PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
7,6 77 147
ocen
7,6 10 1 77147
Kości
powrót do forum serialu Kości

Postanowiłam zaprezentować także tutaj swoje FF, jak już się dzielić nim ze światem to na całego ;)
Mam nadzieję, że się spodoba...


Doktor Temperance Brennan siedziała przy biurku w swoim gabinecie i wpatrywała się w ekran monitora. Przed jej oczami widniała strona z niedokończonym rozdziałem jej kolejnej książki. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Nie musiała nawet się odwracać, doskonale znała odgłos tych kroków. W końcu prawie czteroletnia współpraca pozwoliła jej bardzo dobrze go poznać.
- Hej Bones! - powiedział wesoło agent Seeley Booth i posłał jej czarujący uśmiech.
- Witaj Booth - odpowiedziała i zamknęła folder na swoim laptopie po czym wyłączyła sprzęt.
- Zbieraj się. mamy kolejną sprawę.
- Już idę. Co tym razem? - zapytała gdy opuścili jej gabinet i szli przez laboratorium.
- Bones, kości jak zwykle...
Posłała mu lodowate spojrzenie i dodała:
- Tego mogłam się sama domyśleć, a jakieś szczegóły?
- Gdybym znał je, nie musiałabyś tam teraz ze mną jechać. Proszę - otworzył drzwi swojego SUVa i gestem zaprosił swoja partnerkę do środka.
- Wiesz co...
- Co? - zapytał i usiadł za kierownicą.
- Zapomnij - odpowiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. agent popatrzył na nią i powiedział:
- I tak wiem, że mnie kochasz.
Następnie odpalił silnik i ruszyli.

--

Reszta drogi upłynęła w ciszy. Bones nie odezwała się do Bootha po tym wyznaniu, tylko beznamiętnie wpatrywała się w krajobraz mijający za szybą. Nie wiedziała jak miała się zachować. Nie wiedziała również czy jej partner powiedział to na serio czy tylko żartował. To nie ona została wyposażona w szósty zmysł jaki posiadał Booth, a który nosił nazwę ''stany emocjonalne Bones''. To Booth zawsze wiedział czy coś ją martwiło, czym się zadręczała. Potrafił czytać z niej jak z otwartej książki. Wiedział, że jest trochę ''nieprzystosowana'' do działania w grupie i zamknięta w sobie jeśli chodzi o uczucia. A mimo to wyskoczył z takim tekstem.

Booth tymczasem zastanawiał się czy nie pozwolił sobie na zbyt duże posunięcie. Już od jakiegoś czasu był pewny, że czuje coś do swojej partnerki. I to na pewno nie była tylko przyjaźń. Skrycie pragnął, by ona czuła to samo. Nie chciał jednak naciskać. Chciał na nowo odbudować zaufanie, które zostało nadszarpnięte jego fikcyjną śmiercią. Nie chciał, by cierpiała.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział Booth zatrzymując się i wysiadając z samochodu. Bones wzięła swoją torbę i poszła w jego ślady.
- Ale to jest las. Booth, gdzie my jesteśmy? Nie widzę innych agentów, ani policyjnych techników...
- Bo są z drugiej strony tego gąszczu.
- To czemu nas tam nie ma?
- Bo chciałem najpierw z Tobą porozmawiać - powiedział agent i oparł się plecami o służbowe auto.
- Booth, proszę...
- Bones, ja wiem, że nadal jesteś...że masz mi za złe to co się wydarzyło parę tygodni temu...
- Przecież już wszystko sobie wyjaśniliśmy... - zaczęła, ale agent jej przerwał.
- Tak, ale mam wrażenie, że nie jest tak jak było kiedyś. Nie jest normalnie...
- Z nami nigdy nie było normalnie - powiedziała Brennan, a lekki uśmiech pojawił się na twarzy jej partnera.
- Po części masz rację. Ale mimo to ja chciałem Cię jeszcze raz przeprosić. Przeprosić za...
- Nie musisz mnie za nic przepraszać - przerwała mu - już wszystko zrozumiałam i cieszę się że znowu razem pracujemy, że...znowu tu jesteś - zawahała się, ale po chwili podeszła i przytuliła się do Booth'a, który mocno ją objął i wyszeptał:
- Już nigdy Cię nie opuszczę. Nie zostawię. Nawet gdyby mi się coś stało, wiedz, że zawsze będę czuwał nad Tobą.
Bones nie wiedziała co odpowiedzieć, uznała że najlepszym wyjściem będzie milczenie. Gdyby tylko Booth wiedział co ona czyje do niego. To już nie było tylko przywiązanie. Było to uczucie, którego ona sama nie mogła pojąć, nie rozumiała go, gdyż nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuła.
- Dziękuję Booth - powiedziała w koncu i odsunęła się lekko od agenta, także teraz patrzyli sobie w oczy - Naprawdę dziękuję.
Booth uśmiechnął się i powiedział:
- Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. A teraz pojedźmy lepiej już do tych kości, bo jeszcze pomyślą, że się zgubiliśmy. Gdyby Sweets się dowiedział. Wyobrażasz to sobie? Samotni w głuszy, zdani tylko na siebie...Miałby pretekst do kolejnych badan.
- Tak - odpowiedziała Brennan i uśmiechnęła się - Zatem w drogę. Jak to mówią ''Komu w drogę temu zegar".
- Czas, Bones. ''Komu w drogę temu czas" - odpowiedział agent i uśmiechnął się.

ocenił(a) serial na 10
bp17

Mam nadzieję, że odnajdą Bootha żywego. Czekam na kolejną część:)

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Świetna część, trzyma w napięciu! Okropni Alchemicy, jak oni tak mogą?! Mam tylko nadzieję, że nikomu się nic nie stanie! Czekam na ciąg dalszy!

charlotte_12

No to kolejna część przed Wami. A czy znajdą Booth'a? Tego jeszcze nie wiem ;P
Pozostawiam Was zatem w niepewności...

- 19 -

- Nic? Kompletnie nic?
- Przykro mi – Lance usiadł zrezygnowany na krześle w pracowni Angeli. Od godziny, tak jak poleciła im Cam, analizowali akta sprawy Alchemików próbując dostrzec coś istotnego. Niestety ich starania nie przynosiły żadnych rezultatów. W końcu panna Montenegro z cichym westchnięciem usiadła obok Słodkiego.
- To jakiś koszmar.
- Gdyby tak było, nie siedzielibyśmy teraz nad stertą papierów, a Booth i Brennan rozwiązywaliby kolejną sprawę – powiedział Sweets i spojrzał na artystkę, która zerkała przez szklane drzwi na platformę.
- Biedna Tempe. Wszystko to musiało się wydarzyć właśnie teraz?
- Los bywa przewrotny – skomentował psycholog, co zwróciło uwagę Angeli. Przyjrzała mu się uważnie po czym wyszeptała:
- Ty wiesz.
- Wiem o czym?
- O Seeley'm i Temperance.
- Ach.. o nich.
- Sam się domyśliłeś? - dociekała artystka.
- Po części. Reszta wyszła na naszej sesji, ale wybłagali bym nic nikomu nie mówił. Zresztą i tak obowiązywała mnie tajemnica lekarska – wyjaśnił Słodki i skierował swój wzrok na Bones, która stała pochylona nad szczątkami.
- Martwię się o nią – powiedziała Angela podążając za wzrokiem psychologa. - Udaje twardą, ale przeżywa to. Bardzo. Nie chcę nawet myśleć co się stanie kiedy...
- Znajdziemy Booth'a – przerwał jej stanowczym głosem Sweets. Sam tego chciał, bo przecież agent Booth był jego przyjacielem. Nie przyznałby się nikomu, ale Seeley był dla niego trochę jak starszy brat. To do niego przyszedł gdy miał problem z Daisy, a on go wysłuchał. Lance znalazł w pracy przyjaciół, i choć czasami byli złośliwi to wiedział, że lubią go. A poza tym on też potrafił powiedzieć ciętą ripostę. Ale nie na tym to tylko polegało. Nikt nie bał się powiedzieć prawdy. Sweets nie raz łagodził spory, nie raz był świadkiem tęsknych spojrzeń pełnych uczucia. I nie chciał tego stracić. A dobrze wiedział, że jeśli Booth'owi coś by się stało, to już nigdy nie byłoby tak samo. Nie byłoby rodziny. Znowu...
- Znajdziemy – zawtórowała Angela kładąc dłoń na ramieniu Słodkiego.

***

Booth na powrót zaczął odzyskiwać przytomność. Po zdrętwiałych rękach rozchodziło się nieprzyjemne uczucie mrowienia, a wilgoć i chłód panujący w pomieszczeniu sprawiły, że agent zaczął drżeć z zimna. Głowa już go nie bolała, co umożliwiło mu rozeznanie się w sytuacji. Nie miał złudzeń, jego położenie nie było najlepsze. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani ile czasu już tu jest. Jedyne co pamiętał to, to że dzwonił do Bones, a potem ciemność. Nic więcej. Teraz pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że Temperance rozpoczęła poszukiwania. Tej myśli postanowił się trzymać, bo ostatnie co teraz mógł zrobić to popaść w panikę. Ale to było nie do przyjęcia, on się nie poddaje. Nigdy. A zwłaszcza teraz, kiedy w końcu ma Bones. Wspomnienie swojej partnerki przywołało uśmiech na twarzy Booth'a, który szybko jednak zgasł, gdy do uszu agenta dotarł odgłos kroków. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu ucichł i drzwi się otworzyły. Stanął w nich człowiek, którego Seeley najmniej się spodziewał.
- To ty...

Instytut Jeffersona

- Tempe... - Jack szybkim krokiem wszedł za Brennan do jej gabinetu.
- Masz wyniki? - zapytała choć dobrze znała odpowiedź. Hodgins tylko skinął głową.
- To krew Booth'a.
Bones przyjęła to ze spokojem, a przynajmniej starała się na taką wyglądać. W środku jednak była cała roztrzęsiona i choć powtarzała sobie, że krwi było za mało, by jej utrata spowodowała śmierć, to sama świadomość że Seeley jest ranny nie dawała jej spokoju i napawała strachem. ''Skup się Brennan. Musisz się skupić.'' powtarzała w myślach chcąc się uspokoić.
- Wszystko w porządku? - zapytał Jack widząc, że informacja jaką przekazał Tempe spowodowała u niej dziwne odrętwienie.
- Tak... Udało Ci się znaleźć coś jeszcze?
- Ponownie zbadałem cząsteczki znalezione przy poprzednich ofiarach i porównałem je z drobinkami z mieszkania ochroniarza. Większość się zgadza, ale...
- Co ''ale''?
- Na ubraniach ofiar były też ślady grzyba, który rozwija się w wilgotnych, chłodnych miejscach. A kanciapa Rocky'ego na pewno do takich nie należy – wyjaśnił Hodgins.
- Czyli Calahan oraz pozostała dwójka musieli być przetrzymywani w innym miejscu. Może tam jest Booth? - wydedukowała Bones i zaczęła zastanawiać się nad tą opcją.
- Bardzo możliwe.
- Musimy znaleźć coś jeszcze, może...
- Doktorze Hodgins!
Tempe i Jack spojrzeli w kierunku drzwi, w kierunku których zmierzała Camille.
- O co chodzi?
- Technicy przeszukali mieszkanie ochroniarza...
- I nic nie znaleźli – wciął się Hodgins.
- I tu się mylisz. Lepiej sam zobacz co to, bo na pewno należy to do twojej sfery naukowej – powiedziała doktor Saroyan, na co entomolog zrobił zdziwioną minę, ale bez słowa poszedł do siebie zostawiając Tempe i Cam same.
- Ja się czujesz? - zapytała Camille spoglądając na Brennan.
- Nie mogę powiedzieć, że dobrze.
- Wcale tego nie oczekuję... Robimy wszystko, by znaleźć Seeley'a, wiesz o tym.
- Wiem – przytaknęła antropolog.
- FBI wszczęło poszukiwania. Alchemicy nie pozostaną bezkarni... - zaczęła Saroyan, ale przerwał jej głośny okrzyk Hodgins'a.
- To jest TO! - dobiegło do uszu kobiet, które tylko spojrzały na siebie i szybko pobiegły do pracowni Hodgins'a.

Kilka chwil wcześniej....

Hodgins wyszedł z gabinetu Tempe zostawiając swoją przyjaciółkę z doktor Saroyna. Przyjaciółkę. Tak właśnie myślał o Brennan. I choć ta przyjaźń była zupełnie czymś innym niż przyjaźń jaka łączyła Bones z Angelą, a już na pewno nie można jej było porównać do uczucia jakim Tempe obdarzała Booth'a, to Jack Hodgins mógł z całą pewnością stwierdzić, że ta logiczna i oddana pracy kobieta, należy do grona jego przyjaciół. To jej powiedział, że jest bogaty. To ona uratowała mu życie prostym, acz bolesnym zabiegiem kiedy tkwili zakopani pod ziemią. Wspierali się nawzajem. I choć nie musieli spędzać ze sobą czasu, spotykać się poza pracą, to i tak każde z nich wiedziało, że może liczyć na drugą osobę.
I teraz, kiedy Hodgins widział jak Brennan się zamartwia, nie potrafił myśleć o niczym innym jak odkrycie jak największej liczby faktów, które pozwoliłby odnaleźć Booth'a. Dlatego też, wiadomość że technicy FBI znaleźli w mieszkaniu Rocky'ego coś, co umknęło jego uwadze, zaskoczyła go ale i zdenerwowała. Jednak nie na tyle, by Jack zapomniał o nieudolności policyjnych speców.
''Pewnie to jakiś nic nieznaczący kawałek drewna'' myślał wchodząc do swojej pracowni. No bo cóż innego mogłoby to być?
Entomolog podszedł do swojego stanowiska pracy i zatrzymał się w półkroku całkowicie zaskoczony, jednocześnie czując jak narasta w nim ekscytacja. ''Czy to możliwe?'' zaczął się zastanawiać i szybko rozpoczął oględziny znaleziska. Chciał potwierdzić to, co wydawało mu się oczywiste. Nie mogło być mowy o pomyłce. Czy zatem to oznaczało, że Booth jest w pobliżu?
- To jest TO! - krzyknął, po chwili już słyszał kroki kobiet, które praktycznie biegły, by dowiedzieć się co wywołało radosny okrzyk naukowca.

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

super super i jeszcze raz super. Tyle niewiadomych w jednej części to jeszcze nie było.
Kogo zobaczył Booth w drzwiach??
Co przeoczył Hodgins??
z jeszcze większą niecierpliwością czekam na cd.

charlotte_12

Jejku... nie mogę się doczekać kolejnej części :)
Tyle nie wiadomych, a ty przerywasz w takich momentach...
Tak nie można! ;)

ocenił(a) serial na 10
Natusia94

Ciekawe co takiego odkrył Jack i czy to pomoże znaleźć Seleya. Czekam na kolejną część:)

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Proszę Cię Charlotte , tylko nie uśmiercaj Booth'a..! A co do części świetna! Biedna Brenn! Widać jak to wszystko przeżywa, a na dodatek musi udawać silną... Strasznie mi jej żal. Mam nadzieję, że ten entuzjastyczny okrzyk Hodgins'a był spowodowany tym, że odkrył gdzie jest Seeley! Oby! Czekam na ciąg dalszy!

justysia_7

Ale z drugiej strony... to by znaczyło koniec opowiadania :( ... A tego byśmy nie chcieli :). Wybacz przerwę w pisaniu, ale testy, egzaminy i to wszystko na jednej głowie... Ale przyznaje w tym opowiadaniu jak zwykle widać geniusz!
Pozdrowienia od zagorzałej fanki
Moist
Ps. zapewniam, że jestem na bieżąco ^^

Moist

super super i jeszcze raz super czesc... :) tylko tyle pozostalo mi do powiedzenia xD z niecierpliwoscia czekam na cd :)

charlotte_12

Tamta część wzbudziła spore poruszenie jak widzę. No cóż, ta chyba nie będzie gorsza...
A, i dziękuję za komentarze, bardzo się cieszę, że czytacie i komentujecie. ;]


- 20 -

- To Ty...
- Widzę, że pan mnie poznaje. No proszę – mężczyzna podszedł do leżącego na podłodze Booth'a. - A jednak dostrzegam też zaskoczenie na pańskiej twarzy, agencie Booth.
- Kolsky... Jak to możliwe? Przecież to Rocky... - Seeley starał się wszystko jakoś poukładać, ale pojedyncze elementy układanki nie chciały do siebie pasować.
''Kolsky? Nadzorca cmentarza? Alchemicy? Co tu się do cholery dzieje?''
- Dużo pytań zapewne przychodzi do głowy, czyż nie mam racji? - zapytał porywacz, ale wcale nie oczekiwał odpowiedzi, gdyż dalej kontynuował. - Może zacznę od Rocky'ego. To mój pomocnik, czy może raczej wspólnik jak wolisz...
- Ale... - zaczął Booth, jednak momentalnie przerwał gdyż potężny fala bólu rozchodząca się po jego ciele uniemożliwiła mu to.
- Nie ładnie przerywać – zacmokał Kolsky.
- Ty sukinsynie – wycharczał Seeley i jęknął, gdyż mężczyzna ponownie zadał silny cios w plecy. Ból promieniował przez całe ciało agenta. Kolsky ponownie stanął przed Booth'em, tak by widzieć grymas bólu na twarzy leżącego przed nim mężczyzny.
- Chyba coś mówiłem, prawda? Mamusia nie nauczyła Cię dobrych manier? A może to tatuś się nie postarał? - na wzmiankę o ojcu Booth zacisnął dłonie w pięści, ale nic nie odpowiedział. Tym razem nie da satysfakcji porywaczowi. - Zaczynasz rozumieć. Mogę kontynuować.... ale zanim to nastąpi. Rocky! - Kolsky przywołał swojego pomocnika. Chwilę potem w drzwiach pojawił się ochroniarz trzymając pudełko, które przypominało samochodową apteczkę.
- Mam wszystko, co kazałeś przygotować – powiedział osiłek spoglądając na Kolsky'ego.
- Świetnie, a więc możemy zaczynać – odparł tamten i uśmiechnął się złowieszczo, co nie spodobało się Booth'owi.


Instytut Jeffersona

Brennan i Camille zaalarmowane okrzykiem Hodgins'a momentalnie znalazły się w pracowni entomologa.
- Znalazłeś coś?
- Wiesz gdzie jest Booth?
- Czemu się uśmiechasz?
Pytania niczym grad posypały się na głowę naukowca, który wpatrywał się w drobny przedmiot, leżący na stole laboratoryjnym.
- Jack! - Angela, która ze Sweets'em również przybiegła sprawdzić co odkrył jej były, postanowiła ponaglić swojego niedoszłego męża.
- Doktorze Hodgins, czy to co znaleźli technicy wywołało ten okrzyk? - zapytał Cam.
- Tak, chociaż raz te tępaki na coś się przydały – odparł entomolog, a jego przełożona spojrzała na niego z dezaprobatą. - No co, źle mówię?
- Do rzeczy.
- Acanthinula acullata – powiedział i Brenna już wiedziała o co chodzi. Niestety tego samego nie mogli powiedzieć pozostali.
- Czyli?
- Zachowujecie się jak Booth... No dobra, to ślimak. Poczwarka okazała. Wcześniej znalazłem ją przy ciele Donovana. Występuje tylko na obrzeżach Waszyngtonu. I to daje nam dwie możliwości... - Jack przerwał dając swoim kolegom chwilę na przemyślenia, z której jednak nie zamierzali skorzystać.
- Hodgins zlituj się! - powiedział Sweets, za co został obdarzony morderczym spojrzeniem.
- Już mówię. Pierwsza możliwość to taka, że poczwarka po prostu żerowała w mieszkaniu Rocky'ego od czasu zabicia Donovana. A druga, możliwe że tam gdzie jest naturalne środowisko naszego małego przyjaciela, tam też może być kryjówka ochroniarza, a tym samym miejsce przetrzymywania Booth'a – wyjaśnił entomolog.
- Seeley wspominał, że na obrzeżach technicy znaleźli tylko opuszczony kościół – powiedziała Temperance. - Czy to możliwe, by tam był Booth?
- Opuszczony budynek równa się starość, grzyb, wilgoć i pleśń – zaczął wyliczać Jack. - Bardzo prawdopodobne.
- Cam, powiadom Cullena o tym co odkryliśmy, niech wyśle agentów. Ja jadę do tego kościoła – Bones już szła w stronę wyjścia.
- Jadę z Tobą – krzyknął Hodgins ruszając za nią. - I ja prowadzę.
Tempe tylko skinęła głową. W takim stanie i tak pewnie nie byłaby w stanie prowadzić. Teraz miała nadzieję, że się nie pomylili i jej partner rzeczywiście znajduje się w opuszczonym kościele.


Budynek J,E.Hoover'a – siedziba FBI

- Żadnych informacji? Co to ma znaczyć?! Jesteś z FBI czy podrzędnej firmy detektywistycznej? - Cullen krzyczał na młodego agenta, który właśnie zdał mu raport na temat przebiegu poszukiwań Booth'a.
- Sir, robimy wszystko...
- Wszystko co waszej mocy. Tak, tak. Stara śpiewka – wysyczał dyrektor, co było gorsze od jego krzyku. - Wracajcie do pracy.
- Tak jest – odparł młodszy mężczyzna i szybko opuścił gabinet swojego przełożonego, zdając sobie sprawę że tak wkurzonego Cullena jeszcze nie widział. Sam dyrektor musiał przyznać, że złość aż rozsadzała go od środka. Porwanie jednego z najlepszych agentów jakich posiadał było najmniej oczekiwanym wydarzeniem tego tygodnia. Zastanawiało go tylko w jaki sposób tak dobrze wyszkolony były żołnierz i snajper dał się podejść. Przecież to było wręcz nie do pomyślenia. ''Może cały czas odczuwa skutki amnezji?'' zastanawiał się Cullen. ''A może po prostu potrzebuje odpoczynku?'' myślał dalej. Swoje rozważania zakończył silnym postanowieniem, że wyśle Booth'a na urlop kiedy tamten zostanie odnaleziony. Jeśli zostanie...
Ponurą myśl przerwał dźwięk telefonu, który stał na mahoniowym biurku.
- Słucham Margaret – powiedział do swojej sekretarki Cullen.
- Na linii 3 doktor Saroyan z Instytutu Jeffersona.
- Łącz – odparł szybko dyrektor, licząc na wiadomości dotyczące Booth'a.

***

- Czego ode mnie chcesz? Czego chciałeś od Bones?! - Seeley bynajmniej nie silił się na uprzejmy ton.
- Doktor Brennan, tak... Piękna kobieta, ale ona nic mnie nie obchodzi. Co innego Ty – odparł Kolsky na co agent zrobił zdziwioną minę.
- A ta wiadomość?
- Po to, by dorwać ciebie. Przecież było jasne jak słońce, że nie pozwolisz jej wszędzie ze sobą jeździć ze względu na jej bezpieczeństwo. Wystarczyło zatem tylko poczekać. Przyznaj, że to było dobre posunięcie – wyjaśnił Kolsky i uśmiechnął się, a Booth w głębi ducha przyznał mu rację. Nie chciał narażać Temperance i nigdy by nie pozwolił, aby coś złego jej się stało. Nawet, gdyby miał przypłacić to życiem.
- Rozumiem, że nie należysz do Alchemików. Czemu więc takie morderstwa?
- Dobre pytanie. No cóż, musiałem zrobić coś, by mieć pewność że do sprawy zostanie przydzielony wasz duet. A Alchemicy i rytualne morderstwa to coś, co na pewno zainteresowało by twoją partnerkę – powiedział mężczyzna. - Powiem jeszcze, że pomysł z Alchemikami podsunął mi Rocky, który kiedyś do nich należał.
- A Calahan?
- Miły chłopak, ale ktoś musiał się ''poświęcić'' – ostatnie słowo przepełnione było ironią.
- Jesteś chory – Booth nawet nie starał się ukryć obrzydzenia, za co dostał silny cios w brzuch jakim uraczył go stojący obok Rocky.
- Gdzie twoje maniery agencie Booth?
- Pieprz się – kolejny cios.
- Widzę, że nie dojdziemy do porozumienia. Rocky... - Kolsky skinął na swojego pomocnika, który otworzył małe pudełeczko i wyjął z niego strzykawkę i fiolkę z jakimś płynem.
- Co to? - Booth patrzył jak ochroniarz napełnia strzykawkę i podaje ją Kolsky'emu.
- Pierwszy krok na drodze do twojej śmierci...

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Charlotte przez Ciebie chyba dostanę zawału! Świetna część. Takiego obrotu sprawy nigdy bym się nie spodziewała. Oby tylko zdążyli ocalić Booth'a! Mam nadzieję, że szybciutko wstawisz ciąg dalszy!

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Wspaniała część, mam nadzieje, że nie masz zamiaru uśmiercić tak naprawdę Bootha to byłoby dramatyczne. Z drugiej strony zaskakująca część i zwrot akcji do tej pory myślałem, że to Alchemicy i co w jednym opowiadaniu wyjaśniło się, że nie :). Fantastyczne i napięcie rośnie coraz bardziej. Czekam na dalszą część :)

ocenił(a) serial na 10
bp17

Fascynująca część, jestem pod ogromnym wrażenie. Ciekawe czy uratują Bootha. Czekam na kolejną część, oby pojawiła się szybko:)

_nn_

Ekstra czesc :) ... oby pomoc dla Bootha nadeszla szybko... :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

charlotte_12

- 21 -

''One my knees, I’ll ask
Last chance for one last dance
‘Cause with you, I’d withstand
All of hell to hold your hand
I’d give it all
I’d give for us
Give anything but I won’t give up
‘Cause you know,
you know, you know
That I love you''*

Booth czuł, że tym razem już nie umknie przed końcem. Jego położenie było wręcz tragiczne. Sam nie wiedział gdzie się znajduje i wątpił, by ktokolwiek wiedział poza Kolskym i Rockym. ''Nawet jeśli Bones jakimś cudem odkryła kryjówkę to czy zdąży na czas? Czy zdążę się pożegnać?''
- Czemu ja? - zapytał Seeley, kiedy ochroniarz rozerwał jego koszulę, na której bordowe plamy kontrastowały z jej bielą, a Kolsky szykował się by wkłuć igłę w ciało agenta.
- A już myślałem, że nie spytasz – odparł mężczyzna z wyrazem satysfakcji wymalowanym na twarzy. - Bo jaka byłaby to frajda zabić Cię i nawet nie powiedzieć za co.
- Nic Ci nie zrobiłem...
- Mylisz się, agencie Booth. Bardzo się mylisz... Jesteś odpowiedzialny za śmierć mojego brata Chris'a. Doprowadziłeś do jego skazania, a on... To Twoja wina, że nie żyje! - Kolsky już nie mówił spokojnym głosem. Teraz krzyczał, a jego krzyk przepełniony był nienawiścią. Dla Booth'a wszystko stało się jasne.
- Montana – wyszeptał Seeley patrząc prosto w oczy swojego porywacza, który uśmiechnął się złowieszczo.
- Bystry jesteś. Tak, moje prawdziwe nazwisko brzmi Montana, ale teraz nic Ci to nie da. Nikomu już o tym nie powiesz – powiedział Kolsky i wbił igłę w lewą pierś Booth'a.

***

- Nie możemy jechać szybciej? - Brennan zaczynała się denerwować coraz bardziej, a pytanie które zdążyła zadać Hodgins'owi już 5 razy w ciągu 20 minut miało choć trochę odciągnąć myśli od jej partnera. Na próżno, bo jak można myśleć o czymś innym kiedy osoba, którą się kocha, która jest najważniejsza – może zginąć...
- Staram się jak mogę. I tak wyprzedzamy o kilka czy kilkanaście minut FBI, więc bez paniki. Zdążymy – odparł Jack spoglądając na Tempe, która zaczęła nerwowo wyłamywać sobie palce.
- Zdążymy – powtórzyła szeptem i westchnęła.''Na pewno''.

***

- Co to było? - Booth zwrócił się do Kolsky'ego, kiedy ten wyciągnął igłę z ciała.
- Pankuronium, bardziej znane jako pavulon oraz tiopental. Mówi Ci to coś? Jeżeli nie, to powiem tylko iż ta mieszanka powoduje zwiotczenie mięśni, a potem zatrzymanie oddechu – wyjaśnił mężczyzna spoglądając na zegarek. - Myślę, że jakieś 5 – 10 minut spokojnego oddechu jeszcze przed tobą. No i zwróć uwagę, że twoja śmierć będzie po trosze symboliczna. Była już woda, ogień, ziemia... nadszedł czas na czwarty pierwiastek jakim będzie powietrze, a raczej jego brak.
- Robisz to z zemsty, tak? - Seeley czuł, że szczęście zaczyna go opuszczać. Pavulon już rozchodził się po jego ciele, a on sam irracjonalnie czuł tą wędrówkę.
- Zemsta to część mojego życia, ale wypełni się kiedy zadam ostateczny cios, którym będzie pozbawienie Cię życia. A to nastąpi już niedługo... Rocky!
Ochroniarz podszedł do mężczyzny i wręczył mu kolejną strzykawkę i fiolkę.
- A to.. co tym razem?
- Chyba nadszedł czas, byś zaczął żegnać się ze światem i ukochaną doktor Brennan.

***

Byli coraz bliżej. Jeszcze jakieś pięć minut i będą na miejscu. 5 minut. Zarazem tak długo i tak krótko. Czy zdążą uratować Booth'a? Czy Booth rzeczywiście znajduje się w opuszczonym kościele? ''Co jeśli się pomyliliśmy? Jeżeli ja się pomyliłam?'' Te pytania nie dawały spokoju Tempe.
- Jesteśmy prawie na miejscu – z zamyślenia wyrwał ją głos entomologa.
- Wiem – odparła i spojrzała przez boczną szybę. Już nie mijali zabudowań, a gąszcz roślin, las, pustkowia. Zbliżali się do celu.
Nagle ciszę jaka panowała w samochodzie przerwał dźwięk telefonu Bones.
- Brennan – odebrała połączenie. - Cam... Dobrze...Zaraz tam będziemy... Dzięki.
- O co chodzi? - zapytał Jack, kiedy jego przyjaciółka schowała komórkę.
- Camille... FBI jedzie za nami... jakieś 4 minuty od nas.
- To znaczy, że zaraz tu będą – powiedział Hodgins i zatrzymał auto. Wzrok Temperance padł na stary kościół znajdujący się jakieś 100 metrów od nich. - Czekamy czy wchodzimy?
- Nie będę czekać – odparła antropolog i wysiadła z samochodu. Jack poszedł w jej ślady.

***

Seeley zaczynał tracić przytomność i coraz trudniej było mu złapać oddech. Każdy haust powietrza przynosił ukojenie dla palących płuc. Leżąc na kamiennej podłodze czuł jak siły go opuszczają. Spróbował się podnieść, ale był zbyt słaby. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa.
- Może pomóc?- usłyszał tuż nad uchem, a po chwili poczuł silne uderzenie w brzuch, które spowodowało, że przetoczył się na plecy.
''A więc to koniec'' przemknęło mu przez myśl, kiedy Kolsky napełnił strzykawkę przezroczystą substancją. ''Temperance... Moja Bones''. Obraz jego partnerki, a zarazem ukochanej kobiety pojawił się przed jego oczami i zalała go fala spokoju.
- Chciałbyś coś powiedzieć na sam koniec? - porywacz kucnął obok Booth'a, który spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Zabijesz mnie. I co potem? Dokonasz zemsty i zaczniesz żyć normalnie jak na porządnego obywatela przystało?
- Coś w tym stylu.
- Nie uda Ci się – wyszeptał agent.
- Czyżby? - zapytał ironicznie Kolsky i wbił igłę w pierś Booth'a.

***

Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, na co twarz Hodgins'a wykrzywiła się w grymasie. Nie przeszkodziło to jednak naukowcom wejść do środka. Wewnątrz kościoła panował półmrok, a jedyne źródło światła stanowiły blade promienie słońca przebijające się przez zakurzone okna.
- Doskonałe miejsce na kryjówkę dla Alchemików – szepnął Jack rozglądając się dookoła. - Tylko gdzie oni są?
- Może w podziemiach...
- Lochy? Krypty?
- Raczej piwnica – powiedziała Bones, lustrując wzrokiem wnętrze kościoła w poszukiwaniu zejścia na dół, kiedy jej wzrok padł na niepozorne drzwi we wnęce po prawej stronie małego ołtarza. Nie czekając, szybko szybko do nich podeszła i otworzyła. Tym razem obyło się bez skrzypnięcia.
- Schody – Hodgins spojrzał ponad ramieniem Tempe, która już stała na pierwszym stopniu. - Chcesz tam zejść?
- Tam może być Seeley.
- Od kiedy Booth to Seeley?
- Nie czas na pytania Jack – odparła Brennan kończąc dyskusję.
- OK., ale i tak nie uciekniesz przed odpowiedzią – Hodgins wyminął Bones ruszył przodem. Na końcu kamiennych schodów powitała ich ciemność i cisza, w której słyszeli tylko swoje oddechy. Mieli ruszyć przed siebie, kiedy to usłyszeli. Cichy, pozbawiony wigoru głos Booth'a:
- Nie uda Ci się.
- Czyżby? - ironiczne pytanie było odpowiedzią na słowa agenta, a potem znów nastała cisza, której Brennan już nie mogła znieść. Zadziałała instynktownie i puściła się biegiem w miejsce skąd docierały głosy. Hodgins niewiele myśląc ruszył za nią.

***

- Czyżby? - Kolsky wbił igłę w pierś Booth'a wpuszczając do ciała agenta przezroczystą substancję. Patrzył jak Seeley powoli traci przytomność, kiedy do jego uszu dotarł odgłos kroków. Ktoś się zbliżał. Nie zastanawiając się dłużej skinął na Rocky'ego i obaj opuścili pokój przez klapę w podłodze. W tym samym momencie do pomieszczenia wbiegła Bones i Jack.
- Booth! - krzyknęła Tempe i podbiegła do leżącego na podłodze agenta.
- Seeley... - Brennan objęła swojego partnera, dając mu znać że jest przy nim.
- Temperance – cichy szept wydobył się z ust Booth'a.
- Już dobrze... Jestem tutaj... Karetka już jedzie...
- Brennan – Hodgins spojrzał na swoja przyjaciółkę ze strachem w oczach.
- Nie teraz... - odparła, ale kiedy zobaczyła przerażenie w oczach entomologa, jej wzrok padł na fiolkę, którą trzymał. - Co to?
- Chlorek potasu – odparł naukowiec. - On zatrzymuje akcje serca...
- Nnnie, nie, nie, nie!... Booth, słyszysz mnie? Seeley! - Temperance rozpaczliwie starała się utrzymać swojego partnera w stanie świadomości. - Nie możesz mnie zostawić!
- Kocham Cię.. - wyszeptał agent spoglądając w szaroniebieskie oczy Bones. Była piękna, była jego. Kochał ją. Myśląc o tym poczuł jak zapada się w ciemność.
- Booth! Booth! Nie zostawiaj mnie... Obiecałeś – Tempe przycisnęła bezwładne ciało Seeley'a do piersi. - Kocham Cię... - załkała.
Gdzieś w oddali słychać było sygnał karetki pogotowia.

*''Na kolanach, będe prosił
o ostatnia szanse na ostatni taniec
bo z tobą, przetrzymałbym
całe to piekło, żeby tylko trzymać cie za ręke.
Mógłbym oddac to wszystko,
oddać za nas,
oddałbym wszystko, ale się nie poddam
bo ty wiesz,
ty wiesz, ty wiesz
że cię kocham''
''Far away'' Nickelback

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Ojj Charlotte... Coś czuję, że karetka nie zdąży, mam nadzieję, że się mylę. Popłakałam się, pierwszy raz się popłakałam czytając opowiadanie! Genialne... Tylko tyle jestem w wstanie teraz powiedzieć.

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

Byleby karetka zdążyła na czas. Pisz szybko kolejną czas bo nie umiem się już jej doczekać:)

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Oj Charlotte takiego zwrotu sytuacji się nie spodziewałem. Fantastyczne, cudownie piszesz mam nadzieje, że happy end będzie w tej serii. Jakby się nie skończyło to i tak warto czekać na każdą kolejną. :)

ocenił(a) serial na 9
bp17

Kurczę, nie mogę się zdecydować - mam ochotę na jakieś smutne zakończenie (które piszesz naprawdę pięknie), ale z drugiej strony ta historia aż się prosi o happy end...
Cóż, najchętniej przeczytałabym obie wersje ^^

Mortima

Ekstra czesc... :) mam nadzieje ze karetka zdarzy na czas, bo nie lubie smutnych zakonczen... ale to Twoje opowiadanie i zrobisz z nim co zechcesz... :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

mara625

Genialna część trzymająca w napięciu od początku do końca:)Mam nadzieję , że nie uśmiercisz agenta B. ale jak napisała moja poprzedniczka ...to Twoje dzieło...,więc pozostaje mi tylko czekać na cd

charlotte_12

Dziękuję za wszystkie komentarze :*
Widzę głosy proszące o uratowanie Booth'a. Nie wiem czy ta część się spodoba...

- 22 -

''Wiem, czasem boli aż brak tchu,
czasem trudno się samemu ułożyć do snu.
Wiem, można w chwile stracić dzień,(...)
Wiem, czasem miewam takie dni,
lepiej wtedy myśleć że to są tylko złe sny.''*


Sygnały karetek pogotowia to oddalały się ginąc w gwarze ulicznego zgiełku, to przybliżały oznajmiając, że do szpitala został przywieziony kolejny pacjent.
Przed oczami Temperance przechodzili lekarze zmierzających na ostry dyżur, za każdym razem kiedy karetka oznajmiła swoje przybycie, kobieta jednak ich nie widziała. W tej chwili liczył się dla niej tylko Booth, który za ścianą walczył o życie.
Obok Brennan siedziała Angela, która swoją obecnością starała się dodać otuchy swojej przyjaciółce, choć dobrze wiedziała że w tej chwili nikt i nic nie jest w stanie jej pomóc.
Camille chodziła w tę i z powrotem wyłamując palce ze zdenerwowania i co chwila zerkając na zamknięte drzwi, za którymi toczyła się walka o życie jej przyjaciela.
- Choleeera jasna! - zaklęła w końcu dając upust swoim emocjom. - Ile to jeszcze potrwa?
- Mówiłem Ci już co znalazłem przy... - zaczął Hodgins, ale Cam przerwała mu skinieniem głowy, doskonale zdając sobie sprawę ze znaleziska entomologa. Chlorek potasu zatrzymujący pracę serca oraz mieszanka tiopenatlu i bromku pankuronium powodująca zwiotczenie mięśni i wstrzymanie oddechu. Mieszanina podawana więźniom w celi śmierci, tego oraz tego iż Seeley potrzebuje dużo szczęścia, doktor Saroyan była pewna.
Hodgins nerwowo ruszał nogą starając się nie zwariować. To co zobaczył w podziemiach kościoła nie należało do najprzyjemniejszych widoków. Pobity i zalany krwią Booth leżał bez życia na kamiennej podłodze. Powoli gasł w oczach i zdawało się, że to koniec. Ale kiedy Jack usłyszał jak on i Brenn wyznają sobie miłość, coś się zmieniło. Poczuł ogromną chęć, by zrobić wszystko co w jego mocy aby dać tej dwójce szanse. Ale wtedy serce Seeley'a przestało bić, a on jedyne co mógł zrobić to masaż serca, który wykonywał aż do przyjazdu karetki.
Sweets stojąc pod ścianą obserwował wszystko w milczeniu, nie poddawała jednak analizie. Nie był w stanie. Już trzeci raz przyszło mu martwić się o życie agenta Booth'a, który jakby nie patrzeć zaskarbił sobie sympatię młodego terapeuty. Seeley, doktor Brennan oraz reszta ekipy Jeffersona stanowili dla Słodkiego rodzinę i choć bardzo często zdarzało się, że Booth kwestionował pomysły doktora, a Bones naśmiewała się z psychologii, to i tak wyczuwał że szanują i lubią go na swój sposób.
A teraz wszyscy oczekiwali na lekarza, który miał oznajmić im co z Booth'em. W końcu ich czekanie zostało wynagrodzone i na szpitalnym korytarzu pojawił się lekarz.


Budynek J.E.Hoover'a – siedziba FBI

Cullen przemierzał korytarze siedziby FBI zmierzając w stronę pokoju przesłuchań. Z jego twarzy można było wyczytać złość, dlatego agenci postanowili nie wchodzić mu w drogę. Lepiej nie mieć do czynienia z wkurzonym dyrektorem.
W końcu mężczyzna dotarł do celu i naciskając klamkę czuł tylko pogardę do człowieka, który siedział przy stole.
- Derek Kolsky – zaczął. - A może wolisz, by zwracać się do ciebie twoim prawdziwym nazwiskiem?
- Więc odkryliście to?
- Mamy najlepszych ludzi Billy Montana – odparł Cullen siadając na przeciwko więźnia.
- Ale chyba żywot jednego z nich właśnie dobiega końca, czyż nie?
Dyrektor poczuł jak wzbiera w nim wściekłość. Nie pozwolił jednak tego po sobie poznać. To prawda, że jeden z jego najlepszych ludzi walczy o życie, ale w końcu to przecież Booth. A on nigdy się nie poddaje.
- Cieszy Cię to, prawda? - zapytał Cullen, a Kolsky tylko się uśmiechnął.
- Być może...
- Spędzisz w więzieniu resztę życia.
- Dopóki Booth żyje, dopóty nie spocznę by dokonała się zemsta – odpowiedział mężczyzna i uśmiechnął się w taki sposób, że po plecach dyrektora przeszły ciarki.


Szpital

Kiedy lekarz wyszedł z sali, do której został zabrany Booth, wszyscy momentalnie znaleźli się przy nim. Pytania posypały się na głowę doktora niczym grad i dopiero po jakiejś chwili udało mu się opanować zdenerwowaną grupę.
- Proszę państwa!
- Doktorze, co z Booth'em? Czy.... - Bones urwała w połowie, niezdolna do wypowiedzenia słów na głos.
- Pani jest Temperance Brennan?
- Tak.
- Figuruje pani w dokumentacji jako osoba, która ma być powiadamiana o stanie zdrowia pana Booth'a w razie jego pobytu w szpitalu – powiedział lekarz, a Bones zrobiła zaskoczoną minę.
- Ja nie wiedziałam... - wyjąkała.
- Musiałem poinformować panią o tym fakcie...
- Ale co z Booth'em? - do rozmowy włączył się Sweets, który już nie mógł znieść tej niepewności.
- Rozumiem, że mam mówić na forum – lekarz spojrzał na Tempe, która przytaknęła. - Będę z państwem szczery, co prawda wróciła praca serca, ale tiopental wywołał bradykardię. Serce pana Booth'a przyjęło silną dawkę chlorku potasu, tak silną że powinien już nie żyć...
Angela zakryła usta dłonią, a Bones zacisnęła dłonie w pięści. Nie pozwoli umrzeć Booth'owi.
- Ale on żyje, tak? - Słodkiemu zaczęły trząść się ręce.
- Tak. Agent Booth jest jednak nieprzytomny i nie wiem ile czasu ten stan się utrzyma. Wszystko zależy od tego jak silny jest organizm. Może się obudzić w każdej chwili lub wcale. Przykro mi – zakończył lekarz.
- Możemy go zobaczyć? - zapytała Angela.
- To nie jest wskazane..
- Chociaż jedna osoba – nie dawała za wygraną artystka, a lekarz w końcu skapitulował.
- Dobrze. Ale tylko jedna osoba – odparł. - Pacjent teraz zostanie przewieziony do sali 107.
Po tych słowach pożegnał zgromadzonych i udał się do swojego gabinetu. Angela spojrzała na swoją przyjaciółkę, która w oczach miała łzy.
- Powinnaś do niego pójść.
- Co jeśli... co będzie jeżeli Booth się nie obudzi? - zapytała Tempe spoglądając po twarzach przyjaciół.
- Sweety, nie wolno Ci tak myśleć. Seeley żyje, walczy dla Ciebie. Dopóki jego serce bije, dopóty jest nadzieja – Montenegro mocno przytuliła Bones, która wyszeptała:
- Boje się – cichy szloch dotarł do uszu artystki.
- Wiem Skarbie, ale wiedz że jestem, jesteśmy z tobą i nie zostawimy Ciebie i Booth'a. A teraz idź do niego, on Cię potrzebuje.
Brennan uwolniła się z objęć Angeli i ruszyła do sali, w której leżał nieprzytomny Seeley.


Siedziba FBI

Cullen chodził po swoim biurze wściekły. Rozmowa z Kolskym wyprowadziła go z równowagi, tym bardziej że te popapraniec wyraźnie dał mu do zrozumienia, że nie spocznie póki Booth nie umrze. Jedyną radością było to, że Kolsky znajdował się rękach FBI, tak samo jak jego wspólnik – Rocky. Nie udało im sie uciec z kościoła, zostali złapani przez agentów, którzy byli przygotowani na każdą ewentualność. Teraz zadaniem dyrektora było jak najszybsze postawienie w stan oskarżenia tych dwóch zwyrodnialców i niezwłocznie postanowił to zrobić. Szybko wybrał numer telefonu jedynej znanej mu osoby, zdolnej do załatwienia wszystkiego w ekspresowym tempie. Po trzech sygnałach odezwał się kobiecy głos:
- Caroline Julian.
- Dobrze, że odebrałaś. Z tej strony Cullen, mam sprawę niecierpiącą zwłoki.
- To ci nowość – odparła z ironią.
- Tym razem to naprawdę ważne. Muszę zapuszkować gości, którzy zamordowali trzy osoby, porwali i torturowali agenta FBI z zamiarem pozbawienia go życia. W tej chwili walczy o nie – wyjaśnił szybko dyrektor.
- Domyślam się, że sprawę prowadzili i rozwiązali Booth i Brennan.
- Tak, ale...
- Co ale? Nie bawmy się w kotka i myszkę – powiedziała stanowczo Caroline.
- To agent Booth walczy teraz o życie – odparł Cullen, a w słuchawce zapanowała cisza. - Prokurator Julian?
- Nikt nie będzie zadzierał z moimi ulubieńcami. Już ja się postaram, by te kanalie nigdy więcej nie ujrzały słońca – odparła Caroline i rozłączyła się

* ''Wiem'' Lov

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Część jest świetna ale wprowadziła mnie w głęboki smutek, na szczęście pozostawiłaś chodź cień nadziei na to, że Booth będzie żył. Czekam na dalszy rozwój sytuacji. <buziole> rewelacyjnie piszesz

ocenił(a) serial na 10
bp17

Wspaniała część:)
Jestem ciekawa czy Booth się wybudzi. Czekam na kolejną część:)

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Mam nadal nadzieję, że Booth przeżyje... Bardzo dobrze wiesz jak utrzymać napięcie. Caroline jest genialna. Jej rozmowa z Cullen'em na prawdę świetna. W ogóle cała ta część jest niesamowita. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy!

justysia_7

niesamowitya czesc... mam nadzieje ze Booth przezyje... biedna Bones... czekam na cd :)

charlotte_12

Ale ja przerywam. Zawsze w nieodpowiednich momentach... Wiem i wszyscy mi to mówią :P
Ale ja tak mam :]
Kolejna część dla Was.
Przepraszam z góry za wszystkie literówki, błędy ortograficzne bądź stylistyczne, ale przepisywałam szybo na kompa. Część jeszcze gorąca... :]


- 23 -

Idąc szpitalnym korytarzem do sali, w której leżał Seeley, Brennan popadła w otępienie. Nie pamiętała drogi jaką pokonała, ani pytania jakie zadał jej jeden z pacjentów, które notabene dotyczyło jej powieści. Ocknęła się dopiero w momencie, w którym wchodziła do sali 107. Jej wejście od razu zwróciło uwagę pielęgniarki, która sprawdzała aparaturę monitorującą stan zdrowia Booth'a.
- Tu nie wolno przebywać – powiedziała starsza kobieta i ruszyła w stronę Tempe, by grzecznie acz stanowczo wyprowadzić ją z pokoju.
- Dostałam pozwolenie od lekarza.
- Pani godność?
- Brennan. Temperance Brennan, ja posiadam...
- Zgadza się – przerwała jej pielęgniarka znajdując nazwisko Bones w karcie pacjenta, po czym opuściła salę zostawiając Tempe sam na sam z nieprzytomnym Booth'em.
Bones powoli podeszła do szpitalnego łóżka i usiadła na stojącym obok fotelu. Zdusiła w sobie szloch, który chciał znaleźć ujście na widok pokiereszowanej twarzy Seeley'a. Dopiero teraz mogła zobaczyć co porywacze zrobili jej partnerowi i ocenić szkody, na co w chwili kiedy zobaczyła Booth'a w podziemiach kościoła, nie miała czasu.
Całe ciało Seeley'a pokrywały sińce, ale twarz... Podbite oko, szwy na łuku brwiowym, opuchnięta warga i szrama na policzku. I tylko spokój jaki teraz widniał na tak dobrze znanym jej obliczu, sprawił że Tempe się opanowała.
- Już wszystko w porządku – powiedziała dotykając dłonią policzka Seeley'a. - Jestem przy Tobie.

***

Doktor Camille Saroyan szybkim krokiem wracała do swoich podwładnych, którzy czekali przed salą Booth'a. Ona sama poczuła się w obowiązku poinformować Rebeckę, która tak jak przypuszczała Cam, postanowiła na razie nie mówić o wszystkim Parkerowi, poprosiła również o informowanie o stanie zdrowia Seeley'a. Camille zobowiązała się do tego zadania, ale teraz zaczynała żałować. A co jeśli nie będzie poprawy? Co jeśli Booth... ''Nawet tak nie myśl!'' skarciła siebie w myślach.
- Wiadomo coś nowego? - zapytała siadając obok Sweets'a na jednym ze szpitalnych krzeseł.
- Doktor Brennan cały czas jest z Booth'em. Nie wychodzi, więc jego stan pozostaje bez zmian.
- Nie wiem czy mam cieszyć się z tego powodu czy płakać – wtrąciła Angela.
- Booth z tego wyjdzie, to silny mężczyzna. Nie raz był w gorszych tarapatach – Słodki chciał sam podnieść siebie na duchu. Zapalić iskrę nadziei, która zaczynała gasnąć.

***

Brennan nie opuściła pokoju Booth'a aż do następnego dnia rano, kiedy to Angela siłą wręcz, zabrała swoją przyjaciółkę na śniadanie i zastrzyk kofeiny w postaci dużej czarnej kawy. Na więcej nie miała jednak co liczyć gdyż Tempe chciała jak najszybciej wrócić do szpitala, gdzie jak uważała być powinna.
Przedpołudnie jak i popołudnie minęły spokojnie, niezakłócane przez żadne niespodziewane wypadki. Tylko co jakiś czas lekarz zaglądał do Booth'a, ale nie widząc żadnej poprawy tylko lekko się uśmiechał do kobiety czuwającej przy boku ukochanego, bo tylko nim mógł być agent Booth skoro jego partnerka nie opuszczała go ani na krok.
I tak minął kolejny dzień, który Bones zakończyła zasypiając na fotelu przy łóżku Seeley'a.

***

Otępienie i senność. Ogromny ciężar na klatce piersiowej. Ból a zarazem ulga, że skoro czuje to znaczy że żyje. Miarowe pikanie dochodzące jakby z daleka, które z każdą sekundą stawało się głośniejsze. Powietrze, które wypełniało płuca przy każdym wdechu, który nie palił niczym rozżarzone żelazo. Ciemność a potem biel skąpana w złotych promieniach słońca, które wpadały do pokoju przez niezasłonięte rolety. I Ona, śpiąca na fotelu.
To wszystko sprawiło, że uwierzył, że żyje.

***

Temperance zbudziła się nad ranem z uczuciem, którego nie potrafiła wyjaśnić. Już nie odczuwała niepokoju, nie bała się. Może sprawił to sen, w którym Booth uśmiechał się do niej jak zawsze, obejmował ją i szeptał na ucho, że wszystko będzie dobrze. A ona mu uwierzyła, bo przecież on nigdy jej nie zawiódł.
Tempe podniosła powieki i pierwsze co zobaczyła to czekoladowe oczy Seeley'a przyglądające się jej z czułością.
- Booth... - Brennan momentalnie znalazła się przy łóżku swojego partnera. - Kiedy?...
- Spokojnie Temperance. Ocknąłem się niecałą godzinę temu, zaraz potem pojawił się lekarz, ale poprosiłem go by Cię nie budził – uśmiech, który tak dobrze znała pojawił się na bladej twarzy agenta. Bladość silnie kontrastowała z sińcami i zadrapaniami, ale szczery uśmiech i blask w oczach nie mogły kłamać. To był je Seeley. Dotknęła dłonią policzka Booth'a, a on wtulił się w nią. Ten dotyk był tym czego w tej chwili potrzebował. Czego oboje potrzebowali.
- Tak się bałam... Lekarz nie był w stanie powiedzieć kiedy wybudzisz się ze śpiączki, czy w ogóle się obudzisz... - głos stał się cichszy, a w oczach Bones zalśniły łzy.
- Jak widzisz oddycham, rozmawiam z tobą i poza drobnymi dolegliwościami... – Seeley wskazał na sińce na tułowiu oznaczające połamane żebra oraz zadrapania. - ...nic mi nie jest.
- Mogłeś zginać.
- Nie teraz Temperance. Nie kiedy na nowo odzyskałem wiarę, że mogę być szczęśliwy. Że mogę być z Tobą...
- Obiecaj, że tak się stanie. Że będziemy szczęśliwi – powiedziała Bones kładąc się obok Booth'a na szpitalnym łóżku uważając, by nie spowodować obrażeń na ciele agenta.
- Obiecuję – odparł i pocałował ją delikatnie. Teraz będąc przy niej wierzył, że już wszystko będzie dobrze.

***

Następny dzień upłynął na wizytach przyjaciół, których wiadomość o odzyskaniu przytomności przez Booth'a zastała w drodze do szpitala. Nie zabrakło wśród nich Cullena, który poinformował swojego agenta o postępach w śledztwie, a także przekazał iż prokurator Julian skutecznie zajęła się Montaną alias Kolsky'm i Rocky'm, co w jej przypadku oznacza że podwójne dożywocie to za mało. Wśród gości nie zabrakło także Parkera, który wyściskał swojego ojca, uważając jednak by nie wyrządzić mu żadnej krzywdy. Co prawda sińce powoli schodziły, podobnie jak opuchlizny, ale złamane żebra nadal bolały. Całej scenie powitania przyglądała się Brennan, która nie odstępowała Booth'a na krok, z czego agent niezmierni się cieszył. Mini Booth zasypywał ojca pytaniami i nie zapowiadało się, by miał przestać.
- A długo tu zostaniesz? - zapytał Parker żegnając się ze swoim tatą.
- Chciałbym już wyjść, ale to nie zależy ode mnie – odparł agent.
- A od kogo?
- Od lekarza, który musi mnie zbadać i jeśli wszystko będzie w porządku to będę mógł wrócić do domu – wytłumaczył Booth mierzwiąc niesforne loki syna, kiedy w drzwiach pojawiła się Rebecka.
Zapukała i weszła do sali.
- Witaj Seeley, dzień dobry doktor Brennan – powiedziała, na co Tempe skinęła głową.
- Witaj – odparł agent.
- Jak się czujesz? - zapytała kobieta.
- Coraz lepiej. Jeszcze parę dni i będę jak nowo narodzony.
- Cały Ty – Rebecka uśmiechnęła się pobłażliwie, po czym zwróciła się do syna. - Jesteś gotowy?
- Tak mamo.
- Pożegnaj się z tatą i doktor Brennan, czekam na korytarzu – powiedziała kobieta po czym skinięciem głowy pożegnała się z Booth'em i Tempe i wyszła z sali.
- Muszę już iść, a zostałbym jeszcze... - westchnął chłopiec.
- Wiem Park, ale nic mi nie będzie więc nie martw się o mnie.
- Zawsze tak mówisz – odparł mini Booth, czym wywołał uśmiech na twarzy agenta. Następnie zwrócił się do Brennan. - Doktor Bones, proszę zaopiekować się moim tatą. Pani na pewno posłucha.
Zaskoczona Tempe na początku nie wiedziała co powiedzieć, ale chrząknięcie Seeley'a przywołało ją do rzeczywistości.
- Ja... Dobrze, twojemu tacie nic się przy mnie nie stanie – odparła i uśmiechnęła się. Chłopiec też się uśmiechnął, po czym pocałował ojca w policzek, uściskał Bones i już go nie było.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi Booth zamknął oczy, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu, który nie umknął uwadze jego partnerki.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Nic takiego...
- Nie kłam, przecież widzę – nie dała za wygraną.
- Trochę boli mnie głowa, to wszystko – odparł Seeley spoglądając na Tempe. - To pewnie zwykła migrena...
- Wezwę lekarza, żeby Cię zbadał.
- Nie trzeba...
- Booth, zostałeś poważnie pobity, a Twoje serce przestało bić. Ból głowy może być następstwem obrażeń – przerwała mu Brennan tonem, który dobrze znał, a który mówił że nie warto nawet próbować się kłócić bo to na nic. - Zaraz wracam.
Bones wyszła zostawiając agenta samego, który opadł na poduszki walcząc z kolejnym bólem, który przeszył jego skronie, a który był jeszcze silniejszy od poprzedniego.

***

Tempe chodziła po szpitalnym korytarzu w tę i z powrotem. Booth został zabrany na badania i teraz był na tomografii. Lekarz niby potwierdził słowa Seeley'a że ból mógł być tylko migreną, ale dla całkowitej pewności wolał przeprowadzić badania. A teraz Bones usilnie starała sobie wmówić, że wszystko będzie dobrze, a tomografia tylko to potwierdzi.
Na krześle siedziała Angela, która cały czas wspierała swoją przyjaciółkę. Artystka wiedziała, że Temperance przestanie się zamartwiać dopiero wtedy, kiedy Booth opuści szpital.
- Sweety, może usiądziesz? Takie rzeczy trwają – powiedziała artystka wstając i podchodząc do Bones.
- A co jeśli okaże się, że coś mu jest? Ten ból głowy mógł nie być przypadkowy...
- Jest pod opieką najlepszych lekarzy, sama o to zadbałaś. Seeley to silny facet, nic mu nie będzie. Pewnie zaraz doktor oznajmi, że twój Agent Gorący jest okazem zdrowia, a ta migrena była spowodowana przemęczeniem – Angela starała się dodać otuchy swojej przyjaciółce. - Wszystko będzie dobrze.
Nie wiedział jak bardzo się myliła.

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Zdecydowanie przerywasz w nieodpowiednich momentach! Kiedy czytałam, że Booth się obudził to na mojej twarzy zagościł ogromny uśmiech, już myślałam, że wszystko będzie dobrze, ale ten ból głowy... I to ostatnie zdanie! Mam nadzieję, że to nic poważnego. Czekam na ciąg dalszy!

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

Dobrze, że Booth się wybudził, ale ostatnie zdanie opowiadania wprowadziło mnie w niepokój. Czekam na kolejną część:)

ocenił(a) serial na 10
_nn_

Oj, oj, oj dostanę przez ciebie zawału. Mam swoje przypuszczenia co do zdrowia Bootha... pomęcz go, ale go nie zabijaj... plis... a opowiadanie wspaniałe, jak zwykle...

evi9

... juz myslalam ze bedzie wszystko dobrze a tu ten bol glowy... pomecz troszke Bootha i Bones ale jego nie zabijaj... :) lubie komplikacje.. ale na koncu musi byc Happy End :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Jak można przerwać w takim momencie??:) Zaczynasz to robić nagminnie przerywasz jak się akcja rozpoczyna i trzymasz swoich czytelników w niepewności. Jeżeli chodzi o część to jak zwykle rewelacyjna :)
A poza programem nie myślałaś o wydaniu jakiegoś zbioru Swoich opowiadań w formie książkowej??
A może już taki istnieje??

charlotte_12

Wydanie książkowe, tak? No cóż, muszę się przyznać iż myślałam nad opowiadaniem, w którym byłyby podobne zdarzenia jak w moich opowiadaniach. Z tym, że głównymi bohaterami nie byliby Booth i Brennan, tylko jakiś inny duet (of kors kobieta i mężczyzna ;P )no, ale pomyślimy nad tym. Jeśli coś takiego powstanie to obiecuję, że dowiecie się o tym.
A teraz kolejna część przed Wami.


- 24 -


''We got lost again
Drove to the end of a road(...)
Sometimes it's hard to tell
If there's a life behind a song
But i know tomorrow
Today won't feel so long(...)
Are we falling or flying
Are we falling or flying
Are we living or dying
Cause my friend this too shall pass''*


''To nie dzieje się naprawdę. To nie jest rzeczywistość''. Myślała Bones, kiedy słuchała lekarza zdającego jej oraz Booth'owi relację z badań, jakie agent przeszedł ostatniego dnia.
Po omacku wyszukała dłoń Seeley'a i mocną ją ścisnęła. Już dawno obiecała sobie, że nie pozwoli by coś mu się stało, i zamierzała dotrzymać tej obietnicy.
- Czy to znaczy, że mogę umrzeć? - głos Booth'a przepełniony był spokojem, tak niepasującym do zaistniałej sytuacji.
- Jeśli nie zoperujemy pana, to tak. Muszę być z państwem szczery, krwiak który powstał uciska nerw wzrokowy i stopniowo się powiększa powodując problemy ze wzrokiem. Z godziny na godzinę będzie pan widział coraz gorzej, a w końcu oślepnie pan.
Słowa lekarza były jak nóż wbity prosto w serce.
- Czy to nieuniknione? - zapytała Temperance siląc się na zachowanie spokoju i nieokazanie niepokoju w obecności Booth'a, który w tej chwili nie powinien czuć, że wszystko stracone.
- Operacja będzie ryzykowna. Istnieje ryzyko iż przy usuwania krwiaka może dojść do uszkodzenia nerwów wzrokowych co może prowadzić do utraty wzroku. Z drugiej strony nieusunięcie krwiaka spowoduje i tak utratę wzroku, a w konsekwencji śmierć. Ale to do pana należy wybór – powiedział lekarz.
- Nie ma się nad czym zastanawiać, prawda? - Seeley spojrzał na Bones stojącą obok niego. - Gdzie mam podpisać, że wyrażam zgodę?
Doktor podsunął formularz, na którym Booth złożył swój podpis.

***

Słowa lekarza znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. Z godziny na godzinę wzrok Booth'a pogarszał się. Tuż przed operacją agent widział jak przez mgłę, a Temperance czuła się bezsilna. Gdyby była wierząca, pewnie teraz prosiłaby niebiosa o to, by Seeley wyzdrowiał, by widział, by znów był jej przyjacielem, partnerem, mężczyzną jej życia. By znów był sobą.
Teraz siedząc przed salą operacyjną mogła tylko czekać, a ona nie lubiła bezczynności i bezradności. Przyjaciele byli cały czas przy niej, wspierając ją swoją obecnością. W duchu cieszyła się, że nie jest sama i gdyby potrafiła, pewnie pomodliłaby się o pomyślny przebieg operacji. Ale nie potrafiła, dlatego w myślach prosiła o to, powtarzała jak mantrę, wierząc że jeśli coś czuwa nad ludźmi, to teraz to coś wysłucha jej próśb.

Godziny mijały, ale nikt z sali operacyjnej nie wyszedł by poinformować zezulców o przebiegu operacji. Hodgins i Angela wrócili z kubkami gorącej kawy dla każdego.
- Dziękuję – powiedziała Bones biorąc parujący napój, którego łyk rozgrzał jej skostniałe ze zdenerwowania ciało. Spojrzała na kawę, której kolor przywodził na myśl kolor oczu Booth'a i przypomniała sobie rozmowę jaką odbyli na kilka godzin przed operacją. Wtedy Seeley wpatrywał się w nią intensywnie, a ona zaczynała czuć się speszona.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytała uśmiechając się.
- Chciałbym zapamiętać twoją twarz, tak by jej obraz zawsze był w mojej pamięci – odparł i słaby uśmiech wykrzywił usta. - Tak na wszelki wypadek, gdybym miał już Cię nie ujrzeć...
Tamta scena odżyła w jej pamięci. ''Ujrzysz mnie Seeley'' pomyślała z przekonaniem.

- To czekanie jest dobijające – powiedział Sweets jakiś czas później.
- Tego typu zabiegi są bardzo skomplikowane, nie możemy oczekiwać że wszystko to potrwa godzinę – odparła rzeczowym tonem doktor Saroyan.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale to mi nie pomaga – Słodki westchnął i usiadł na krześle obok Hodgins'a, który trzymał Angelę za rękę. Jedyneym plusem w całej tej sytuacji było to, iż on i artystka na powrót zbliżyli się do siebie, dokładnie tak jak przewidywał Booth. Bo nigdy nie ma się pewności ile jeszcze czasu pozostało...
Kiedy wszyscy zgromadzeni przed salą operacyjną zaczynali wątpić, że to czekanie się kiedyś skończy, nagle drzwi się otworzyły i wyszedł z nich chirurg. Momentalnie cała piątka znalazła się obok niego.
- Jak poszła operacja?
- Udało się?
- Co z Booth'em?
Pytania padały jedne po drugich nie dając nawet cienia szansy na to, by lekarz na nie odpowiedział.
- Proszę państwa, prosiłbym o zachowanie spokoju – w końcu doktor przerwał chaos.
- Jak on się czuje? - zapytała Temperance wysuwając się przed swoich przyjaciół.
- Operacja przebiegła pomyślnie. Usunęliśmy krwiaka, ale nie ma 100% pewności, że podczas zabiegu nie doszło do uszkodzenia nerwu wzrokowego. Wszystko okaże się, kiedy agent Booth wybudzi się z narkozy – odparł lekarz.
- A kiedy to nastąpi?
- Nie później niż za 6 godzin. A teraz państwo wybaczą...
- Czy mogę go zobaczyć? - zapytała Bones, zatrzymując chirurga.
- Nie widzę przeszkód. Proszę tylko poczekać, aż pacjent zostanie podłączony do aparatury.
- Dziękuję.
- I proszę być dobrej myśli – dodał na sam koniec lekarz, po czym minął zezulcy i zniknął za rogiem korytarza.

***

Godziny dłużyły się niemiłosiernie i Brennan nic nie mogła z tym zrobić. Lekarz co prawda uprzedzał ją, że to potrwa, ale kiedy Tempe patrzyła na Seeley'a pogrążonego we śnie, jedyne o czym mogła myśleć to moment jego przebudzenia. Czy będzie widział? Czy nie będzie żadnych następstw? Czy... Pytania mnożyły się, a ona na żadne z nich nie znała odpowiedzi.

Jakiś czas później Bones siedziała nadal przy łóżku Booth'a i przeglądała swoje notatki dotyczące nowej powieści. W końcu musiała czymś zająć myśli, by nie zadręczać się ciągle. Robiąc dopisek na kartce papieru do jej uszu dotarł cichy szelest pościeli. Szybko oderwała wzrok od notatek i spojrzała na łóżko. Booth zaczął się budzić.
- Seeley – wyszeptała i podeszła bliżej.- Słyszysz mnie?
Agent otworzył oczy, a Tempe mimowolnie zaczęła streszczać całą sytuacje.
- Operacja się udała. Chirurg usunął krwiaka, ale... Czy? - ''Czy Ty widzisz?'' dokończyła w myślach bojąc się zadać to pytanie na głos. Zaraz wszystko miało się wyjaśnić. Ale, czy gdyby Booth stracił wzrok zmieniłyby się jej uczucia do niego? Zdecydowanie nie. Taką osobę spotyka się raz w życiu. Ona miała to szczęście, że Seeley pojawił się na jej drodze. I choć trochę czasu zajęło, by zrozumieli że są dla siebie stworzeni. By ona to zrozumiała, teraz już nic nie mogło stanąć im na przeszkodzie w szczęściu. - Seeley...
Booth spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Jesteś piękna Bones – odparł patrząc na nią wzrokiem pełnym miłości. I to jej wystarczyło.


PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ...

- Ja się nie chcę narzucać, ale mogłabyś mi szepnąć co nieco na temat tego jak Ci się układa z Agentem Czarujący Uśmiech – Angela weszła za swoją przyjaciółką do gabinetu Brennan. Kiedy Booth wyszedł ze szpitala, wiadomość że on i Bones są razem, rozeszła się lotem błyskawicy. Nikt zresztą nie był tym faktem zaskoczony, niektórzy nawet wzbogacili się o parę dolców, obstawiając zakłady odnośnie ich spiknięcia. Zdrowie Booth'a nie szwankowało i znów był silnym alfa – samcem, którego Tempe tak dobrze znała.
- A czy ja biegałam za tobą po całym Jeffersonian, byś zdała mi relację z wydarzenia jakim było twoje ponowne zejście się z Hodginsem? - odparła atak Brennan siadając za biurkiem.
- Potrafisz być złośliwa, Złociutka – Montenegro skrzyżowała ręce na piersi. Widać było, że nie ma zamiaru ustąpić. W końcu Bones była jej najlepszą przyjaciółką.
- Ale naprawdę nie ma o czym mówić...
- Nie osłabiaj mnie! Masz faceta gorącego jak piaski Sahary i Ty twierdzisz, że nie ma o czym mówić?! A seks? I nie udawaj pruderyjnej, bo zbyt dobrze Cię znam. Gdybyś tylko mogła to w tej chwili zerwałabyś ten doskonale skrojony garnitur z jeszcze doskonalszego ciała Booth'a.
- Ange! - Tempe udała oburzoną, ale artystka miała rację i Bones musiała się z nią zgodzić. Już dawno nie była tak szczęśliwa. Nareszcie cieszyła się z powrotów do domu, bo wiedziała że nie będzie tam sama. Radość sprawiały jej drobiazgi takie jak choćby wspólne zakupy czy spacer, bo robiła je z Booth'em. Już nie bała się powiedzieć ''kocham Cię'', co więcej mówiła to prawie codziennie. A seks? To nie był zwykły kontakt fizyczny. To było łamanie wszystkich praw fizyki, to była miłość, bo po raz pierwszy Temperance była kochana i kochała. Prawdziwie i z całego serca.
- Dobra, już nie musisz nic mówić – z rozmyślań wyrwał Bones głos Angeli.
- Słucham? Przecież...
- Sweety, twoje rozmarzone oczy powiedziały mi wszystko – odparła artystka i z uśmiechem na ustach opuściła biuro swojej przyjaciółki.


Budynek J.E. Hoover'a – siedziba FBI

Booth pracował w swoim gabinecie nad zaległymi raportami, które zalegały na jego biurku.
- Od dziś będę to robił na bieżąco – powtarzał co jakiś czas, zerkając na mały kopiec dokumentów które jeszcze musiał wypełnić. Obok raportów stało zdjęcie Bones i jego, uśmiechniętych i szczęśliwych. Zostało ono zrobione przez Angelę, w dniu kiedy pierwszy raz po jego wyjściu ze szpitala wkroczyli razem do Instytutu Jeffersona. Powitały ich wtedy oklaski i uściski przyjaciół. Każdego dnia, spoglądając na fotografię Seeley dziękował Bogu za to, że postawił na jego drodze Tempe. I choć minęło aż 5 lat, zanim pozwolili sobie na chwilę słabości, która okazała się zbawienna w skutkach, Booth wiedział że na Bones mógłby czekać całe życie.
Zamyślony, nawet nie zauważył, że do jego gabinetu weszła Brennan i dopiero szczęknięcie zamka w drzwiach oraz szelest zasłanianych żaluzji uświadomiły go o jej obecności.
- Bones, co Ty tu robisz? Przecież miałem po Ciebie przyjechać – Booth podszedł do kobiety i pocałował delikatnie.
- Przepraszam, ale musiałam... Angela podsunęła mi pewien pomysł – odparła, a w jej oczach agent dostrzegł dziwny błysk.
- Tak, jaki?
- Zaraz się przekonasz – powiedziała i pchnęła Booth'a na biurko. O tak, Ange miała rację. Należało pozbawić Seeley'a tego garnituru.


*''Znowu się zgubiliśmy
jadąc na koniec drogi(...)
Czasami trudno jest powiedzieć
czy jest życie poza piosenką
ale wiem, że jutro
dzisiejszy dzień nie będzie się wydawał tak długi(...)
Spadamy czy lecimy
Spadamy czy lecimy
Żyjemy czy umieramy
Sądzę że nigdy się nie dowiemy
Ponieważ przyjacielu to wszystko minie''
''Falling or flying'' Grace Potter and the Nocturnals

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

Cieszy mnie to, że Seley całkowicie wyzdrowiał, a pomiędzy nim a Tempe wspaniale się układa. Czekam na następną część:)

_nn_

jak sie ciesze ze Seeley wyzdrowial i jest z Bones szczesliwy i spelniony... xD ekstra opowiadanie :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Wspaniałe te opowiadanie... a najbardziej ostatnia scena :)... mam nadzieję, że zanosi się na kolejne części...

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Trzymam kciuki, żeby udało Ci się wydać jakąś książkę.! Ja bym ją na pewno kupiła. ;D A co do opowiadania! Ciężko mi wyrazić jak się cieszę, że Booth'owi nic jest! Genialnie napisane, na prawdę świetnie! I ten tekst "Jesteś piękna Bones"... to było takie piękne! Czekam na ciąg dalszy!

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Cuuuuuuuudowne zresztą jak każda wcześniejsza część :).
Co do książki skoro uroniłaś rąbek tajemnicy to czekamy kiedy zrealizujesz swój pomysł. Nie pozwól czekać za długo.

charlotte_12

Mam dla Was mały prezent świąteczny :]
http://www.youtube.com/watch?v=qZL1-DGlDDA
Znowu mnie naszło i oto... a zresztą sami/same zobaczycie :]

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Przypomniałaś jedne z najfajniejszych scen. Dzięki Ci za to rewelacyjny zbiorek :)

ocenił(a) serial na 10
bp17

Jak dla mnie to cię tak może codziennie nachodzić.... świetny filmik... a piosenka dobrana super... pełna profeska...

charlotte_12

Część objęta kategorią [+18] czytacie na własną odpowiedzialność ;]

- 25 -

Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami. Ludzie biegali wręcz między sklepowymi półkami w poszukiwaniu idealnych prezentów, a sprzedawcy do znudzenia powtarzali wyuczone na pamięć formułki zachwalające poszczególne produkty. Sklepowe wystawy zmieniły się w małe pracownie świętego Mikołaja, zachęcając klientów stosami prezentów i choinkami przyozdobionymi kolorowymi lampkami i bombkami. I właśnie przed jedną z takich wystaw zatrzymała się Temperance Brennan. Nigdy nie przywiązywała uwagi do świąt, ale tegoroczne święta miały być inne. Po raz pierwszy ona i Booth mieli spędzić je razem, jako para. Dlatego chciała, by były wyjątkowe. Co prawda Seeley powiedział jej, by nie starała się robić niczego na siłę, że kocha ją taką jaka jest i nic się pod tym względem nie zmieni. Ale kiedy jest się zakochanym robi się rzeczy, których do tej pory się nie robiło. I ona zamierzała tak właśnie uczynić.

***

- Czy ktoś widział doktor Brennan? - głos Camille niósł się po Jeffersonian. - Nie chcę być upierdliwą szefową, ale to do niej niepodobne, by...
- Przepraszam za spóźnienie – wpadła jej w słowo Bones, która właśnie weszła do laboratorium skupiając na sobie wzrok przełożonej. - Musiałam coś załatwić.
- A ja już chciałam rozpocząć akcję poszukiwawczą – zażartowała Cam podchodząc do Tempe.
- Biorąc pod uwagę fakt, że nie zgubiłam się, tak akcja nie byłaby potrzebna – odparła z powagą Bones, na co doktor Saroyan uśmiechnęła się niemrawo i mruknęła pod nosem:
- A już myślałam, że przebywanie z Booth'em coś pomogło...
- Mówiłaś coś? - zapytała Brennan zakładając swój laboratoryjny fartuch.
- Nic, nic... tak tylko do siebie mówię, tak... - Cam plątał się język, a dodatkowo badawczy wzrok Bones nie pomagał się rozluźnić. - No więc... przywieziono szczątki, które znaleźli kloszardzi. Policja twierdzi, że to pewnie kolejna ofiara niskich temperatur, ale potrzebują twojej wiedzy przy identyfikacji.
- Zaraz się tym zajmę.
- Doskonale. W takim razie wracam do siebie. Gdybyś... OK. - doktor Saroyan oddaliła się pospiesznie pozwalając Bones zająć się kośćmi.

***

Seeley Booth szybko uwinął się z papierkową robotą i wolny czas postanowił poświęcić na poszukiwania idealnego prezentu dla Temperance. W jego głowie już dawno skrystalizował się pomysł na to, co mógłby ofiarować Bones, martwił się tylko czy taki podarunek spodoba się jego partnerce. Ale przecież kto nie ryzykuje ten nie ma, prawda? A kto jak kto, ale Seeley Booth miał żyłkę hazardzisty.
W drodze na świąteczne zakupy myślał nad świętami Bożego Narodzenia. Wiedział, że będą wyjątkowe gdyż po raz pierwszy spędzi je z ukochaną kobietą. I nie będą tkwić w zamkniętym instytucie przechodząc kwarantannę. Spełnieniem marzeń byłoby uczestnictwo Parkera w tych dniach, ale Rebecka już jakiś czas temu zapowiedziała, że zabiera ich syna do jej rodziców. I choć Booth'owi ten pomysł się nie podobał, to nie mógł zabronić swojej ex takiego spędzenia świąt. Na całe szczęście, w drodze porozumienia uzgodnili, że Parker będzie mógł spędzić wieczór poprzedzający Wigilię razem z ojcem i Tempe oraz ich przyjaciółmi na zezulcowej wigilii w Jeffersonian. Ale to miało nastąpić dopiero za dwa tygodnie. Teraz należało skupić się na prezencie dla Bones. Z tą myślą Booth przekroczył próg miejsca, które stanowiło cel jego podróży.

Instytut Jeffersona

O godzinie piątej po południu Brennan zakończyła analizę kości, które wcześniej poleciła jej Camille. Zgodnie z przypuszczeniami policji denatem okazał się bezdomny. Identyfikacja nie była trudna, Bones podała tyle istotnych elementów iż od razu komputer znalazł mężczyznę w bazie danych. W ten oto sposób Tempe po raz kolejny okazała się niezastąpioną antropolog, której inni mogli tylko pozazdrościć wiedzy i niezłomnego uporu w dążeniu do wyznaczonego celu.
Kiedy jakiś czas później kobieta porządkowała dokumentację do jej gabinetu weszła Angela. Jak zwykle uśmiechnięta i pełna optymizmu.
- Sweety, jak minął dzień? Słyszałam, że spóźniłaś się dzisiaj – artystka popatrzyła znacząco na swoją przyjaciółkę.
- Miałam coś ważnego do zrobienia...
- Namiętny dziki seks pod prysznicem? - podsunęła Montenegro.
- Nieeee.
- No co? Pofantazjować nie można... No to co?
- Co co?
- Co musiałaś zrobić? Złociutka, spowiadaj mi się natychmiast – Angela położyła dłonie na biodrach oczekując odpowiedzi.
- Nie jestem katoliczką, by się spowiadać. To po pierwsze. A po drugie Ty nie jesteś księdzem – odparła Brennan spokojnie, wracając do segregowania dokumentów.
- Brenn, dobrze wiesz o co mi chodzi. Nigdy się nie spóźniasz, więc to musiało być coś ważnego...
- Możliwe – w ten sposób Bones tylko zwiększyła ciekawość artystki, która teraz za cel nadrzędny postawiła sobie wyciągnięcie informacji ze swojej przyjaciółki.
- Czy ma to coś wspólnego Agentem Gorącym? - zapytała Montenegro, doskonale wiedząc iż wzmianka o Booth'ie zwróci uwagę Bones. Ta jednak była nad wyraz opanowana.
- Być może.
- Czyli ma.
- Tego nie powiedziałam – oburzyła się Temperance.
- Słońce, kogo Ty próbujesz oszukać? Tu ja, Angela. Twoja przyjaciółka i najlepszy radar wykrywając miłość jaki znasz, więc błagam Cię. Powiedz mi, a ja pomogę Ci w czym tylko będziesz chciała. Wykluczam tylko nierząd, bo on mógłby się nie spodobać Jack'owi – artystka posłała uśmiech Tempe, która została przekonana. Przecież Ange mogła pomóc w przygotowanich, tak by wszystko było dopracowane w najdrobniejszym szczególe.
- No dobrze. Chodzi o to, że...

***

Booth może nie wyglądał na takiego co całe dnie spędza w kuchni i wymyśla coraz to nowe przepisy, ale gotować potrafił. Może nie tak jak szef kuchni Gordon Gordon, ale podstawy miał. W końcu, od kiedy wyprowadził się z rodzinnego domu nie umarł z głodu. Pokrzepiony tą myślą, Seeley wkroczył do kuchni uzbrojony w fartuch – prezent urodzinowy od Angeli, która wręczyła mu go, mówiąc że na pewno się przyda. Miała rację, a że dodatkowo widniał na nim napis ''SEXY'' to było najmniej istotne. No chyba, że akurat pod fartuchem nie miał nic na sobie, a Bones czekała na niego w sypialni. Seeley rozmarzył się na to wspomnienie, ale szybko przywołał swoje myśli do porządku czego nie chciała zrobić jego męskość.
- Świetnie – mruknął, dziękując jednocześnie że jest sam.
Przyrządzanie posiłku agent rozpoczął od sprawdzenia składników, a kiedy wszystko znalazło się na kuchennym blacie przystąpił do dzieła. Chciał zrobić Tempe niespodziankę w postaci kolacji, bo co jak co, ale gotującego to ona go jeszcze nie widziała. Oczywiście nie liczył jajecznicy czy tostów, które robił na śniadanie po wspólnie spędzonej nocy. Bones zasługiwała na coś wyjątkowego a on zamierzał jej to dać.

- Kolacja była pyszna – Brennan uśmiechnęła się do Booth'a pomagając mu zanieść naczynia do zmywarki. - Nie wiedziałam, że potrafisz tak smacznie gotować.
- Drobiazg – odparł agent i podał jej kieliszek czerwonego wina. - A tak przy okazji... Jeszcze wieloma rzeczami Cię zaskoczę.
Bones uniosła jedną brew, a Seeley puścił jej oko po czym skierował się do salonu. Podążyła za nim, w myślach stwierdzając że ona też go zaskoczy. Miała nadzieję, że jej plan się powiedzie. Pomysł narodził się już dawno, ale teraz był blisko zrealizowania. Z pomocą Angeli powinno pójść jak z kwiatka. ''A może to było z płatka?''
- Temperance... Bones – głos Seeley'a wyrwał ją z zamyślenia. Musiał dziwnie wyglądać, stojąc obok kanapy, na której siedział jej partner i mając zamyślony wyraz twarzy.
- Przepraszam – odparła i usiadła obok agenta, który objął ją ramieniem.
- Nad czym, a może o kim tak myślałaś?
- O Tobie – powiedziała i uśmiechnęła się. W zasadzie była to prawda. Prezent przygotowywała z myślą o nim i o przyszłości jaką zamierzała spędzić przy jego boku. Agent specjalny Seeley Booth był całym jej światem. Zajął lwią część miejsca w jej życiu, jakie zajmowała praca i Tempe musiała przyznać, że wcale jej to nie przeszkadzało.
Wtuliła się w mocarną pierś Booth'a czując znajomy zapach wody kolońskiej, która pieściła jej narząd węchu, przypominając o pierwszej wspólnej nocy. Było to ponad pół roku temu, ale ona wciąż pamiętała, wciąż czuła emocje jakie jej wtedy towarzyszyły, a które dodatkowo potęgowały przeżycia z kolejnych zatraceń jakich miała okazję doświadczyć. Dziś też chciała tego zaznać.
Seeley przytulił Tempe, która oparła głowę na jego piersi. Uwielbiał te chwile, kiedy byli tylko we dwoje i cieszyli się sobą. Kochał przebywać z nią w krainie rozkoszy do której mieli dostęp w noce, w których kochali się namiętnie, zapominając o całym świecie. I dziś też tak miało się stać. Agent spojrzał na swoją partnerkę, która podniosła głowę przyglądając mu się z miłością. Jej szaroniebieskie oczy płonęły z pożądania, a on nie mógł nic na to poradzić że czuł to samo. Narastające pożądanie błagające o chwilę zaspokojenia. Spełnienia.
Booth nachylił się i złożył delikatny pocałunek na ustach Tempe, a potem następny i następny, aż w końcu całował Bones z pasją i namiętnością jaka zawsze im towarzyszyła. Jedną rękę położył jej na plecach przyciskając ją bliżej siebie, a drugą wplótł w jej włosy rozkoszując się ich aksamitnym dotykiem. Brennan z kolei błądziła dłońmi po jego krótkich włosach i mocnych plecach tuląc go do siebie. Chciała, by był jeszcze bliżej. By kochał się z nią i doprowadził ją do takiego stanu, do którego tylko on potrafił.
Seeley zaczął rozpinać guziki szarej bluzki, która chwilę potem znalazła się na podłodze ukazując czarny koronkowy stanik Tempe. Nie przestając pocałunków pozbyli się reszty garderoby zostając w samej bieliźnie. Leżeli teraz na miękkim dywanie ogrzewając się swoim ciałem. Booth pieścił pocałunkami całe ciało kobiety, której ciche jęki doprowadzały go do wrzenia. Nie czekając dłużej zdjął koronową bieliznę Bones, oraz swoją, która była w tej chwili zdecydowania za ciasna. Agent zaczął kąsać szyję Temperance, która wzdychała za każdym razem kiedy jego szorstki język dotknął wrażliwej skóry na jej szyi. Ale kiedy Seeley zaczął z pocałunkami schodzić coraz niżej myślała, że nie wytrzyma dłużej. Tak bardzo chciała już go w sobie poczuć. Ale wtedy język Booth'a zagłębił się w jej pulsującą kobiecość i ona straciła resztki zdrowego rozsądku. Wszystko wirowało, a pocałunki mężczyzny doprowadzały ją do szaleństwa. Booth widział, że jego partnerka jest już bliska spełnienia. Wsunął w nią jeden palec, a potem drugi sprawdzając jej gotowość. Brennan wygięła się w łuk niczym kotka ułatwiając mu dostęp. Seeley już nie czekał, był gotowy. Wszedł w nią, a Brennan przeszyła fala rozkoszy. Szybkie pchnięcia obojgu dostarczały rozkoszy, aż w końcu oboje zamarli w tym samym momencie. Stali się jednością.
Leżąc potem pod kocem, wtuleni w siebie delektowali się chwilą i sobą.
- Kocham Cię – powiedziała Temperance składając pocałunek na ustach Seeley'a.
- Ja też Cię kocham i nigdy nie przestanę – odparł Booth będą w stu procentach przekonany co do tego.

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

Ciekawe jakie prezenty wymyślili Tempe i Seley dla siebie. Czekam na kolejną część:)

ocenił(a) serial na 10
_nn_

Przepiękny filmik, fajne sceny i pasująca piosenka.

_nn_

niom zdecydowanie czesc od 18 lat... xD bardzo dobitnie to opisalas xD :) filmik jak kazdy bardzo mi sie podobal... a ta muzyka... hmmm... :) super!!! pozdrawiam... :)

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Musze przyznać, że do tej pory w Twoich opowiadaniach nie opisywałaś tak szczegółowo scen erotycznych. Rozwijasz swoją twórczość podoba mi się to. Byłem pod dużym wrażeniem jak to czytałem fantastyczne opowiadanie.
Cudownie Charlotte :* czekam na więcej.

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Niesamowicie opisane, na prawdę bardzo gorące! Jestem pod wrażeniem Charlotte i czekam oczywiście niecierpliwie na ciąg dalszy! ;)

charlotte_12

Mam nadzieję, że z poprzednią częścią nie przesadziłam ;] Trochę mnie poniosło ;P.
Ale teraz dla Was kolejna część. Przedostatnia już. Jest krótka, ale obiecuję że epilog będzie długi :]


- 26 -

Dwa tygodnie minęły bardzo szybko, do czego przyczyniła się sprawa morderstwa młodej kobiety, która została przydzielona Booth'owi i Brennan. Szukając dowodów Bones jednocześnie dopracowywała niespodziankę, w której przygotowaniu nieoceniona była pomoc Angeli. Przyjaciółka doskonale wiedziała co należy robić i służyła dobrą radą Tempe.
W końcu nadszedł dzień, w którym przyjaciele z Instytutu Jeffersona mieli spotkanie wigilijne. W tym roku zostało ono urządzone w przeddzień Wigilii, by obecny mógł być na nim Parker, który na święta wyjeżdżał wraz ze swoją matką do dziadków. Wśród gości nie zabrakło też Sweets'a, który przyszedł wraz z Daisy oraz Wendella – jedynego normalnego, zdaniem Booth'a asystenta Bones.
Jeffersonian udekorowany był niczym dom świętego Mikołaja, co było zasługą panny Montenegro która włożyła dużo serca w przygotowania. Zaraz przy wejściu do laboratorium została ustawiona choinka mieniąca się kolorowymi świecidełkami. Taka sama znajdowała się obok dużego stołu nakrytego białym obrusem oraz zastawionego świątecznymi potrawami, przy którym zgromadzili się przyjaciele, by spędzić ten czas ze sobą.
Spotkanie przebiegało w rodzinnej atmosferze, a duch świąt wyczuwało się w powietrzu. Wszyscy byli uśmiechnięci i zadowoleni, ale chyba najbardziej cieszył się Booth. Miał przy sobie ukochaną kobietę oraz syna – dwie osoby, za które oddałby życie. Czy potrzebował czegoś więcej? To się miało dopiero okazać...

24. XII /wieczór wigilijny/

Booth chodził po mieszkaniu Bones nerwowo zerkając na zegarek. Zapadał zmrok, a jego partnerki nie było i zaczynał się martwić. Wcześniej zadzwoniła Angela i poprosiła Temperance, by ta do niej przyjechała. Oczywiście Brennan nie mogła odmówić. Ale to było cztery godziny temu! ''Gdzie Ona się podziewa?!'' myślał Seeley, co chwila podchodząc do okna i sprawdzając czy samochód Bones nie stoi już na parkingu. Niestety. Po raz kolejny spróbował się do niej dodzwonić, ale odezwała się poczta głosowa.
- Świetnie – mruknął siadając na kanapie. Rozejrzał się po pustym mieszkaniu. Przez ostatnie pół roku praktycznie w nim mieszkał. Czasami zdarzało się, że to Tempe nocowała u niego, a czasem w ogóle nie wracali do mieszkania. Na całe szczęście Booth nauczył się wyłączać kamery monitorujące gabinet Brennan, bo w przeciwnym razie najprawdopodobniej on i jego partnerka poszliby siedzieć za demoralizowanie ochroniarzy. Seeley uśmiechnął się na wspomnienie ostatniej nocy, którą tam spędzili, ale uśmiech zaraz zniknął dręczony niepokojem o Bones.
On i Temperance mieli spędzić ten wieczór w teatrze, gdyż jego ukochana nie lubiła całej otoczki świąt. Przeżyła już jedno spotkanie świąteczne w tym roku i to jej wystarczyło. Ale mimo to, Booth miał przygotowany dla niej prezent. Wyjął z kieszeni spodni małe czarne pudełeczko, którego zawartość była mu dobrze znana.
- Decyzja będzie należała do Ciebie, Temperance – powiedział sam do siebie. W tym samym momencie zadzwonił telefon i Booth niczym oparzony poderwał się z kanapy. To było najszybciej odebrane połączenie w całym jego życiu.
- Bones?... Dzięki Bogu. Gdzie Ty się podziewasz?... Co? Jak to?... Wiedziałem, że Ty za kierownicą to nie jest najlepszy pomysł... OK. Gdzie jesteś?... Tak, wiem. Zaraz przyjadę – Seeley rozłączył się i wręcz fizycznie poczuł jak spada mu kamień z serca. Nic jej nie było.

Jadąc w miejsce, w którym czekała na niego Brennan, Booth cały czas kiwał głową z niedowierzania. Wiedział, że Bones jest zdolna do wielu rzeczy, ale żeby zapomnieć zatankować? No cóż.
Było już ciemno i mijając domostwa, agent mógł podziwiać świąteczne dekoracje. Każdy dom był piękniejszy. Wszystko było dopracowane, a sąsiedzi musieli prześcigać się w pomysłach. Pośród tych udekorowanych domków, jeden wyróżniał się tym, że nie świecił się milionami lampek, ale przed wejściem stała choinka przyozdobiona drobnymi lampeczkami. I to właśnie przed tym domem Booth zauważył samochód swojej partnerki. Zaparkował SUVa za mazdą Bones i wysiadł z auta. Postawił kołnierz czarnego płaszcza i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Tempe, ale nigdzie jej nie było. Miał już do niej dzwonić, kiedy dźwięk charakterystyczny dla SMSa poinformował go o otrzymaniu wiadomości tekstowej.
- ''Jestem w środku'' – przeczytał i spojrzał w kierunku ciemnego domostwa. Nie przypominał sobie, by Angela mieszkała w domku jednorodzinnym, ale mógł się mylić.
Pewnym krokiem wszedł na teren posesji i ruszył do drzwi.

***

Bones kończyła ostatnie przygotowania, kiedy usłyszała warkot silnika. Podeszła do okna i upewniła się, że to Booth. Nie czekając dłużej wysłała mu wiadomość i patrzyła jak powoli zbliża się do drzwi.

***

Seeley zatrzymał się przed frontowymi drzwiami, na których widniał świąteczny wieniec i jeszcze raz zlustrował wzrokiem domostwo. Nigdzie nie paliło się światło, a przecież tam jest Tempe. A przynajmniej tak mu się zdawało. ''Może pomyliłem budynki?'' pomyślał, ale adres się zgadzał. W końcu zastukał kołatką czekając na odzew. Nikt jednak nie wyszedł.
- To się zaczyna robić dziwne – mruknął i nacisnął klamkę. Spodziewał się oporu, ale dębowe drzwi ustąpiły wpuszczając przybysza do środka. - Bardzo dziwne...
Wewnątrz panowały egipskie ciemności i tylko ciemne kształty przedmiotów oraz mebli były zauważalne dla doskonałego wzroku Seeley'a, który nieraz musiał radzić sobie w trudniejszych warunkach. Agent rozejrzał się i jego wzrok padł na drobna smugę światła jaka sączyła się przez szparę pod drzwiami umiejscowionymi po jego prawej stronie. Ruszył w ich kierunku i pewnym ruchem otworzył je gotowy wejść do środka, kiedy zamarł w półkroku. Jego oczom ukazał się widok, który wiedział że zapamięta do końca życia. Na środku pokoju stał stół nakryty dla dwóch osób, obok niego różnokolorowymi lampkami świeciła się choinka, ale najważniejsza w tym wszystkim była Brennan, która stała na przeciwko Booth'a. Ubrana była w granatową sukienkę do kolan, proste włosy opadały na odsłonięte ramiona a w dłoniach trzymała małe pudełeczko.
- Wesołych świąt Seeley – powiedziała uśmiechając się do agenta, który stał jak zahipnotyzowany. Jedyne co mógł w tej chwili zrobić to dalej podziwiać ten widok, jednocześnie starając się go zapamiętać.
- Jak?... Ty to wszystko... - nieskładne pytania zaczęły wydobywać się z jego ust, kiedy Bones podeszła do niego.
- Chciałam, aby te święta różniły się od dotychczasowych. Wiem ile dla Ciebie to znaczy, pragnęłam by nasze pierwsze wspólne święta były czymś co mógłbyś zapamiętać na długo – powiedziała Bones.
- Pamiętałbym je nawet wtedy, gdybyśmy siedzieli na kanapie przed telewizorem, Temperance. Dla mnie ważne jest to, że Ty jesteś przy mnie. Tylko to się liczy. Nie ważne gdzie, ważne że z Tobą – odparł Booth i uśmiechnął się. - Co nie zmienia faktu, że Twoja niespodzianka bardzo mi się podoba. Ta choinka, stół, ten dom... A właśnie czyj to... - zaczął agent, ale Brennan przerwała mu wręczając Seeley'mu pudełeczko.
- To mój prezent dla Ciebie, a właściwie dla nas – szepnęła i spojrzała na Booth'a, który zaczął rozdzierać papier, aż w końcu otworzył prezent.
- Klucze? Bones co to?... Chyba nie chcesz przez to powiedzieć... Nie, to niemożliwe... Kupiłaś ten dom? - zapytał z niedowierzaniem, a jego wzrok błądził od kluczy do Tempe która tylko się uśmiechnęła i przytaknęła.
- Podoba Ci się? Nie miałam dużo czasu, ale Angela okazała się niezwykle pomocna. Nie wiedziałam, że zna się na tylu rzeczach. Ten prezent, on oznacza... po prostu chcę, abyś wiedział ze jestem gotowa na wspólne życie. Że już się nie boję i pragnę tu zamieszkać razem z Tobą – Brennan ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem, ale Seeley doskonale ją słyszał i postanowili dłużej nie czekać. To był idealny moment. Przyklęknął na jedno kolano, na co Bones zrobiła zaskoczoną minę, po czym wyjął małe pudełeczko, którego zawartość oglądał wiele razy w ciągu ostatnich kilku dni, zastanawiając się czy zbierze się na odwagę. Ale teraz już się nie zastanawiał, wiedział że odpowiednia chwila nadeszła. ''Teraz albo nigdy'' pomyślał i zaczął:
- Nigdy nie sądziłem, że ta chwila kiedyś nadejdzie. Tak podpowiadał mi rozum, ale w głębi serca wiedziałem że nie mogę przestać wierzyć. I tak mijały lata, a ja miałem nadzieję, że kiedyś spojrzysz na mnie, a ja dostrzegę w Twoich oczach miłość. Modliłem się o to, ale kiedy okazało się że jestem chory, zwątpiłem. Do głosu doszedł strach, bałem się że zasnę i już nigdy się nie obudzę, nie zobaczę Ciebie, nie odkryję tego blasku w Twoich oczach. Ale wtedy stał się cud. Blask się pojawił, ale wówczas nie wiedziałem że to miłość. Nie byłem sobą, ale Ty byłaś przy mnie, a ja zaczynałem wierzyć i mieć nadzieję. Dlatego teraz tu jestem, oboje jesteśmy. Kocham Cię i choćby nie wiem co się wydarzyło, moje uczucie się nie zmieni. Nie ważne co powiesz czy zrobisz. Zawsze będę przy Tobie i zawsze będę Cię kochał. Chciałby tylko zadać Ci jedno pytanie... Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i wyjdziesz za mnie, spełniając moje marzenia? - Booth otworzył pudełeczko a oczom Tempe ukazał się srebrny pierścionek z szarobłękitnym oczkiem na środku. Bones nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Chciała być z Seeley'em. Kochała go, ale czy była gotowa na małżeństwo? Wspólna przyszłość tak, ale ślub? ''nigdy nie będę do końca gotowa, ale jeżeli mam spróbować to tylko z Booth'em'' pomyślała i uśmiechnęła się, na co na twarzy Seeley'a też pojawił się uśmiech.
- Spełniając Twoje marzenia i czynią Cię najszczęśliwszym mężczyzna na świecie, stanę się najszczęśliwszą kobietą – odpowiedziała.
- Czy to znaczy, że...
- Tak, wyjdę za Ciebie – powiedziała Bones na co Booth wstał i wsunął jej na palec pierścionek, po czym porwał w ramiona i namiętnie pocałował.

charlotte_12

piekna niespodzianke Brennan zrobila Boothowi... :)... i te oswiadczyny... hmmmmm... poprostu genialnie... :) czekam na kolejna czesc... :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

powiedzmy, że poprzednia część była strasznie wciągająca...;) ale ta jest podobna... świetna mowa Bootha... czekam na epilog i mam nadzieję, że już zaczęłaś kolejne opko;)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones