PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
7,6 77 147
ocen
7,6 10 1 77147
Kości
powrót do forum serialu Kości

Postanowiłam zaprezentować także tutaj swoje FF, jak już się dzielić nim ze światem to na całego ;)
Mam nadzieję, że się spodoba...


Doktor Temperance Brennan siedziała przy biurku w swoim gabinecie i wpatrywała się w ekran monitora. Przed jej oczami widniała strona z niedokończonym rozdziałem jej kolejnej książki. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Nie musiała nawet się odwracać, doskonale znała odgłos tych kroków. W końcu prawie czteroletnia współpraca pozwoliła jej bardzo dobrze go poznać.
- Hej Bones! - powiedział wesoło agent Seeley Booth i posłał jej czarujący uśmiech.
- Witaj Booth - odpowiedziała i zamknęła folder na swoim laptopie po czym wyłączyła sprzęt.
- Zbieraj się. mamy kolejną sprawę.
- Już idę. Co tym razem? - zapytała gdy opuścili jej gabinet i szli przez laboratorium.
- Bones, kości jak zwykle...
Posłała mu lodowate spojrzenie i dodała:
- Tego mogłam się sama domyśleć, a jakieś szczegóły?
- Gdybym znał je, nie musiałabyś tam teraz ze mną jechać. Proszę - otworzył drzwi swojego SUVa i gestem zaprosił swoja partnerkę do środka.
- Wiesz co...
- Co? - zapytał i usiadł za kierownicą.
- Zapomnij - odpowiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. agent popatrzył na nią i powiedział:
- I tak wiem, że mnie kochasz.
Następnie odpalił silnik i ruszyli.

--

Reszta drogi upłynęła w ciszy. Bones nie odezwała się do Bootha po tym wyznaniu, tylko beznamiętnie wpatrywała się w krajobraz mijający za szybą. Nie wiedziała jak miała się zachować. Nie wiedziała również czy jej partner powiedział to na serio czy tylko żartował. To nie ona została wyposażona w szósty zmysł jaki posiadał Booth, a który nosił nazwę ''stany emocjonalne Bones''. To Booth zawsze wiedział czy coś ją martwiło, czym się zadręczała. Potrafił czytać z niej jak z otwartej książki. Wiedział, że jest trochę ''nieprzystosowana'' do działania w grupie i zamknięta w sobie jeśli chodzi o uczucia. A mimo to wyskoczył z takim tekstem.

Booth tymczasem zastanawiał się czy nie pozwolił sobie na zbyt duże posunięcie. Już od jakiegoś czasu był pewny, że czuje coś do swojej partnerki. I to na pewno nie była tylko przyjaźń. Skrycie pragnął, by ona czuła to samo. Nie chciał jednak naciskać. Chciał na nowo odbudować zaufanie, które zostało nadszarpnięte jego fikcyjną śmiercią. Nie chciał, by cierpiała.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział Booth zatrzymując się i wysiadając z samochodu. Bones wzięła swoją torbę i poszła w jego ślady.
- Ale to jest las. Booth, gdzie my jesteśmy? Nie widzę innych agentów, ani policyjnych techników...
- Bo są z drugiej strony tego gąszczu.
- To czemu nas tam nie ma?
- Bo chciałem najpierw z Tobą porozmawiać - powiedział agent i oparł się plecami o służbowe auto.
- Booth, proszę...
- Bones, ja wiem, że nadal jesteś...że masz mi za złe to co się wydarzyło parę tygodni temu...
- Przecież już wszystko sobie wyjaśniliśmy... - zaczęła, ale agent jej przerwał.
- Tak, ale mam wrażenie, że nie jest tak jak było kiedyś. Nie jest normalnie...
- Z nami nigdy nie było normalnie - powiedziała Brennan, a lekki uśmiech pojawił się na twarzy jej partnera.
- Po części masz rację. Ale mimo to ja chciałem Cię jeszcze raz przeprosić. Przeprosić za...
- Nie musisz mnie za nic przepraszać - przerwała mu - już wszystko zrozumiałam i cieszę się że znowu razem pracujemy, że...znowu tu jesteś - zawahała się, ale po chwili podeszła i przytuliła się do Booth'a, który mocno ją objął i wyszeptał:
- Już nigdy Cię nie opuszczę. Nie zostawię. Nawet gdyby mi się coś stało, wiedz, że zawsze będę czuwał nad Tobą.
Bones nie wiedziała co odpowiedzieć, uznała że najlepszym wyjściem będzie milczenie. Gdyby tylko Booth wiedział co ona czyje do niego. To już nie było tylko przywiązanie. Było to uczucie, którego ona sama nie mogła pojąć, nie rozumiała go, gdyż nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuła.
- Dziękuję Booth - powiedziała w koncu i odsunęła się lekko od agenta, także teraz patrzyli sobie w oczy - Naprawdę dziękuję.
Booth uśmiechnął się i powiedział:
- Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. A teraz pojedźmy lepiej już do tych kości, bo jeszcze pomyślą, że się zgubiliśmy. Gdyby Sweets się dowiedział. Wyobrażasz to sobie? Samotni w głuszy, zdani tylko na siebie...Miałby pretekst do kolejnych badan.
- Tak - odpowiedziała Brennan i uśmiechnęła się - Zatem w drogę. Jak to mówią ''Komu w drogę temu zegar".
- Czas, Bones. ''Komu w drogę temu czas" - odpowiedział agent i uśmiechnął się.

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Wspaniała część zaskakujący prezent Bones bo Booth'a prezent można było się domyślić. Czekam na epilog i tak jak Wszyscy mam nadzieje, że po epilogu będzie następne opowiadanie.

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Woow Charlotte! To była taka ciepła, świąteczna i na prawdę bardzo piękna część! Niespodzianka Bones na prawdę fajna, widać, że nasza pani antropolog zmieniła się przy Booth'ie! Ale te oświadczyny Booth'a... Ślicznie mówił! Dobrze, że Brennan się zgodziła! Czekam na ten obiecany długi epilog! ; )

justysia_7

Ja także czekam na twoją twórczość ^^. Nareszcie napisałam, przepraszam, że nie wcześniej, ale chora byłam i do kompa razem z filmwebem i pocztą dostępu nie miałam :-). Żałuję, że już koniec, ale... mam nadzieję, że ekstra długi!

charlotte_12

Na samym początku chciałam podziękować wszystkim za cudne komentarze jakie pojawiały się pod każdą częścią opowiadani. Dziękuję wszystkim osobom, które poświęciły swój czas na czytanie tego FF i komentowały oraz tym które czytały, ale nie zostawiły po sobie śladu.
Po prostu, jedno wielkie DZIĘKUJĘ :*


- 27 -

EPILOG

''Ktoś zapukał do mych drzwi
To Ty
Ktoś wywołał uśmiech mój
To Ty
Wiem nie będę czekał już
Bo Ty
Serce otworzyłaś mi.

Nie mów nic po prostu bądź
Bądź tu (...)
Dziś w ramionach Cię mam, spełnił się życia plan
To Ty''*


- Jestem taka podekscytowana!
- Zważywszy na fakt, że to ja dziś biorę ślub, nie widzę powodu twojego stanu – powiedziała Temperance, która skutecznie potrafiła ostudzić zapał każdej osoby. Ale nie Angeli i nie dzisiaj.
- Słonko, daj się nacieszyć. Nie codzień widzę swoją przyjaciółkę ubraną w suknię ślubną i gotową do powiedzenia sakramentalnego ''tak''.
- Tradycyjna suknia ślubna powinna być nieskazitelnie biała...
- A ta nie jest? Co z tego, że poszłaś bardziej w ecqrue. Ważne, że w ogóle założyłaś takie cudo – przerwała jej Montengro i przyjrzała się pannie młodej. Brennan wyglądała zjawiskowo. Długa suknia w stylu greckiej bogini, podkreślała jej subtelne piękno. Włosy upięte w elegancki kok, z którego wymsknęły się pojedyncze pasma, odkrywały smukłą szyję przyozdobioną srebrnym wisiorkiem z drobnymi literkami B połączonymi ze sobą, który był prezentem od Booth'a.
- Gotowe? - do pomieszczenia, w którym panna młoda czyniła ostatnie przygotowania wszedł Parker ubrany w smoking, w którym prezentował się doskonale. Mini Booth był idealną kopią swojego ojca, przed którą już mdlały dziewczyny ze szkoły.
- Jesteśmy gotowe – odparła Angela i puściła oko do chłopca.

***

- To się dzisiaj stanie, to się zaraz stanie – mruczał pod nosem Seeley, poprawiając muchę przed lustrem. Trochę czasu upłynęło, ale w końcu dotarli do celu. Dziś mieli stać się rodziną. Temperance miała zostać jego żoną. Czy mógł marzyć o czymś więcej?
- Gotowy? - Hodginszwszedł do pokoju, w którym Seeley czynił ostatnie przygotowania.
- Tak – odparła agent i uśmiechnął się. Nogi miał jak z waty, ale w końcu to normalne. Nie codzień brało się ślub z ukochaną kobietą. Nie umknęło to oczywiście uwadze Sweets'a, który pojawił się obok entomologa.
- Odwagi Booth – powiedział wesoło terapeuta za co został obdarzony morderczym spojrzeniem. No cóż, pewne rzeczy się nie zmieniały.

***

Goście siedzieli już na swoich miejscach, nie było ich dużo, ale były to same ważne osoby dla państwa młodych. Przyjaciele, rodzina i garstka znajomych, których łączyło jedno – wszyscy od początku kibicowali parze, która dzisiaj miała przed nimi wyznać swoją miłość.
W końcu Hodgins dał znać orkiestrze i z głośników popłynęły pierwsze takty ''Ave Maria''. Seeley wziął głęboki oddech, czekał przy ołtarzu aż drzwi na końcu głównej nawy się otworzą i pojawi się w nich kobieta jego życia. Omiótł wzrokiem kościelne ławy, w pierwszym rzędzie siedział jego dziadek, który pokazał mu kciuk uniesiony do góry. Obok Pops'a siedział Jared, próbując poderwać pracownicę z Jeffersonian siedzącą obok niego. Booth uśmiechnął się i na powrót swój wzrok skupił na drzwiach, które otworzyły się. Pierwszy dumnie kroczył Parker, niosąc na bordowej poduszce obrączki. Za nim szła Angela uśmiechając się od ucha do ucha, a potem dumnie kroczył Max prowadząc swoją córkę do ołtarza. W najskrytszych marzeniach Keennan nie sądził, że dane mu będzie to zrobić. A jednak. A zawdzięczał to między innymi człowiekowi, który teraz czekał na Tempe, i który nie mógł oderwać od niej wzroku. Max uśmiechnął się kiedy dotarł do ołtarza.
- Oddaję Ci mój największy skarb, ale wiem że nikt nie zadba o nią lepiej od Ciebie – powiedział Max przekazując dłoń Temperance Booth'owi. - Kochaj ją.
- Nic innego nie zamierzam robić – odparł Seeley i spojrzał na Brennan.
Ceremonia się rozpoczęła.


24 XII – 5 lat później

- Tato! Tatusiu!
Booth postawił karton ze świątecznymi ozdobami obok choinki, którą dzisiaj rano zakupił, kiedy do jego uszu dotarło radosne nawoływanie. Uśmiechnął się i poczekał aż osoba, do której należał ten uroczy głosik przybiegnie do niego. Chwilę potem w przedpokoju rozległ się tupot małych stópek i oczom Seeley'a ukazała się czteroletnia dziewczynka o brązowych włosach opadających kaskadą na ramiona i szaroniebieskich oczach, które z uwielbieniem wpatrywały się w ojca.
- Co się stało Słoneczko? - Seeley podszedł do córki i kucnął tak, aby patrzeć prosto w oczy dziewczynki.
- Palkel przyjechał – odparła uśmiechając się od ucha do ucha. Dziewczynka uwielbiała swojego starszego brata, który spełniał jej najdziksze zachcianki. Począwszy od zabawy lalkami, na opowiadaniu bajek na dobranoc kończąc.
- Skąd wiesz Kate? - zapytał Booth, chociaż doskonale wiedział o co chodzi.
- Widziałam przez okno – powiedziała i w tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. - A nie mówiłam?
Booth uśmiechnął się. Ta mała istotka przypominała pod tym względem jego żonę. Ten sam zdecydowany wzrok i pewność w głosie. Nie daleko pada jabłko od jabłoni.
- Kochanie otworzysz? - z kuchni dotarł do nich głos Temperance.
- Tak skarbie – odparł agent i spojrzał na Kate. - No to idziemy zobaczyć czy masz rację.
- Zawsze mam – powiedziała dziewczynka, na co Booth tylko się uśmiechnął i wziął małą na ręce.

***

Dwie godziny później stół przygotowany był na przyjęcie gości. Booth wraz z dziećmi kończył ubierać choinkę, a Tempe przyglądała się temu stojąc oparta o framugę drzwi. W pewnym momencie podszedł do niej Seeley i pocałował czule. Stanął za nią i objął w pasie kładąc dłonie na zaokrąglonym brzuchu.
- Prowadzisz jakieś badania antropologiczne, że tak nam się przyglądasz? - zapytał agent obserwując jak Parker pomaga siostrze zawiesić bombkę.
- Nie prowadzę żadnych badań, po prostu lubię na Was patrzeć – odparła i oparła głowę na ramieniu męża. - Ale skoro tak bardzo chcesz wiedzieć... Zastanawiałam się co by było gdybym wtedy nie zapytała o ten pocałunek...
Booth uśmiechnął się na wspomnienie tamtej rozmowy i ich pierwszej wspólnej nocy.
- Wierz mi Bones, prędzej czy później i tak bylibyśmy razem. To było nieuniknione.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytała Tempe, ale nie było w tym żadnego naukowego tonu. Przemawiała przez nią ciekawość.
- Wiem dużo rzeczy Temperance, a tą wiedziałem od momentu kiedy Cię spotkałem.
- Biorąc pod uwagę, że nasze pierwsze spotkanie nie należało do udanych...
- Oj Bones! Czepiasz się szczegółów.
- Niczego się nie czepiam! - zaprotestowała, ale uśmiech jej męża powiedział jej, że znów wzięła zbyt dosłownie jego słowa. - Koniec z tymi powiedzonkami. One są nielogiczne i bezsensowne.
- Co jest bens... bezsne...
- Bezsensowne – poprawił siostrę Parker, który podszedł z dziewczynką do rodziców.
- Właśnie – zgodziła się Kate i wyczekująco popatrzyła na mamę i tatę. Brennan uwolniła się z objęć Booth'a i pochyliła się nad córką.
- Tatuś mówi niezrozumiałe rzeczy – wytłumaczyła Tempe i posłała Seeley'mu rozbawione spojrzenia, który przewróciła teatralnie oczami i zwrócił się do syna.
- Nigdy nie dyskutuj z kobietami.
- Wypraszam sobie – oburzyła się Bones.
- No i sam widzisz.

***

Gwar rozmów przepełniał jadalnię państwa Booth, a śmiech dzieci rozpakowujących prezenty sprawiał, że dorośli co rusz spoglądali na swoje pociechy. Angela trzymała na rękach swoją najmłodszą pociechę – trzymiesięczną Emily. Starsze dziecko Hodginsów – czteroletni Zachary – bawił się wraz z Kate. Parker oraz jego kuzynki – córki Russa Brennana, pilnowali by malcom nic się nie stało. Sweets obejmował Daisy, która z gadatliwej asystentki zmieniła się w profesjonalną antropolog rzetelnie wykonującą swoją pracę i ubiegającą się o etat w Instytucie Jeffersona. Wśród gości nie zabrakło także Camille, której towarzyszyła Michelle, oraz Gordona Gordona, który z kolei postarał się, by goście do końca życia zapamiętali świąteczny pudding. Brakowało tylko Maxa Keennana, który nie mógł przyjść ze względu na jakąś ważną sprawę. Nie chciał jednak zdradzić o co chodzi. Z ręką na sercu przyrzekł tylko, że to co zamierza zrobić jest legalne.
- Wiecie już czy to będzie chłopiec czy dziewczynka? - zapytała Angela, a Temperance tylko się uśmiechnęła.
- Chłopiec – odparła Bones.
- I dziewczynka – dodał Booth, co wywołało małe zamieszanie.
- Bliźniaki? - artystka otworzyła usta ze zdumienia, po czym zwróciła się do Seeley'a. - Booth, ja zawsze wiedziałam, że z Ciebie niezły...
- No! Kochanie, nie zapominaj że tu są dzieci, a poza tym twój mąż siedzi obok Ciebie – przerwał Angeli Hodgins, czym wywołał ogólną radość. Radosną atmosferę zakłócił dzwonek do drzwi.
- Kto to? - Seeley spojrzał na Bones, która wyglądała na równie zaskoczoną co jej mąż. - Pójdę sprawdzić, zaraz wracam.
- Oby to nie był Orzeszek – szepnęła Angela za co została obdarzona karcącym spojrzeniem męża.
Booth tymczasem zniknął w korytarzu. Nikogo nie oczekiwali. ''A może to Max zmienił zdanie?'' Zastanowił się. Kiedy otworzył drzwi zdał sobie sprawę, że niewiele się pomylił. Na progu stał ojciec Tempe, ale nie był sam. Towarzyszyła mu dwójka osób.
- Mama... Tata..? - wyjąkał Seeley nie mogąc uwierzyć w to co widzi. - Skąd...
- Ja ich tu przywiozłem – powiedział Max. - Nie wpuścisz nas do środka?
- Kto to? - do przedpokoju wyszła Bones.
- Tempi – Keennan podszedł do córki i mocno ją objął. Booth nadal stał i patrzył na swoich rodziców. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego że z niespodziewaną wizytą wpadnie jego ojciec.
- Seeley – Tempe podeszła do męża i ujęła jego dłoń, dając mu znać że jest przy nim. Po scenie jaką zastała, domyśliła się, że para w progu to jej teście. Wiedziała co ten mężczyzna zrobił Booth'owi i ścierały się w niej sprzeczne uczucia. Z jednej strony na miejscu Seeley'a nie wybaczyłaby, ale z drugiej... Przecież ona była w podobnej sytuacji, a mimo to jej ojciec teraz był przy niej. Może w tym przypadku mogłoby być podobnie.
- Zapraszamy do środka – powiedziała w końcu i odsunęła się, by przepuścić gości, a jej mąż zamknął za nimi drzwi.
- Co Ty tu robisz? - zapytał agent patrząc na ojca. Minęło wiele lat, odkąd rozmawiał z nim ostatni raz. Wiedział, że już nie pije, ale pamięć o dzieciństwie jakie miał wciąż była żywa. Już nie bolało, ale takich rzeczy się nie zapomina.
- Max do nas przyjechał i...
- Nie wdawajmy się w szczegóły moi drodzy – przerwał matce Booth'a Keennan. - Ważne, że tu jesteśmy. Wszyscy razem. A chyba o to chodzi w święta, prawda?
- Przepraszam – padło niespodziewanie z ust Booth'a seniora. Wszystkie oczy skupiły się na starszym mężczyźnie. - Wiem, że powinienem był to zrobić już dawno temu, ale znasz mnie. Duma mi na to nie pozwalała – kontynuował ojciec Seeley'a, a agent słuchał nie okazując żadnych emocji.
- Max uświadomił mi, że nie jest za późno by zacząć od nowa. Skoro jemu się udało... - mężczyzna skierował swój wzrok na Bones. - Przepraszam za to co zrobiłem, przepraszam za piekło które zgotowałem Tobie i twojemu bratu. Czy istnieje szansa, że kiedyś mi wybaczysz?
- Synku... - błagalny ton matki dotarł do uszu Booth'a, który zdawał sobie sprawę że jego rodzicielka wiele wycierpiała, a skoro ona mogła wybaczyć...
- Parker, Katherine – zawołał Seeley i po chwili w przedpokoju pojawiła się dwójka dzieci.
- Tak tatusiu? - zapytała dziewczynka, na co matka Booth'a zakryła sobie usta dłonią, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Parker, Kate. To są wasi dziadkowie – powiedział agent i uśmiechnął się. Poczuł jak Tempe mocniej ściska jego dłoń. Odpowiedział tym samym. Wiedział, że nie zatrze przeszłości, ale przecież może zacząć budować przyszłość. I to postanowił uczynić.
- Dziękuję – szepnął Booth senior trzymając na rękach Kate, która od razu zaakceptowała dziadka. Seeley objął Temperance i przyglądał się jak jego przyjaciele poznając jego rodziców. Wreszcie poczuł ulgę. Teraz czuł sie naprawdę spełniony.

Koniec

*''To Ty'' Volver

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

chciałabym pisać tak jak ty... ty masz prawdziwy talent... wspaniałe, cudowne a zresztą nawet nie trzeba tylu słów...

evi9

... ja ze swojej strony i chyba za wszystkich chcialam powiedziec ze to przyjemnosc bylo czytac Twoje opoko... :) bardzo wzruszajace to zakonczenie... bardzo piekne :) czekam na nastepne Twoje dzielo... :) Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Charlotte my Ci dziękujemy! Tym opowiadaniem przenosiłaś w zupełnie inny świat, sprawiałaś, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, a nawet łzy! Więc na prawdę - dziękuję! Epilog niesamowity, genialny pod każdym względem. To przybycie rodziców Booth'a, bardzo oryginalny pomysł! Do tego dziecko Bones i Seeley'a, no i dwójka w drodze! ;] Na prawdę ogromny szacunek dla Ciebie! I pisz tak dalej! ;]]]

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Na samym początku też chciałem Ci podziękować za wspaniałe chwile spędzone przy czytaniu kolejnych części, za to, że miałem okazje przenieść się w tamten świat i uciec od rzeczywistości.
Zaskakujące zakończenie którego bym się nigdy nie spodziewał świadczy o Twoim kunszcie i zaangażowaniu jakie wkładasz w pisanie.
Z wielką niecierpliwością czekam na kolejne, równie wciągające i z równie fantastycznym zakończeniem. :*

bp17

Charlotte o mistrzyni... życzę Ci nieustającej weny i dziękuję za to wspaniałe opowiadanie i wszystkie inne ,które miałam przyjemność czytać:)

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

Wspaniałe opowiadanie. Koniec był boski! Cieszę się, że udało ci się wytrwać do końca. Gratuluję i Dziękuję!

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

wprost CUDOWNE ! Żałuję, że tak późno zaczęłam czytać twoje opowiadania .. są boskie ;*

charlotte_12

To ja dziękuję Wam. Wasze słowa wiele znaczą. Jeżeli epilog się podobał to bardzo sie cieszę, jeżeli was zaskoczyłam, tym bardziej.

Zdaję sobie sprawę, że pewnie większość z Was czytała już moje wszystkie opowiadania, ale zebrałam się w sobie i założyłam bloga. Będą się na nim znajdować moje FF, wszystkie w jednym miejscu :]
Oto adres: http://bonesbooth.blox.pl/html

charlotte_12

Piękne, Charlotte, piękne.

Jezu, już się wystraszyłam, że znów ich ktoś postrzeli na tym ślubie o0.
Ale na szczęście nic się nie stało.. Uff... ^^

Hehe,oczywiście, że czytałam wszystkie Twoje opowiadania ^^
I nigdy nie zapomnę dwóch części. Tej o ślubie, jak Booth i Bones zostali postrzeleni. A właściwie to części opisującej pogrzeb. Popłakałam sie przez Ciebie o0 No i tej, co narratorem był Hodgins ^^ ,,Moje robaczki" xd Padłam ze śmiechu :P

ocenił(a) serial na 9
Nevis200903

Mmmmmmmm Fantastyczne bardzo mi się podobało to podejście od kuchni. Mistrzyni w swoim fachu. Czekam na więcej :*

charlotte_12

Dziękuję za tyle cudnych komentarzy :*
Mam dla Was sylwestrowo - noworoczny prezencik w postaci krótkiego opowiadania. To OP powstało już jakiś czas temu, ale chyba to dobry czas na publikację :]
Życzę przyjemnej lektury ;]


Booth i Bones – czyli czego fani nie widzą...

No dobra... nawet ciekawy pomysł, nie powiem... Z pewnością lepszy niż moja chwilowa amnezja. Matko, a miało być tak pięknie... Ja się budzę, Bones się cieszy, mamy dziecko i gitara. A tu – nada. Nic tylko skoczyć z mostu, chociaż wtedy to byłoby samobójstwo, a ja jako katolik nie mogę zrobić takiej rzeczy. Nawet zabić mi się nie wolno, i weź tu decyduj o sobie.
Ale niektórzy autorzy opowiadań o mnie i Bones mają niezłe pomysły. Na przykład taka Charlotte... Chwila, gdzie ja mam jej fanfiction...
<szuka w stercie papierów>
Nawet je sobie wydrukowałem... O, jest! No więc, ff nosi tytuł ''Przepraszam'' i jest tam taka scena, w której ja wychodzę ze szpitala (przyjąłem kulkę przeznaczoną dla Bones, żeby nie było że oberwałem od pierwszego lepszego chłystka z ulicy, trzeba trzymać poziom). Ale wracając do tego wyjścia... potem ja proszę Tempe żeby nie uciekała przede mną i uczuciem, którym ją darzę, a ona na to daje mi list, który napisała wtedy kiedy była wraz z Hodginsem zakopana żywcem. Oczywiście w tym liście przyznaje się, że mnie kocha. No i ja się cieszę, ona też i żyjemy długo i szczęśliwie. No! I coś takiego powinno się znaleźć w scenariuszu, a nie jakaś amnezja. A swoją drogą to jestem ciekaw gdzie jest ten list? Do tej pory nie został ujawniony... Hmmm... Muszę się spytać Hansona, może wreszcie ruszy tą swoją mózgownicą i napisze taki scenariusz, który sprawi że widzą zaprze dech w piersi. O mamusi, jak ja bym chciał to zobaczyć... <marzy>
- Booth! - o, słyszę Bones, ciekawe co też sprowadza ją w skromne progi mojego małego (Hart słyszysz? MAŁEGO!) biura.
- Tu jestem! - odpowiadam wynurzając się z zza biurka w momencie kiedy moja partnerka przekracza próg mojego gabinetu.
- Czemu się schowałeś?
- Szukałem czegoś.
- Na podłodze?
- W szufladach.
- A nie mogłeś tego robić siedząc na fotelu?
- Tak mi było wygodniej. A Ty przyszłaś bo troszczysz się o moją wygodę?
- Nie. Przyniosłam scenariusz do pierwszego odcinka piątego sezonu.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz? Bones!
- Nie rozumiem Twojej irytacji.
- Ja się nie irytuję.
- Wcale.
- Coś sugerujesz? - spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek.
- Nic.
- To dobrze. Mogę zobaczyć?
- Co takiego?
- Scenariusz Bones. A co innego? - pytam. - No chyba, że masz mi coś innego do pokazania? - spoglądam na nią spod zmrużonych powiek.
- Nie mam i nie wiem o co Ci chodzi, że tak dziwnie na mnie patrzysz – odparła moja partnerka podając mi skrypt. - Wiesz co się wydarzy?
- Skąd mam wiedzieć, skoro jeszcze nie przeczytałem scenariusza – odparłem i pogrążyłem się w lekturze. Kątem oka obserwowałem jak Tempe chodzi po gabinecie i co jakiś czas zerka w moją stronę, jakby na coś czekała. W końcu nie wytrzymałem. - No dobra, powiesz o co chodzi?
- I do not know what that means – i znowu się zaczyna.
- Widzę, że coś Cię dręczy. Znam Cię i nie oszukasz mnie – ale poleciałem z tekstem. Normalnie 100% Booth się odezwał.
- No bo... Ten scenariusz odkrywa mnie. A raczej odkrywa coś co było zawarte w czwartym sezonie, ale teraz się to wyjaśniło i przez to wychodzi, że ja wcale nie jestem zimną i pozbawioną uczuć panią antropolog, ale potrafię kochać i sama przed sobą nie chcę się przyznać, że już dawno przekroczyłam linię!- O Jezu! Nie przypuszczałem, że Bones jest zdolna do wypowiedzeniu tylu słów na bezdechu.
- Ale to chyba dobrze, nie?
- Dobrze?! A co z moją reputacją?!
- Bones, a może wyjaśnisz mi co konkretnie masz na myśli, bo wybacz ale nie umiem czytać w myślach. Nie jestem jakimś pieprzonym Edwardem!
- To normalne, że nie umiesz czyta... Jakim Edwardem?
- Nieważne – wolałem nie wchodzić w szczegóły. Skupmy się na ogółach. - Mów, zamieniam się w słuch...
- Nie możesz się zamienić...
- Bones!
- No dobrze już. Nie rozumiem jednak Twojej irytacji, w końcu z założenia mam nie mieć pojęcia o zwrotach i powiedzeniach, których używasz. Tak mi powiedział Hart.
- A pal go licho! Dobra już nie mów, że nie można palić licha...
- Nie miałam takiego zamiaru – wcięła mi się w słowo i przeszła do rzeczy. - W czwartym sezonie była taka scena, w której Gordon Gordon rozmawiał ze Sweets'em o nas. No i Gordon powiedział wtedy, że jedno z nas codziennie zmaga się z uczuciem. W domyśle do swojego partnera oczywiście.
- To chyba jasne Bones – powiedziałem. Zacząłem słuchać jej uważnie. Bardzo rzadko mówiła o uczuciach, a tym razem miała mi coś jeszcze wyjaśnić. Należało być skupionym.
- Właśnie. Sweets zapytał się, które z nas zmaga się z tym, ale nie uzyskał odpowiedzi. Ale odpowiedź pojawia się w pierwszym odcinku piątego sezonu!
- Tak? - zainteresowałem się. Robiło się coraz ciekawiej. - No i kto niby się zmagał?
Bones usiadła na fotelu na przeciwko mnie i westchnęła. Nie żeby wcześniej w ogóle nie wzdychała, ale w tym momencie to było tak sugestywne... No dobra, może trochę nadinterpretuję fakty. Ale wracając, usiadła, spuściła głowę i wybąkała:
- Tojasięzmagałam.
- Słucham? Wyraźniej Bones, weź powstawiaj spację między słowami.
- TO JA SIĘ ZMAGAŁAM! - no i tak trzeba było od razu. Ale chwila, że co?!! To przecież ja miałem grać porzuconego, pięknego chłopca. To ja przez cztery sezony robiłem maślane oczy! No to mnie Hart wystawił, oj już ja mu pokarzę!
- Skąd to wiesz? - zapytałem, a mój głos był dziwnie spokojny. Gra aktorska – mistrzostwo świata. Czemu do tej pory nie dostałem Oscara?
- Przeczytałam w scenariuszu.
- A dokładniej, mogłabyś mi to jakoś opisać...
- Chodzi o twój mózg...
- Wybacz Bones, ale z moją mózgownicą wszystko w porządku – przerwałem jej.
- Dasz mi wyjaśnić? Przecież sam chciałeś, żebym...
- No dobra, już się zamykam.
- Dobrze, no więc... w pierwszym odcinku piątego sezonu będziesz rozmawiał ze Sweets'em na temat wyników badań twoich półkul mózgowych i ośrodków czucia. No i Słodki zauważy, że przed operacją i snem... - ach ten sen, wszystko takie piękne. Ja i Tempe razem, mamy klub, spodziewamy się dziecka... to znaczy ona się spodziewa, tak... Czy to nie mogło być naprawdę? - ...nie byłeś zakochany, bo ośrodek w twoim mózgu odpowiedzialny za ten stan nie był aktywny. Wszystko się zmieniło po...
- Chwila, chcesz powiedzieć, że zakochałem się w Tobie podczas snu?
- Na to wygląda.
- Sranie w banie – powiedziałem i nachyliłem się nad biurkiem.
- Co proszę?
- To jest wierutne kłamstwo Bones. Przecież od pierwszego sezonu między nami jest chemia, a kiedy na siebie patrzymy to iskry lecą. Nie wspomnę już o pocałunku w trzecim sezonie . To jasne jak słońce, że ciągnie nas do siebie. Ba! Nie tylko ja ci to powiem, ale miliony fanów, którzy to zauważyli i teraz piszą fanfiction o nas.
- Fanfiction?
- Zmyślone losy bohaterów, no wiesz coś w stylu opowiadań – wyjaśniłem. - O, masz tutaj jedno – dodałem i podsunąłem jej ''Przepraszam''.
- To o nas?
- No chyba nie o Luku Skywalkerze – zażartowałem.
- Wiem kim był Luke! - uśmiechnęła się Tempe.
- Bardzo dobrze Bones, idzie ci coraz lepiej – pochwaliłem ją za jej osiągnięcia w dziedzinie popkultury. - No to może zacznij już czytać.
- Jasne.

GODZINĘ / 10 ZMARNOWANYCH CHUSTECZEK / 2 ŁYŻKI NERWOSOLU PÓŹNIEJ

Tempe chyba wciągnęło to opowiadanie, bo od dobrej godziny nie oderwała się od lektury. Czasami tylko albo wzdychała, albo płakała, albo się denerwowała. No cóż, dobry tekst potrafi wzbudzić uczucia. ;P
W końcu Bones odłożyła opowiadanie na biurko.
- No i jak? - zapytałem. Aż mnie korciło, by znać jej opinię.
- Poruszające – odparła i spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- Coś nie tak?
- Nie, nic. Czuję tylko niedosyt. Masz może tego więcej?
- Kochana! Tego jest pełno w internecie – powiedziałem i uśmiechnąłem się pokazując rząd równych i śnieżnobiałych zębów. - Chcesz więcej? To obiecaj mi coś...
- Słucham.
- Na Gwiazdkę, dasz mi taki prezent jaki otrzymałem od Ciebie w tym opowiadaniu, dobrze? - ale ja jestem genialny. No, mistrzowska zagrywka, ale pewnie Bones się nie zgodzi.
- Z dedykacją może być mały problem bo książka jeszcze nie gotowa, ale... co do drugiej części myślę że da się zrobić – odparła a mnie dosłownie wbiło w fotel, bo Tempe rzuciła się na mnie.
Jak ja kocham Charlotte! No i Bones oczywiście.

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

Charlotto o mistrzyni! wiesz wybacz, ale jestem w szoku, bo dopiero przed chwilą wstałam z podłogi po przeczytaniu tego opka... spadłam z krzesła normalnie...

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Charlotte zamurowało mnie po prostu! Jej, to było genialne! Mistrzostwo po prostu! Dziewczyno masz GIGANTYCZNY talent i musisz mieć też naprawdę duże poczucie humoru! Chylę czoło przed Tobą!

Życzę Szczęśliwego Nowego Roku i mega dużo weny Charlotte! ;**
Oczywiście pozostałym forumowiczom też życzę Szampańskiej zabawy! ;)

użytkownik usunięty
justysia_7

opko GENIALNE!!!!!!!!!!!!!
życzę Sczęśliwego Nowego Roku oraz dużo, dużo weny :):):):):P

pozdrawiam

nie no opowiadanie CUD MIOD MALINA... !!! :) az wbilo mnie w fotel... xD REWELACYJNE WRECZ GENIALNE OPOKO :) masz ogromny talent :)

PS. Wszystkim na forum zycze Szczesliwego Nowego 2010 Roku :) !!! :P
Pozdrawiam :)

mara625

Genialne!!
Nie no, Charlotte świetne!
Uwielbiam opowiadania w tym stylu, z takie punktu widzenia :)
No, narazie przeczytałam tylko dwa :P Alei tak je uwielbiam xd^^
Napisz jeszcze o Angeli, albo Cam ^^ ^^ Ploosięę :) :)
To jest super :)

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Własnie przeczytałam smutne opowiadanie i własnie Twoje zdecydowanie mnie uratowało od depresji!!!! To było
piękne!!!! I zgadzam się z resztą- masz talent!!!

charlotte_12

Mam dla Was opowiadanie, które powstało dosłownie przed chwilą. Pomysł narodził się w mojej głowie od tak. Siadłam i zaczęłam pisać, a to co powstał daję Wam pod ocenę. Liczę na szczere komentarze. :]

Opowieść

To było jak sen, a jak wiadomo sny nie mogą trwać wiecznie. Kiedyś myślałam, że nic złego w życiu nie może mnie spotkać. Byłam naiwna i głupia. Nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień. Ba! Nie wiemy nawet co się stanie za godzinę, za minutę... Żyjemy pełni nadziei, która wypełnia nasze serca. Trwamy w niej i chwytamy się każdej chwili, która przynosi szczęście i radość. Chcemy pamiętać to co dobre, ale nie możemy zapominać o tym co złe, bo zgubimy samych siebie. Stracimy wszystko. I wtedy już nic nam nie pozostanie.
A ja chcę pamiętać, chcę pielęgnować wspomnienia by nie wyblakły, bym kiedyś mogła opowiedzieć historię, która nie ma co ukrywać, jest mi o wiele bliższa niż inne. Zapytacie czemu? Bo widziałam jak się tworzy. Byłam częścią niej.

***

Księżyc w pełni zajaśniał nad Waszyngtonem, a towarzyszące mu miliardy gwiazd niczym królewski orszak dodawały mu majestatu. Mieszkańcy D.C. szykowali się do snu. Matki kładły dzieci do łóżek, mężowie całowali swoje żony z czułością a kochankowie zatracali się w swoich ramionach. Ale w jednym z domów mała dziewczynka uparcie nie chciała spać domagając się bajki na dobranoc.
Angela Bray weszła do pokoju i spojrzała na swoją pociechę.
- Mamusiuuuu... - sześcioletnia Michelle nie dawała spokoju swojej rodzicielce. - Opowiesz mi coś?
Kobieta usiadła na brzegu łóżka i odgarnęła z twarzy swojej córki zabłąkany kosmyk włosów.
- A co byś chciała usłyszeć? Już wiesz? - dziewczynka zaprzeczyła, a jej mam zamyśliła się. - A co powiesz na bajkę o Kopciuszku?
- Tata opowiedział mi ją wczoraj, ale coś poprzekręcał bo przecież Kopciuszek nie mieszkał z siedmioma krasnoludkami – odparła Michelle a artystka zaśmiała się. To było do przewidzenia, mężczyźni i bajki. Chociaż... Tylko jeden osobnik płci przeciwnej potrafił hipnotyzować swoim głosem, a ona go znała. Z zamyślenia wyrwał ją dotyk córki, która ciągnęła mamę za rękę.
- Przepraszam skarbie. A bajka o śpiącej królewnie?
- Była w niedzielę.
- Hmmm... widzę, że tak łatwo nie uda się Ciebie zaspokoić... A może? Masz chęć usłyszeć prawdziwą historię? Taką, która wydarzyła się naprawdę? - zapytała Angela, a dziewczynka przyjrzała jej się uważnie. - Mówię serio.
- A o kim będzie ta historia?
- Przekonasz się – odparła Angela z uśmiechem i wzięła głęboki oddech po czym rozpoczęła swoją opowieść...

Zaczynając pracę w Instytucie Jeffersona, nie sądziłam że poznam tylu wspaniałych ludzi. Że znajdę miłość i odkryję jak można kochać kogoś nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Dziwi Cię to? Mnie na początku także to zastanawiało, ale czy miłość nie jest ślepa? Czy raczej niewidoma jak powiedziała osoba, o której będzie ta historia. A wszystko zaczęło się niefortunnie...
Ona była antropologiem sądowym znanym w całych Stanach Zjednoczonych, pisała także książki które nie schodziły z pierwszych miejsc list bestsellerów. On był agentem specjalnym FBI, doskonałym strzelcem co zawdzięczał wojsku i byciu snajperem. Bardzo dawno temu razem rozwiązali jedną sprawę kryminalną, ale wtedy ich współpraca nie układała się najlepiej. On nie mógł jej zrozumieć, ona nie chciała pracować z ignorantem. Po zakończeniu śledztwa podziękowali osobie licząc, że już więcej się nie spotkają. Nic nie wskazywało, że dwójka osób które na sam swój widok dostawały białej gorączki będzie miała jeszcze okazję razem pracować. Ale los okazał się przewrotny i na powrót połączył dwa odmienne charaktery. Tym razem na dłużej niż jedna zagadka kryminalna do rozwiązania.
Zostali partnerami.
Z początku byli nieufni w stosunku do siebie. Żadne z nich nie chciało oddać palmy pierwszeństwa. On nie potrafił zrozumieć ludzi pracujących w Jeffersonian, którzy według niego byli zmorą jego życia i tylko stwarzali niepotrzebne problemy. Ona nie chciała poddać się pod władzę FBI, zgodziła się na współpracę tylko dlatego, że szantażem zmusiła swojego partnera by mogła brać czynny udział w śledztwach. I tak się stało. W ten oto sposób rozpoczął działalność najsłynniejszy i najskuteczniejszy duet w historii FBI.

Angela przerwał, by zaczerpnąć oddech.
- Czemu przestałaś? - zapytała Michelle. - To już koniec?
- Nie Złotko, to dopiero początek .

Z czasem ich współpraca zaczęła się układać nadzwyczaj dobrze zważywszy na fakt, ze na samym początku nie pałali do siebie sympatią. Nie było już wzajemnych pretensji ani walk o władzę. Byli równorzędni i znali siebie. Byłam świadkiem ich zachowania. Widziałam jak kruszą się lody, a zaczyna snuć się nić porozumienia między nimi. Obserwowałam jak ona angażuje się w śledztwa, a on przyzwyczaja się do nas – zezulców. Zaczynał odnosić się do nas z szacunkiem, już nie traktował nas jak jajogłowych naukowców mówiących w niezrozumiałym języku, staliśmy się kolegami. A to był już duży krok na przód.
Musisz wiedzieć, że praca w FBI niesie ze sobą ryzyko. Nie chcę Cię straszyć, ale nigdy nie wiesz czy przestępca nie będzie uzbrojony, nie wiesz czy ktoś nie zaatakuje Cię podczas rutynowego przesłuchania. Musisz mieć zaufanie do swojego partnera. Trzeba zaufać, bo jeżeli się tego nie zrobi to nie ma przyszłości. Mimo różnic im się udało. Zbudowali coś, co było wręcz niewiarygodne. Nie potrafiłam zrozumieć tego wtedy, nie rozumiem dzisiaj i pewnie nigdy nie pojmę... Widzisz... z biegiem czasu ich partnerstwo przekształciło się w przyjaźń i to prawdziwą. Jedno za drugim wskoczyłoby w ogień. On nie zawahał się osłonić jej swoim ciałem, by uchronić ją przed śmiercią. Tak, przyjął kulę która była przeznaczona dla niej. Wtedy zrozumiałam, że to nie jest tylko przyjaźń. Ja to widziałam, ale im zajęło jeszcze sporo czasu dojście do tego...
Już wcześniej wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Wystarczyło tylko na nich spojrzeć. Rozumieli się bez słów, a kiedy ich spojrzenia się spotkały to tak jakby doszło do wyładowania elektrycznego. Powietrze przesycone było magią, kiedy uśmiechali się. Ale jak uparcie powtarzali, byli tylko partnerami. Dobrze pamiętam ich inne związki, ale każdy z nich kończył się niepowodzeniem. A mimo to oni nie potrafili dostrzec tego co ich łączy. A może nie chcieli?

- Ale jak można nie chcieć miłości? Przecież to takie romantyczne... - Michelle przerwała swojej mamie z oburzeniem.
- Życie to nie bajka. Musisz zrozumieć, że dla nich nie tak łatwo było porzucić swoje dotychczasowe życie i po prostu być razem. To trochę skomplikowane, wiem.
- Ale w końcu będą razem? - zapytała dziewczynka z nadzieją w głosie. Angela uśmiechnęła się.
- Już powiedziałam: życie to nie bajka, nic nie jest tak proste...
- To nie będą razem?
- Tego nie powiedziałam – odparła artystka.
- To ja już nic nie rozumiem – Michelle skrzyżowała rączki na piersi tak jak robiła jej mama kiedy oczekiwała aż jej przyjaciółka przestanie mydlić je oczy. Angela uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Wszystko się wyjaśni...
- A będzie szczęśliwe zakończenie?
Angela tylko skinęła głową.

Trwanie w zawieszeniu przychodziło im dość łatwo. Nie reagowali na podszepty innych osób. Byli głusi i ślepi na znaki jakie dawał im świat. Nie raz ratowali siebie nawzajem. On nie raz widział jak jego partnerka zmaga się z demonami przeszłości. Śmierć jej matki, odejście ojca i brata. Ale on był przy niej i nigdy nie pozwolił jej, by czuła się samotna i opuszczona. Trwał przy niej, nie zważając na to czy tego chciała czy nie. Był przy niej. Zawsze.
Ona z kolei też znała jego historię. Nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Miał rodziców, ale człowieka który bije swoje dzieci nie można nazwać ojcem. Powiedział jej, że jest synem alkoholika, powiedział że był hazardzistą, zdradził jej najskrytsze tajemnice. Opowiedział o okrucieństwie wojny, którą przeżył. A ona była przy nim i nigdy nie pozwoliła na to, by czuł się samotny.
I tak mijały lata, a oni byli partnerami, przyjaciółmi i... nikim więcej. Aż okazało się, że on jest chory. Diagnoza nie wróżyła dobrze, konieczna była natychmiastowa operacja. Wtedy to zauważyłam, że coś w niej pękło. Nie wstydziła się łez, ale przy nim była twarda. On starał się żartować, że wszystko będzie dobrze, że znów będą razem pracować. W jego głosie słychać było wiarę, której nawet ja się uczepiłam. Nie chciałam, by mój przyjaciel odszedł. Modliłam się za niego i nią. Bo oddzielnie nie istnieli. Już nie.

- I co? I co się stało?
- Spokojnie Michelle, dochodzimy już do końca opowieści – powiedziała Angela i pogłaskała dziewczynkę po główce. - Mam kontynuować?
Michelle energicznie przytaknęła.
- Skoro nalegasz...

Operacja się udała, ale on nie wybudził się z narkozy. Zapadł w śpiączkę, która trwała cztery dni. Możesz wierzyć lub nie, ale wtedy chyba do niej dotarło. Świadomość, że może już nigdy nie usłyszeć jego głosu, nie zobaczyć uśmiechu i tego blasku w czekoladowych oczach podziałała mobilizująco.
W końcu on się ocknął, ale nie pamiętał wielu rzeczy. Częściowa amnezja.
Rozpoczęła się walka o jego wspomnienia. O jego tożsamość. Ona była przy nim, razem pokonywali przeszkody jakie postawił na ich drodze los. I zrozumieli, że są dla siebie. Że jedno nie może żyć bez drugiego. Po ponad pięciu latach błądzenia i oszukiwania samych siebie wreszcie się znaleźli. Ich pocałunek, którego byłam świadkiem, nie miał sobie równych. Do tej pory przechowuję ten obraz w pamięci, nie pozwalam by zatarł go czas. A potem było jak w bajce... ślub, który zaparł wszystkim dech w piersiach. Słowa przysięgi w ich ustach nabierały nowego znaczenia. Rozpoczęli nowy rozdział w swojej historii.
Ale jak już powiedziałam życie to nie bajka. A najpiękniejsze historie miłosne mają smutny finał. Już wiesz, że jedno za drugie oddałoby życie. I tak się stało...

-I to ma być szczęśliwe zakończenie? - mała Michelle prawie płakała.
- Dasz mi dokończyć? - zapytała Angela przytulając swoją córeczkę.
- Dam – do uszu artystki dotarł cichy szept.

Pamiętam jakby to było wczoraj. Dostali zgłoszenie, że podejrzany może ukrywać się w opuszczonej fabryce na obrzeżach Waszyngtonu. Nie wahali się tam pojechać. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Morderca ich zaskoczył. Padły strzały, a ona była na celowniku. Już wiesz co on zrobił. Zanim zamknął oczy unieszkodliwił jeszcze swojego kata, by ona była bezpieczna. Konając powtarzał jej imię, zapewniając że kocha i że zawsze będzie przy niej.

- To takie smutne – dziewczynka płakała tuląc się do swojej mamy. - Obiecałaś, że będzie szczęśliwe zakończenie.
- I będzie...

Jakiś czas po tym wydarzeniu ona odkryła coś, co na zawsze zmieniło jej życie. Okazało się, że jest w ciąży, a dziecko które nosi jest jego. Ta wiadomość podziałała na nią przywracając ją na powrót do życia. Wybudziła się z letargu, w który popadła po jego śmierci. Bo teraz znów miała dla kogo żyć.
Niecałe osiem miesięcy później na świat przyszło ich dziecko - chłopczyk. Mała istotka, cząstka jego i jej. Skrawek ukochanego na zawsze już miał przypominać jej o nim. I tak się działo. Z każdym rokiem ich syn był coraz bardziej do niego podobny, ten sam uśmiech, te oczy...
Kiedy dziś na niego patrzę nie mogę nie przypomnieć sobie jego ojca. Wspomnienia wracają, a ja się uśmiecham.

- To Ty go znasz? Znasz tego chłopca? - zapytała dziewczynka wpatrując się intensywnie w swoją mamę.
- Tak kochanie, Ty też go nasz.
- Naprawdę? Kto to ?
- Tym chłopcem jest Connor Seeley Booth – odpowiedziała Angela a dziewczynka popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Connor? A ciocia Tempe to...
Anglea uśmiechnęła się dając córce do zrozumienia, że prawidłowo odgadła bohaterów historii.
- To właśnie ich syn jest szczęśliwym zakończeniem, bo to on jest owocem ich miłości. Miłości, której nie pokonała śmierć.

Koniec

charlotte_12

Jakie to smutne.... ale piękne... :) normalnie się popłakałam... :)

Natusia94

Wspaniałe!!! Mi również zakręciły się łezki..

zmijex

piekne... smutne opowiadanie ale piekne... :) poprostu super pomysl z ta "historia" na dobranoc... :) slicznie...

ocenił(a) serial na 10
Natusia94

Piękne .. pierwsze opowiadanie, przy którym płakałam !

ocenił(a) serial na 9
charlotte_12

Rewelacyjne aż dech zapiera, po prostu nie ma co komentować fantastyczne opowiadanie. Jesteś Wspaniała :*

bp17

No nie, znowu...
Znowu czytając Twoje opowiadanie mam łzy w oczach.... ;(

Świetne..

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Charlotte to jedno z najbardziej wzruszających i najpiękniejszych opowiadań jakie czytałam! Nie wiem co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to zbyt banalnie. Jestem pod wrażeniem. Przede wszystkim miałaś świetny pomysł. A wykonaniu to już po prostu mistrzostwo... To takie przepełnione uczuciami. Widać, że to Angela opowiada... Szkoda, że Booth zginął, ale w tym wypadku to było chyba najlepsze rozwiązanie ;( Dzięki temu wywarło na mnie jeszcze większe wrażenie..

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

Charlotte świetne opowiadania. Bardzo podoba mnie się te ostatnie.

charlotte_12

Trochę mnie nie było, ale Wena wrócił dzisiaj ze wzmożoną siłą i powstało to opowiadanie. Lekki i przyjemny tekst (a przynajmniej tak mi się wydaje). yczę przyjemnej lektury ;D


Sweets prawdę Wam powie.

- Sweets, mógłbyś sobie darować to czcze gadanie. Wyjaśniłeś nam to dość jasno ostatnim razem – Booth wydawał się być lekko rozdrażniony. Zamiast łapać przestępców i morderców musiał tkwić na sesji terapeutycznej, z której i tak nic nie wyniesie.
- Chodzi mi tylko o to, że...
Dźwięk komórki Bones przerwał doktorowi, który tylko wzniósł oczy ku niebu. Ile razy im powtarzał, by wyłączali telefony? Ile?
- Brennan... - antropolog odebrała połączenie. - Jesteśmy razem... Tak... Nie ma problemu... Zaraz będziemy.
- Kto to był? - zapytał Seeley zupełnie zapominając o obecności Słodkiego.
- Cam, podobno Hodgins odkrył coś istotnego. Być może pomoże to w odkryciu kryjówki mordercy – wyjaśniła Tempe.
- Zatem w drogę – agent podniósł się z kanapy a Bones poszła w jego ślady.
- A ja? Co z naszą sesją? - terapeuta spojrzał najpierw na Booth'a a potem na Brennan, po czym westchnął zrezygnowany kiedy zamknęły się za nimi drzwi.

Instytut Jeffersona

Jack Hodgins pochylał się nad mikroskopem kiedy poczuł, że ktoś zagląda mu przez ramię.
- Cam, ten nawyk jest irytujący... - zaczął, ale uśmiech który kiedyś rozjaśniał jego szare dni powiedział, że popełnił błąd.
- To ja – powiedziała Angela odsuwając się od entomologa. - Nie chciałam przeszkadzać, po prostu...
- OK – przerwał jej Jack i uśmiechnął się. - Słucham, w czym mogę pomóc?
- Zrobiłam rekonstrukcję pomieszczenia, w którym mogła zginąć ofiara i pomyślałam że może chciałbyś rzucić na to okiem.
- A Brennan?
- W drodze. Ona i Booth zaraz powinni tu być – wyjaśniła artystka. - Ale skoro jesteś zajęty...
- Nie, już idę – powiedział szybko entomolog i poszedł za Angelą. Dziś był już dla niej tylko kolegą z pracy, a przecież kiedyś łączyło ich tak wiele...

Kiedy Booth i Bones wkroczyli do laboratorium powitała ich błoga cisza panująca w Jeffersonian. Nikogo nie było na platformie, a kręcący się zazwyczaj ludzie nagle gdzieś znikli. Było to tak niepasujące do tego miejsca, że agent zaczął się zastanawiać czy dobrze trafili. Na całe szczęście ze swojego gabinetu wyszła doktor Saroyan.
- Nie zwlekaliście z przybyciem – zauważyła pani patolog.
- Znasz nas, więc skąd to pytanie – odparła Tempe spoglądając na kobietę.
- Myślałam, że byliście na sesji u Sweets'a, ale chyba się myliłam...
- Nie myliłaś się. Byliśmy, ale wiesz jak te spotkania wyglądają – powiedział Booth. - Już nie mogę słuchać kolejnych teorii na temat stosunków jakie panują między mną a Bones. - To się zaczyna robić nudne i krępujące...
- Masz na myśli wzmiankę o tym iż podniecam Cię seksualnie? - wtrąciła Brennan, na co Seeley prawie się udusił kaszląc.
- Musisz o tym rozpowiadać na prawo i lewo? - zwrócił się do swojej partnerki.
- Na prawo i lewo? Przecież powiedziałam to tylko Cam i to na dodatek stojąc na przeciwko niej – odparła Bones, a Camille uśmiechnęła się. Znów znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Zaraz wywiąże się wymiana zdań pełna podtekstów i dwuznaczności, a ona będzie musiała być tego świadkiem. Trzeba temu zaradzić.
- Seeley! - zwróciła się do swojego ex, który już szykował się by odpowiedzieć swojej partnerce.
- Nie mów do mnie Seeley – wycedził przez zęby.
I oto jej chodziło, należało jak najszybciej odwrócić uwagę Booth'a i Bones od ich wcześniejszej rozmowy. W końcu nie po to ich wezwała, by teraz być świadkiem jak kłócą się jak stare dobre małżeństwo.

***

Hodgins wpisywał jakieś dane do komputera kiedy próg jego pracowni przekroczyło dynamiczne duo. Booth był lekko mówiąc spięty co nie umknęło uwadze entomologa, który oderwał się od pracy by przekazać im cenne informacje. Brennan natomiast wyglądała na zdziwioną, co mogło świadczyć że najwyraźniej znów doszło do drobnej wymiany zdań, której powodem była zbytnia bezpośredniość Tempe. Pewne rzeczy się nie zmieniały.
- Czyli to świadczy o tym, że to była opuszczona mleczarnia? - upewnił się Seeley kiedy Jack zakończył przedstawiać im swoje rewelacje.
- Dokładnie.
- A gdzie ja Ci zajdę mleczarnię w Waszyngtonie? - Booth spojrzał na entomologa jak na wariata.
- W centrum może nie, ale na obrzeżach...
- Już znalazłeś, tak? - do rozmowy włączyła się Bones, a Hodgins posłał jej znaczący uśmiech.
- Czy ja o czymś nie wiem? - agent pomachał rękoma dając znać, że on również jest w pomieszczeniu.
- Opuszczona mlecza... - zaczął Jack, lecz przerwało mu wejście Sweets'a do pracowni.
- Ominęło mnie coś? - zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
- Bones, powiedz że tylko mi się wydaje że widzę Słodkiego – Seeley spojrzał w kierunku wejścia, w którym w całej swojej okazałości stał terapeuta.
- Nie wydaje Ci się.
- Dzięki, Ty to naprawdę wiesz jak pocieszyć człowieka.
- Ale ja...
- OK., wróćmy do tej mleczarni – powiedział Booth i na powrót spojrzał na Hodginsa.

***

Cisza jaka panowała w samochodzie Seeley'a zdawała się aż dzwonić w uszach. Nikt się słowem nie odezwał od czasu kiedy opuścili Jeffersonian. Ani Brennan, ani Booth, ani nawet Sweets który uparł się, by im towarzyszyć w zbadaniu potencjalnej kryjówki mordercy.
W końcu po godzinnej jeździe Seeley zatrzymał swojego SUVa niedaleko sporych rozmiarów hali.
- Jesteśmy na miejscu – zakomunikował. - Wchodzę pierwszy, a wy za mną. Zrozumiano? Bones, to się tyczy głównie Ciebie.
- Mnie?
- A kto z nas ma największe zapędy samobójcze? - zapytał ironicznie agent na co Bones wyjęła swój sporych rozmiarów pistolet, a Booth'owi oczy wyszły z orbit.
- WOW! - wykrztusił z siebie Słodki. - Czemu nie wiem, że pani ma broń?
- Bones! Chyba kazałem Ci się pozbyć tego gnata! - Booth był załamany. - To ja w naszym duecie noszę broń, czy to jasne?
- Ale taka mała...
- Bones.
- Ale to prawda. Twój pistolecik wypada kiepsko w porównaniu z moim – ciągnęła dalej Brennan, a Sweets przysłuchiwał się temu z ciekawością.
- Ile razy mam Ci powtarzać, że nie liczy się wielkość tylko umiejętności strzeleckie? A ja jestem SNAJPEREM Bones – wycedził, a Słodki aż uśmiechał się z uciechy. A więc to o takie rozmowy chodziło doktor Saroyan kiedy mówiła mu o sprzeczkach z podtekstem. No proszę.
- Możemy już sprawdzić tą mleczarnię? - powiedziała Tempe chcąc zakończyć dyskusję.
- Sama zaczęłaś...
- Nieprawda.
- Teraz się będziesz sprzeczać?
- To ty drążysz ten temat.
- Nie przeginaj.
- Przecież nic nie robię...
Sweets podążył za partnerami wciąż przysłuchując się ich wymianie zdań. Już wiedział, że następna sesja będzie bardzo interesująca.

***

- To się w głowie nie mieści! To jest po prostu nie do przyjęcia! - Seeley Booth wszedł do Jeffersonian, a jego wejście można było porównać do wejścia smoka. Wszyscy pracownicy instytutu od razu zwrócili na niego uwagę, nie wyłączając jego przyjaciół, których zaalarmował okrzyk agenta. Zaraz Booth'em przez szklane drzwi weszła doktor Temperance Brennan, której mina była podobna jak u jej partnera. W jej przypadku obyło się jednak bez krzyków i pomstowania do nieba, w które i tak wątpiła.
- Czy coś się stało? - Camille jako pierwsza odważyła się zadać to pytanie, które za pewne chodziło po głowie wszystkim zezulcom. Booth obrzucił ją takim spojrzeniem, że doktor Saroyan od razu przypomniała sobie to najgorsze wcielenie jej byłego, a które objawiało się tylko w momentach kryzysowych. Najwyraźniej jeden z nich nadszedł.
- Zbiję, przysięgam. Nic i nikt mnie nie powstrzyma – mamrotał jeszcze agent w drodze do gabinetu Bones, po czym on i Brennan weszli do środka, a gdy zamknęli za sobą drzwi wszystko ucichło.
- Ktoś mi raczy powiedzieć co to do cholery było? - Hodgins spojrzał na Angelę, która tylko wzruszyła ramionami i spojrzała na Cam, która wiedziała tyle co oni. Nic.

***

Całe zamieszanie wyjaśniło się wieczorem, kiedy to do Instytutu Jeffersona zawitał doktor Lance Sweets. Uśmiech na jego twarzy był tak szeroki, że od razu zwrócił uwagę panny Montenegro, a ona potrafiła kojarzyć fakty. Zanim inni zwrócili uwagę na Słodkiego, artystka szybko zaciągnęła terapeutę do swojej pracowni i posadziła na kanapie. Zdezorientowany psycholog nie miał zielonego pojęcia co jest przyczyną jego ''porwania'', ale sprawa stała się jasna po pierwszym pytaniu jakie padło z ust Angeli:
- Coś Ty zrobił Tempe i Booth'owi?
A więc o to chodziło.
- Nie rozumiem – odparł mężczyzna.
- Proszę – artystka spojrzała na niego z politowaniem. - Czy ja wyglądam na idiotkę?
- Z całą pewnością nie.
- Właśnie. Mów co im zrobiłeś, albo Daisy dowie się o tej fance SF, która molestowała Cię w namiocie kiedy koczowałeś przed kinem – błysk w oku Angeli zdradzał, że jest ona gotowa spełnić swoją groźbę. Ale jedyne o czym mógł w tej chwili myśleć Sweets to to, jak do jasnej ciasnej panna Montengro dowiedziała się o tym.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał, a Angela uśmiechnęła się z satysfakcją gdyż w jego głosie zauważyła strach.
- Cytując klasyka: mam swoje źródła. To jak? Idziesz na współpracę czy mam dzwonić do Daisy? - Angie podniosła swój telefon, a Lance rzucił się w jej stronę i nakrył urządzenie swoją dłonią.
- Powiem wszystko tylko nie dzwoń. Ok?
- Słucham więc. I oby to było satysfakcjonujące bo inaczej...
- Nie dałem im do przeczytania roboczej wersji książki na ich temat – wyrzucił z siebie terapeuta i westchnął dramatycznie. - A to nie spodobało się im.
- Ale to książka o nich, chyba mają prawo wiedzieć co...
- Ale gdyby to przeczytali nie pozwolili by mi tego opublikować – przerwał artystce Sweets. - I cała praca, sesje poszłyby na marne. Oni muszą to przeczytać kiedy już nic nie będzie można zrobić, muszą się z tym zmierzyć – w głosie psychologa słychać było pasję oraz zaangażowanie i teraz Angela poczuła ogromną chęć do poznania tego czego nie mogli poznać Booth i Bones.
- I oni się nie domyślają co to jest?
- To wiedzą wszyscy naokoło nich. Ja to wiem, Ty to wiesz, nawet Cam to wie. Ale nie Oni nie – odparł Sweets, a Angela się uśmiechnęła ze zrozumieniem. Już wiedziała co zawarł w książce młody terapeuta. Szalony terapeuta należałoby dodać.

***

Premiera książki

- Nie powinniśmy tu przychodzić – Booth szepnął Bones na ucho co sądzi o tej całej premierze i szopce jaka była elementem promocji. W eleganckim lokalu na małej scenie ustawiony był stół konferencyjny, a za nim został powieszony plakat przedstawiający okładkę książki. ''Bones – the heart of the matter'', głosił tytuł i Booth czuł, że nie wróży on nic dobrego. Rozejrzał się po zgromadzonych gościach. Zjawili się wszyscy zezulce, nie zabrakło również Gordona Gordona, który pomachał agentowi radośnie co również według Seeley'a nie wróżyło dobrze. Gordona Gordona by jeszcze zniósł, ale on i Sweets to już za dużo.
- Patrz, już się zaczyna – Bones szturchnęła swojego partnera w bok, by zwrócić jego uwagę na scenę, na której pojawił się Lance Sweets. Gromkie brawa przetoczyły się po sali. Widocznie większość zgromadzonych tu psychologów uwielbiała tego rodzaju ''uroczystości''. Seeley zrobił minę cierpiętnika, ale spojrzał na swojego terapeutę, który zaczął odpowiadać na pytania. Konferencja się zaczęła.

- Prosimy o fragment doktorze Sweets – odezwała się młoda kobieta, a Booth podążył wzrokiem za jej głosem. Jakież było jego zdziwienie kiedy napaloną czytelniczką okazała się Angela. Co tu się do cholery dzieje? Pomyślał. Nie mógł jednak spokojnie roztrząsać tego problemu, gdyż Słodki zaczął czytać, a to co czytał w zupełności przykuło uwagę agenta. Zresztą nie tylko jego.
- [...] Uważam, że istnieje głęboka emocjonalna wieź między moimi pacjentami. W pracy są partnerami i przyjaciółmi. Poza pracą przyjaciółmi i partnerami. Na pozór dwa odmienne charaktery znalazły nić porozumienia, ale tylko na pozór, bo tak na prawdę są identyczni. Ona samotna, rządna prawdy za wszelką cenę, twarda a zarazem tak krucha że wydawać by się mogło iż nie przetrwa zawirowań jakie stawia w jej życiu los. On natomiast jest twardy, nie spotkałem nikogo kto miałby tak wykształcony zmysł samokontroli. Ale pod skorupą to zwykły człowiek, mający swoje lęki i obawy. Zwykła istota, która pragnie zrozumienia i ciepła. Oboje przeżyli wiele, wiele w życiu wycierpieli i nie raz miałem okazję obserwować jak walczą ze swoimi demonami. Jak każdego dnia starają się być lepszymi ludźmi, jak po prostu próbują być sobą. Obserwowałem ich walkę z uczuciem, które w ich mniemaniu jest zakazane. Ale teraz nadszedł czas na prawdę, a ta książka ma być pierwszym krokiem na drodze do szczęścia. Ma otworzyć oczy i wyryć się głęboko w pamięci. Bo nie warto tracić czasu, który ucieka. Nie warto czekać. Należy przyjąć to co daje los, a los dał im dużo. Dostali siebie – Sweets spojrzał na Booth'a i Bones, a ich oczy się spotkały. - Dostali siebie, bo są jednym. Jednym duchem, jedną duszą, jednym życiem połączonym przez najczystsze uczucie. Są połączeni miłością, która dojrzewał w nich przez lata, bojąc się wydostać na powierzchnię ich serc. Ale teraz nadszedł czas na prawdę i prawdziwą walkę. Na walkę z samym sobą. Bo to od nich będzie zależeć, czy dadzą sobie szansę. Szansę na którą czekali tyle lat, na którą czekali ich przyjaciele, na którą czekałem i ja.

***

Rok później

Temperance siedziała w swoim gabinecie i przeglądała skany czaszki, które przesłała jej Angela. Cichy szum z klimatyzatora niósł ze sobą przyjemny chłód, który był niczym zbawienie we wręcz pustynne lato, które zawitało w tym roku do Waszyngtonu.
Antropolog przyglądała się kolejnemu zdjęciu kiedy ktoś cicho zapukał, a po chwili w pomieszczeniu rozległy się kroki, które bardzo dobrze znała.
- Czyżby kolejna sprawa? - zapytała nawet nie odrywając wzroku znad skanów.
- Czemu tu zawsze musi chodzić o truposzów? - zapytał z udawanym oburzeniem Booth i stanął na przeciwko Tempe, która dopiero teraz na niego spojrzała. Jej partner nic się nie zmieniał, ten sam zawadiacki uśmiech, te rozczochrane włosy i spojrzenie tak głębokie że Bones uwielbiała się w nim zatracać.
- Nie pracujemy z truposzami – powiedziała. - Po tylu latach mógłbyś wreszcie przyswoić sobie fachowe nazewnictwo.
- A Ty mogłabyś go sobie trochę odessać, Bones – odparł Seeley i uśmiechnął się szeroko.
- Odessać? To jest niewykonalne gdyż... - zaczęła swój wywód ale Booth uciszył ją skutecznie. Ten sposób w ciągu roku opanował do perfekcji i dobrze wiedział, że po nim Bones nie będzie w stanie logicznie myśleć przez co najmniej pięć minut.
Po minutowej sesji, Seeley oderwał swoje usta od ust Bones, ale nie odsunął się. Stykali się teraz czołami patrząc sobie w oczy i uśmiechając się. W takiej to pozycji zastała ich Angela, która z impetem weszła do gabinetu swojej przyjaciółki.
- Tu się skryły gołąbeczki – zacmokała, czym zwróciła na siebie uwagę partnerów. - Przepraszam, że przerywam tą sweetaśną chwilę, ale skończyłam. A skoro jesteście tu oboje to się bardzo dobrze składa – Angela podeszła do komputera Tempe i wystukała coś na klawiaturze. Chwilę potem na monitorze pojawił się trójwymiarowy model domu. - Teraz Wam szczęki opadną...
- Szczęka nie może opaść. Żuchwa jest integralną częścią twarzoczaszki i... - zaczęła Bones, ale rozbawione spojrzenie Booth'a i teatralnie przewrócone oczy Angeli powiedziały jej, że znów popełniła drobną gafę. - OK., już się nie odzywam – dodała i spojrzała na swoją przyjaciółkę, dając jej znak by kontynuowała.
- Dziękuję Sweety. Nie powiem, było to dla mnie wyzwanie, ale udało się. Co prawda w samym środku projektu trochę mnie zaskoczyliście przez co musiałam zmienić plany, ale koniec końców... Gotowi?
Odpowiedziało jej skinienie i cała trójka ruszyła w wirtualną podróż po nowym domu Booth'a i Bones zaprojektowanym przez pannę Montenegro.

Po prezentacji Angela zostawiła partnerów samych, ale po ich minach widziała że to co zrobiła przypadło im do gustu. Czuła się usatysfakcjonowana pomyślnym wykonaniem misji.
W tym samym czasie Seeley i Tempe dzielili się swoimi odczuciami.
- Wiedziałam, że Angela nas nie zawiedzie – powiedziała Tempe.
- Ja też. Mamy ogromne szczęście Bones. Otaczający nas ludzie to prawdziwe anioły. I nie chodzi mi tu tylko o sprawy materialne jakie dla nas robią. Mam na myśli całokształt. Zawsze są z nami, wspierają nas. Nawet taki Sweets – Booth uśmiechnął się. - W życiu bym nie pomyślał, że w swojej książce postawi właśnie taką tezę.
- Ale gdyby jej nie postawił czy teraz bylibyśmy razem? - Temperance spojrzała na agenta, a on wiedział że oczekuje szczerej odpowiedzi.
- Nie wiem Bones, może nadal egzystowalibyśmy nieświadomi uczucia jakie nas łączy... A może prędzej czy późnej poddalibyśmy się miłości. Trudno powiedzieć... Ale jedno jest pewne, nie zapomnę Słodkiemu tego co zrobił. To była zagrywka z najwyższej półki, pełna ryzyka...
- A mimo to zaryzykował dla nas – dokończyła za Seeley'a Tempe i podeszła do swojego partnera.
- Właśnie – przytaknął Booth i uśmiechnął się. - Zaryzykował dla nas i dla tej małej istotki – Seeley położył dłoń na sporych rozmiarów brzuchu Bones, a Tempe przykryła ją swoją. - I znów miał rację.
- Nie mogę zaprzeczyć.
- Dzięki niemu dostaliśmy szansę, na którą czekaliśmy. I wykorzystaliśmy ja Temperance, prawda? - Booth spojrzał na kobietę, którą kochał najbardziej na świecie, a która teraz uśmiechała się do niego.
- Nie widzę ani jednego logicznego zaprzeczenia tego faktu – odparła a Seeley się uśmiechnął i pocałował ją. To była jego Bones. Od zawsze i na zawsze.
A wszystko dzięki szalonej lecz prawdziwej teorii młodego terapeuty, który mimo swojego młodego wieku widział i wiedział więcej niż jeden doświadczony mędrzec.

Koniec

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

Jak zwykle rewelka, bo niczego innego się po tobie nie spodziewam;) i czekam na następne opowiadania...

ocenił(a) serial na 10
evi9

Charlotte bardzo przyjemnie się czyta te opowiadanie. Czekam na kolejne:)

ocenił(a) serial na 10
evi9

Charlotte ..Jesteś NIESAMOWITA! <za krótki>

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

Cudowne ! Uwielbiam takie lekkie opowiadania w Twoim wykonaniu! Strasznie mi się podobało to co Sweets napisał w tej książce. Swoją drogą dobrze, że postanowił ją wydać. Jednak ten '12 latek' potrafi myśleć całkiem dorośle. xD Świetne, naprawdę świetne! Czeka na kolejne!

justysia_7

Ekstra opowiadanie... bardzo przyjemnie sie je czytalo... calosc poprostu genialna nic dodac nic ujac... :) czekam na kolejne Twoje opowiadania :)

charlotte_12

dopiero zaczęłam czytać twoje opowiadanie, ale dość szybko mi idzie :) Jesteś bardzo utalentowaną osobą, wielkie brawa!

charlotte_12

Witam wszystkich po dość długiej przerwie. Wracam z łanpartem, który powstał bardzo dawno temu, ale jakoś nie mogłam przekonać się co do tego czy go tutaj zamieścić. To krótki tekst i nie jest jakiś najwyższych lotów, ale mimo to liczę że zapoznacie się z nim i powiecie mi co o nim sądzicie w swoich komentarzach ;]


Hitting Heart in Darkness

Czujesz, że tracisz oddech, a Twoje serce zaczyna bić coraz szybciej i mocniej powodując ból w klatce piersiowej. Jest tak, jakby chciało się wyrwać z Twojej piersi i być tam, gdzie jego miejsce. Wszystko co Cię otacza nie jest już ubrane w zwykłe kolory, teraz odbierasz wszystko inaczej i widzisz tylko czerń i cienką zieloną linię wyróżniającą się na tle ciemności i lekko drgającą. Tak lekko, że to praktycznie niemożliwe, by serce, którego pracę ukazuje ta linia, jeszcze pracowało.
Nie docierają do Ciebie żadne informacje poza tymi, które dotyczą jego:
''Stan ciężki''.
''Dwie jednostki krwi''.
''Migotanie komór''.
Słowa wypowiedziane przez lekarzy nie kryją przed Tobą tajemnic. Doskonale rozumiesz powagę sytuacji, ale mimo to, wciąż nie możesz uwierzyć że to się dzieje naprawdę. Chcesz wierzyć, że to kolejna fikcja sprawnie zorganizowana przez FBI. Może znów sfingują jego śmierć?... Nie. Dobrze wiesz, że to nieprawda. Tym razem jesteś tutaj. Wiesz co się dzieje. Przez szybę obserwujesz jak lekarze walczą o życie Twojego partnera. Widzisz jak doskonali specjaliści robią wszystko co w ich mocy, by uratować Booth'a, którego zamknięte oczy napawają Cię strachem. Co będzie jeśli...? nie, nie możesz tak myśleć. Nie chcesz tak myśleć. Ciało Booth'a leży bezwładnie na szpitalnym łóżku, podłączona aparatura cicho pyka i tylko ta cienka zielona linia drgająca lekko zdradza, że Seeley żyje, że jeszcze walczy. Jego serce nie poddaje się. Ty też nie chcesz się poddać.


Wracasz myślami do momentu kiedy to się stało. Kiedy drobna nieuwaga spowodowała tyle szkód. Przeklinasz siebie, że go nie posłuchałaś, że nie zaczekałaś. Gdyby nie Twoja zarozumiałość, teraz pewnie siedzielibyście w Royal Diner pijąc kawę i rozmawiając. Ale tak nie jest. Nie posłuchałaś go, a przecież powtarzał, żebyś uważała, że napastnik może być uzbrojony... Nie posłuchałaś. Górę wzięła duma i myśl, że jesteś niezniszczalna. Ułamek sekundy, tylko tyle wystarczyło byś zorientowała się, że popełniłaś błąd. Ale Booth tam był i nie pozwolił, by stała Ci się krzywda. Jak zwykle. Jedyne co potem pamiętasz to ciepło jego krwi na Twoich dłoniach i uścisk jego dłoni, tak słabnący z każdą chwilą.
Teraz jesteś bezradna, możesz tylko patrzeć jak życie Twojego najlepszego przyjaciele zależy od lekarzy. Jak jego życie powoli ucieka...


Nie jesteś sama. Czujesz bliskość swoich przyjaciół, którzy przyjechali do szpitala, by Cię wspierać. Wiesz, że możesz na nich polegać, ale jedyne czego pragniesz w tej chwili to uśmiechu swojego partnera.
Angela trzyma dłoń na Twoim ramieniu. Daje Ci znać, że jest przy Tobie, niezależnie od tego co się stanie. Podobnie jak Ty ma szklane oczy. Już nie udajesz twardej. Ulegasz emocjom a oznaką tego jest pojedyncza łza, która spływa po Twoim policzku.


Nagle czujesz, że Twoje serce stanęło. Zatrzymało się i nie chce już bić bo nie ma dla kogo. Twój wzrok pada na monitor rejestrujący pracę serca Booth'a. Już nie ma drgań. Jest tylko cienka zielona pozioma linia rozdzielająca czerń na pół, która sprawia Ci ból. Rani Twoje serce.
Momentalnie przed Twoimi oczami pojawiają się obrazy, które przedstawiają najpiękniejsze chwile jakie miałaś okazję spędzić ze swoim partnerem. Wspominasz waszą współpracę, jego rady, wasz pocałunek oraz silny uścisk jego dłoni, który wyciągnął Cię spod ziemi. Teraz Ty pragniesz podać mu swoją dłoń. Chcesz aby ją złapał i wrócił do swoich bliskich, do Parkera, do Ciebie...
Słyszysz cichy szloch i czujesz drżenie – to Angela nie może powstrzymać łez. Ale Ty uparcie wpatrujesz się w sceny jakie rozgrywają się za szklaną ścianą.
''Adrenalina!''.
''Elektrowstrząsy!''.
Kolejne polecenia mające sprawić, by Twój partner powrócił.
''Tracimy go...''.
Dwa słowa... Nie chcesz w to uwierzyć... W myślach jak mantrę powtarzasz: Walcz Booth! Nie poddawaj się!
To irracjonalne, ale masz nadzieję że On Cię słyszy, że wie o Twojej obecności.
Walcz!
Twoje serce krzyczy, ciało odczuwa irracjonalny ból. Jest tak jakby straciło część siebie.
- Walcz...
Szepczesz i przyciskasz dłonie do szyby.
- Zostań ze mną...


Ile czasu może trwać reanimacja? Czy to już koniec? Błądzisz myślami po wspomnieniach nie chcąc myśleć o najgorszym.


Czujesz, że tracisz oddech a Twoje serce zaczyna bić coraz szybciej i mocniej jakby chciało się wyrwać z Twojej piersi do osoby, na której bardzo Ci zależy. Zalewa Cię fala ulgi. Pozioma kreska, która jeszcze przed chwilą sprawiała ból – drgnęła.
''Mamy go!''.
Dwa słowa, a Ty znów żyjesz. Nadal wpatrujesz się w monitor rejestrujący pracę serca chcąc upewnić się, że wszystko jest dobrze. Serce Booth'a pracuje, a Twoje znów bije.


Oddychasz spokojnie, ale nie chcesz odejść od szyby. Zostaniesz tutaj. Będziesz czuwać przy nim. Dla niego i dla siebie. Wiesz, że stoczył walkę. Ty też stoczyłaś. On walczył, by dotrzymać obietnicy – przecież obiecał, że Cię nie zostawi. Ty stoczyłaś walkę z samą sobą – już wiesz ile dla Ciebie znaczy Booth. Dostałaś szansę, której nie zmarnujesz, bo teraz już wiesz.

Koniec.

charlotte_12

jak milo ze wstawilas Twoje kolejne opowiadanie :) mi sie bardzo podobalo... :) piekne bylo az sie wzruszylam... :) ekstra czekam na nowe opoko :)

charlotte_12

Opowiadanie, które napisałam na konkurs. Zajęłam zaszczytne III miejsce z czego jestem bardzo dumna i teraz postanowiłam się nim z Wami podzielić ;]
Ten tekst pisany jest z perspektywy Booth'a i przedstawia jego... a zresztą sami/same zobaczycie :]
Życzę przyjemnej lektury.


''Kto miłości nie zaznał już jej nie odnajdzie. Kto na nią wciąż czeka nikogo nie kocha, spróbuj jej nie chcieć – wtedy przyjdzie sama''. J. Twardowski.

CZEKAĆ

To było jak grom z jasnego nieba. Przyszło tak niespodziewanie burząc cały mój dotychczasowy świat. Uporządkowany, zhierarchizowany, w którym byłem pewny każdego dnia. Do czasu.

Jednego dnia byłem zdrowy, a kolejnego czekałem na operację, która miała uratować mi życie. Bałem się. Cholernie się bałem, ale nie mogłem pokazać tego po sobie bo wtedy Ona zaczęłaby się bać. A tego nie chciałem. Widziałem jej szklane oczy, ale była twarda. Chciałem by taka pozostała, chciałem zapamiętać jej hardy wyraz twarzy na wypadek gdybym się nie obudził. I prawie tak się stało...
Śpiączka. Krótkotrwała, ale zawsze. Cztery dni nieświadomości. Cztery dni niepokoju. Cztery dni w zupełnie innym życiu. Życiu, które wiodłem przy jej boku, będąc szczęśliwym i spełnionym. Mając przyjaciół, żonę i czekając na narodziny dziecka – naszego dziecka. Mojego i Temperance. Ale wszystko znikło. Znów powitała mnie szara rzeczywistość. Już nie było mojej Brenn, ale Bones. I już nie moja....
Pogubiłem się. Nie wiedziałem co się stało. Nie wiedziałem kim jestem, kim Ona jest. To co kiedyś uważałem za normalne teraz wywoływało u mnie konsternację. Nie pamiętałem wielu rzeczy, które były dla mnie podstawą wcześniejszego życia. Wpadłem w pułapkę swojej wyobraźni. Brałem za realne rzeczy, które tak naprawdę nigdy nie miały miejsca. Wytworzyłem uczucia, których nie czułem. Przynajmniej tak mi powiedziano. Ale ja wiem, że w tym względzie się mylono. Dopiero teraz to zrozumiałem i pojąłem jak wiele straciłem. Ile czasu zmarnowałem.
Uświadomiłem sobie coś, czego tak naprawdę nie powinienem sobie uzmysławiać.

Zakochałem się.

Nie głupio jak szczeniak. Nie od pierwszego wejrzenia. Ja po prostu uświadomiłem sobie, że już jestem zakochany. Ta świadomość przyniosła radość, ale i strach. Poczułem, że moje serce wreszcie zaczęło bić. Już nie pompowało tylko krwi, ale biło bo chciało i miało dla kogo.
To nie tak, że nigdy nikogo nie kochałem. Gdyby tak było nie miałbym teraz Parkera, który jest moim największym skarbem. Kochałem jego matkę, ale to nie była miłość w pełnym znaczeniu tego słowa. Było nam ze sobą dobrze, ale czegoś brakowało i ona to wyczuła. Oboje wyczuliśmy. Potem były inne kobiety, ale serce ani razu nie zabiło szybciej i mocnej. Nigdy nie poczułem, że chce się wyrwać z piersi, by być bliżej tej drugiej osoby. Nigdy. Aż do dnia kiedy spojrzałem na nią świadomy swojego uczucia.

Nie czekałem na miłość. Nie szukałem jej i nie oczekiwałem, że ona jeszcze przyjdzie. Nauczyłem się wieść życie w pojedynkę i było mi z tym dobrze. Albo tak mi się tylko wydawało. Może sam wmawiałem sobie, że nie potrzebuję nikogo, by być szczęśliwym. Przecież miałem świetną pracę, przyjaciół, którzy stali się nimi dzięki wielu sprawom i niebezpiecznym sytuacją jakie razem przetrwaliśmy. Miałem Parkera i Popsa. Miałem ją – Bones. Mimo drobnych sprzeczek, które czasem mieliśmy wciąż trwaliśmy razem. Nierozerwalnie. I wydawałoby się, że tak powinno pozostać. Właśnie, wydawałoby się.

Świadomość, że zakochałem się w Tempe spadła na mnie niespodziewanie, ale sam proces zakochiwania trwał dość długo. Na tyle długo, bym zaczął bronić się przed tym uczuciem. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że kocham. Nie chciałem tej miłości. Bałem się, że to wszystko zniszczy, że zburzy coś magicznego co było między nami. Nie chciałem jej wystraszyć, nie chciałem by cierpiała przeze mnie. A ja walczyłem. Okłamywałem sam siebie, ale na nic to się zdało bo kiedy nasze oczy się spotykały zatracałem się w nich. Całkowicie i doszczętnie.

Dziś już wiem, że walka z samym sobą była nadaremna. Im bardziej się broniłem przed miłością, tym ona silniej na mnie napierała. Im bardziej ją ignorowałem, tym ona co rusz podsuwałam mi dowody na to, że nie można być wobec niej obojętnym. I stało się. Poddałem się. Już nie walczyłem. Postanowiłem kochać i zrobić wszystko co w mojej mocy, by Ona też mnie pokochała. Nie zakładałem z góry, że wpadnie w moje ramiona jak tylko jej wyznam co czuję. Byłbym głupcem gdybym tak myślał.

Jak przystało na snajpera zacząłem czekać. Czekać i dawać sygnały, że jestem, że coby się nie działo nie opuszczę jej. W moim zachowaniu też zaszła zmiana. Subtelna, ale Bones ją wychwyciła. Coraz częściej zwracałem się do niej jej imieniem, trzymałem ją za rękę a lekkiego kuksańca na pożegnanie zastąpił całus w policzek. To wszystko nie spotkało się z jej oporem. Wręcz przeciwnie. Na jej twarzy gościł uśmiech za każdym razem kiedy pojawiałem się w Jeffersonian – cieszyła się, a ja razem z nią. Często szukałem jej wzroku, który sprawiał że zapominałem kim jestem i bardzo często nasze oczy się spotykały. Tak jakby wiedziały co druga osoba znaczy. Ale na tym wszystko się kończyło. Wciąż byliśmy tylko przyjaciółmi. Trwaliśmy w tym, pewni dnia jutrzejszego, pewni drugiej osoby. Ale ja nie przestawałem mieć nadziei. I wciąż czekałem, byłem cierpliwy. I jestem po dziś dzień.

Nie chcę naciskać. Nie chcę, by pomyślała że wywieram na niej presję. Nie chcę pozwolić na to, by była nieszczęśliwa. A przede wszystkim nie chcę jej stracić. Chcę być przy niej. Niekoniecznie jako kochanek. Chcę po prosty być. Być częścią jej życia. I nie ważne czy będę w nim tylko partnerem z pracy, przyjacielem czy mężem.
Obiecałem jej, że cokolwiek by się działo ja zawsze będę przy niej. Wywinąłem się śmierci, by dotrzymać tej obietnicy i teraz już nic mnie nie powstrzyma. I choćby błagała mnie bym odszedł – odejdę, ale wrócę bo wiem, że potrzebujemy siebie nawzajem.
Ona też to wie.

Czasem zastanawiam się co by było, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Gdybyśmy nie zniszczyli wszystkiego na początku. Gdyby nie było wzajemnej niechęci i nieufności. Czy dziś bylibyśmy razem? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. I chyba nie chcę znać. Nie warto gdybać, ważne co jest tu i teraz. A dzisiaj wszystko zmierza ku dobremu.
Wydaje mi się, że moje życie zaczyna się zmieniać niczym pogoda. Zima mija, znika szarość a na jej miejsce powracają kolory. Słońce zaczyna wyglądać zza chmur. Topnieją lody. Być może to zwiastun zmian jakie będą miały miejsce. Może wraz z roztopami stopi się obawa Bones. Może wraz ze Słońcem, które rozjaśnia dzień wreszcie ujrzę że Ona chce bym to ja rozjaśniał jej dzień. Może wiosna, która jest tuż tuż zawita do serc. Do jej serca.
Bo czy nie wiosna jest miesiącem zakochanych?

Jednego jestem pewien. Kocham Temperance Brennan. I nikt nie wmówi mi, że tak nie jest. Miłość nie jest uczuciem, którym można się bawić. Przychodzi i obezwładnia ciało i duszę człowieka. Zniewala i nie pozwala normalnie funkcjonować. Ale to przyjemne uczucie, które sprawia że masz po co wstać rano. Masz chęć do życia i wszystko jest możliwe. Ja w to wierzę i nie poddam się. Dla tego uczucia warto zrobić wszystko, dlatego będę czekał. Nie ważne jak długo. Udowodnię, że jestem mężczyzną który jej nie zawiedzie, który będzie przy niej na dobre i złe, który ochroni ją przed całym światem. Będę sobą. Takim jakim mnie zna i mi ufa. Będę dla niej. Tak po prostu.
Małymi kroczkami będę uzmysławiał jej, że to co nas łączy to nie tylko przyjaźń i oddanie. To coś więcej. Bo jak powiedział Coelho: ''Miłość trzeba budować, odkryć ją to za mało''. I ja tak zrobię. Zbuduję miłość, oboje ją zbudujemy. Dokończymy to dzieło razem. Bo czyż nie rozpoczęliśmy go już dawno?

Koniec

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

To pierwsze opowiadanie przepiękne! To była taka ulga, kiedy przeczytałam, że uratowali Booth'a. Niby takie krótkie opowiadanie, a potrafi wywołać w człowieku wiele emocji.. od smutku do radości... Piękne. A co do tego drugiego opowiadania to prześliczne! Dobrze, że Booth czeka cierpliwie na Bones i mam nadzieję, że w końcu się doczeka. Ważne, że wreszcie uświadomił sobie, że na pewno to co czuje to miłość! Fajnie było przeczytać Twoje opowiadania po dość długiej przerwie i teraz liczę, że nie trzeba będzie tak długo czekać ;)

justysia_7

pieknie tylko tyle jestem w stanie napisac... bo nie wiem co mam wiecej... ekstra piszesz... czekam na kolejne dzielo... :)

charlotte_12

Tak, to znowu ja. Wiem, że się cieszycie :>
Ale tak na serio, mam dla Was dość nietypowe opowiadanie, ba, to chyba nawet nie będzie opowiadanie a rozmówki naszej uroczej pary w różnych sytuacjach.
Dziś pierwsza z nich.
Zapraszam do czytania i komentowania. Chciałabym się dowiedzieć co sądzicie o tym pomyśle.


Zaręczyny.

Booth: Wyjdziesz za mnie?
Bones: Spodziewałam się po Tobie czegoś więcej.
Booth: Więcej?
Bones: Pracujemy razem już prawie sześć lat i wnioskując z moich antropologicznych obserwacji mogę powiedzieć, że...
Booth: Chwila! Antropologicznych obserwacji? Poddawałaś mnie analizie? Byłem Twoim obiektem badawczym?!
Bones: Jeżeli tak to rozumiesz.
Booth: Wspaniale, po prostu wspaniale... To może mi jeszcze powiesz, że nasz pocałunek pod jemiołą rozłożyłaś na czynniki pierwsze, co?
Bones: Próbowałam i...
Booth: To było pytanie retoryczne, Bones.
Bones: Pytania retoryczne mijają się z instytucją pytania. Po co je zadawać skoro nie chcemy dostać odpowiedzi?
Booth: ...
Bones: Nie patrz tak na mnie. Moje rozumowanie jest prawidłowe.
Booth: I tego się obawiam...
Bones: A więc przyznajesz mi racje, że pytania...
Booth: Na miłość boską, Temperance! Skończ z tymi pytaniami, są środkiem stylistycznym i niech tak zostanie. To, że zmieniasz historie świata to nie powód, by zmieniać podstawowe zasady językowe. A w ogóle to odbiegamy od tematu.
Bones: Przecież stoimy w miejscu.
Booth: Właśnie, Bones. Właśnie.
Bones: ...
Booth: Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Bones: Które?
Booth: Panie Boże i wszyscy Święci dopomóżcie.
Bones: Czemu wznosisz wzrok w górę? Tam nikogo nie ma.
Booth: Liczę pęknięcia na suficie.
Bones: To nie naliczysz ani jednego.
Booth: A Ty skąd to wiesz?
Bones: Bo w zeszłym tygodniu Max odmalował sufit.
Booth: Dlaczego? I czemu ja o tym nic nie wiem?
Bones: Chciał zrobić coś, by poczuć się że jest potrzebny, chociaż mówiłam że wynajmę ekipę remontową...
Booth: Przecież ja mogłem odmalować ten sufit.
Bones: Ty?
Booth: Obrażasz mnie.
Bones: Przecież nic nie...
Booth: Koniec. Odpowiesz na pytanie czy mam się bardziej postarać?
Bones: Odpowiem.
Booth: ...
Bones: Wyjdę za Ciebie, ale nadal... Mhmmmm....

charlotte_12

mi sie bardzo podobalo... :) tylko szkoda ze taki krotki... xD :) ciekawy pomysl na .... "opowiadanie" xD poprawilas mi tym nastroj za co bardzo Ci dziekuje... :) czekam na kolejny dialog B&B

PS: moze udaloby sie wcisnac jakis dialog nie tylko z B&B ??

charlotte_12

Dziękuję, że spojrzeliście na to ''opowiadanie'' przychylnym okiem i dziękuję za komentarze. Co do prośby o inne dialogi, być może coś się pojawi, ale nie chcę nic obiecywać. Pożyjemy zobaczymy :)
Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do przeczytania kolejnej części. Jak wiadomo były zaręczyny, a co teraz? Oczywiście...


Wesele.

Bones: Mamy to pokroić?
Booth: To nazywa się tortem.
Bones: Wiem jak się to nazywa. Tylko po co mamy to kroić, od tego są kelnerzy.
Booth: Bo to taki zwyczaj, tradycja. Jesteś antropologiem więc powinnaś wiedzieć o obrzędach związanych z uroczystością zaślubin.
Bones: Moja edukacja skupiła się na poważniejszych rzeczach niż pogańskie obrzędy.
Booth: Mam rozumieć, że teraz dobrowolnie bierzesz udział w pogańskim obrzędzie?
Bones: Wyjątek potwierdza regułę.
Booth: Porównanie kompletnie niepasujące do sytuacji, ale wybaczę Ci to potknięcie...
Bones: Potknięcie? Razem z Angelą wybierałyśmy buty, które będą stabilne i...
Booth: Nie o to mi chodziło.
Bones: A o co?
Booth: Później Ci to wytłumaczę. A teraz... kroimy.
Bones: Skoro tak mówisz.
Booth: ??
Bones: Czemu tak na mnie spojrzałeś?
Booth: Właśnie bez oporów zgodziłaś się wykonać moje polecenie.
Bones: Mam być bardziej niepokorna?
Booth: Bardziej od Ciebie to już chyba nie można być.
Bones: Uznać to za komplement?
Booth: Uznaj to za stwierdzenie faktu, komplementem byłoby gdyby powiedział, że pięknie wyglądasz.
Bones: A powiesz tak?
Booth: Jeśli zasłużysz... Nie patrz na mnie takim wzrokiem, bo mięknie moja silna wola.
Bones: Dobrze, że nie co innego...
Booth: Ciiiiszej. Jezu!
Bones: Nie rozumiem... Kiedy rozmawiamy o narządach rozrodczych to... Dobrze, już nic nie mówię, ale... OK. OK.
Booth: A tak w ogóle, to ON nie mięknie tak szybko.
Bones: Wiem.
Booth: Cieszę sie, że w tej kwestii jesteśmy zgodni. Zresztą potem udowodnię Ci to w praktyce.
Bones: Nie mogę się doczekać.
Booth: Mrrrauu....
Bones: Co to miało być?
Booth: No wiesz, bara bara riki tiki tak.
Bones: Kolejny raz używasz tego sformułowania a ja nie wiem o co chodzi.
Booth: Dziś się dowiesz.
Bones: Wyjaśnisz mi to?
Booth: Dogłębnie i nawet przeprowadzę ćwiczenia.

charlotte_12

Oni to potrafia... xD nawet na weselu przy krojeniu tortu... xD ekstra to wymyslilas... :) dobrze ze nikt ich (chyba) nie slyszal... :) ciekawa jestem dalszych dialogow xD :)

Pozyjemy zobaczymy ;)
Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 6
charlotte_12

charlotte to jest absolutnie genialne! świetnie odzwierciedliłaś tymi dialogami całą tą chemię między B&B, a przede wszystkim nawet jeśli nie byłoby podpisane, że to mówili Booth i Brennan to i tak byłabym w stanie się domyślić, bo idealnie przedstawiłaś to w jaki sposób mówią.. bardzo Bonesowy styl! Świetne! (:

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Oni takie genialne dyskusje potrafią prowadzić wszędzie. Super pomysł i super wykonanie. Po prostu SUPER-
HIPER!!!!!!!

charlotte_12

Była tygodniowa przerwa, ale już jestem z powrotem i mam ze sobą kolejną część :]


Podróż poślubna.

Booth: Przypomnij mi, czyim prezentem jest ta podróż.
Bones: Angeli i Hodginsa.
Booth: Prezent ślubny, tak? Już ja im dam...
Bones: Twoja irytacja wydaję się nie na miejscu, biorąc pod uwagę fakt iż nie mogli oni przewidzieć, że pogoda tak gwałtownie się zmieni...
Booth: Nie broń ich. Chyba nigdy nie pozbędę się piachu z ust. Ta susza to już lekkie przegięcie.
Bones: Ale jest ciepło, a do piasku można przywyknąć.
Booth: Powiedział ktoś, kto większość swojego życia spędził na wykopaliskach.
Bones: Niezapomniane przeżycia i wspomnienia...
Booth: A od kiedy to z sentymentem wspominasz dawne czasy?
Bones: Nie takie dawne, to po pierwsze. A po drugie, nie wspominam ich z sentymentem.
Booth: Tak? Odniosłem inne wrażenie.
Bones: Może to od tego gorąca. Może lepiej wróćmy do domu, nie chciałabym abyś dostał udaru...
Booth: Spokojnie kochanie, dam radę. Skoro już tu jesteśmy to wypadałoby złapać trochę słońca.
Bones: To raczej niemożliwe.
Booth: A to czemu? I czemu patrzysz na mnie jak na wariata?
Bones: Może naprawdę dostałeś udaru?
Booth: ?
Bones: Słońce jest oddalone od Ziemi o miliardy kilometrów, a poza tym...
Booth: OK, załapałem. Już wiem czemu tak na mnie patrzyłaś.

***

Bones: Seeley?
Booth: Tak?
Bones: Masz ochotę na małe bara riki tak?
Booth: Bara bara riki tiki tak, jeżeli już... Że co? Tutaj?
Bones: Tak. Piasek jest ciepły, przyjemny w dotyku...
Booth: Diabeł Cię opętał?
Bones: Co? Nie, oczywiście że nie!
Booth: Już się bałem.
Bones: ...
Booth: Mówiłaś serio? Chwila, Ty zawsze mówisz serio... Chcesz uprawić seks na plaży?
Bones: Czemu szepczesz? Tak, chcę.
Booth: Ja wiedziałem, że nie masz oporów, ale żeby aż tak... A jak ktoś nas zobaczy?
Bones: Jesteśmy na prywatniej wyspie Hodginsa. Sami.
Booth: Ale to wyspa Hodginsa. Wiesz jak on uwielbia te wszystkie spiski, nie zdziwiłbym się gdyby wszędzie były kamery.
Bones: Czyli nie mogę liczyć na kochanie się z Tobą?
Booth: Nie, no...
Bones: Może to Cię przekona.
Booth: Co Ty robisz? Załóż ten biustonosz! Co Ty robisz z tymi maj...
Bones: Idę popływać. Idziesz?
Booth: No to mnie przekonałaś.

charlotte_12

ekstra kolejny super dialog :) hahaa... Bones Idę popływać. Idziesz?? Booth No to mnie przekonałaś :) nie mogłam z tego... prawie spadłam z krzesła :) już nie kogę doczekać się następnych... :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones