PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
7,6 77 147
ocen
7,6 10 1 77147
Kości
powrót do forum serialu Kości

Postanowiłam zaprezentować także tutaj swoje FF, jak już się dzielić nim ze światem to na całego ;)
Mam nadzieję, że się spodoba...


Doktor Temperance Brennan siedziała przy biurku w swoim gabinecie i wpatrywała się w ekran monitora. Przed jej oczami widniała strona z niedokończonym rozdziałem jej kolejnej książki. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Nie musiała nawet się odwracać, doskonale znała odgłos tych kroków. W końcu prawie czteroletnia współpraca pozwoliła jej bardzo dobrze go poznać.
- Hej Bones! - powiedział wesoło agent Seeley Booth i posłał jej czarujący uśmiech.
- Witaj Booth - odpowiedziała i zamknęła folder na swoim laptopie po czym wyłączyła sprzęt.
- Zbieraj się. mamy kolejną sprawę.
- Już idę. Co tym razem? - zapytała gdy opuścili jej gabinet i szli przez laboratorium.
- Bones, kości jak zwykle...
Posłała mu lodowate spojrzenie i dodała:
- Tego mogłam się sama domyśleć, a jakieś szczegóły?
- Gdybym znał je, nie musiałabyś tam teraz ze mną jechać. Proszę - otworzył drzwi swojego SUVa i gestem zaprosił swoja partnerkę do środka.
- Wiesz co...
- Co? - zapytał i usiadł za kierownicą.
- Zapomnij - odpowiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. agent popatrzył na nią i powiedział:
- I tak wiem, że mnie kochasz.
Następnie odpalił silnik i ruszyli.

--

Reszta drogi upłynęła w ciszy. Bones nie odezwała się do Bootha po tym wyznaniu, tylko beznamiętnie wpatrywała się w krajobraz mijający za szybą. Nie wiedziała jak miała się zachować. Nie wiedziała również czy jej partner powiedział to na serio czy tylko żartował. To nie ona została wyposażona w szósty zmysł jaki posiadał Booth, a który nosił nazwę ''stany emocjonalne Bones''. To Booth zawsze wiedział czy coś ją martwiło, czym się zadręczała. Potrafił czytać z niej jak z otwartej książki. Wiedział, że jest trochę ''nieprzystosowana'' do działania w grupie i zamknięta w sobie jeśli chodzi o uczucia. A mimo to wyskoczył z takim tekstem.

Booth tymczasem zastanawiał się czy nie pozwolił sobie na zbyt duże posunięcie. Już od jakiegoś czasu był pewny, że czuje coś do swojej partnerki. I to na pewno nie była tylko przyjaźń. Skrycie pragnął, by ona czuła to samo. Nie chciał jednak naciskać. Chciał na nowo odbudować zaufanie, które zostało nadszarpnięte jego fikcyjną śmiercią. Nie chciał, by cierpiała.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział Booth zatrzymując się i wysiadając z samochodu. Bones wzięła swoją torbę i poszła w jego ślady.
- Ale to jest las. Booth, gdzie my jesteśmy? Nie widzę innych agentów, ani policyjnych techników...
- Bo są z drugiej strony tego gąszczu.
- To czemu nas tam nie ma?
- Bo chciałem najpierw z Tobą porozmawiać - powiedział agent i oparł się plecami o służbowe auto.
- Booth, proszę...
- Bones, ja wiem, że nadal jesteś...że masz mi za złe to co się wydarzyło parę tygodni temu...
- Przecież już wszystko sobie wyjaśniliśmy... - zaczęła, ale agent jej przerwał.
- Tak, ale mam wrażenie, że nie jest tak jak było kiedyś. Nie jest normalnie...
- Z nami nigdy nie było normalnie - powiedziała Brennan, a lekki uśmiech pojawił się na twarzy jej partnera.
- Po części masz rację. Ale mimo to ja chciałem Cię jeszcze raz przeprosić. Przeprosić za...
- Nie musisz mnie za nic przepraszać - przerwała mu - już wszystko zrozumiałam i cieszę się że znowu razem pracujemy, że...znowu tu jesteś - zawahała się, ale po chwili podeszła i przytuliła się do Booth'a, który mocno ją objął i wyszeptał:
- Już nigdy Cię nie opuszczę. Nie zostawię. Nawet gdyby mi się coś stało, wiedz, że zawsze będę czuwał nad Tobą.
Bones nie wiedziała co odpowiedzieć, uznała że najlepszym wyjściem będzie milczenie. Gdyby tylko Booth wiedział co ona czyje do niego. To już nie było tylko przywiązanie. Było to uczucie, którego ona sama nie mogła pojąć, nie rozumiała go, gdyż nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuła.
- Dziękuję Booth - powiedziała w koncu i odsunęła się lekko od agenta, także teraz patrzyli sobie w oczy - Naprawdę dziękuję.
Booth uśmiechnął się i powiedział:
- Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. A teraz pojedźmy lepiej już do tych kości, bo jeszcze pomyślą, że się zgubiliśmy. Gdyby Sweets się dowiedział. Wyobrażasz to sobie? Samotni w głuszy, zdani tylko na siebie...Miałby pretekst do kolejnych badan.
- Tak - odpowiedziała Brennan i uśmiechnęła się - Zatem w drogę. Jak to mówią ''Komu w drogę temu zegar".
- Czas, Bones. ''Komu w drogę temu czas" - odpowiedział agent i uśmiechnął się.

budzisz_16

szczerze się od ucha do ucha xDDD

dziękuję że zechciałaś się podzielić z nami swoją twórczością;]
cudne! :)

dobra a teraz najważniejsze: TO KIEDY TEN EPILOG!???

charlotte_12

Kochani moi to już ostania część tego opowiadania.
A ta część to epilog, dlatego dzieje się jakiś czas po wydarzeniach opisanych w ostatniej notce. Życzę przyjemnego czytania :]

EPILOG

Bones i Booth siedzieli na skórzanej kanapie. Na ścinach wisiały obrazy przedstawiające dzieci oraz różnego rodzaju plakaty matek z dziećmi na rękach lub w zaawansowanej ciąży. Partnerzy znajdowali się przed kabinetem lekarskim i oczekiwali na swoją kolej.
- To wszystko się opóźnia - powiedziała Temperance spoglądając na zegarek - A chciałam jeszcze wrócić do Instytutu, przywieźli nowe szczątki...
- Bones, już Ci mówiłem co o tym myślę. Powinnaś odpoczywać, a nie ciągle pracować - odparł agent i spojrzał na swoją partnerkę.
- Booth, ja jestem w ciąży a nie obłożnie chora. Zresztą w Chinach ciężarne kobiety pracują na olbrzymich plantacjach ryżu do samego porodu. A bardzo często jest tak, że już kilka godzin po urodzeniu dziecka wracają do pracy....
- Ale my nie jesteśmy w Chinach, tylko w Stanach. A Ty nie jesteś jakąś chińska chłopką tylko doktorem antropologii. Powinnaś dbać o siebie i o nasza córkę...- powiedział Seeley.
- Skąd ta pewność, że to będzie dziewczynka. A jeśli to będzie chłopiec? - zapytała Brennan.
- Szósty zmysł - Booth posłał jej czarujący uśmiech, a Tempe spojrzała na niego spod zmrużonych powiek.
- Już Ci tłumaczyłam, że nie istnieje coś takiego jak ''szósty zmysł''...
- Państwo Booth? - do poczekalni weszła pielęgniarka przerywając wywód Bones.
- Właściwie to... - zaczęła Temperance lecz agent jej przerwał:
- Tak, to my.
- Zapraszam do środka - powiedziała kobieta, a Bones i Booth weszli do gabinetu. Był on rozdzielony na dwa pomieszczenia, jedno z biurkiem lekarza, a drugie jako specjalistyczny pokój do badań i to właśnie na ten pokój wskazała pielęgniarka i powiedziała - Proszę się przygotować. Doktor Stevenson zaraz przyjdzie.
- Dziękujemy - odparł Seeley, a pielęgniarka wyszła pozostawiając ich samych.
Parę minut później Tempe już leżała na łóżku, koło niej stał Booth, a lekarz przygotowywał aparat do USG.
- Jesteście państwo gotowi, by dowiedzieć się kogo przywitacie na świecie? - zapytał doktor i nałożył przy tym zimny żel na dość już sporych rozmiarów brzuch Brennan.
- Oczywiście że jesteśmy. Ale ja i tak wiem, że to będzie dziewczynka - odparł agent.
- Nie bądź tego taki pewien. To może być chłopiec - nie dawała za wygraną jego partnerka.
- Bones, już ja się o to postarałem by na świat przyszła córka.
- Ciekawe w jaki sposób... - prychnęła Tempe.
Lekarz przysłuchiwał się tej rozmowie z lekkim rozbawieniem, równocześnie obserwując ekran monitora.
- Booth, nie drocz się ze mną. Jestem w ciąży.
- A od kiedy to taka delikatna się zrobiłaś, jeszcze w poczekalni chciałaś rodzić jak Chinki...
- Ekhm...nie chciałbym przeszkadzać, ale chyba będziecie państwo zainteresowani tym co zaraz powiem - powiedział doktor Stevenson - Mogę?
- Oczywiście - odpowiedzieli chórem partnerzy.
- Z tego co przed chwilą usłyszałem kłócą się państwo o to, jakiej płci będzie dziecko. To chyba nie będzie konieczne...
- O Boże! Czy chce pan przez to powiedzieć, że nasze dziecko będzie....obupłciowe? Bones wiedziałem, że jesteś inna ale żeby aż tak? Za dużo czasu spędzałaś przy kościach w czasie ciąży.. - powiedział agent.
- Booth sama siebie nie zapłodniłam! - odparła Brennan - A zresztą nie jest możliwe by dziecko było obupłciowe.
- Spokojnie....Może najpierw posłuchacie państwo tego... - powiedział lekarz i włączył mały głośnik. Ciszę w gabinecie wypełnił dźwięk miarowego bicia serca. Booth i Bones słuchali jakże tej cudownej dla nich melodii w milczeniu. Temperance nigdy wcześniej nie doznała podobnego uczucia. Spojrzała na swojego partnera. Jego czekoladowe oczy lśniły, a na twarzy malował się uśmiech.
- Mocno bije to serduszko - powiedział Booth.
- Dwa serduszka - odparł doktor Stevenson.
Temperance i Seeley zrobili zdziwione miny.
- Dwa? - zapytała w końcu Bones, a lekarz pokiwał głową i powiedział:
- Nosi pani bliźniaki: chłopca i dziewczynkę.
- Ale jak to możliwe.... Przecież poprzednie badanie.... - Bones starała się jakoś racjonalnie to wyjaśnić. Natomiast Booth stał pogrążony w jakimś transie. ''Bliźniaki....cholera....będziemy mieli bliźniaki'' takie myśli kołatały mu się teraz w głowie. Tymczasem lekarz udzielał odpowiedzi na pytanie swojej pacjentki:
- ...tak, poprzednie badanie wykazało co innego, ale to było bardzo wczesne stadium rozwoju. I dzieci ułożyły się w podobnej pozycji, także jedno przysłoniło drugie. to się zdarza, ale teraz już wszystko widać - lekarz odwrócił monitor w stronę nadal zaskoczonych przyszłych rodziców - Zostawię teraz na chwilę państwa samych. Podejrzewam, ze musicie się oswoić z tą myślą. Jeżeli będę potrzebny, to jestem w pokoju obok.
Lekarz wstał i wyszedł. Bones dotknęła ręką monitora, na którym cały czas widoczne były dwie istotki.
- Wow! - tylko tyle był w stanie wykrztusić z siebie Booth. Nagle w pokoju rozbrzmiał dźwięk telefonu komórkowego - nie wyłączyłaś komórki? Bones....
- Przepraszam, ale mogą dzwonić z Instytutu. Booth prosze odbierz - powiedziała Brennan i ponownie spojrzała na ekran monitora. Ona i Booth zostaną rodzicami i do tego bliźniaków. ''Moje maleństwa'' pomyślała. W tym samym czasie jej partner grzebał w jej torebce próbując znaleźć telefon, który cały czas dzwonił. W końcu znalazł.
- Booth - powiedział odbierając połączenie.
- Czyżbym pomyliła numer? - to była Angela.
- Nie, jeżeli dzowniłaś do Bones to wybrałas dobry numer, ale ona teraz raczej nie będzie rozmawiać.
- A co się stało? Mówiła, że mieliście dzisiaj być u lekarza by dowiedzieć się jakiej płci będzie dziecko. Czy coś się stało z maleństwem? - w głosie artystki można było wyczuć troskę.
- Nadal jesteśmy u lekarza. A jeśli chodzi o dziecko to wszystko w porządku. Nawet podwójnym...
- Nie rozumiem...
- Bones nosi bliźniaki! Rozumiesz? Zostanę tatą bliźniaków - oznajmił z nieukrywaną radością agent. W odpowiedzi usłyszał jakiś łomot - Angela, jesteś tam? - chwila ciszy - Angela?
- Jestem jestem...
- Co to przed chwilą było? Ten hałas?
- Nic, po prostu upadł mi telefon z platformy. Ale czy mógłbyś powtórzyć to co wcześniej powiedziałeś? Chciałbym mieć pewność, że się nie przesłyszałam... To ile Twoich dzieci nosi Tempe?
- Dwoje - odparł rozbawiony Booth.
- Zostanę podwójną ciocią! - piszczała Angela do słuchawki - Booth ty cholerny ogierze!
Agent uśmiechnął się.
- Brennan Cię jeszcze nie zabiła za to co jej zrobiłeś? Wiesz dla niej jedno dziecko było już wyzwaniem, a dwoje.... - zapytała artystka z radością.
- Jeszcze mi się nie dostało. Ale ti chyba dlatego że jest jeszcze w szoku, podobnie zresztą jak ja - odparł agent.
- A mogłabym jednak zamienić z nią słówko?
Booth podał telefon Bones.
- Witaj Ange, już wiesz? - zapytała antropolog.
- Sweety, nawet nie wiesz jak się cieszę. To cudowna wiadomość - Brennan nie widziała twarzy swojej przyjaciółki, ale z łatwością mogła ją sobie teraz wyobrazić - Cieszysz się?
- Bardzo - odpowiedziała Bones - Nawet nie wiesz jak.
Booth podszedł do łóżka Brennan i złapał ją za rękę.
- Porozmawiamy później Ange, dobrze?
- Jasne. O Boże, bliźniaki...Nie... Trzymaj się Bren.
- Ty też - odparła Bones i rozłączyła się.
- Angela tak się ucieszyła jakby to ona była w ciąży a nie ty - powiedział Booth - A Ty się cieszysz?
Tempernce spojrzała na niego, w jej oczach lśniły łzy.
- Nigdy nie myślałam że taka wiadomość wzbudzi we mnie tyle emocji...Ja nie wiem co....Jestem szczęśliwa - powiedziała w końcu, a agent przytulił ją do siebie.
- Chyba trzeba będzie pomyśleć o zakupie większego mieszkania...
- Domu - przerwała agentowi Brennan - Takiego domu o jakim mi opowiadałeś - na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Z telewizorem? - zażartował Booth i również się uśmiechnął.
- Z telewizorem. A co najważniejsze z nami.
- Boże Bones! Nie mogę w to uwierzyć... - powiedział Booth.
- A co ja mam powiedzieć? Nie dość, że po raz pierwszy w ciąży to na dodatek od razu w bliźniaczej...
- Dwójka za jednym zamachem - powiedział agent - Mówiłem Ci, że się postarałem - nachylił się by pocałować Bones - Kocham Cię.
- Ja też Cię kocham mój samcu alfa - odparła, złapała Booth'a za krawat i przyciągnęła go do siebie by go pocałować.

KONIEC

Tak, opowiadanie dobiegło końca. Podobało się? Jeżeli tak proszę komentować. Jeżeli nie - również proszę o komcie. :] No i ogółem czekam na wasze opinie :)

użytkownik usunięty
charlotte_12

to opowiadanie jest idealne. :) szkoda że już koniec. . .

boskie xDDD
"Booth ty cholerny ogierze!" - uwielbiam Angele za takie teksty;]]]

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

To cudowne opowiadanie tak samo jak i sesje u Sweets. Gdy to czytałam to płakałm i śmiałam się na zmiane. Naprawdę cudnie to napisałaś i mam nadzije, ze napiszesz kolejne opowiadanie:D

charlotte_12

Nie spodziewaliście się mnie tak szybko? Oto jestem :] i przynoszę nowy FF, tyle, że jest to odcinek pilotażowy a jego kontynuacja powstanie jeżeli będziecie chcieli...
Przyjemnej lektury....

VERACRUZ, MEKSYK – ROK 2008

Słońce było w zenicie. Obecne tereny stanu Veracruz były skąpane w jego promieniach. Ekipa archeologów siedziała w namiocie, korzystając z chwili przerwy. Tylko jedna osoba wciąż, niestrudzenie pozostawała na terenie wykopalisk. Temeprance Brennan pochylała się nad szczątkami. Gorące słońce parzyło jej kar, ale to jej nie przeszkadzało. Uwielbiała to, co robiła. Teraz brała udział w wykopaliskach, które miały na celu znalezienie szkieletów ludzi, którzy zamieszkiwali dawniej tereny Veracruz, a także okolice Hidalgo, Puebli, San Luis Patosi i Tamaulipas – Huasteków. Była w Meksyku, nie okłamała zatem Booth'a mówiąc gdzie się wybiera na wakacje.
Bones wyjęła fragment szkieletu z ziemi i dokładnie się mu przyjrzała.
- Necesito un pequeño cepillo/ Potrzebuję małej szczoteczki – Tempe zwróciła się do stojącego niedaleko niej członka wyprawy.
- Por favor / Proszę.
- Gracias / Dziękuję – opowiedziała i wzięła przedmiot. Delikatnie oczyściła czaszkę z grudek ziemi. Mimo długiego okresu przebywania pod ziemią, struktura kości pozostała nienaruszona. Przerwa dla innych się skończyła i pozostali archeologowie dołączyli do Temperance.
- I co odkryłaś? - do antropolog podszedł młody mężczyzna o włosach czarnych jak węgiel i oczach tak przenikliwych, że Bones miała wrażenie że jego wzrok przeszywa ją na wylot.
- Czaszkę Marc – odpowiedziała – Skończyliście już przerwę?
- Tak, przepraszam, że tak długo ale jako Włoch....
- Sjesta rzecz święta – uśmiechnęła się.
- Dokładnie. Ale wracając do znaleziska, wysnułaś już jakieś wnioski?
- To nie miejsce zbrodni, by snuć domysły. Zresztą tym na co dzień zajmuje się Booth...
- Twój partner?
Brennan przytaknęła i wróciła do przerwanego monologu.
- Czaszka, którą trzymam to najprawdopodobniej fragment szkieletu kobiety. Więcej będę wiedziała po dokładniejszych badaniach, ale biorąc pod uwagę przedmioty jakie znalazłam przy szczątkach...
- Chodzi Ci o te naczynia i ..... chyba jakąś biżuterię? - zapytał Marc.
- Tak. Przypuszczam, że to była kobieta – zakończyła Brennan.
- Wiesz, że jesteś niesamowita?
Bones spojrzała na niego, a w głowie już słyszała głos Angeli, która mówiła: Bierz się za niego! Uśmiechnęła się.
- Śmiejesz się z tego co powiedziałem?
- Nie, po prostu coś mi się przypomniało. Wybacz, ale wrócę do pracy, jest tyle rzeczy do zrobienia – odpowiedziała.
- Rozumiem. Nie przeszkadzam w takim razie. Ja też wrócę do swoich obowiązków. Do zobaczenia później – Marc odszedł w stronę swojego miejsca pracy a Temperance ponownie pochyliła się nad szczątkami.

Kolejne dni pracy przyniosły wykopanie niezwykłych dzieł sztuki. Stylizowane rzeźby z piaskowca i reliefy wprawiły w zachwyt nie jedną osobę. Wyroby artystyczne, grawerowane muszle, naczynia, figurki – to wszystko było pasjonujące, ale powoli zaczynało już nudzić doktor Brennan. Ona chciała kości. Dlatego nikogo nie zdziwiło, kiedy przy kolejnych odkrytych szczątkach znalazła sie jako pierwsza i osobiście postanowiła się zająć znaleziskiem.
Pochłonięta pracą, tylko wydawała polecenia i starannie oglądała każdy fragment szkieletu.
- Zasłaniasz światło – powiedziała nie podnosząc wzroku, gdy cień padł na nią oraz kości. Nie dość, że żar lał się z nieba i na plecach wystąpiły siódme poty, to jeszcze jakiś kretyn utrudniał jej pracę.
- A więc to tak wyglądają Twoje wakacje – odpowiedział jej dobrze znany głos. Podniosła głowę i spojrzała prosto w twarz Booth'a. Jej partner wyglądał tak, jakby żaden upał go nie dotyczył. Starannie ułożone włosy sprawiające wrażenie nieładu. Okulary pilotki, w których wyglądał jak gwiazdor. Spodnie khaki, podkoszulek i koszula niedbale narzucona na ramiona. Żadnych oznak zmęczenia.
- Co Ty tu robisz?
- Mi też miło Cię widzieć – odparł z uśmiechem.
Bones nie wiedziała co powiedzieć. Co On tu robił? A Booth stał w całej swojej okazałości uśmiechając się do niej.
- Jak mnie znalazłeś? - zapytała w końcu i podniosła się z ziemi. Kolana lekko zaprotestowały na tak gwałtowną zmianę pozycji.
- Nie zapominaj, że pracuję dla FBI, a poza tym nie trudno znaleźć jedyną, pracującą kobietę w takim upale, kiedy inni korzystają z przerwy – odpowiedział.
- Byłam zajęta pracą....
- Właśnie.
- Co ''właśnie''?
- Byłaś znów zajęta PRACĄ. Myślałem, że pojechałaś odpoczywać, a nie badać kolejne szczątki. Mało Ci tej makabry w Instytucie?
Brennan zdjęła okulary przeciwsłoneczne, Seeley uczynił to samo. Ich oczy się spotkały.
- Przypomnę, że to Ty dostarczasz mi tej makabry.
- Taka praca. Gdybym chciał podziwiać dzieła sztuki poszedłbym na historię sztuki a nie do Quantico.
- Ale czy ja coś mówię? - zapytała antropolog.
- No przecież.... - Booth przewrócił oczami – Zostawmy ten temat. Skończyłaś już na dzisiaj?
- Nie.......
- To świetnie. Chodź – Seeley wziął Tempe za rękę i pociągnął za sobą. Bones chciała zaprotestować, lecz wiedziała że agent i tak nie zwrócił by na to najmniejszej uwagi.
- Booth! Nie zachowuj się jak jaskiniowiec! - powiedziała kiedy dotarli do samochodu zaparkowanego poza strefą badawczą.
- Czy ja wyglądam jak Fred Flinstone?
- Kto?
- Bones, tylko mi nie mów, że nie wiesz kto to jest Fred Flinstone. Wilma, Barney, Dino... - Booth wymieniał z rezygnacją.
- To Twoi znajomi? - zapytała, a agent wzniósł oczy ku niebu.
- Mało ważne. Wracamy do hotelu. Zameldowałem się tam gdzie Ty, więc.....
- Co więc?
- Co powiesz na kolację przyjaciół? - zaproponował posyłając przy tym jeden ze swoich zniewalających uśmiechów.
- Chcesz mnie teraz udobruchać kolacją?
- Dokładnie tak. To jak?
Bones popatrzyła na niego.
- Ewentualnie mogę przystać na tę propozycję – odpowiedziała i oboje wsiedli do samochodu.

C.D.N?

charlotte_12

To znowu ja :] Zapraszam do przeczytania odcinka pilotażowego nowego FF, które będzi emiało kontynuację jeżeli będziecie chcieli :) i będzie trochę powiązane z ''Booth Solider''



VERACRUZ, MEKSYK – ROK 2008

Słońce było w zenicie. Obecne tereny stanu Veracruz były skąpane w jego promieniach. Ekipa archeologów siedziała w namiocie, korzystając z chwili przerwy. Tylko jedna osoba wciąż, niestrudzenie pozostawała na terenie wykopalisk. Temeprance Brennan pochylała się nad szczątkami. Gorące słońce parzyło jej kar, ale to jej nie przeszkadzało. Uwielbiała to, co robiła. Teraz brała udział w wykopaliskach, które miały na celu znalezienie szkieletów ludzi, którzy zamieszkiwali dawniej tereny Veracruz, a także okolice Hidalgo, Puebli, San Luis Patosi i Tamaulipas – Huasteków. Była w Meksyku, nie okłamała zatem Booth'a mówiąc gdzie się wybiera na wakacje.
Bones wyjęła fragment szkieletu z ziemi i dokładnie się mu przyjrzała.
- Necesito un pequeño cepillo/ Potrzebuję małej szczoteczki – Tempe zwróciła się do stojącego niedaleko niej członka wyprawy.
- Por favor / Proszę.
- Gracias / Dziękuję – opowiedziała i wzięła przedmiot. Delikatnie oczyściła czaszkę z grudek ziemi. Mimo długiego okresu przebywania pod ziemią, struktura kości pozostała nienaruszona. Przerwa dla innych się skończyła i pozostali archeologowie dołączyli do Temperance.
- I co odkryłaś? - do antropolog podszedł młody mężczyzna o włosach czarnych jak węgiel i oczach tak przenikliwych, że Bones miała wrażenie że jego wzrok przeszywa ją na wylot.
- Czaszkę Marc – odpowiedziała – Skończyliście już przerwę?
- Tak, przepraszam, że tak długo ale jako Włoch....
- Sjesta rzecz święta – uśmiechnęła się.
- Dokładnie. Ale wracając do znaleziska, wysnułaś już jakieś wnioski?
- To nie miejsce zbrodni, by snuć domysły. Zresztą tym na co dzień zajmuje się Booth...
- Twój partner?
Brennan przytaknęła i wróciła do przerwanego monologu.
- Czaszka, którą trzymam to najprawdopodobniej fragment szkieletu kobiety. Więcej będę wiedziała po dokładniejszych badaniach, ale biorąc pod uwagę przedmioty jakie znalazłam przy szczątkach...
- Chodzi Ci o te naczynia i ..... chyba jakąś biżuterię? - zapytał Marc.
- Tak. Przypuszczam, że to była kobieta – zakończyła Brennan.
- Wiesz, że jesteś niesamowita?
Bones spojrzała na niego, a w głowie już słyszała głos Angeli, która mówiła: Bierz się za niego! Uśmiechnęła się.
- Śmiejesz się z tego co powiedziałem?
- Nie, po prostu coś mi się przypomniało. Wybacz, ale wrócę do pracy, jest tyle rzeczy do zrobienia – odpowiedziała.
- Rozumiem. Nie przeszkadzam w takim razie. Ja też wrócę do swoich obowiązków. Do zobaczenia później – Marc odszedł w stronę swojego miejsca pracy a Temperance ponownie pochyliła się nad szczątkami.

Kolejne dni pracy przyniosły wykopanie niezwykłych dzieł sztuki. Stylizowane rzeźby z piaskowca i reliefy wprawiły w zachwyt nie jedną osobę. Wyroby artystyczne, grawerowane muszle, naczynia, figurki – to wszystko było pasjonujące, ale powoli zaczynało już nudzić doktor Brennan. Ona chciała kości. Dlatego nikogo nie zdziwiło, kiedy przy kolejnych odkrytych szczątkach znalazła sie jako pierwsza i osobiście postanowiła się zająć znaleziskiem.
Pochłonięta pracą, tylko wydawała polecenia i starannie oglądała każdy fragment szkieletu.
- Zasłaniasz światło – powiedziała nie podnosząc wzroku, gdy cień padł na nią oraz kości. Nie dość, że żar lał się z nieba i na plecach wystąpiły siódme poty, to jeszcze jakiś kretyn utrudniał jej pracę.
- A więc to tak wyglądają Twoje wakacje – odpowiedział jej dobrze znany głos. Podniosła głowę i spojrzała prosto w twarz Booth'a. Jej partner wyglądał tak, jakby żaden upał go nie dotyczył. Starannie ułożone włosy sprawiające wrażenie nieładu. Okulary pilotki, w których wyglądał jak gwiazdor. Spodnie khaki, podkoszulek i koszula niedbale narzucona na ramiona. Żadnych oznak zmęczenia.
- Co Ty tu robisz?
- Mi też miło Cię widzieć – odparł z uśmiechem.
Bones nie wiedziała co powiedzieć. Co On tu robił? A Booth stał w całej swojej okazałości uśmiechając się do niej.
- Jak mnie znalazłeś? - zapytała w końcu i podniosła się z ziemi. Kolana lekko zaprotestowały na tak gwałtowną zmianę pozycji.
- Nie zapominaj, że pracuję dla FBI, a poza tym nie trudno znaleźć jedyną, pracującą kobietę w takim upale, kiedy inni korzystają z przerwy – odpowiedział.
- Byłam zajęta pracą....
- Właśnie.
- Co ''właśnie''?
- Byłaś znów zajęta PRACĄ. Myślałem, że pojechałaś odpoczywać, a nie badać kolejne szczątki. Mało Ci tej makabry w Instytucie?
Brennan zdjęła okulary przeciwsłoneczne, Seeley uczynił to samo. Ich oczy się spotkały.
- Przypomnę, że to Ty dostarczasz mi tej makabry.
- Taka praca. Gdybym chciał podziwiać dzieła sztuki poszedłbym na historię sztuki a nie do Quantico.
- Ale czy ja coś mówię? - zapytała antropolog.
- No przecież.... - Booth przewrócił oczami – Zostawmy ten temat. Skończyłaś już na dzisiaj?
- Nie.......
- To świetnie. Chodź – Seeley wziął Tempe za rękę i pociągnął za sobą. Bones chciała zaprotestować, lecz wiedziała że agent i tak nie zwrócił by na to najmniejszej uwagi.
- Booth! Nie zachowuj się jak jaskiniowiec! - powiedziała kiedy dotarli do samochodu zaparkowanego poza strefą badawczą.
- Czy ja wyglądam jak Fred Flinstone?
- Kto?
- Bones, tylko mi nie mów, że nie wiesz kto to jest Fred Flinstone. Wilma, Barney, Dino... - Booth wymieniał z rezygnacją.
- To Twoi znajomi? - zapytała, a agent wzniósł oczy ku niebu.
- Mało ważne. Wracamy do hotelu. Zameldowałem się tam gdzie Ty, więc.....
- Co więc?
- Co powiesz na kolację przyjaciół? - zaproponował posyłając przy tym jeden ze swoich zniewalających uśmiechów.
- Chcesz mnie teraz udobruchać kolacją?
- Dokładnie tak. To jak?
Bones popatrzyła na niego.
- Ewentualnie mogę przystać na tę propozycję – odpowiedziała i oboje wsiedli do samochodu.

C.D.N?

charlotte_12

VERACRUZ, MEKSYK – ROK 2008

Słońce było w zenicie. Obecne tereny stanu Veracruz były skąpane w jego promieniach. Ekipa archeologów siedziała w namiocie, korzystając z chwili przerwy. Tylko jedna osoba wciąż, niestrudzenie pozostawała na terenie wykopalisk. Temeprance Brennan pochylała się nad szczątkami. Gorące słońce parzyło jej kar, ale to jej nie przeszkadzało. Uwielbiała to, co robiła. Teraz brała udział w wykopaliskach, które miały na celu znalezienie szkieletów ludzi, którzy zamieszkiwali dawniej tereny Veracruz, a także okolice Hidalgo, Puebli, San Luis Patosi i Tamaulipas – Huasteków. Była w Meksyku, nie okłamała zatem Booth'a mówiąc gdzie się wybiera na wakacje.
Bones wyjęła fragment szkieletu z ziemi i dokładnie się mu przyjrzała.
- Necesito un pequeño cepillo/ Potrzebuję małej szczoteczki – Tempe zwróciła się do stojącego niedaleko niej członka wyprawy.
- Por favor / Proszę.
- Gracias / Dziękuję – opowiedziała i wzięła przedmiot. Delikatnie oczyściła czaszkę z grudek ziemi. Mimo długiego okresu przebywania pod ziemią, struktura kości pozostała nienaruszona. Przerwa dla innych się skończyła i pozostali archeologowie dołączyli do Temperance.
- I co odkryłaś? - do antropolog podszedł młody mężczyzna o włosach czarnych jak węgiel i oczach tak przenikliwych, że Bones miała wrażenie że jego wzrok przeszywa ją na wylot.
- Czaszkę Marc – odpowiedziała – Skończyliście już przerwę?
- Tak, przepraszam, że tak długo ale jako Włoch....
- Sjesta rzecz święta – uśmiechnęła się.
- Dokładnie. Ale wracając do znaleziska, wysnułaś już jakieś wnioski?
- To nie miejsce zbrodni, by snuć domysły. Zresztą tym na co dzień zajmuje się Booth...
- Twój partner?
Brennan przytaknęła i wróciła do przerwanego monologu.
- Czaszka, którą trzymam to najprawdopodobniej fragment szkieletu kobiety. Więcej będę wiedziała po dokładniejszych badaniach, ale biorąc pod uwagę przedmioty jakie znalazłam przy szczątkach...
- Chodzi Ci o te naczynia i ..... chyba jakąś biżuterię? - zapytał Marc.
- Tak. Przypuszczam, że to była kobieta – zakończyła Brennan.
- Wiesz, że jesteś niesamowita?
Bones spojrzała na niego, a w głowie już słyszała głos Angeli, która mówiła: Bierz się za niego! Uśmiechnęła się.
- Śmiejesz się z tego co powiedziałem?
- Nie, po prostu coś mi się przypomniało. Wybacz, ale wrócę do pracy, jest tyle rzeczy do zrobienia – odpowiedziała.
- Rozumiem. Nie przeszkadzam w takim razie. Ja też wrócę do swoich obowiązków. Do zobaczenia później – Marc odszedł w stronę swojego miejsca pracy a Temperance ponownie pochyliła się nad szczątkami.

Kolejne dni pracy przyniosły wykopanie niezwykłych dzieł sztuki. Stylizowane rzeźby z piaskowca i reliefy wprawiły w zachwyt nie jedną osobę. Wyroby artystyczne, grawerowane muszle, naczynia, figurki – to wszystko było pasjonujące, ale powoli zaczynało już nudzić doktor Brennan. Ona chciała kości. Dlatego nikogo nie zdziwiło, kiedy przy kolejnych odkrytych szczątkach znalazła sie jako pierwsza i osobiście postanowiła się zająć znaleziskiem.
Pochłonięta pracą, tylko wydawała polecenia i starannie oglądała każdy fragment szkieletu.
- Zasłaniasz światło – powiedziała nie podnosząc wzroku, gdy cień padł na nią oraz kości. Nie dość, że żar lał się z nieba i na plecach wystąpiły siódme poty, to jeszcze jakiś kretyn utrudniał jej pracę.
- A więc to tak wyglądają Twoje wakacje – odpowiedział jej dobrze znany głos. Podniosła głowę i spojrzała prosto w twarz Booth'a. Jej partner wyglądał tak, jakby żaden upał go nie dotyczył. Starannie ułożone włosy sprawiające wrażenie nieładu. Okulary pilotki, w których wyglądał jak gwiazdor. Spodnie khaki, podkoszulek i koszula niedbale narzucona na ramiona. Żadnych oznak zmęczenia.
- Co Ty tu robisz?
- Mi też miło Cię widzieć – odparł z uśmiechem.
Bones nie wiedziała co powiedzieć. Co On tu robił? A Booth stał w całej swojej okazałości uśmiechając się do niej.
- Jak mnie znalazłeś? - zapytała w końcu i podniosła się z ziemi. Kolana lekko zaprotestowały na tak gwałtowną zmianę pozycji.
- Nie zapominaj, że pracuję dla FBI, a poza tym nie trudno znaleźć jedyną, pracującą kobietę w takim upale, kiedy inni korzystają z przerwy – odpowiedział.
- Byłam zajęta pracą....
- Właśnie.
- Co ''właśnie''?
- Byłaś znów zajęta PRACĄ. Myślałem, że pojechałaś odpoczywać, a nie badać kolejne szczątki. Mało Ci tej makabry w Instytucie?
Brennan zdjęła okulary przeciwsłoneczne, Seeley uczynił to samo. Ich oczy się spotkały.
- Przypomnę, że to Ty dostarczasz mi tej makabry.
- Taka praca. Gdybym chciał podziwiać dzieła sztuki poszedłbym na historię sztuki a nie do Quantico.
- Ale czy ja coś mówię? - zapytała antropolog.
- No przecież.... - Booth przewrócił oczami – Zostawmy ten temat. Skończyłaś już na dzisiaj?
- Nie.......
- To świetnie. Chodź – Seeley wziął Tempe za rękę i pociągnął za sobą. Bones chciała zaprotestować, lecz wiedziała że agent i tak nie zwrócił by na to najmniejszej uwagi.
- Booth! Nie zachowuj się jak jaskiniowiec! - powiedziała kiedy dotarli do samochodu zaparkowanego poza strefą badawczą.
- Czy ja wyglądam jak Fred Flinstone?
- Kto?
- Bones, tylko mi nie mów, że nie wiesz kto to jest Fred Flinstone. Wilma, Barney, Dino... - Booth wymieniał z rezygnacją.
- To Twoi znajomi? - zapytała, a agent wzniósł oczy ku niebu.
- Mało ważne. Wracamy do hotelu. Zameldowałem się tam gdzie Ty, więc.....
- Co więc?
- Co powiesz na kolację przyjaciół? - zaproponował posyłając przy tym jeden ze swoich zniewalających uśmiechów.
- Chcesz mnie teraz udobruchać kolacją?
- Dokładnie tak. To jak?
Bones popatrzyła na niego.
- Ewentualnie mogę przystać na tę propozycję – odpowiedziała i oboje wsiedli do samochodu.

C.D.N????

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Napisz dalszą część bo aż zżera mnie z ciekawości:D

użytkownik usunięty
ola950

i znowu robi się ciekawie ! dawaj kolejną część :D

Hej mam pytanie będziesz pisała dalsze części tego opowiadania w "Moja radosna twórczość"?

charlotte_12

Będę pisać dalej, a przynajmniej tak zamierzam jeżeli moja wena bedzie mi sprzyjać :]
A teraz dalsza część opowiadania...

Wieczorem Booth zapukał do drzwi pokoju Temperance. Po chwili zamek w drzwiach szczęknął i jego oczom ukazała się Bones. Mimo niezobowiązującego charakteru spotkania, Seeley musiał przyznać, że jego partnerka wyglądała zjawiskowo. Etniczna tunika ze zwiewnego materiału doskonale nadawała się na gorące, meksykańskie noce, a ciemne jeansy stanowiły doskonałe dopełnienie.
- O w mordę! - wyrwało się agentowi.
- Wiedziałam, że coś jest nie tak. Gdy nie ma Angeli....
- Spokojnie, Bones. Chodziło mi o to, że jest dobrze.... nawet bardzo dobrze – powiedział Seeley wchodząc do pokoju.
Brennan spojrzała na niego.
- Mówisz poważnie? - zapytała.
- Słowo skauta.
- Nie byłeś skautem – odpowiedziała, ale widząc minę agenta dodała – Tak się tylko mówi?
- Dokładnie.
Booth uśmiechnął się i usiadł na jednym z foteli.
- A tak w ogóle, to co Cię sprowadza do Meksyku? - zapytała Temperance zakładając w międzyczasie kolczyki.
- Rekreacja.
- I myślisz, że Ci uwierzę?
- Tak.
- No to jesteś w błędzie – skomentowała Tempe.
- A gdybym Ci powiedział, że przybyłem do Meksyku bo usychałem z miłości do Ciebie? Uwierzyłabyś? - jedna brew agenta powędrowała do gór, nadając jego twarzy zagadkowy wyraz.
- Bardzo śmieszne. Nie drocz się ze mną, tylko mów.
- No dobra. Jestem tu na swego rodzaju wymianie policyjnej – Brennan spojrzała na niego z zaskoczeniem – Jakiś gość z tutejszej policji, teraz prawdopodobnie zgłębia tajniki pracy w FBI. A ja...
- A Ty zamiast zgłębiać tajniki meksykańskiej policji idziesz ze mną na kolację – dokończyła za niego antropolog.
- Trzeba łączyć przyjemne z pożytecznym. A zresztą jesteś moją partnerką, więc jak trochę się doszkolisz to Ci nie zaszkodzi.
- Ale ja tu jestem na wakacjach....
- Ty to nazywasz wakacjami? Kochana, wakacje dopiero się zaczynają...

Wieczór był ciepły, a nawet gorący. Tłumy ludzi przechadzały się uliczkami Meksyku. Booth i Bones siedzieli na patio w jednej z tamtejszych restauracji oczekując na kolację. Nie widzieli się prawie dwa tygodnie. Nadszedł czas nadrobić zaległości.
- Naprawdę Bones, nie możesz tak ciągle pracować – powiedział Seeley.
- To co tu robię to relaks. Nikogo nie ścigam, nikt nie dybie na moje życie... Tylko kości i ja – odparła.
- No to cudowny relaks, nie ma co. Sweets by się załamał, widząc co robisz w wolnym czasie.
- Ale Słodkiego tu nie ma....Marc? - do stolika podszedł jej współpracownik wykopalisk.
- Witaj Tempe. Zauważyłem Cię i postanowiłem, że podejdę i się przywitam – odparł.
- To miło. ...Booth poznaj Marc'a Dunotti'ego – mężczyzna wyciągnął rękę, by sie przywitać.
- Agent specjalny Seeley Booth – odparł partner Bones i uścisnął dłoń archeologa trochę za mocno – Jesteś....
- Włochem? Tak, moje nazwisko mówi samo za siebie. Ale ja już chyba nie będę przeszkadzał. Miło było poznać agencie Booth, do zobaczenia Tempe – Marc pożegnał się i odszedł od stolika pozostawiając partnerów samych.
- Co to za facet? - zapytał natychmiast Seeley.
- Gracias – na stoliku kelnerka postawiła zamówione dania – Booth, przecież przedstawiłam Ci go.
- Taaa.... A skąd go znasz? Jak go poznałaś? Czym się zajmuje na co dzień?
- Booth! Czy to jest przesłuchanie? - Bones zastopowała swojego partnera.
- Nie, skądże. Tak tylko zapytałem.
- Zapytałeś. A teraz jedzmy bo kolacja stygnie – powiedziała Brennan i zaczęła konsumpcję.
- Nie odpowiedziałaś na moje....
- I nie odpowiem. Jedz – Bones postanowiła trochę podręczyć Booth'a.

Po kolacji, partnerzy postanowili pospacerować po uliczkach najbardziej zielonego ze stanów Meksyku, słynącego z wielu atrakcji: najwyższy szczyt, najlepsze muzea, a teraz także z odkryć dawnych cywilizacji.
- Nie sądziłem, że tak tu spokojnie – powiedział agent.
- Teraz tak, jednak w dzień są tutaj tłumy. A może chciałbyś zobaczyć port? - zaproponowała Bones.
Seeley przytaknął, skoro już był tutaj postanowił wynieść z tej wyprawy ile tylko jest możliwe.
Po kilkunastu minutach byli w porcie i podziwiali cumujące statki.
- Dziś z tego portu wypływa ''czarne złoto'' – powiedziała Bones.
- Masz na myśli ropę?
- Tak. Jest ona dostarczana do meksykańskich rafinerii na północy i południu. A teraz trwa załadunek – Temperance wskazała na podnośniki przenoszące nie tylko ropę, ale również ekwipunek dla załogi – Ale ropa to i tak nie jest najważniejsza rzecz jaką zajmuje się tutejsza ludność. Żyją oni głównie z roli. Produkcja trzciny cukrowej, wanilii, kawy. To z tego utrzymują się mieszkańcy.
- Nie wiedziałem, że interesujesz się takimi rzeczami.
- Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz – antropolog uśmiechnęła się – Chodź, podejdziemy bliżej. Partnerzy zeszli na pomost, nad ich głowami śmigały paczki przenoszone na statki. Stali tak podziwiając spokojne morze i piękno transportowców, kiedy błogą chwilę przerwały nerwowe pokrzykiwania:
- ¡Atención! líneas son demasiado débiles! / Uwaga! Liny są za słabe!
- Todo sólo gotas! / Wszystko zaraz spadnie!
- Cuerdas! / Liny!
Booth niczego nie rozumiał, ale szybko zorientował się w sytuacji. Liny nad ich głowami niebezpiecznie trzeszczały. Zaczęli się wycofywać, kiedy...
- Bones, uważaj! - Booth złapał Brennan za ramiona i razem z nią upadł na pomost. Parę sekund później w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała antropolog, z wielkim hukiem spadła drewniana skrzynia. Roztrzaskała się, a ze środka oprócz ziaren kawy wypadło coś jeszcze...
- No to na tym kończą się nasze spokojne wakacje – powiedział Booth i spojrzał na Bones, która leżała pod nim.
Niedaleko nich, pustymi oczodołami patrzyła na nich czaszka.

C.D.N.

I jak się podobało? Dziekuję za poprzednie komentarze :*

charlotte_12

o rzesz kurde... dopiero teraz się pojawiłam na forum i nie spodziewałam się, że wstawisz coś nowego tak szybko... świetnie piszesz i świetnie się czyta:)ja poproszę dalszą część xD

ocenił(a) serial na 10
_Lena_

Dopiero teraz przeczytałam wszystkie części nowego opowiadania. Jest genialne! ;)

budzisz_16

Więcej poprosimy...;))))




ocenił(a) serial na 8
marlen_3

opowiadanko coraz bardziej interesujące :) czekam na więcej :)

ocenił(a) serial na 8
gainka

Świetna robota, te opowiadania są znakomite! Z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki.

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Oczywiście świetne napisz kolejną czeć i to szybko!:D

charlotte_12

Przed chwilą skończyłam pisać tę notkę :] mam nadzieje, że nie będzie w niej zbyt dużo literówek czy błędów językowych :)
Dziękuję, że tak pozytywnie podchodzicie do tego FF i oczywiście czekam na wasze opinie ^^


Bones siedziała na jednym ze skórzanych foteli, które czasy swojej świetności miały już dawno za sobą. Starta skóra i wypłowiały kolor pozostawiały wiele do życzenia. Korytarz sprawiał podobne wrażenie. Była właśnie w miejscowym budynku policji i oczekiwała na swojego partnera, kiedy do jej uszu dotarły przytłumione odgłosy rozmowy. Po chwili drzwi na przeciwko niej się otworzyły i pojawił się w nich Booth.
- Rozumiem, oczywiście – Seeley zamknął za sobą drzwi i spojrzał na Temperance, która zdążyła już wstać z fotela – Nic z tego.
- Psia kostka – odparła, agent chciał już ją poprawić jednak tym razem sobie darował.
- Przykro mi. Dopóki nie będą mieli pewności skąd te kości znalazły się w porcie nikt się do nich nie zbliży.
- Ale nic się nie da zrobić? Przecież chwilowo to jest teraz Twoje miejsce pracy – Bones nie dawała za wygraną – Ja muszę zobaczyć te szczątki.
- Temperance, całą sprawą zajęła się już tutejsza policja, która....
- Która nie posiada wykwalifikowanych antropologów takich jak ja – dokończyła Brennan.
- Aleś Ty skromna?! Nie rozumiesz? Oni nie chcą by ktoś obcy pałętał się po biurze i przeszkadzał w dochodzeniu. Naprawdę – Booth otoczył swoją partnerkę ramieniem i poprowadził do wyjścia.
- Powinni się cieszyć, że chcemy im pomóc...
- Ale oni nie traktują tego jak pomoc. Czy Ty lubisz jak po Instytucie szwendają się niekompetentni praktykanci? - Seeley otworzył drzwi prowadzące na zewnątrz i puścił przodem Tempe.
- Nie. Ale przecież my nie jesteśmy niekompetentni....
- Bones, to jest inna kultura, inna mentalność.... Ale ja nie wiem po co ja Ci to wszystko tłumaczę, to raczej Twoja działka – Booth założył okulary przeciwsłoneczne.
- Działka.... - Brennan usiadła na kamiennym murku otaczającym zielony trawnik.
- Co się stało? - Booth spoczął obok swojej partnerki.
- Nic, tylko jak powiedziałeś o działce to coś mi się przypomniało.
- Co takiego? Tylko się nie wykręcaj, jak już zaczęłaś to powiedz wszystko...
- Nie chciałam by wszyscy o tym wiedzieli.... Zanim wyjechałam do Meksyku sfinalizowałam umowę kupna działki na obrzeżach Waszyngtonu....
- Mówisz o takiej prawdziwej działce? Ziemia? Trawa i te sprawy? - Seeley popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Tak.
- Ja nie mogę.... A duża ta działka?
- Parę hektarów – odparła spokojnie Tempe, na co agent zrobił wielkie oczy – Taka mała...
- Jasne....
- No to już wiesz o mojej inwestycji.
- Ktoś jeszcze wie?
Temperance pokręciła przecząco głową.
- Czyli mogę czuć się wyróżniony? Dobre i to. Ale, wybacz bo coś mi nie pasuje.... Co Cię do tego skusiło? Nigdy nie przejawiałaś chęci zakupu większego mieszkania. Ba! Nawet telewizora, a tu nagle działka! Sorry Bones, ale to trochę wykracza poza obszar mojego racjonalnego myślenia – powiedział Booth.
Brennan tylko się uśmiechnęła. Mogła się spodziewać takiej reakcji swojego partnera.
- Ostatnio dużo się zmieniło. Mój ojciec jest wolny, moje relacje z ludźmi się zmieniły... Doszłam do wniosku, że najwyższy czas coś zmienić, zrobić krok na przód. Zaczęłam od kupna działki. Na razie tyle. Może z czasem przyjdzie pora na coś więcej – wyjaśniła antropolog i spojrzała na Booth'a, który jej się przyglądał – Czemu tak patrzysz?
- Jesteś niesamowita.
Uśmiech zagościł na twarzy Temperance.

--

Kończyły się prace na wykopaliskach. Archeolodzy zabezpieczali kolejne dzieła sztuki, a Temperance Brennan opisywała kolejne szczątki, które udało im się znaleźć podczas wykopalisk.
- I jeszcze jedna kobieta – powiedziała do Marc'a Dunotti'ego, który ostatnio bardzo często szukał sposobu, by pracować z Bren.
- Cały czas nie mogę się nadziwić. Jak Ty to wszystko rozpoznajesz ? Kości to kości, jak na ich podstawie można określić płeć? - zapytał zaskoczony archeolog – A co więcej wiek?!
- To bardzo proste. Akurat w tym przypadku posłużyłam się kształtem miednicy. Zapewne wiesz, że miednica kobiety różni się od miednicy mężczyzny i to właśnie pozwoliło mi określić płeć. Szkoda tylko, że szkielet nie jest kompletny – odparła Brennan.
- Nic więcej nie znalazłaś?
- Nic...
- Hej Bones! - do namiotu, w którym pracowała Tempe wszedł Booth – Witaj Marc – dodał już nieco chłodniejszym tonem.
- Miło mi znów pana widzieć – odparł archeolog.
- Jaka to pilna sprawa sprawiła, że przyszedłeś aż tutaj? - zapytała Temperance.
- Kawowe szczątki – uśmiechnął się agent – Ale to są sprawy tajne i.... - popatrzył na Dunotti'ego, który zrozumiał aluzję.
- Rozumiem, nie przeszkadzam w takim razie – odpowiedział Marc – Widzimy się wieczorem, tak?
- Tak – odparła Brennan – Do zobaczenia.
- Na razie Tempe, do widzenia Seeley – Dunotti wyszedł z namiotu.
- Czy on nie jest dla Ciebie za młody? - zapytał Booth.
- Seeley! Przestań, idziemy na kolację wraz z innymi członkami grupy badawczej.
- A mogę iść z wami?
- Nie należysz do zespołu.
- A chcesz się dowiedzieć czegoś o kawowych szczątkach? - Booth pomachał jej przed nosem teczką. Bones spojrzała na niego spod zmrużonych powiek.
- Szantażysta – wycedziła.
- No coś Ty, a myślałem że agent specjalny.
- Kpij sobie dalej. Mi to nie przeszkadza – powiedziała Temperance, ale w głębi ducha była bardzo ciekawa rewelacji jakie przyniósł jej partner – No dobrze – powiedziała po chwili milczenia.
- Co dobrze?
- Zabiorę Cię na dzisiejszą kolację.
Szeroki uśmiech zagościł na twarzy agenta.
- A teraz mogę się wreszcie dowiedzieć co takiego okryła nasza meksykańska policja?
- Oczywiście droga partnerko – powiedział Booth z przekąsem – Kości znalezione w ziarnach kawy mają ponad 500 lat. To na pewno nie było morderstwo, chyba że jakieś starożytne...
- 500 lat temu kończyło się średniowiecze – sprostowała Bones i wzięła teczkę od Seeley'a.
- Średniowiecze nie śred...
- Booth! - krzyknęła nagle Brennan przerywając wypowiedź agenta.
- O co chodzi?!
- Znaleziono tylko czaszkę i kości piszczelowe? - zapytała podekscytowana antropolog.
- Tak, przecież masz tam wszystko napisane. A czemu pytasz?
- Bo w szkielecie, który teraz leży przed nami brakuje takich kości.
- Tylko mi nie mów, że ten szkielet ma około 500 lat – Booth popatrzył na leżące na stole szczątki. Mina Bones powiedziała mu wszystko – Cudownie. Sądzisz, że może chodzić o jakiś przemyt? Ale po co komu kości? - dziwił się Booth.
- To są znaleziska. Dla kolekcjonerów wręcz unikaty.
- Ale czy to na pewno kości z tego szkieletu?
- Raczej tak, ale musiałabym je zbadać, muszę dostać się do tej czaszki – powiedziała Tempe.
- Teraz przynajmniej mamy jakieś podstawy. Chodź – odparł Booth.
- Gdzie?
- Do kości, Bones.

C.D.N.

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Wiem, że się czepiam, ale mówi się "Dokąd idziemy?" a nie "Gdzie idziemy?".
PS. Sorry, nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie napisać. Humaniści tak już mają ;D

charlotte_12

Kolejna część się zmaterializowała :]

Brennan i Booth jechali samochodem do miejscowej kostnicy mieszczącej się przy głównym budynku policji. Jak zwykle podczas podróży wymieniali się swoimi uwagami.
- Wiesz, że i tak nie możemy, a przynajmniej ja nie mogę nic zrobić. Możemy tylko podsunąć im jakieś wskazówki dotyczące całej tej sprawy. A przemyt ''dziełami sztuki'' to raczej nie moja profesja – powiedział Seeley.
- Rozumiem i dlatego jestem wdzięczna, że mimo wszystko mi pomagasz.
- W końcu jesteśmy partnerami, a Ty... - urwał nie wiedząc czy kontynuować dalej, czy to odpowiednia chwila? Chyba nie... - ...Ty jesteś moją przyjaciółką – dokończył. Znów nie zdobył się na odwagę. ''Cholera!'' pomyślał. Temperance spojrzała na niego. Czy takiej odpowiedzi oczekiwała? ''A czego się spodziewałaś? Głupia'' skarciła siebie w duchu.
- Nawet jeśli chodzi o nielegalny handel, zastanawia mnie jedno – po dłuższej chwili powiedział agent – Po co komu transportować tylko czaszkę i dwie kości piszczelowe. I na dodatek w ziarnach kawy.... Chyba przestanę ją pić... - Seeley wzdrygnął się z niesmakiem.
- Co do zaprzestania picia kawy to bardzo dobry pomysł, wyjdzie Ci to na zdrowie – odparła Bones.
- Odezwała się ta co pije tylko zielone herbatki – powiedział Booth z ironią – A kto wypija 3 kubki kawy dziennie?
- Taka praca, muszę być zawsze gotowa do działania. Ale wracając do Twojego wcześniejszego pytania dotyczącego sposobu przemytu to nie wydaje mi sie on zanadto wyszukany ani dziwny...
- Tak?
Bones przytaknęła:
- Ludzie robią gorsze rzeczy. Połykają całe torebki pełne narkotyków, a nawet diamenty i monety. Egzotyczne ptaki transportowane są w wąskich tubach, w których zrobione są tylko małe otwory na dopływ tlenu. Nie wspomnę już o handlu żywym towarem, gdzie ludzie przetrzymywani są w skandalicznych warunkach – Tempe postanowiła przybliżyć dziwne środki transportu swojemu partnerowi.
Booth w tym czasie zatrzymał się przed budynkiem miejscowej policji.
- No dobrze Bones. A co zrobimy kiedy okaże się, że kości z wykopalisk i kości z kawy pochodzą od jednego osobnika?
- Ten osobnik był kobietą.
- No i co...
- Zabierzemy czaszkę i piszczele i zwrócimy je archeologom. Oni będą wiedzieli co z tym zrobić. Jako członek grupy badawczej mam takie prawo, w końcu też wykopywałam te szkielety – powiedziała Brennan i wysiadła z samochodu. Seeley szybko zrobił to samo i dogonił antropolog.
- I na tym kończy się nasz udział w zabawie w Indianę Jonesa? - zapytał agent.
- Nie wiem o co Ci chodzi – odparła.
- Czy na tym kończy się nasz udział w całym tym zamieszaniu z kośćmi – wyjaśnił agent.
- Tak – odparła i oboje weszli do budynku.

--

- Zadowolona?
- Bardzo.
- Twoje poczucie obowiązku zostało spełnione. Kości są na swoim miejscu, a my spokojnie jedziemy na kolację – Booth'owi dopisywał humor, podobnie zresztą jak jego partnerce. Zmierzali właśnie do miejsca, w którym miało się odbyć spotkanie ekipy pracującej na wykopaliskach. Mimo wieczornej pory, słońce i żar nie dawały o sobie zapomnieć. Wąskie uliczki zakorkowanego miasta nie sprzyjały ochłodzie. Co chwila jakieś zwierzę wbiegało na jezdnię doprowadzając Seeley'a do szewskiej pasji.
- Czy oni nie znają czegoś takiego jak smycz?! - krzyknął agent, gdy nagle przed kołami jego samochodu pojawił się bezpański pies.
- Booth, sam mówiłeś że to inna kultura – odparła Brennan.
- Teraz mnie musisz łapać za słówka?
- Nie można ła....Booth uważaj!!! - przestraszony wzrok Bones powiedział agentowi wszystko. Spojrzał w tym samym kierunku, zza rogu wyjechał stary jeep, a przez szybę na tylnym siedzeniu wyłonił się człowiek trzymający karabin. Celował w ich stronę. Twarz miał ukrytą pod kominiarką.
- Jasna cholera! - Seeley momentalnie skierował całą kierownicę w prawo starając się uniknąć bliskiego kontaktu z zamachowcami. W tym samym czasie rozpoczęła się salwa z karabinu. Grad pocisków spadł na samochód Booth'a i Tempe.
- Padnij! - powiedział jeszcze agent do Bones i pochylił jej głowę. Samochód zaczął niebezpiecznie wirować, kule uszkodziły silnik, przednia szyba rozsypała się na drobny mak. Booth w ostatniej chwili zauważył, że zbliżają się do muru i że uderzenie nastąpi od strony Bones. ''Temperance'' zaświtało mu w głowie. Resztkami sił wyprowadził samochód ze złego położenia. Złego dla Bones. Po czym stracił panowanie nad kierownicą. Auto wpadło w poślizg. Po chwili była już cisza.

Z oddali dochodziły jakieś krzyki i piski. W powietrzu unosił się zapach benzyny. Bones powoli otworzyła oczy. Na początku ze zdziwieniem popatrzyła na przednią szybę, a raczej jej brak. Zaraz jednak wszystko sobie przypomniała. Samochód, karabin, wypadek. Wszystko ułożyło się w logiczną całość. Poczuła jak po policzku coś spływa, dotknęła czoła. Pod palcami wyczuła lepką ciecz. ''Cudownie'' pomyślała. Spojrzała w lewo i zamarła.
- Booth! - szybko odpięła swoje pasy bezpieczeństwa i zaczęła szukać oznak życia swojego partnera. Głowa Seeley'a spoczywała na kierownicy, głębokie rozcięcie na czole mocno krwawiło. Jego dłonie również były całe we krwi. Brennan z przerażeniem zbadała puls. Był. Poczuła ulgę. Zaczęła odpinać pasy, którymi był przypięty Booth, kiedy agent zaczął odzyskiwać przytomność.
- O Bożeee.... Co się do licha stało?.....
- Booth już wszystko dobrze. Teraz musimy się jak najszybciej wydostać z samochodu, bo może wybuchnąć w każdej chwili – poinformowała go Tempe i po krótkiej chwili siłowania się z drzwiczkami po jej stronie, które nie chciały się otworzyć, wreszcie udało jej się je wywarzyć. Bones wiedziała, że musi działać szybko i sprawnie. Jej partner był gorzej poturbowany niż ona. Dodatkowe utrudnienie stanowiło to, że nie mogła otworzyć drzwi od strony kierowcy, gdyż cała lewa strona samochodu była wciśnięta w mur. Temperance spojrzała na maskę auta, niedaleko na ziemi utworzyła się już duża plama paliwa. Adrenalina dodała jej sił. Szybko odsunęła fotel pasażera, to samo zrobiła z fotelem kierowcy, na którym cały czas siedział Booth. Teraz jej partner miał większe pole do manewru.
- Dasz radę przełożyć nogi?- zapytała antropolog.
- Taaak, chyba nic im nie jest – Seeley wykonał polecenie, teraz Bones miała ułatwione zadanie. Złapała swojego partnera pod ramiona i pomogła mu wydostać się z samochodu. Zgarbieni i potykający się odeszli jak mogli najdalej od miejsca wypadku.
- Mało brakowało... - zaczęła Tempe, lecz w tym momencie rozległ się potężny huk i samochód, w którym jeszcze przed chwilą siedział Booth, eksplodował. Seeley mimo obrażeń instynktownie zasłonił swoją partnerkę.
- Rzeczywiście bardzo mało – odparł – Teraz jesteśmy kwita.
- Słucham? - zapytała Tempe.
- Ja uratowałem Cię w porcie, Ty mnie wyciągnęłaś z samochodu.... Potrzebujemy siebie nawzajem.
Bones spojrzała w jego oczy. Mimo obrażeń na jego twarzy, one nadal świeciły swoim blaskiem.
- Dziękuję – powiedzieli jednocześnie.

C.D.N.

I co wy na to?

użytkownik usunięty
charlotte_12

ja chcę kolejną część ! poprostu super ! :)

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

O Bosh! Ja na zawał zejdę! Pisz kolejną część:D

ola950

Ola nie tylko ty! jak Charlotte będzie dalej dawać nam taką dawkę adrenaliny... i szybko następnej części nie dawać...xD

o ptaszkach niedawno czytałam w 'Nagich kościach' Reichs:))) i jak czytałam o twoich to tak mi się skojarzyło z tamtymi...:)

a i jeszcze kolejny raz chciałam napisać, że uwielbiam ich potyczki słowne w twoim wykonaniu xD

czekam na kolejną część (ale to chyba oczywiste:))
pozdrowienia
Lena:)

charlotte_12

Dziękuję pięknie za komentarze i poprawki :) postaram się nie popełnić więcej takich błędów ;]
Tą część kończyłam pisać na zajęciach więc proszę się nie spodziewać rewelacji... :)

- Auuu! Czy to musi tak boleć? - Booth zwrócił się do pielęgniarki, która opatrywała mu ranę na czole.
- Usted necesita atención, y le permiten sentarse en silencio / Potrzebuje pan opieki, proszę siedzieć spokojnie – odparła kobieta.
- Świetnie i tak nie rozumiem co pani mówi – agent był bliski załamania.
- Powiedziała, żebyś siedział spokojnie – do sali weszła Brennan. Na jej łuku brwiowym widniały dwa szwy. Poza drobnymi otarciami na policzku, nic nie wskazywało, by coś jej dolegało.
- Dziękuję Bones, możesz robić jako moja tłumaczka – odparł Booth, kiedy pielęgniarka skończyła zakładać mu szwy.
- Jak się czujesz?
- Jak człowiek po wypadku. Mam wybity bark, ale to nic groźnego – odpowiedział Seeley, a Bones usiadła obok niego.
- Si me necesitan, estoy en la Cámara de entretenimiento / Gdybym jeszcze była potrzebna, jestem na izbie przyjęć – pielęgniarka zwróciła się do partnerów.
- Gracias / Dziękujemy – odparła Brennan, a kobieta wyszła pozostawiając partnerów samych – Dzwonił Marc.
- Ten makaroniarz?
- Seeley!
- Oj! No dobra, przepraszam. Tak tylko mi się powiedziało – powiedział Booth – A czego chciał?
- Pytał się czy nic nam nie jest. Już całe Veracruz wie o wypadku. Dla mieszkańców to jednak nie nowość, co rusz dochodzi do podobnych rzeczy.
- Masz na myśli problemy z tak zwanymi ''grupami trzymającymi władzę''? - zapytał, a Bones przytaknęła – Cóż, taki region. Ale trzeba będzie ustalić kto próbował nas wysłać na tamten świat.
- Dobrze wiesz, że nie istniej coś takiego jak ''tamten świat''. Po śmierci, ludzkie ciało ulega rozkładowi i stanowi pożywkę dla organizmów pasożytniczych....
- Ty to naprawdę masz talent. Ciekaw jestem jak będziesz tłumaczyć różne rzeczy swoim dzieciom. Ale wiesz co, już im współczuję....
- Ale...
- Albo nie. Mam lepszy pomysł. Przyślij je do wujka Booth'a – Seeley uśmiechnął sie i zsunął się z kozetki.
- Moje dzieci? - Bones również wstała i podeszła do swojego partnera, który czekał na nią przy drzwiach – Ja nie będę miała dzieci....
- Mówiłaś, że nie chcesz mieć domu i proszę... działka czeka na Ciebie w Waszyngtonie.
- Działka to nie dom.
- Ale od działki to już prosta droga do domu – kontynuował dalej Booth, kiedy szli szpitalnym korytarzem.
- Wiesz, że czasem potrafisz być bardzo męczący – powiedziała Brennan.
- Ale przyznaj, że za to mnie uwielbiasz – Seeley uśmiechnął się i spojrzał na Bones. Czy mogła tego nie uwielbiać? Wręcz przeciwnie – kochała to!
- No to co? Jedziemy do hotelu? - zapytał Booth kiedy wyszli ze szpitala.
- Czym?
- Racja. To może spacer? Nasz hotel jest niedaleko.
- A jeśli znów nas zaatakują? - rozsądek Bones dał o sobie znać.
- Nie pomyślałem o tym. Chyba to uderzenie źle wpłynęło na moją zdolność racjonalnego myślenia. To może...
- Zadzwonię po Marc'a – przerwała mu Tempe.
- Tylko nie On...
- Nie rozumiem czemu go nie lubisz? Czy on coś Ci zrobił?
Tak, przystawia się do Ciebie'' pomyślał Seeley, ale zamiast tego powiedział tylko:
- Nic. No dobra, jak chcesz to dzwoń.
Bones zadowolona z wygranej, wyjęła telefon i wykręciła numer do swojego znajomego.

--

- Dziękuję, że zgodziłeś się po nas przyjechać – powiedziała Temperance do Marc'a Dunotti'ego, kiedy zatrzymali się przed hotelem. Booth zdążył już wysiąść i otworzył drzwi Bones, niecierpliwie czekając kiedy jego partnerka łaskawie raczy opuścić samochód.
- To żaden kłopot, naprawdę. A wręcz przyjemność – Włoch uśmiechnął się i dotknął dłoni Tempe. Seeley zacisnął szczękę. Gdyby mógł, z chęcią pokazałby temu makaroniarzowi, gdzie jest jego miejsce, ale wiedział z jaką spotkało by się to reakcją Bones. Przecież Ona była wolną kobietą. Mogła robić co chciała, z kim chciała i gdzie chciała. To nie powinno mu przeszkadzać. A jednak. Uporczywy głos w świadomości agenta podpowiadał mu najgorsze tortury jakie mógłby teraz przeżywać ten archeolog od siedmiu boleści.
- Mimo wszystko dziękuję – Temperance zabrała swoją rękę i wysiadła z auta ku wielkiej uciesze Booth'a, który nie omieszkał trzasnąć drzwiczkami.
- Do zobaczenia – krzyknął jeszcze Marc i odjechał.
- Arivederci! - rzucił z ironią Seeley i ruszył w stronę głównego wejścia. Bones podążała obok niego.
- Czy coś Cię zdenerwowało? - zapytała antropolog, kiedy znaleźli się przy windzie.
- Mnie? Niee.. nic..... Gdzie jest ta cholerna winda?! - agent ze złością zaczął naciskać przyciski na panelu sterowania.
- Dobrze, że nie widzi tego Sweets – powiedziała Tempe.
- Musisz wyskakiwać teraz ze Słodkim? - odparł Booth już nieco łagodniej.
- Sweets'a tu nie ma, więc jak miałabym wyskoczyć...
- Matko przenajświętsza – Seeley przewrócił oczami – Chyba szybciej będzie schodami.
Agent skierował się do schodów przeciwpożarowych. Chcąc nie chcąc Brennan podążyła za nim. W milczeniu pokonali cztery piętra. Gdy znaleźli się na korytarzy, na którym znajdowały się ich pokoje Tempe wreszcie się odezwała:
- Czy myślisz, że FBI będzie chciało byś wrócił do Waszyngtonu po tym co się dzisiaj stało?
- Chyba tak. Meksykańska policja już ich zapewne powiadomiła. Teraz wystarczy tylko czekać na dalsze rozkazy.... Zamykałaś drzwi do pokoju?
- Tak, a czemu.... - spojrzała tam gdzie patrzył jej partner. Drzwi od jej pokoju były niedomknięte – Czy myślisz, że tam ktoś jest?
- Pomóż mi wyjąć rękę z tego temblaka – powiedział szeptem Booth i wyciągnął pistolet.
- Ale Twój bark...
- Ale nasze życie Bones – syknął – pomożesz mi?
Temperance wykonała polecenie. Mimo paru stęknięć z bólu Seeley nie pokazał, że nie czuje się za dobrze.
- A teraz trzymaj się za mną – odbezpieczył broń i pchnął drzwi. Trzymając pistolet w pełnej gotowości rozejrzał się dookoła. W salonie panowała cisza, wszystko było na swoim miejscu, nic nie zniknęło. Booth przesuwał się po woli, czuł oddech Bones za swoimi plecami. W łazience też było czysto. Pozostała tylko sypialnia. Otworzył drzwi.
- No to pięknie – powiedział i schował broń.

C.D.N.

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

ciekawe kogo zastali w sypialni Bones :D
opowiadanko ciekawe, oby tak dalej :)

gainka

otwierają drzwi sypialni i zastają tam.... Maxa... a może Angelę, którą przygnała ciekawość jak wygląda pewien przystojny Włoch xD ale to tylko moje domysły:) i nie zwracaj na nie uwagi

zastanawia mnie coś - któryś raz z kolei Bones zwraca się do Bootha po imieniu... xD
czekam co dalej, zawsze przerywasz w takim momencie, że potem nie mogę normalnie myśleć tylko ciekawość mnie zżera...
P.S. ta część nie jest gorsza od innych, jest tak samo rewelacyjna:)

_Lena_

Wg. mnie nieźle by tam Sweets wyglądał, nieprawdaż? ^^
W końcu wspominają o nim, to można by do Booth'a dopasować sentencję: "I wykrakałem, a co ty tu robisz dzieciaku" xD
Świetne opowiadanko, Charlotte =)

Moist

Sweets? chyba najprawdopodobniejsze, że to on xD

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Ja stawiam na jakieś nowe kości... Choć nieźle bym się uśmiała widząc tam Sweetsa lub Angele...:D

charlotte_12

Dzięki za cudne komcie :* I rozwiązała się zagadka...

- Co jest piękne? - Temperance zajrzała mu przez ramię. Jej oczom ukazała się makabryczny widok. Łóżko było zalane jakąś czerwoną mazią, na środku leżała czaszka. Na ścianie widniał napis wykonany też czerwoną substancją.
- Czy to jest krew? Ludzka? - zapytał Booth.
- Nie wiem, nie jestem w stanie tego stwierdzić – Bones podeszła bliżej łóżka.
- A to na ścianie? To farba, czy....
Tempe przyjrzała się napisowi i porównała dwie substancje.
- To ta sama ciecz – poinformowała agenta.
- A ten napis, mogłabyś przetłumaczyć? Jakbyś zapomniał to nie miałem szóstki z hiszpańskiego.
- Volver a la casa, los perros de América / Wracajcie do domu, amerykańskie psy. Psy? O co chodzi z tymi psami? - zapytała Brennan.
- Tak się mówi na policjantów – wyjaśnił Seeley.
- Ale my nie jesteśmy policjantami, to znaczy Ty jesteś agentem federalnym ale....
- Bones, mało ważne. Te świry dały nam jasno do zrozumienia, że nie chcą nas tutaj. Jestem pewny, że ta krwawa jatka w tym pokoju jest ściśle powiązana z dzisiejszym zamachem. Najgorsze jest to, że nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób naraziliśmy się tym typom – powiedział Booth – A na dodatek boli mnie bark...
Temperance podeszła do swojego partnera i pomogła mu założyć temblak.
- Trzeba wezwać policję – powiedziała.
- OK. Ja to zrobię.
- A ja zobaczę tą czaszkę, coś mi w niej nie pasuje – odparła Brennan.

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ...

W hotelowym pokoju miejscowa policja zabezpieczała ślady. Booth stał oparty o framugę drzwi i bacznie się wszystkiemu przyglądał. Tempe rozmawiała z jednym z techników odnoście czaszki.
- I jak? Dowiedziałaś się czegoś? - zapytał Seeley, kiedy podeszła do niego Bones.
- Tak jak podejrzewałam, czaszka nie jest prawdziwa. To jakiś model, prawdopodobnie służący za jakiś eksponat. Technicy zabezpieczyli ślady – poinformowała Brennan.
- A to czerwone? - Booth wskazał na łóżko i ścianę.
- To krew. Ale nie ludzka. Szkoda, że nie ma tutaj Hodginsa. On na pewno szybko zająłby się cząsteczkami, które zostały znalezione na czaszce – powiedziała antropolog.
- I może wysnułby jakąś teorię spiskową, bo mi nic nie przychodzi do głowy – odparł Booth ponuro.
- Może jutro coś wymyślisz, dziś jest już późno. A Ty potrzebujesz odpoczynku....
- A Ty nie?
- Ja tu jeszcze zostanę. Poczekam, aż oni wyjdą – wskazała na techników – i wtedy położę się spać.
- Chyba nie zamierzasz spać na tym łóżku. Mowy nie ma! - Booth pociągnął swoją partnerkę za sobą.
- Dokąd Ty mnie ciągniesz?
- Do mnie – odparł, a Bones zatrzymała się – I tak chyba nie sądziłaś, że pozwolę Ci spać samej... to znaczy być samej po tym co się dzisiaj wydarzyło.
- Umiem o siebie zadbać.
- I znów ta sama śpiewka.
- Booth, to naprawdę nie jest konieczne bym potrzebowała opieki....
- A kto powiedział, że Ty potrzebujesz. To mój bark jest nadwyrężony – odpowiedział agent i zdrową ręką poprowadził oniemiałą Bones do siebie.

--

- Zgodziłam się, ale tylko dlatego że może rzeczywiście przyda Ci się jakaś pomoc – powiedziała Bones, kiedy jakiś czas później pomagała Booth'owi ścielić łóżko w jego sypialni.
- Dziękuję. Mogłabyś podać mi poduszkę?
- A po co Ci?
- Bo chcę sobie zrobić posłanie na kanapie – odparł.
- Booth, z takim ramieniem nie powinieneś spać na niewygodnej sofie. To Ci może zaszkodzić. Ja pójdę na kanapę.
- Wykluczone. Nie mogę do tego dopuścić.
- No to będziemy oboje spać na łóżku – powiedziała nagle Tempe, a Seeley spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Mówisz poważnie?
- A słyszałeś kiedyś bym żartowała?
- Czy to była ironia?
- Co? - Brennan popatrzyła na niego dziwnie.
- To coś w Twoim głosie.
- Chyba rzeczywiście za mocno uderzyłeś się w głowę – skwitowała antropolog – A teraz zamiast tyle mówić, pomóż mi z tą poduszką.
- Tak jest – Booth zaśmiał się wziął się do roboty.

- Łazienka wolna – Bones weszła do salonu owinięta dużym, hotelowym ręcznikiem.
- Ta... WOW! Bones! Chcesz żebym dostał zawału od nadmiaru wrażeń?
- Nie wiem co masz na myśli. A tak w ogóle to moje ubrania po tym dniu nie nadają się do ponownego użytku, a wszystkie rzeczy zostały w moim pokoju – wyjaśniła antropolog.
- Ale czy ja coś mówię? Jeśli chcesz to możesz wziąć jedną z moich koszul i ewentualnie jakieś bokserki.
- Tak?
- Jasne. Są w szafie w sypialni – agent podniósł się z kanapy – Przebierz się spokojnie, a ja w tym czasie wezmę prysznic.
Seeley zabrał swoje rzeczy i poszedł do łazienki. Po chwili rozległ się szum wody i pogwizdywanie. Brennan uśmiechnęła się i podeszła do szafy. ''Hmm.... Coś wybrać?'' zagryzła dolną wargę ''Dobra''.

15 minut później Seeley opuścił łazienkę pachnący niczym niemowlę.
- Teraz znacznie lepiej – zadowolony usiadł na kanapie. Chwilę potem, drzwi od sypialni otworzyły się wyszła Bones. Miała na sobie czarny podkoszulek i bokserki zielono-czerwoną kratkę.
- Ładnie Ci – powiedział Booth, kiedy jego partnerka usiadła obok niego.
- Dzięki. Dzwoniłam do Angeli, poinformowałam ją o całym zajściu jakie miało dzisiaj miejsce.
- I co Ona na to?
- Znasz Angelę, mam nie zapakować się w kłopoty...
- Pakować. Mówi się ''pakować w kłopoty'' – poprawił ją Seeley.
- Tak, o to jej chodziło. No i mam Cię słuchać co biorąc pod uwagę, że mam więcej doktoratów wydaje się absurdalne, gdyż....
- Bla, bla, bla... Tylko nie wzięłaś pod uwagę tego, że w naszym duecie to ja mam broń. I ja robię za obrońce...
- Stereotypowe podejście mężczyzn. Broń daje im poczucie siły i podwyższa poziom ego...
- Już gdzieś to słyszałem. Mówiła coś jeszcze?
- Masz pozdrowienia.
- Dzięki – odparł Booth – Ale ja też odbyłem telefoniczną rozmowę...
- Z kim?
- Gdy brałaś kąpiel dzwonił Cullen. Mamy się w nic nie mieszać, to nie nasz sektor. Postara się nas ściągnąć do Waszyngtonu. Nie podał jednak konkretów. Jedno jest pewne: FBI już wie co się wydarzyło.
- A co z tą całą wymianą? Twoim szkoleniem? - zapytała Brennan.
- Nic, po prostu go nie dokończę. Ale w takich okolicznościach Twoje bezpieczeństwo jest ważniejsze.
- Moje?
- W końcu włamano się do Twojego pokoju i zrobiono z niego miejsce pracy rzeźnika. To chyba o czymś świadczy.
- Ale wiadomość była skierowana do nas obojga – powiedziała Tempe.
- Nieeeech Ci będzie – ziewnął Seeley – A teraz wybacz, ale chyba pójdę się położyć. Jestem wykończony.
Agent podniósł się z kanapy i ruszył do sypialni. Bones dalej tkwiła na swoim miejscu. Przylatując do Meksyku nie sądziła, że zostanie wplątana w coś takiego. Ktoś chciał się ich pozbyć. Ale o co mogło chodzić? Czego dotyczyło to całe zamieszanie? Przecież nic nie robiła poza przebywaniem na wykopaliskach...
- Wykopaliska – powiedziała na głos Brennan.
- Co? - Booth zatrzymał się w pół kroku – Bones, daj już spokój. Odpocznij trochę, jutro tam pojedziemy...
- Nie, to nie oto chodzi. Wykopaliska, tam wszystko się zaczęło – ciągnęła Temperance, a Seeley kręcił głową z niedowierzaniem – Zostały wykopane szkielety, w jednym brakowało czaszki i kości piszczelowych, które z kolei zostały znalezione w skrzyni pełnej ziaren kawy....
- Nie przypominaj mi o tym.
- Tu chodzi o przemytników. To oni chcą nas stąd odkurzyć...
- Wykurzyć – poprawił automatycznie Booth lecz Bones nie zwróciła na to uwagi pochłonięta rozważaniem całej sytuacji.
- Niechcący wtedy w porcie znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.
- Nie wierzę w przypadek – powiedział Booth jednocześnie obserwując jak jego partnerka krąży po salonie łącząc kolejne fakty.
- Booth, tu nie chodzi o przypadek. Gdyby nas tam nie było, o tej czaszce i kościach nikt by się nie dowiedział. Popłynęłaby zgodnie z planem do miejsca swojego przeznaczenia...
- Ale pojawiliśmy się my i powiadomiliśmy policję. A na dodatek zwróciliśmy te fragmenty szkieletu archeologom – dokończył agent.
Brennan przytaknęła. Wszystko było jasne.
- Ale czekaj to znaczy, że rzeczywiście już nic tu po nas – powiedział Seeley – Archeolodzy mają kości, policja szuka tych co zrobili z Twojego pokoju domek Hanibala Lectera...
- Kogo?
- ''Milczenie owiec'', Anthony Hopkins...nic? - agent popatrzył na Bones lecz ta nadal nie przejawiała oznak zrozumienia – Jak wrócimy idziemy do wypożyczalni. Ale wracając do tego co mówiłem, nic tu po nas. Cullen nas ściągnie.
- Chyba tak. Rzeczywiście już nic nie zdziałamy – przytaknęła Bones czym wprawiła Booth'a w niemałe zdziwienie.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, a czemu pytasz?
- Myślałem, że zaraz zaczniesz mnie przekonywać że musimy dorwać tych co dybali na Twoje kości...
- Nie moje, to po pierwsze, a po drugie to sam powiedziałeś, że to nie nasze tereny. Ale i tak zadzwonię jeszcze do Angeli by poszukała czegoś o przemycie dzieł sztuki i znalezisk archeologicznych. Ale Ty idź już spać, ja też zaraz przyjdę i się położę – Bones odwróciła Booth'a i delikatnie pchnęła go do sypialni.
- Oczywiście. A opowiesz mi bajkę na dobranoc?

C.D.N.

użytkownik usunięty
charlotte_12

"A opowiesz mi bajkę na dobranoc? " Super. :D
ja chcę jeszcze ! Kolejną część ! :D

charlotte_12

żadna z nas nie trafiła;] świetne, boskie itp., itd. xD

kiedy będzie bajeczka na dobranoc dla Bootha w wykonaniu Bones? (czyt. kiedy kolejna część???) xD

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

O nie "Opowiesz mi bajkę na dobranoc?" świetne. Niech mu kołysnake zaśpiewa...:D Nie mogę doczekać sie kolejnej części

charlotte_12

Dziękuję za cierpliwość :* i za pozytywne komentarze jakie zostawiacie pod moim FF ;]
Oto kolejna część...

Gdy za Booth'em zamknęły się drzwi, Temperance ponownie wybrała numer Angeli. Po dwóch sygnałach rozległy się jakieś trzaski i Bones usłyszała głos swojej przyjaciółki:
- Halo?
- Angie, to znowu ja.. - powiedziała Brennan.
- No pięknie. Booth nie daje Ci spać? Widocznie jego chrapanie słychać z drugiego końca korytarza.
- Tak po prawdzie to dopiero się położył...
- A Ty skąd o tym wiesz? - zaciekawiła się artystka – Czy ja o czymś nie wiem?
Nie wiedziała. Brennan podczas poprzedniej rozmowy zapomniała jej powiedzieć, że tę noc spędzi w jednym pokoju ze swoim partnerem, a co więcej w jednym łóżku.
- Bren, nie udawaj, że nie zrozumiałaś pytania – powiedziała Angela, kiedy nikt się nie odzywał.
- Mówiłam Ci co zastałam u siebie w pokoju, prawda?
- Mówiłaś no i co.... Czekaj... Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Ty i On.... no wiesz....
- Nie wiem co masz na myśli – odparła Tempe.
- Złociutka, nie pogrążaj się. Już po głosie czuję narastające napięcie.... Ty i Booth w jednym pokoju... Uuu.... robi się gorąco! - artystka nie ukrywała swojej radości.
- Już kiedyś spaliśmy w jednym pokoju i....
- To było wieki temu. Teraz łączy was dużo więcej....
- A Ty znowu swoje. Do niczego nie dojdzie. Booth to tylko mój partner i...
- Najseksowniejszy mężczyzna jakiego znam. Tylko nie mów Hodginsowi bo się obrazi – powiedziała Angela. Bones zaśmiała się.
- Angie, ja nie dzwonię by omawiać sprawę Booth'a.
- A szkoda bo chętnie bym poplotkowała. Brakuje mi pogaduszek z Tobą.
- A mi z Tobą, ale do rzeczy. Mam prośbę, mogłabyś poszukać informacji na temat nielegalnego przemytu znaleziskami archeologicznymi? Chodzi mi oto gdzie takie rzeczy trafiają – powiedziała Temperance.
- Jasne, zajmę się tym. To wszystko? - zapytała Montenegro.
- Tak. Dziękuję Angela.
- Nie ma sprawy. A teraz idź do Booth'a, pewnie czuje się samotny...
- Angela!
- Dobra, do zobaczenia Tempe.
- Do usłyszenia – Brennan pożegnała się i rozłączyła się.

Gdy weszła do sypialni w pokoju panował mrok. Światło dawała tylko mała lampka nocna stojąca na stoliku. Booth spał na siedząco, oparty na poduszkach. Bones uśmiechnęła się na ten widok. Jej partner wyglądał tak bezbronnie, a jednocześnie nie tracił przy tym nic ze swojej męskości. Brennan podeszła do śpiącego agenta i spróbowała go ułożyć poprawnie, jego bark potrzebował odpoczynku, a taka pozycja nie zapewniała takiego luksusu. Delikatnie wyjęła jedną poduszkę, Seeley tylko mruknął coś przez sen, ale się nie obudził. Po jakimś czasie, Tempe wreszcie udało się położyć Booth'a w pozycji bezpiecznej dla jego nadwyrężonego ramienia. Zgasiła lampkę i położyła się z drugiej strony łóżka.
Światło księżyca przedzierało się przez zasłony. Wzrok Temperance utkwiony był w tarczę elektronicznego budzika, który roztaczał czerwoną poświatę. Sekundy biegły niczym minuty, minuty niczym godziny. Sen nie przychodził. Bones pomyślała o tym co się wydarzyło. Przyjechała do Veracruz, by wziąć udział w wykopaliskach archeologicznych, miało być tak jak zawsze – znajdowanie szkieletów, badania, raporty. To wszystko. Nikt nie planował, że ona i Seeley zostaną wplątani w sprawę związaną z przemytem. Ale sprawy zaszły za daleko. Dziś zostali ostrzelani przez zamaskowanych napastników, w pokoju hotelowym zastali wyraźne ostrzeżenie. Booth miał rację, ta sprawa już ich nie dotyczyła, tym bardziej że kości z portu zostały oddane archeologom. Bones chciała się przekręcić na plecy, kiedy poczuła opór. Zerknęła przez ramię. Booth znalazł sobie wygodną pozycję, leżał tuż za jej plecami i smacznie spał.
- Świetnie – powiedziała Tempe i delikatnie położyła się na plecy, uważając by nie obudzić swojego partnera. Udało się. Zamknęła oczy, chciała już zasnąć i zapomnieć o tym co się dzisiaj wydarzyło kiedy poczuła lekki ciężar na swoim brzuchu. Podniosła powieki, w ciemności wyczuła że to ręka Booth'a obejmuje ją w talii, po chwili poczuła ciepły oddech na ramieniu. W pierwszej chwili chciała go odsunąć, ale potem zrobiło jej się przyjemnie. Czuła się bezpieczna w jego ramionach. Z takim uczuciem zapadła w sen.

--

W powietrzu unosił się aromatyczny zapach kawy, który pobudzał do życia każdy zmysł Brennan. Było jej tak wygodnie.
- Jeszcze pięć minut – wymamrotała, nie zdając sobie z tego sprawy.
- Jak dla mnie może być i dziesięć – do jej uszu dotarł męski głos. Otworzyła oczy i pierwsze co ujrzała to siedzącego na brzegu łóżka uśmiechniętego Booth'a.
- Dzień dobry – powiedział – Mam nadzieję, że dobrze się spało.
- Dzień dobry, a spało się znakomicie...
- Dziękuję, że wczoraj utuliłaś mnie do snu, bo domyślam się że to Ty pomogłaś mi przybrać pozycję leżącą – powiedział Seeley.
- Drobiazg – odparła i usiadła na łóżku.
- W ramach podziękowania – agent wstał i podszedł do stolika, po chwili wrócił z tacką – Śniadanie do łóżka.
Brennan zaskoczyła taka inwencje. Na tacy znajdowały się dwie filiżanki z kawą, rogaliki i dżem. Seeley położył tackę na łóżku i usiadł obok Tempe.
- Dziękuję, a skąd to wszystko wziąłeś?
- Zamówiłem, w końcu jesteśmy w hotelu – odparł – A, i dzwoniła Angela, ale nie chciałem Cię budzić. Ma zadzwonić później, a najlepiej jak Ty zadzwonisz i zrobicie tą swoją wideokonferencję...
- A o której dzwoniła? - zapytała antropolog i wzięła rogalika.
- O dziewiątej...
- To która jest teraz godzina?!
- Po dwunastej, ale spokojnie. I tak nie masz nic do roboty – dodał widząc reakcję swojej partnerki.
Bones trochę się uspokoiła. Spojrzała na Booth'a, który sięgnął po filiżankę z kawą.
- A jak Twój bark? Widzę, że już nie nosisz temblaka...
- A bardzo dobrze – odparł Booth i dla potwierdzenia swoich słów poruszył parę razy ramieniem.
- Ja bym go nie nadwyrężała – powiedziała z powagą w głosie Tempe.
W tym momencie zadzwoniła komórka Seeley'a.
- Booth.....Witam.....Tak, w każdej chwili..... To nie problem.... Załatwimy wszystko.... Dziekuję... Tak, jak tylko wrócimy skontaktuję się panem.... Dobrze.... Tak jest sir, do widzenia.
- Cullen? - zapytała Bones, kiedy Seeley skończył rozmawiać.
- Tak, FBI załatwiło nam bilety na lot powrotny do Waszyngtonu. Samolot mamy o osiemnastej. Dziś.
- Trzeba się spakować – Brennan odstawiła tacę i zaczęła schodzić z łóżka, ale Booth ją zatrzymał.
- Bones, spokojnie. Mamy dużo czasu, dokończ śniadanie, potem się ubierz i oddzwoń do Angeli.
- Muszę iść po ubrania.
- Już nie. Rano byłem w Twoim pokoju i przyniosłem parę rzeczy. Mam nadzieję, że mój dobór garderoby przypadnie Ci do gustu. Ubrania są w łazience.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. No dobra, to Ty zrób co masz zrobić, a ja wykonam jeszcze parę telefonów – Booth wyszedł do salonu, a Bones powoli wstała z łóżka. Zaczął się ostatni dzień w Veracruz.

C.D.N.

charlotte_12

Normalnie WONDERFUL kochana!!!!!

;))

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Hm.... jak słodko:D Aż miło się czyta... Mam nadzieje, ze jutro będzie kolejna część:D

ocenił(a) serial na 10
ola950

Rewelacja! Uwielbiam Twoje opowiadania ;)

użytkownik usunięty
budzisz_16

Super ! już się kolejnej części nie mogę doczekać :D

charlotte_12

Dziś jeszcze jedna nocia. Jest jeszcze gorąca bo dopiero skończyłam pisać :) Dziękuję za komcie, zapraszam do czytania i komentowania :]

Jakiś czas później Bones i Booth siedzieli w hotelowym pokoju oczekując na połączenie z Instytutem Jeffersona. Po paru sygnałach odebrał Hodgins, a już po chwili mogli podziwiać jego twarz na ekranie laptopa Temperance.
- Witam doktor Brennan. O! I agent Booth – powiedziała uśmiechnięty naukowiec.
- Hej Hodgins – odparł Seeley – Jest gdzieś tam Angela? Mamy do niej sprawę.
- Jest, już idzie... - obok Jacka pojawiła się artystka, jak zwykle tryskała dobrym humorem.
- Dzień dobry Sweety, jak tam gorąca noc... o witaj Booth – powiedziała Montenegro – Nie zauważyłam Cię.
- Nie szkodzi, jak chcę potrafię być niewidzialny. Ale witaj Angie – odparł Seeley.
- Nie mamy za dużo czasu, więc może od razu przejdźmy do konkretów – powiedziała Bones – Dowiedziałaś się czegoś odnośnie nielegalnego handlu znaleziskami archeologicznymi?
- Razem z Hodginsem się tym zajęliśmy. Udało nam się ustalić, że jest kilka antykwariatów w zachodniej Europie, chodzi tu głównie o Amsterdam i Berlin, oraz w Stanach Zjednoczonych i Australii, które sprzedają różnego typu zabytki. Bardzo często można tam znaleźć oryginalne rzeczy pochodzące z wykopalisk. Ale zdarzają się też takie rzeczy jak autentyki z prostacko upiększonymi malowidłami. Żałosne – wyraziła swoje zdanie Angela.
- Trzeba dodać, że do tych antykwariatów część zabytków trafia legalnie, a druga część, tu ośmielę się podejrzewać istnienia jakiś ''kanałów przerzutowych'' bo ile można obracać starymi kolekcjami – wtrącił Hodgins.
- Czyli możliwe jest, że fragment szkieletu, który znaleźliśmy w skrzyni z kawą miał zostać dostarczony do jednego z tych antykwariatów? - zapytał Booth.
- Tak, ale myślę ze tu bardziej chodzi o jakąś prywatną kolekcję. Czaszka i kości nie są tak popularne jak chociażby biżuteria z egipskich grobowców – powiedziała Angela.
- To sprawa została wyjaśniona. Przekażemy te informacje meksykańskiej policji i spadamy do domu – powiedział agent.
- Wracacie? Kiedy?
- O osiemnastej mamy samolot – poinformowała przyjaciółkę Temperance.
- To cudownie, nawet nie wiesz ile rzeczy się wydarzyło podczas Twojej nieobecności.
- Tak?
- Dobrze dziewczyny, porozmawiacie sobie jak wrócimy – przerwał Booth – ale teraz wybaczcie, ale za kilka godzin mamy samolot a musimy się jeszcze spakować.
- Och... Ale cóż, rozumiem. W takim razie do zobaczenia wkrótce. Trzymajcie się – odparła artystka.
- Właśnie, do usłyszenia – dodał Hodgins i połączenie zostało przerwane.
- A my teraz się spakujemy, przekażemy policji informacje, które dostarczyła nam urocza para z Instytutu i jedziemy na samolot – powiedział Seeley.
- Tak.
- No Bones, głowa do góry. Co prawda to nie były Twoje idealne wakacje, ale na pewno je sobie odbijesz.
- Od czego?
- Co od czego?
- Od czego odbije sobie moje wakacje? - zapytała Tempe.
- Może lepiej chodźmy już się spakować – odparł agent i poszedł do sypialni.

Niecałą godzinę później walizki partnerów były już spakowane. Bones kończyła zbierać ostatnie rzeczy, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Ja otworzę, to pewnie room service – krzyknął Booth. Ledwo nacisnął klamkę, a drzwi otworzyły się z hukiem. Seeley zdążył tylko zobaczyć pięść w kastecie szybko zbliżającą się do jego twarzy. Po chwili leżał już na podłodze. Rozcięta warga krwawiła. Zaalarmowana hałasem Bones szybko przebiegła do salonu. To co tam zobaczyła nie spodobało jej się. Jakiś osiłek właśnie zadawał cios Booth'owi, który leżał na ziemi. Chciał pomóc swojemu partnerowi kiedy poczuła, że czyjaś ogromna ręka chwyta ją w pasie.
- No proszę, doktor Brennan też tu jest – oślizgły głos rozległ się tuż nad jej uchem.
- No i ten jej agencik – dodał drugi i kopnął Seeley'a w bok. Agent przekoziołkował uderzając głową o podłogę. Spróbował się wesprzeć na ramionach, kiedy otrzymał kolejny cios, tym razem w brzuch.
- Nieee! - krzyknęła Bones, lecz mężczyzna, który ją trzymał zakrył jej usta dłonią.
- Patrz i podziwiaj – syknął do jej ucha.
Temperance nie mogła. Kolejne ciosy spadały na jej partnera. Wiedziała, że jest zbyt słaby, by poradzić sobie z napastnikiem. W końcu wczorajszy wypadek nie był zwyczajną stłuczką.
Booth jeszcze raz spróbował się podnieść. Tym razem osiłek postawił agenta do pionu.
- Zobaczymy czy jesteś taki mocny – warknął i wyprowadził cios. Bones patrzyła jak jej partner zostaje wręcz rzucony na lustro, potem pada na kolana a drobne kawałki zwierciadła sypią się na jego plecy. Brennan zaczęła się wyrywać z łap napastnika, by pomóc Booth'owi, lecz cały czas tkwiła w żelaznym uścisku. Najwidoczniej napastnikom bardzo podobało znęcanie się nad partnerami. Booth wspiął się na łokciach, lecz nie dał rady.
- Co już, nie mamy siły? Jak szkoda, nie lubię kopać leżącego – szyderczy śmiech rozległ się w pokoju.
W Brennan wzbierała wściekłość. Z tej wściekłością jaką czuła chciało jej się płakać. Poczuła jak gorąca łza formuje się w kącikach oczu. Następnie zobaczyła jak przeciwnik wyjmuje broń. Booth leżał na brzuchu, jego plecy unosiły się nieregularnie. Kolejny kopniak. Seeley przetoczył się i na plecy.
- Pożegnaj się z dziewczyną – wycedził zamachowiec i wycelował w czoło Booth'a. Rozległ się strzał. Łza spłynęła po policzku Brennan.

C.D.N.

charlotte_12

Kurka wodna Charlotte, ja zejde z tego świata! ^^
Jak zwykle styl masz bezbłędny, wyrazy uznania =)

użytkownik usunięty
Moist

i znowu ciekawie... i z niecierpliwością na Ciąg dalszy czekam ...

tak wspaniale się czytało i tu nagle koniec tekstu, ja kiedyś zawału przez coś takiego dostane...przerywać w takim momencie?! co dalej?! pisz! xD

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Właśnie jestem po reanimacji! Kobieto! Wydrukuje sobie twoję opowiadania i będę je czytać 24 h na dobę! Błagam napisz dzis kolejną część!

charlotte_12

Dla niecierpliwych.... :]

Łza spłynęła po policzku Brennan, która poczuła nieprawdopodobną ulgę. Myślała, że to już koniec, że właśnie patrzy na egzekucję swojego partnera, kiedy stało się wręcz na odwrót. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Niespodziewanie to Booth wyciągnął broń i strzelił. Napastnik, który jeszcze przed chwilą mierzył do Seeley'a z pistoletu nie spodziewał się tego. To był błąd. Teraz leżał targany konwulsjami na ziemi.
- Puść ją! - krzyknął Booth i wymierzył do osiłka, wciąż trzymającego Brennan. Ten jednak nie zamierzał się tak łatwo poddać.
- A co mi zrobisz jak tego nie zrobię – powiedział buntowniczo, lecz w jego głosie dało się wyczuć lekkie zdenerwowanie.
- Twój mózg wyląduje na ścianie – odparł agent, wstając z podłogi lecz cały czas celując w przeciwnika.
- Aż tak Ci na niej zależy?
- Puść ją – powtórzył Seeley. Widział przestraszony wzrok swojej partnerki a jednocześnie tyle uczuć jakie malowały się teraz na jej twarzy.
Temperace patrzyła na Booth'a. Żył, a w jego oczach było widać zdeterminowanie. Był gotów zrobić wszystko. Bones musiała coś zrobić, musiała się uwolnić. ''Myśl Brennan'' jej umysł krzyczał. Nagle coś tak absurdalnego przyszło jej na myśl, coś tak prostego. Nie zawahała się. Z całej siły ugryzła przeciwnika we wnętrze dłoni, którą cały czas zakrywał jej usta. Napastnik zawył z bólu, a uścisk w pasie zelżał. Brennan wykorzystała ten moment i szybkim ruchem wydostała się z łap osiłka. Booth cały czas trzymał zamachowca na muszce, kiedy Bones wykorzystała swoje umiejętności walki wręcz i prostym ruchem wykręciła rękę przeciwnika, przygwożdżając go tym samym do podłogi. Chwilę potem napastnik leżał już skuty, a partnerzy czekali na przyjazd policji.
- Booth – powiedział Brennan i podeszła do partnera, który ledwo stał na nogach. Słaby uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Tak?
Tempe nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do niego. Wtuliła swoją głowę w jego klatkę piersiową. Cichy szloch wstrząsnął jej ciałem.
- Ciiii....spokojnie – Booth przytulił ją i pocałował w czubek głowy – Już po wszystkim...
- Mogłeś zginąć... Znowu.... Ja.....nie chcę stracić kolejnej bliskiej osoby...
''Powiedział bliskiej?'' pomyślał Booth a jego serce zabiło szybciej.
- Nie chcę być sama.... nie chcę.... - szlochała dalej Bones.
- Nie jesteś, nie byłaś i nie będziesz. Nie pozwolę na to. Nigdy – odparł Booth i jeszcze mocniej uścisnął Bones. Pewność w jego głosie dodała jej sił. Trwając w jego ramionach czuła ciepło, bezpieczeństwo i coś czego jeszcze nie potrafiła nazwać, być może nie chciała... Nie chciała by ktoś taki jak Booth przez nią cierpiał, nie On...

Niecałą godzinę później szef miejscowej policji osobiście pilnował aresztowania człowieka, który wraz ze swoim kompanem, który teraz leżał już w czarnym worku, wtargnął do hotelowego pokoju.
- Nie zdziwię się jeżeli okaże się, że to oni strzelali do państwa wczoraj – powiedział Alfredo Gutierrez, głównodowodzący policji – Ten co przeżył powinien pójść na ugodę, wszystko wyśpiewa.
- Oby. Liczę, że poinformuje nas pan o wyniku śledztwa – odparła Breannan i zerknęła w stronę kanapy, na której sanitariusz opatrywał Booth'a.
- Oczywiście. Sądzę, że to co dzisiaj zaszło miało na celu ostateczne wyeliminowanie was z gry. Niestety nie spodziewali się, że po wczorajszym wypadku doszliście już do siebie. Pani partner to naprawdę twardy glina. Niewiele osób potrafi pozbierać się po takich ciosach i jeszcze wyrażać sprzeciw wobec pomocy sanitarnej...
Tempe uśmiechnęła się mimowolnie. Tak, to był cały Booth. Odważny, dzielny, opiekuńczy i zawsze twierdzący, że nic mu nie jest.
- Już starczy! Nie jestem laleczką z porcelany! - do uszu Bones i Gutierreza dotarł podniesiony głos Seeley'a protestującego przeciw dalszym zabiegom pierwszej pomocy.
- Może pójdę załagodzić sytuację – powiedziała Brennan.
- Ma pani rację. Miło było państwa poznać – odparł Gutierrez i odszedł do swoich ludzi wynoszących właśnie zabitego napastnika, a Bones podeszła do swojego partnera.
- I jak się czujesz?
- Dobrze, ale będę cały pozaszywany. Parker mnie nie pozna...
- To dla Twojego dobra. Czemu jesteś taki uparty?
- Nie ważne – opowiedział szybko Booth, a Tempe popatrzyła na niego zdziwiona – Niedługo mamy samolot. Musimy się zbierać.
- Gutierrez ma nas odeskortować na lotnisko – powiedziała antropolog.
- To dobrze. Przekazałaś mu to co usłyszeliśmy od Angeli i Hodginsa?
Bones przytaknęła.
- To dobrze. Dobra, ja się przebiorę bo tak to mnie raczej nie wpuszczą do samolotu – Booth spojrzał na siebie. Biały t-shirt był cały poplamiony krwią, na spodniach również widniały rdzawe nacieki. Seeley wyjął z walizki czyste ubrania i powoli poszedł do sypialni. Po chwili Brennan mogła usłyszeć ciche przekleństwo. Wstała i zapukała w drzwi sypialni. Gdy weszła do pokoju Booth nieporadnie próbował pozbyć się koszulki.
- Może pomóc? - zapytała i nie czekając na odpowiedź podeszła i ściągnęła poplamioną koszulę. Booth był trochę zaskoczony, ale nie zaprotestował. Nie lubił czuć się nieporadny i być od kogoś zależny, ale teraz był właśnie w takim stanie. Tempe wzięła od Booth'a czystą koszulę i pomogła włożyć ją swojemu partnerowi, starając się przy tym nie spowodować kolejnych obrażeń. Mimo ran i zadrapań jakie zdobiły twarz Seeley'a, on nic nie stracił ze swojego uroku. To był ten sam Booth.
- Dziękuję – powiedział agent, kiedy Bones skończyła.
- Nie ma za co, w końcu jesteśmy partnerami i musimy sobie pomagać – odparła i uśmiechnęła się, Booth też się uśmiechnął.
- To prawda Bones. To prawda....

W SAMOLOCIE...

Samolot właśnie wjeżdżał na pas startowy. Wszyscy pasażerowie byli już zapięci i czekali, aż cudowna maszyna wzbije się w górę. Temperance Brennan siedziała przy oknie, obok po jej lewej stronie siedział Booth. FBI postanowiło po ostatnich przeżyciach zasponsorować swoim ludziom pierwszą klasę.
- Co zamierzasz zrobić z resztą urlopu? - zapytał Seely.
- Nic. Chyba wrócę do pracy.
- Ale masz jeszcze tydzień wolnego. To grzech takie marnotrawstwo.
- O ile się nie mylę, grzechem jest złamanie której z zasad z Dekalogu...
- To są przykazania Bones – przerwał jej agent.
- Niech Ci będzie, przykazań z Dekalogu. A resztę urlopu wykorzystam kiedy indziej.
- Czyli nigdy – skomentował Booth.
- A Ty masz zamiar udać się na urlop?- zapytała tym razem Bones.
- A po co?
- Spójrz na siebie. Nadwyrężony bark, rozcięta warga, szwy na twarzy, złamane dwa żebra...
- Dobrze Bones, spokojnie. Nie z takich rzeczy się wychodziło... Ale jeśli to Cię uspokoi to jak tylko wrócimy zrobię sobie jeden dzień wolnego.
- Na pewno?
- Tak.
- Po prostu uważam, że powinieneś odpocząć – powiedziała Tempe.
- I odpocznę, zobaczysz.
Na tym zakończyła się dyskusja dotycząca zdrowia agenta. Brennan wyjęła gazetę, którą zdążyła kupić na lotnisku, a Booth zasnął ze słuchawkami na uszach.

''Uprzejmie państwa informujemy, że za 15 minut lądujemy.''. Głos stewardessy popłynął z głośników.
- Nareszcie. Bo już znudziła mi się pozycja siedząca na tym fotelu – powiedział Booth.
- Lecimu pierwszą klasą.
- No i co z tego. Jetem cały obolały, a te siedzenia mi nie służą.
- Jako były żołnierz powinieneś być przyzwyczajony do ciężkich warunków – odparła Tempe i schowała gazetę.
- Tak się składa, że służąc w armii nigdy nie miałem okazji strzelać z samolotowego fotela. Ale zostawmy ten temat, bo jak się z Tobą zacznie to nie ma końca. Co ciekawego wyczytałaś w gazecie?
- To co zwykle.
- Bones, nie wiem co znaczy ''to co zwykle''.
- Katastrofy, trzęsienia ziemi, kryzys w gospodarce. Nic ciekawego – odparła Brennan, a Booth popatrzył na nią z niedowierzaniem – No co?
- To ja już nie wiem co powinni napisać, by było to godne Twojego zainteresowania.
- Po prostu nie mieli najnowszego numeru ''Times'a''.
- Ach....
''Proszę uprzejmie o zapięcie pasów. Podchodzimy do lądowania....''

C.D.N.

użytkownik usunięty
charlotte_12

baaardzo mi się podoba.
i czekam na ciąg dalszy :P

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Oooo ludzie! Teraz to ja oddycham z ulgą! :D Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy XD

charlotte_12

Napisałam kolejną część ale nie jestem z niej zadowolona, czegoś mi brakuje... :/
Ale to już pod wasz osąd...

Jakiś czas później Booth i Bones siedzieli w taksówce. Po drobnej kłótni jaka nastąpiła przed podaniem taksówkarzowi adresu pod, który ma najpierw się udać teraz Booth milczał a Bones w duchu tryumfowała. Ulice Waszyngtonu mimo późnej pory tętniły życiem. Blask ulicznych latarni padał na twarze partnerów, którzy patrzyli na obrazy za oknem. W końcu samochód się zatrzymał.
- Proszę chwilę poczekać – powiedziała Brennan i ruszyła za swoim partnerem, który zdążył już wysiaść.
- Mówiłem by najpierw odwieźć Ciebie. Ja sobie poradzę – powiedział Booth i nieporadnie wziął bagaż.
- Właśnie widzę. Powinieneś się oszczędzać a nie udawać mitologicznego Herkulesa.
- Nie udaję. Po prostu twierdzę, że nic mi nie jest ssssss..... - grymas bólu wykrzywił twarz Seeley'a gdy ten założył jedną torbę na ramię.
- Widzisz... Booth, proszę to dla Twojego dobra.
- Chcesz mi załatwić pielęgniarkę? Bones daj już spokój... - agent skierował się do mieszkania, a Bones stała obok samochodu i patrzyła jak jej partner znika za drzwiami.
Gdy tylko Booth wszedł do mieszkania zrzucił maskę nieśmiertelnego. Nie mógł dłużej udawać, że jest dobrze. Nie było. Nie czuł się tak od dawna i nie było spowodowane to tylko złym stanem zdrowia i bólem fizycznym jaki teraz odczuwał. Było mu źle za takie potraktowanie Tempe. Ona się o niego martwiła, a on nie potrafił tego docenić. Na dodatek cały czas miał w pamięci wydarzenia sprzed kilkunastu godzin. Co by się stało, gdyby nie miał przy sobie broni? Co by się stało z Bones? Postawił walizki i usiadł na kanapie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
''Kogo tam niesie?'' pomyślał. Ostrożnie się podniósł i powolnym krokiem podszedł do drzwi. Gdy je otworzył zobaczył Temperance. Stała sama, a obok niej leżał jej bagaż.
- Co Ty tu robisz?
- Przepraszam, ale nie mogłam Cię zostawić samego....
Booth odsunął się i wpuścił ją do środka. Temperance po raz pierwszy nie wiedziała jak ma się zachować. Chciała pomóc, tak jak to zawsze robił Booth, ale nie była do końca pewna jak zareaguje na to jej partner.
- To miło z Twojej strony, ale naprawdę cytując ''Umiem o siebie zadbać'' – powiedział Seeley i słaby uśmiech zagościł na jego twarzy. To właśnie chciała ujrzeć Tempe, ten jego uroczy uśmiech.
- Pomyślałam sobie, że może przyda Ci się drobna pomoc, na przykład przy zmianie opatrunków, bo wątpię byś sam sobie z tym poradził. Zwłaszcza, że część z nich jest umiejscowiona na plecach.
Agent spojrzał na nią. W jej oczach dostrzegł troskę. Nie chciał jej zranić.
- OK. Jeżeli chcesz możesz zostać, ale chyba nie będziesz miała zbyt dużo do roboty...
- Nie przejmuj sie tym, ja się wszystkim zajmę a Ty odpoczywaj. Połóż się do łóżka i proś o co chcesz – Bones była wyraźnie przejęta – właśnie, może chcesz coś do picia, jedzenia, może jakiś film....
- Bones – agent położył swoje dłonie na jej ramionach – dziękuję, ale na razie mi nic nie trzeba. Ale chyba rzeczywiście pójdę się położyć.
Tempe przytaknęła.
- To ja sobie pościelę na kanapie...
- Bones nie wygłupiaj się, przecież już razem spaliśmy. Ufamy sobie przecież, prawda?
- Prawda – wyszeptała i uśmiechnęła się.

Booth przebudził się w środku nocy. Wydawało mu się, że słyszy jakiś dźwięk. Otworzył oczy, spodziewał się że zobaczy zarys sylwetki swojej partnerki śpiącej obok niego, lecz miejsce obok niego było puste. ''Gdzie Ona jest?'' pomyślał i usiadł na łóżku. Nie paląc światła po cichu wyszedł z sypialni. W salonie było ciemno, ale Booth zauważył drobną postać skurczoną na kanapie. Do jego uszu dotarł cichy szloch.
- Temperance – powiedział, a jego partnerka zastygła.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytała starając się, by nie było słychać że płakała.
Seeley podszedł do niej i usiadł obok. Tempe nie spojrzała na niego wzrok miała utkwiony w podłodze. Booth delikatnie podniósł jej podbródek, zmuszając ją tym samym by spojrzała na niego. Jej oczy były szklane.
- Czemu płaczesz? - wyszeptał. Bones nigdy nie płakała, nie okazywała swoich emocji. Dlatego jej łzy były czymś wyjątkowym, czymś co sprawiało, że Seeley było gotów zrobić wszystko by im zapobiec.
- Nie ważne, ja... - przerwała, nie wiedziała czy dalej mówić, postanowiła jednak wszystko z siebie wyrzucić.
- Kto jest winny tych łez, Bones? Kto sprawił, że płaczesz...
- Ty.
Seeley zamarł, ale nie odwrócił wzroku. Patrzyli na siebie w milczeniu.
- Ja?
- Nie wiesz co ja przeżywałam kiedy ten mężczyzna celował do Ciebie z broni. Myślałam, że to naprawdę koniec, że już nie będzie fałszywego pogrzebu a prawdziwy, którego bym nie przeżyła. Nie zniosłabym tego... - słowa same przychodziły, a Booth słuchał ich uważnie - ...a potem ta ulga, że żyjesz, że nic Ci nie jest.... Tylko dlaczego nigdy nie chcesz sobie pomóc?! Czemu zawsze chcesz być twardy?! Czemu?! Ja nie chcę znów.... Nie chcę żyć w świecie bez Ciebie... Już nie potrafię....
Booth był zaskoczony tym co usłyszał. Jego partnerka, jego Bones otworzyła się przed nim. Wiedział jednak, że to za wcześnie...
- Mój świat nie istnieje bez Ciebie, Temperance...
Bones wtuliła się jego pierś, a Booth przytulił ją. Wiedział, że zrobili duży krok na przód.

Z porankiem przyszła nowa nadzieja, znikła obawa i smutek. Pozostała przyjaźń i zaufanie. Bones i Booth obudzili się, leżąc obok siebie. Ich twarze były zwrócone do siebie, a na ustach widniał uśmiech.
- Jak się dzisiaj czujesz? - zapytała Brennan, gdy jakiś czas później pomagała swojemu partnerowi robić śniadanie.
- Lepiej, już mnie nie bolą żebra, a rany też pewnie niedługo się zagoją...
- Pokaż – antropolog bez żadnego uprzedzenia podeszła do swojego partnera i podwinęła mu koszulkę.
- Bones, co Ty robisz?! - zapytał zdezorientowany.
- Oglądam Twoje plecy – odparła – Bandaże się trzymają, więc chyba nie musimy ich na razie zmieniać...
- Też tak sądzę...
- Nie wiem czemu tak nie lubisz wszystkiego co ma związek z opieką medyczną. Może mi to wyjaśnisz?
- Tu nie ma żadnego związku...
- Booth! - spojrzała na niego groźnie – możesz mi powiedzieć.
- Tylko, że nic nie ma do mówienia.
- Nie jestem dobra z psychologi, ale jeszcze wiem kiedy kłamiesz. O co chodzi?
Booth zawahał się. Czy to, że jej powie będzie miało jakiś sens? Co to da?
- Po prostu nie lubię jak ktoś się nade mną lituje.
- Booth, pomoc to nie litość.
- Matko! Bones czy Ty zawsze musisz być taka dociekliwa?
- Uczę się od mistrza – odpowiedziała, a Seeley spojrzał na nią – No więc...
Booth wiedział, że tym razem nie wygra. Zostawił chleb, który właśnie kroił i poszedł do salonu. Tam usiadł na kanapie, po chwili dołączyła do niego Temperance.
- Chodzi o to, że....wiesz kim jest mój ojciec, prawda?
Bones przytaknęła.
- Kiedy byłem mały, czasami zdarzało się, że ojciec wypijał dużo, bardzo dużo i nie panował nad sobą. Wtedy wpadał w szał, amok i nic się nie liczyło... nic... musiał się wyładować na kimś...tak, by pokazać swoją siłę, dominację.... przeważnie trafiało na mnie...
- Booth....- zaczęła antropolog lecz Seeley pokazał je gestem, by pozwoliła mu dokończyć.
- Te jego napady zawsze kończyły się, tym że chodziłem z opatrunkami, z bandażami.... Potem wszyscy na ulicy, w szkole wytykali mnie palcami... śmiali się... Ten ich wzrok....Teraz to może śmieszne, ale wtedy wcale tak nie było. Niektórzy patrzyli z litością na mnie....Biedne dziecko... Dlatego tak nie lubię, kiedy ktoś się nade mną lituje, nie lubię tracić kontroli na sytuacją, nie cierpię... - agent zacisnął dłonie w pięści.
Bones nie wiedziała co powiedzieć, dlatego tylko wzięła dłoń swojego partnera i mocno ją uścisnęła. Booth spojrzał na nią. Nie musieli nic mówić. Doskonale wiedzieli, że ta druga osoba rozumie wszystko.

C.D.N.

charlotte_12

ŚWIETNE, Charlotto!
ja wiem, czego brakuje.... ;)
ale zaczekam, może kiedyś to nastąpi ;D

użytkownik usunięty
piegza

Doskonałe.! :D
zawsze po Twoim opowiadaniu się dalszego ciągu nie mogę doczekać .:D

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones