choć trochę lubił, kto wie...? ;)

joanna_kordus

Naprawdę? To bardzo interesujące. A więc niekiedy nie wytrzymał i śmiał się potem na tej scenie, jak walnął Rona przez głowę za gadanie podczas odrabiania lekcji? Nieźle xD

No to muszę powiedzieć, że masz naprawdę niezłe sny, moja droga. Nic dodać, nic ująć. I to ostatnio wszystkie związane z panem profesorem Alanem Snapem xD

Pewnie byś była jego ulubienicą, nie mówię "nie". Ale nie wiadomo, jakby ci on okazywał, że cię lubi.

kronikarz56

Nawet na Facebooku jest takie jedno zdjęcie właśnie przedstawiające Rona, Harry'ego i Profesora Snape'a, jak im jest wesoło. I jest tam też reżyser, który też się śmieje. To chyba jest przerwa w kręceniu tego ujęcia. :D

Tak. Cóż, po prostu lubię tę postać, nie będe ukrywać. :D A innym razem śniło mi się, że jako ścigająca Gryfonów gram w meczu przeciwko Ślizgonom, a jeden z ich ścigających obrywa tłuczkiem tak nieszczęśliwie w głowę, że spada z miotły. Więc ja go łapię i biorę na swoją miotłę, i melduję pani Hooch, że zabieram rannego do pani Pomfrey. W skrzydle szpitalnym melduję, co i jak, a potem wracam na mecz. Po meczu (wygranym przez Gryfonów, a jakże) podchodzi do mnie Profesor Snape i oznajmia mi, że mam się stawić u Profesora Dumbledore'a, a ma przy tym taką minę, jak w "Komnacie Tajemnic", gdy Harry przemówił do węża atakującego Justina. Oczywiście koledzy i koleżanki z drużyny mają nietęgie miny, bo spodziewają się najgorszego. Ja zaś przebieram się szybko i idę tak szybko, jak mi na to pozwalają siły nadwątlone przez taskanie koleżki cięższego ode mnie o jakieś 30 kilo. No, ale jestem na miejscu i widzę nie tylko Profesora Dumbledore'a, Profesor McGonnagall i Profesora Snape'a. Pan dyrektor i opiekunka Gryffindoru mają miny, jakby dokonała jakiegoś nadzwyczajnego wyczynu. I faktycznie, zdaniem całej trójki to, że uratowałam życie koledze z Slytherinu, jest bohaterskim wyczynem i w ogóle zachowaniem zgodnym z zasadami fair play, dlatego w nagrodę dostaję po pięćdziesiąt punktów od Profesora Dumbledore'a i od Profesor McGonnagall, a od Profesora Snape'a aż sto. A wiesz, czemu aż tyle? Bo jemu się nagle przypomniała pewna Gryfonka, która do niego wyciągnęła rękę tak samo, jak ja wyciągnęłam rękę do jego ucznia. Tak był pod wrażeniem tego, co zrobiłam, że choć raz postanowił odpowiednio nagrodzić dom tej uczennicy, która powtórzyła gest jego znajomej. Po tej "audiencji" Profesor Dumbledore mówi mi, że mogę iść do swoich kolegów świętować zwycięstwo, ale ja mówię mu, że w innych okolicznościach tak bym zrobiła, ale bardziej mi leży na sercu zdrowie tego pechowego kolegi, więc udaję się do skrzydła szpitalnego. Na szczęście tamten niefortunny ścigający dość szybko wraca do zdrowia i jakież jest jego zdziwienie, kiedy się dowiaduje, komu zawdzięcza życie. Jednak i on, i jego koledzy i koleżanki ze wszystkich roczników Slytherinu darzą mnie szacunkiem, co kiedy indziej drażniłoby nie tylko Gryfonów, ale też Puchonów i Krukonów, lecz po tym, co zaszło na pamiętnym meczu, wszyscy są pod takim samym wrażeniem tego, co zrobiłam. Jeszcze jak mi się profesorowie pytają na początku tego "posłuchania - przesłuchania", mówię, że po pierwsze - żal mi tego kolegi, w końcu jest nie tylko świetnym graczem w quidditcha, ale też dobrze się uczy; po drugie - mam serdecznie dość tych odwiecznych waśni między Gryffindorem a Slytherinem, więc postanowiłam poczynić jakiś dyplomatyczny krok w tej sprawie; no, a po trzecie - przynależność do Gryffindoru zobowiązuje mnie do pomagania każdemu bez wyjątku. Tamten chłopak znalazł się w sytuacji, która wymagała ode mnie, żebym postąpiła tak, jak przystało na prawdziwego Gryfona. Właśnie ta argumentacja przypadła profesorom do gustu i sprawiła, że mnie tak hojnie nagrodzili. Wiem, mój sen brzmi jak bajka dla dzieci, ale to mi się naprawdę przyśniło. :)

No, tak zaraz ulubienicą, to nie. Aż tak wysoko awansować to nie o tym nie marzę. Po prostu żeby tak choć trochę, troszeczkę mnie polubił. Chyba musiałoby się stać coś takiego, jak w tym śnie, który opisałam powyżej. :)

joanna_kordus

Widziałem to zdjęcie i pewnie jest to właśnie zdjęcie robione wtedy, kiedy mieli przerwę w zdjęciach xD

No, niezły ten sen, naprawdę. Muszę powiedzieć, że bardzo pięknie on brzmi. Może i bajkowo, ale za to jak wspaniale :)

Jeśli chodzi o mnie, to musiałabyś się bardzo wysilić, aby Snape cię polubił, bo jego sympatię zdobyć to nie lada wysiłek :)

kronikarz56

No raczej. :D Aż nie chce mi się wierzyć, że w cywilu Profesor Snape miał az takie poczucie humoru. :D

Tylko szkoda, że nie ma szans się urzeczywistnić. Ale marzenia dobra rzecz. :)

No, chyba żebym zrobiła to, co ci opisywałam w tym śnie. :)

joanna_kordus

Właśnie, ja sam jestem naprawdę zaskoczony tym wszystkim, co się dowiaduję od ciebie o Alanie Rickmanie. Wydawałoby się, że grając takie role byłby naprawdę niezłym draniem, a przynajmniej mrukiem. A tu proszę, jaka niespodzianka xD

Właśnie, marzenia dobra rzecz i może nie należy z nich rezygnować? Być może kiedyś zostaną one zrealizowane? Kto to wie? xD

Hmmm... Wtedy byś na pewno sobie pozyskała jego sympatię :)

kronikarz56

Mnie samą on zaskakuje. Do kogo jak do kogo, ale do niego na sto procent pasują słowa Luke'a Skywalkera: "Jeszcze nie raz cię zaskoczę." :D

Właśnie, kto wie? :D

Ba, przecież nieźle by nim ten mój wyczyn wstrząsnął. No bo by mu się przypomniała jego przeszłość. A teraz inna Gryfonka wyciąga rękę do jego podopiecznego... Tym razem nie mógłby udawać, że nic go to wszystko nie obchodzi. :)

joanna_kordus

Masz rację, moja droga. Tu całkowicie się z tobą zgadzam. Niby pan Alan już nie żyje, niech mu ziemia lekką będzie, ale prawdę mówiąc naprawdę nieraz mnie obecnie zaskoczył. Nie sądziłem przykładowo, że był on reżyserem i w jednym filmie, który sam wyreżyserował, zagrał Ludwika XIV.

Nikt tego nie wie, co nam szykuje los, nieprawda? To wszystko mnie zaskoczyło i to na całego :)

He he he. A wiesz, masz całkowitą rację. Bardzo ciekawy pomysł i moim zdaniem byłoby z nim właśnie tak, jak mówisz. Na pewno byś zyskała sobie przychylność pana Severusa, a przynajmniej skrytą przychylność :)

kronikarz56

Albo potrafił zaskoczyć tym, że grał postacie też groźne albo naprawde wrednych typów o - jakby nie patrzeć - czarującym uśmiechu, a prywatnie był taki, że każdy chciałby się się z nim zaprzyjaźnić. :)

Mnie też zaskakuje. :)

Tak, ale to tylko moja wyobraźnia. :)

joanna_kordus

Wiesz, coś jest w tym uśmiechu Alana Rickmana, o którym mówisz. Nie jestem kobietą, ale sam jestem czasami zachwycony tym, jak Alanek się uśmiechał. Miał w sobie to coś. Jego uśmiech był po prostu genialny :)

Cóż... Mówi się, że widzieliśmy już tyle na tym świecie, że nic nie powinno nas zaskoczyć, ale to nie do końca prawda. Chyba pewne sprawy nigdy nie przestaną nas zaskakiwać.

Wiesz, wyobraźnia to bardzo dobra rzecz :)

kronikarz56

Dokładnie. :)

A żebyś wiedział, że co rok, to nowy prorok, jak to się mówi.

To fakt. :)

joanna_kordus

Wiesz, nie chcę zabrzmieć głupio, ale naprawdę ten tajemniczy i złośliwy uśmieszek Alana, który ten serwował np. jako Szeryf Jurek, to po prostu było takie coś. Nie umiem tego nazwać, ale... To jest niesamowite! Kiedy widzę, jak się uśmiecha, to po prostu... Mam przyjemne ciarki. Prócz tego jest w nim coś, co sprawia, że aż przyjemnie jest się bać. Nie wiem, czy rozumiesz o czym mówię.

kronikarz56

Wiesz co, myślę i czuję tak samo, więc doskonale cię rozumiem. :)

joanna_kordus

No właśnie. Mówię ci, ten złowrogi uśmieszek Szeryfa z Nottingham ma w sobie coś niesamowitego. Niczym szalony uśmiech Jokera z filmu "BATMAN" Tima Burtona. Bo przecież Szeryfa Alana to szaleniec, choć nie pozbawiony przy tym uroku osobistego. W sumie jest coś, czego nie umiem nazwać. Podobnie jak wielu ludzi też uwielbiam Jokera czy też Szeryfa Jurka właśnie za ich szaleństwo. Czemu? Nie umiem tego uzasadnić. To po prostu się czuje :)

kronikarz56

Nie musisz mi tłumaczyć. Ja cię, chłopie, doskonale rozumiem, bo też tak mam. :)

joanna_kordus

Mówisz poważnie? To dobrze, bo się bałem, że weźmiesz mnie za świra. Ale na serio... Mam jakiś dziwny uśmiech na twarzy, gdy dwaj moi mistrzowie: Jack Nicholson jako Joker oraz Alan Rickman jako Szeryf Jurek dają te swoje uśmiechy i mówią coś, co tylko ich bawi, a przeraża ich rozmówców :) Nie umiem tego uzasadnić, bo to chyba niemożliwe. To trzeba czuć.

kronikarz56

Mówię absolutnie poważnie. :) No właśnie. Oni obaj są niesamowici w tych swoich rolach. :) Joker i Szeryf Jurek to były takie postacie, że czasami strach się ich bać, ale z drugiej strony - na swój sposób jeden z drugim budzili podziw widzów. Kto sam tego nie odczuł, nie zdoła tego pojąć, dlaczego tak się dzieje. :)

joanna_kordus

Cieszy mnie, że nie bierzesz mnie za świra, że tak piszę, ale wręcz mnie doskonale rozumiesz. A widziałaś Jacka Nicholsona w roli Jokera? Mówię ci, jak sobie zrobił "randkę" z Kim Bassinger, dziewczyną Batmana, to po prostu niby groźnie, ale jest też chwilami śmiesznie :) Nawiasem mówiąc Szeryf Jurek mógłby się uczyć od tego pana, jak postępować z kobietami, a on z kolei mógłby Jokera nauczyć, jak rządzić miastem, które wcześniej sam sterroryzował xD

kronikarz56

Nie pamiętam tej sceny. W ogóle nie pamiętam tego filmu. Uła, i Joker, i Szeryf Jurek warci są siebie. Nie wiada, który groźniejszy. :)

joanna_kordus

W takim razie koniecznie obejrzyj sobie debiut reżyserski pana Tima Burtona. Powinien ci się spodobać, zwłaszcza Joker smalący cholewki do dziewczyny Batmana. Mówię ci, jest taki, że Szeryf Jurek chyba się od niego uczył. Moim zdaniem Alan Rickman mógł zaczerpnąć co nieco od Jacka Nicholsona sposób, na ukazania dość żałosnych zalotów Szeryfa do Marion, bo podobieństwa są tak duże, że naprawdę jeśli to przypadek, to niesamowity.

kronikarz56

Aha. :) No, jeśli tak było, to pewnie obaj panowie byli z tego dumni, że jeden od drugiego się uczył. :)

joanna_kordus

Nie wiadomo, czy Alan Rickman się uczył od Jacka Nicholsona grania szaleńca, ale jedno jest pewne. Obaj byli po prostu geniuszami w tym, co robili, a odegrali naprawdę wspaniałe role. Po wsze czasy będzie się o nich pamiętać i o ich wspaniałych kreacjach :)

kronikarz56

"Na wieki wieków jamen." :)

joanna_kordus

Sam bym tego lepiej nie określił, moja droga. Ja zaś nigdy nie zapomnę jego najlepszych kreacji. Nie zapomnę też jego uśmieszku zła lub mrocznego chichotu. To było po prostu tak niepowtarzalne, że brrr... Ciarki przechodzą po plecach :)

kronikarz56

Tak mi się sam przez się nasunął cytat z "Janosika". :D Ja też tego wszystkiego nie zapomnę. Tylko przypomnij mi, w którym filmie tak mrocznie chichotał? Bo mam na myśli jakiś tytuł, ale dopóki mi nie powiesz, co to, to ci nie powiem, czy dobrze myślałam. :) Tak czy inaczej naprawdę nie sposób zapomnieć ani Mistrza, ani jego ról. :)

joanna_kordus

Pamiętam, jak Kwiczoł powiedział do hrabiego Horvatha "Dziękuję piknie za gościnę... Secula seculorum" albo innym razem powiedział "Jamen" xD Kiedy on miał mroczny chichot, ten nasz Alanek? W sumie to o ile dobrze pamiętam, miał go właśnie w "SZKLANEJ PUŁAPCE". Chyba w scenie, jak spotkał Bruce'a Willisa i udawał przed nim zbiegłego zakładnika, razem sobie potem obaj panowie siedzą, palą papierosy, rozmawiają, żarty opowiadają. I wtedy jest ten śmiech Alana... Niby ma być zabawny, niby udaje śmiech, ale już tu myśli, jak Bruce'owi w łeb palnąć. I jeszcze chyba zachichotał, jak groził Bruce'owi, że zastrzeli mu żonę, jak ten się nie podda. On się poddaje, toczy z nim potyczkę słowną, Alan chichocze wtedy zachwycony jego brawurą, ale nie wiem, że Bruce ma do pleców przyklejony pistolet, który używa, aby go załatwić na amen.

kronikarz56

To było genialne. :D Aha, "Szklana pułapkę" też miałam na myśli. :) Ułała, to naprawdę pan Alan potrafił być naprawdę groźny i mroczny. No, ale czego innego spodziewać się po szefie terrorystów?... W końcu w moim śnie też dwa razy mrocznie zachichotał.

joanna_kordus

Właśnie, ten serial ma po prostu genialne sceny i genialne teksty, ale głupie zakończenie. Kilka jest takich produkcji, choćby słynny film "UPROWADZENIE AGATY". Wszystko genialne poza zakończeniem. Właśnie, jakbyś zobaczyła mroczny chichot Hansa Grubera w "SZKLANEJ PUŁAPCE" to byś miała ciarki. Albo jeszcze jak ze stoickim spokojem zastrzelił jednego Japończyka, bo okazało się, że ten nie może mu pomóc i powiedział "Możesz mnie zabić, ale nie wiem, jak to zrobić", a on "W jednym masz rację, mogę cię zabić". I zabił go i nawet mu powieka nie drgnęła.

kronikarz56

O jakim serialu ty mówisz? Bo już się pogubiłam. :) Ba, miałam ciarki przez mój własny sen, więc co dopiero oglądając film. ;) Ten Japończyk to był szef firmy, w której pracowała żona Bruce'a. A co do tego drgania powiek, to tu się pomyliłeś. W ciekawostkach o tym filmie na IMDb wyczytałam, że pan Rickman mial niekontrolowany nawyk mrugania powiekami, ilekroć strzelał z pistoletu. To może przez te błyski albo co. Tak czy inaczej coś z tym musieli zrobić, żeby wyglądało, jakby Hans Gruber nie mrugał przy strzale.

joanna_kordus

No, o serialu "JANOSIK", do którego zresztą porównałaś na Nonsensopedii film "ROBIN HOOD: KSIĄŻĘ ZŁODZIEI". Pamiętasz? xD No to wybacz, coś musiałem pomylić, ale tak czy inaczej chodzi mi o to, że tego Japończyka zabił bez najmniejszych skrupułów i wyglądał tak, jakby to było dla niego tyle samo, co posmarować kromkę chleba masłem. Albo w tym filmie "SZKLANA PUŁAPKA" w tym budynku był jeszcze dawny kumpel bohatera granego przez Bruce'a i cóż... Ten kumpel, chcąc ratować własną skórę poszedł do Hansa Grubera i powiedział mu, co odkrył, że to Bruce jest tym gościem, co im wystrzelał ludzi i zabrał detonatory. Potem ten kumpel rozmawia z Brucem w obecności Hansa Grubera i mówi żartobliwie "Poddaj się, bo on mnie zabije. On nie żartuje". Śmieje się przy tym debil jeden myśląc, że wyjdzie z tego cało, skoro wydał terrorystom tożsamość ich prześladowcy. A guzik... Bo zostaje zastrzelony przez Hansa Grubera, który przed chwilą śmiał się razem z nim z tego jego "On mnie zabije". Nieźle, co?

kronikarz56

Aha. Ale też nawiązałam do "Gwiezdnych wojen". :D Dobra, mogłeś tego nie wiedzieć. Ja też bym nie wiedziała, gdybym nie przeczytała o tym w IMDb. :) Pfff, naiwność tego dawnego kumpla Bruce'a została należycie doceniona i ukarana. :>

joanna_kordus

Pamiętam, nawiązałaś tam do "GWIEZDNYCH WOJEN" choćby sugerując, że Robin i Szeryf się bili na miecze świetlne, albo że Szeryf udusił Guya z Gisborne Mocą xD No cóż, ten tik związany z mruganiem naprawdę mnie zaskoczył. Ciekawe, jak sobie z tym poradzili filmowcy? No, a co do tego dawnego kumpla Johna McLeyna (czyli Bruce'a Willisa) naprawdę została doceniona i ukarana przez Alana Rickmana. Ale żeby tak zastrzelić kogoś z uśmiechem na ustach? To się nazywa brawura.

kronikarz56

No właśnie. I że w obsadzie figurują same asteroidy. :D Mnie też to zaskoczyło. Ale jakoś sobie z tym musieli poradzić. :) Jaka tam brawura? To raczej brak serca.

joanna_kordus

Same asteroidy xD Dobre, naprawdę dobre. No, ale co tu dużo gadać, w tym filmie "ROBIN HOOD: KSIĄŻĘ ZŁODZIEI" naprawdę widnieje sporo gwiazd tudzież asteroid :) No, ale naprawdę jak widać doskonale pan Alan sobie poradził z każdym problemem, jaki miał do pokonania na planach filmowych. Chwała mu za to :) Brak serca, a nie brawura? W sumie chyba masz rację xD

kronikarz56

Asteroidy, czyli gwiazdy. :D Dokładnie. :) Nawet mimo kontuzji kolana, jakiej się nabawił przy kręceniu "Szklanej pułapki", poradził sobie jakoś. Ciekawi mnie, czy naprawdę się poparzył gorącym woskiem, gdy kręcili tę pamiętną scenę w filmie "Robin Hood - Książę złodziei"? Bo to musiało strasznie boleć. Co też musiał przecierpieć dla każdej ze swojej postaci, to naprawdę oko bieleje, ale grunt, że świetnie sobie z tym poradził. Jak slusznie mówisz, chwała mu za to. :) Brak serca, ale też zimna krew. :D

joanna_kordus

No cóż, prawdziwy aktor się nieraz musi nieźle nacierpieć dla dobra filmu. Przecież Viggo Mortensens miał kilka kontuzji na planie "WŁADCY PIERŚCIENI". Najpierw mu aktor grający orka wybił ząb. Innym razem sobie złamał palcem w scenie, jak kopie hełm orka. No cóż... Alan Rickman był przecież takim samym wspaniałym aktorem, jak on, więc cóż... Nie ma co gadać. Jak widzę musiał on też naprawdę wiele przecierpieć dla dobra filmu. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Ile on dokonał. No to tym bardziej chwała mu za to, bo przecie niejeden by się nie odważył tyle przecierpieć dla dobra filmu :)

kronikarz56

A tak, coś o tym wspominałeś... Raz albo dwa razy... Chwilę temu... Przez całe lato... :D A tak serio mówiąc, to ja podziwiam takich aktorów, którzy albo łapią kontuzję, albo muszą się kąpać w zimnej wodzie (w ubraniu albo i bez - zależy od filmu i od scenariusza), albo co innego muszą przecierpieć dla swych ról. Tym bardziej chapeau bas przed panem Alanem Rickmanem i innymi równie dzielnymi aktorami. :)

joanna_kordus

Wiesz, to ja ci teraz powiem coś, o czym jeszcze nie słyszałaś. Natalie Dormer, która w serialu "DYNASTIA TUDORÓW" gra Annę Boleyn, w kilku (no dobra, w kilkunastu scenach) chodzi nago. Podobno aktorka krępowała się rozebrać do naga przed ekipą, ale się przemogła, zwłaszcza, że ograniczyli przy kręceniu takich scen ekipę do minimum. No i jeszcze Natalie się bała koni i psów, a w kilku scenach musiała głaskać psa lub jeździć konno. Jak się jej to udało, nie wiem, ale przemogła swój lęk i doskonale zagrała. Więc cóż... Co to dużo mówić. Podziwiać tylko takich aktorów, co dla dobra roli wiele potrafią znieść.

kronikarz56

Ja też bym się krępowała. Co innego przed ukochanym, a co innego przed ekipą filmową. Psów się nie boję, choć z dwoma nie miałam najlepszych relacji, bo były agresywne. A co do koni, to cóż, ich też się nie boję, ale musiałabym brać lekcje jazdy. :) Słusznie, słusznie. ;)

joanna_kordus

No widzisz, ja również bym się krępował. Za to aktor, który grał Henryka VIII w serialu "DYNASTIA TUDORÓW" to ponoć, gdy ktoś go zapytał "Czy w tym serialu nie ma za dużo scen erotycznych" odparł mu "Raczej za mało, trzeba dać ich jeszcze więcej" xD Więc on się nie krępował rozebrać przed kamerą, czego efektem jest obecność mnóstwa scen erotycznych z Heniem VIII w tym serialu. Za to Natalie się rozebrała do kilku scen, ale... są to sceny naprawdę wspaniałe. Tak śmiało i odważnie, jakby wcale się nie bała, choć przecież naprawdę się krępowała. Jak ona to ukryła? Nie wiem. No, co do psów też się ich nie boję, ale zależy, jakich psów. Koni się nie boję, ale boję się na nich jeździć, więc też by mi się lekcje przydały. No, a wracając do Alana mówię ci... Mówiłaś mi o serialu, gdzie on grał Ludwika XIV. Ciekawe, czy zagrał go tak śmiało, jak Jonathan Rhys-Meyer zagrał Henryka VIII w serialu "DYNASTIA TUDORÓW" i nie chodzi mi o sceny rozbierane, ale rozumiesz... Henryk i Ludwik to byli jedni z najbardziej rozpustnych władców i jednymi z najbardziej skomplikowanych postaci. To nie są postacie łatwe do zagrania. Takie role mogą zagrać tylko najlepsi z najlepszych.

kronikarz56

Ten aktor chyba tylko żartował. :) Ale co innego facet, co innego kobieta. :) To nie był serial, tylko film. I w sumie król Ludwik XIV pokazywał się tam tylko kilka razy. Więcej do powiedzenia i do zagrania miała Kate Winslet, która grała tam specjalistkę od ogrodów, zatrudnioną przez króla. Tam chodziło w sumie o projekt słynnych ogrodów wersalskich.

joanna_kordus

Pewnie ten aktor tylko żartował, ale tak czy inaczej rozbawił niejednego swoim tekstem, to trzeba przyznać :) Masz rację, mężczyzna i kobieta to zupełnie dwa inne światy, ale przecież są pewne sprawy łączące ich oboje xD Rozumiem. Więc to był nie serial, a film i Ludwik XIV vel Alan Rickman się tam pokazał zaledwie kilka razy? Kate Winslet? Ta sama, co miała romans z niejakim Jackiem "Di Caprio" Dawsonem? A potem jako Ofelia miała romansik z pewnym Hamletem vel Kennethem "Lockhartem"? I potem była w krótkim związku z Jamesem "Marzycielem" Barrie vel Johnnym Deppem (który został autorem "PRZYGÓD PIOTRUSIA PANA")? I jeszcze ta sama, co ją nasz Alanek poznał jako nierozważną, ale za to romantyczną siostrę na angielskiej prowincji? :)

kronikarz56

Ciebie na pewno, ale ciekawe, co inne aktorki na to. ;) Tak jest. :D W rzeczy samej. :) Ta sama. Ale o czymś zapomniałeś. Owa znajomość z romantyczną siostrzyczką na angielskiej prowincji z rozważnym panem pułkownikiem rozwinęła się tak, że można było ich potem podziwiać przed ślubnym ołtarzem, a był to doprawdy uroczy widok, absolutnie. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones