PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=476848}

Gra o tron

Game of Thrones
8,8 381 104
oceny
8,8 10 1 381104
7,3 26
ocen krytyków
Gra o tron
powrót do forum serialu Gra o tron

REGULAMIN:

1. Gra dzieli się na tury, którymi określamy czas jaki gracze mają by odpowiedzieć na post
Mistrza Gry. Czas na odpowiedź to 48 godzin od czasu opublikowania przez Mistrza swojego
postu.

2. W przypadku gdy Gracz wie, że nie będzie w stanie mógł odpowiedzieć w określonym terminie
zgłasza to na prywatną wiadomość do Mistrza Gry lub pod tematem rekrutacja, gdzie odbywać
się będzie dyskusja na temat gry. Zaoszczędzi nam to zbędnego czekania na ostatnią chwilę i
ułatwi rozgrywkę.

3. Jeśli wszyscy gracze swoje posty zamieszczą szybciej niż zakładany czas czyli 48 godzin,
kolejny post Mistrza Gry również pojawi się szybciej by zachować dynamikę rozgrywki.

4. Jeśli Gracz bez wyjaśnionych przyczyn nie publikuje swoich postów na czas Mistrz Gry ma
prawo jego bohatera ukarać a nawet uśmiercić, postać usuwając z rozgrywki.

5. Piszemy poprawną polszczyzną i staramy unikać błędów ortograficznych, gramatycznych
interpunkcyjnych. Dialogi zaczynamy od myślnika jak to ma miejsce w powieściach i
opowiadaniach.

6. Niedbalstwo językowe również może zostać ukarane przez Mistrza Gry.
7. Zaczynając swoje posty pod tekstem podpisujemy drukowanymi literami nazwisko swojej
postaci:
Przykład:

GERORD SELMY
W końcu ruszyliśmy z Czarnego Zamku. Dwudziestu ludzi, zwiadowcy, zarządcy, budowniczy,
którzy mieli niebawem zamieszkać w Nocnym Forcie.

8. Posty Mistrza Gry są pisane w czasie przeszłym, w trzeciej osobie. Gracz powinien swoje posty
opisywać w czasie teraźniejszym, w pierwsze osobie, choć nie jest to konieczny wymóg. Jeśli
ktoś nie potrafi się odnaleźć w takiej formie pisania, może publikować posty w czasie przeszłym,
obowiązkowo jednak w pierwszej osobie.

9. Zabronione jest opisywanie przez gracza działań innych postaci, które jeszcze nie miały
miejsca, lub wkładanie w ich usta swoich własnych dialogów. W trakcie rozgrywki jeśli wasze
postacie chcą pewnie sprawy przegadać, przebieg dialogu wygląda tak.
Przykład:

GERORD SELMY
- A więc maestrze Aemonie mam kilka pytań – siadam naprzeciwko starca i zaczynam z nim
rozmowę. Najpierw pytam o Innych. Czy są ty legendą czy jest w tym co mówią jakieś ziarno
prawdy. Kiedy mi odpowiada, zadaje ostatnie pytanie
- A czy chociaż wiemy jak ich pokonać?

MAESTER AEMON
- Szczerze mówiąc chłopcze nikt tego nie wie – odpowiadam – Z czasem trudno oddzielić
legendę od historii.
Zapytany o to jak ich pokonać kręcę głową.
- No cóż, podobno skuteczne jest smocze szkło, ale ile w tym prawdy? Powiedz mi dlaczego
pytasz Gerordzie?

GERORD SELMY
Zastanawiam się chwilę nad odpowiedzią, po czym mówię.
- Po prostu ostatnio mam strasznie dziwne sny. A ta karlica, którą spotkałem opowiadała, że
jakieś pradawne Zło budzi się na krańcu świata

WAŻNE!!! Jedna tura nie oznacza, że możecie opublikować tylko jeden post. Jak widzicie, na
przykładzie powyżej Gerord opublikował dwa posty a mógłby i 10 gdyby np. w dalszym prowadził
konwersację z drugim graczem, który wciela się w Aemona.

10. Nie możecie również pisać dialogów postaciom pobocznym (w branżowym skrócie NPC),
którymi kieruje i ich działania opisuje Mistrz Gry. Na przykład jeśli macie jakieś pytania do
swojego dowódcy, którym kieruje Mistrz, zadajecie je i czekacie na odpowiedź. To samo dotyczy
innych działań. Nie możecie opisywać reakcji postaci pobocznych na wasze działania np. „Ser
Gerord był zdumiony gdy zobaczył jak oddaję celny strzał prosto mieczy oczy dzikusa”. O tym jak
się zachowują postaci drugoplanowe w waszym otoczeniu decyduje wyłącznie Mistrz Gry.
Oczywiście, po wykonaniu przez NPC akcji możecie komentować i oceniać oraz reagować.
Przykład:

MISTRZ GRY:
Ser Gerold widząc, że Gracz próbuje wystrzelić w kierunku Dzikiego, doskoczył do niego i w
ostatniej chwili trącił łuk tak, że strzała pofrunęła gdzieś wysoko, nad zarośla mijając cel. Dziki
korzystając z okazji rzucił się do ucieczki i po chwili zniknął w lesie.

GRACZ:
Jestem zszokowany zachowaniem Gerorda o patrzę na niego dając do zrozumienia, że chętnie
bym mu przyłożył. Co ten gnojek zrobił, przecież miałem go już na muszce!
- Jesteś głupcem Selmy! – wrzeszczę mu prosto w twarz i czekam na jego reakcję – G….o mnie
obchodzi, że jesteś dowódcą, nie miałeś prawa tego robić!
Jeśli mnie uderzy to z pewnością mu oddam i to dwa razy mocniej.

MISTRZ GRY:
Gracz był wściekły i gotowy rzucić na Gerorda z pięściami. Gdy ten zaczął go wyzywać i podważać
w obecności grupy jego autorytet, Gerord zamachnął się i uderzył go pięścią w twarz. Gracz nie
próbował zrobić uniku. Przyjął cios, zachwiał się lecz utrzymał równowagę po czym postanowił
zrewanżować tym samym (Tutaj decyzja Mistrza Gry o powodzeniu akcji. Jeśli Gracz jest ma
dobre statystki szybkości i siły to rezultat wyglądać będzie tak). Wyprowadził szybki cios a Selmy
nie miał czasu na reakcję. Dostał w szczękę i padł zamroczony na ziemię.

11. Powyższy przykład to kolejna żelazna reguła gry. NIGDY NIE OPISUJECIE REZULTATÓW
SWOICH DZIAŁAŃ, LECZ TYLKO ZAMIARY. CO BYM ZROBIŁ i JAKBYM TO ZROBIŁ. Istnieją
jeszcze różne bardziej skomplikowane modyfikacje typu „Co zrobię jak moje działanie się nie
uda”.

Przykład:

GRACZ:
Jestem zszokowany zachowaniem Gerorda I patrzę na niego dając do zrozumienia, że chętnie
bym mu przyłożył. Co ten gnojek zrobił, przecież miałem go już na muszce!
- Jesteś głupcem Selmy! – wrzeszczę mu prosto w twarz i czekam na jego reakcję – G….o mnie
obchodzi, że jesteś dowódcą, nie miałeś prawa tego robić!
Jeśli mnie uderzy to z pewnością mu oddam i to dwa razy mocniej. A jeśli nie trafię odwrócę się i
po prostu sobie odejdę gdzieś dalej by ochłonąć.

MISTRZ GRY:
Gracz był wściekły i gotowy rzucić na Gerorda z pięściami. Gdy ten zaczął go wyzywać i podważać
w obecności grupy jego autorytet, Gerord zamachnął się i uderzył go pięścią w twarz. Gracz nie
próbował zrobić uniku. Przyjął cios, zachwiał się lecz utrzymał równowagę po czym postanowił
zrewanżować tym samym (Tutaj decyzja Mistrza Gry o powodzeniu akcji. Gracz ma słabe
statystyki szybkości i siły). Wyprowadził szybki cios jednak Selmy z łatwością się uchylił. Gotowy
był skontrować, lecz ku jego zaskoczeniu Gracz zrezygnował z dalszego ataku, odwrócił się i
ruszył przed siebie a po chwili wściekły zniknął wszystkim z oczu.

12. Gracze nie mogą się wzajemnie atakować i pojedynkować, chyba że sami ustalili to między
sobą (i zgłaszają Mistrzowi Gry), lub jeden z graczy podał Mistrzowi Gry rozsądne argumenty, za
taką opcją.

13. Pojedynki mogą trwać nawet kilka tur, zwłaszcza te skomplikowane, gdy przeciwnik jest
liczebny lub trudny do pokonania.

14. Podobnie jak w innych przypadkach gracz nie opisuje wyniku ani rezultatu swoich ataków lub
uników, lecz opisuje co i jakby zrobił atakując przeciwnika lub się przed nim broniąc. Może
również opisywać możliwe kontry, czyli przejścia z obrony do ataku itp.

15. Rezultat działań Mistrz Gry opisuje na podstawie statystyk bohaterów oraz jej talentów
specjalnych, wad, cech charakteru.

16. W przypadku gdy wynik działań postaci jest niejasny lub trudny do ocenienia, Mistrz Gry
decyduje o wyniku rzutem kością.

17. Rzut kością i ustalenie sukcesu lub porażki polega na określeniu poziomu trudności
wykonywanej akcji. Najwyższy poziom trudności wynosi 10, najniższy 1. Gracz osiąga sukces
gdy wynik rzutu jest wyższy lub równy określonemu poziomowi trudności.

Przykład:
Gracz postanowił skoczyć przez sześciometrową rozpadlinę na drugą stronę skały. Jest to
ryzykowny wyczyn mogący skończyć się śmiercią. O sukcesie będzie decydowały współczynniki:,
szybkość (rozbieg) i siła (wybicie się). Współczynniki w tym przypadku dzielone są na dwa,
różnicę zaokrągla się na niekorzyść gracza w dół. Poziom trudności takiego skoku Mistrz Gry
określa na 8 (albo i więcej jeśli gracz ma lęk wysokości). Współczynnik gracza po podzieleniu
atrybutów (Siła 5) (Szybkość 4) wynosi 4. Gracz na kostce k6 (sześć oczek) musi wyrzucić 4 lub
więcej by wykonać udany skok. Każdy inny wynik oznacza porażkę.

18. POJEDYNKI. W przypadku pojedynku gdy przeciwnik również prezentuje wyrównany poziom
lub jest silniejszy, Mistrz Gry rzuca kością. Nie określa poziomu trudności, lecz opiera się na
statystykach przeciwnika z którym walczy bohater. Rzuca kością zarówno dla sukcesu
przeciwnika jak i bohatera.

Przykład:

MISTRZ GRY:
Clegane rzucił się na Gracza, który nie mając dokąd uciec przytulił się do ściany, ściskając topór.
Olbrzym uniósł swój miecz, po czym oddał cios.

GRACZ
Clegane zbliża się a ja nie mam gdzie uciec. Widzę jak podnosi miecz a potem oddaje cios w
moim kierunku. Nie pozostaje mi nic innego jak odbić klingę, unoszę więc topór, gdy ostrze
spada na mnie. Jeśli uda mi się sparować cios, od razu przejdę do kontry i spróbuje uderzyć go
w korpus.

ocenił(a) serial na 9
Sayeer

NOCNY FORT

Ooa zaczął uciekać przed mężczyzną z toporem. Ten jednak wydawał się niezainteresowany architektem, całą swoją uwagę skupił na czołgającej się po śniegu dziewczynce. Ooa dobiegł do Selmego i bliźniaka. Selmy zdążył chwycić rzucony wcześniej cyrkiel i próbował przeciąć skrępowane sznurem nadgarstki. Daremnie. Jako, że był zakneblowany, nie mógł wydać rozkazu, widząc jednak dobiegającego architekta wydał stłumiony krzyk, dając znak by ten mu pomógł się uwolnić. Na nogach wciąż miał założone kajdany przypięte łańcuchem, ruchem gałek ocznych wskazał najpierw na cyrkiel a potem na zamek w kajdanach.

Wieśniak z toporem wybiegł z lasu, przebiegł obok jeńców i Ooa po czym rzucił na dziedziniec. W tym czasie strażnicy kryjący się za wozem zdecydowali się w końcu na atak. Maegor dał sygnał po czym ruszył do przodu. Jego celem było uwolnienie zakładników i dobranie się do Rattnera, więc postanowił uniknąć bezpośredniego starcia z topornikiem, który już był kilka kroków od dziewczynki.

Awart popędził za dowódcą. Był jednak zbyt daleko by zdążyć dobiec do Syllene przed napastnikiem. Za nim biegł Myron Rogostopy gotowy wesprzeć go w walce.
Marc Cave naciągnął cięciwę łuku i oddał strzał w kierunku topornika. Podobnie jak Alan Frey czający się w jednej z wież na zamku.
O ile Frey chybił , Cave był bardziej skuteczny. Strzała poszybowała w stronę biegnącego wieśniaka trafiając go w udo. Mężczyzna padł na jedno kolano, co na chwilę go spowolniło. Ryknął wściekle, podniósł się z ziemi po czym rzucił toporem w stronę nadbiegającego Awarta.

Awart słusznie założył, że topór może służyć wrogowi jako broń miotana. Pilnie obserwował każdy ruch, więc kiedy ten cisnął toporem, chłopak rzucił się w bok robiąc unik. Przeturlał po ziemi natychmiast wstając na nogi, usłyszał jednak za plecami przeciągły jęk.

Odwrócił się. Myron Rogostopy stał zszokowany, w czoło miał wbite żelazny obuch, buchnęła krew. Kat padł na ziemię martwy.

Syllene widząc Awarta podniosła się z ziemi i zaczęła biec w jego stronę. Wieśniak nie rezygnował z pościgu, ruszył za dziewczynką wyciągając z nogi strzałę, która teraz była jego jedyną bronią. Cave wypuścił kolejną strzałę, lecz tym razem napastnik zaczął biec zygzakiem więc strzała świsnęła obok.
Syllene dobiegła do Awarta i chowając za jego plecami, jednak napastnik był już tuż za nią, rzucając na strażnika ściskaną w ręce strzałą. Uderzenie kijem go nie powstrzymało, całym ciężarem swojego ciała rzucił się na strażnika przyduszając go do ziemi. Uniósł grot strzały, gotowy zanurzyć w głowie strażnika…

Hames, mimo rany zadanej nożem zdołał podnieść się i ruszyć w kierunku fortu. Zauważył jak wieśniak ściga dziewczynkę, a następnie rzucając toporkiem zabija jednego ze strażników. Dziewczynce udało się uciec do jednego z Czarnych Braci, wieśniak jednak zdążył go powalić na ziemię i zaatakować wyrwaną z uda strzałą.
Od Awarta dzieliło go kilkadziesiąt kroków, znacznie bliżej Hames’a znajdowali się zakładnicy Rattnera, przy których zjawił się już czarny architekt a kolejny strażnik (Maegor) już dobiegał na miejsce.

Timmy Duch ruszył w kierunku przeciwników, którzy widząc napastnika natychmiast zaczęli posyłać w jego kierunku strzały. Zwiadowca przeturlał się w stronę drzewa, potem ruszył dalej, znów wykonując ten sam manewr. Był coraz bliżej, gotowy w każdej chwili zaatakować.
Solitaire poszedł za jego przykładem i również unikając strzał zaczął zbliżać do napastników, którzy nie rezygnując ostrzeliwali zakątek lasu, gdzie kryli się zwiadowcy.
Chowając się za kolejnym drzewem Timmy i Solitaire nagle usłyszeli potworny ryk.
Wychylili się i zauważyli jak sokół Solitaite’a dopada do Rattnera, wbijając się szponami w jego twarz. Rattner wrzeszczał próbując odpędzić ptaszysko, jego ludzie rzucili się by mu pomóc, jednak sokół wzbił się w powietrze, ponad zasiąg ich ramion.
To była dobra okazja do ataku, zwiadowcy znów ruszyli do przodu.
Wtedy jednak stało się coś nieoczekiwanego. Rattner trzymając się za zmasakrowaną twarz, nagle dziwne zamilkł. Gdy Timmy dobiegał do kolejnego drzewa, nagle sokół spadł na niego, rozczapierzając szpony wymierzone prosto w jego oczy.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA
Przede wszystkim z pomocą noża postaram się rozciąć skórzany pasek od knebla który tkwi w ustach Selmy`ego.
Jak widać walka się już rozpoczęła, jednak póki co mnie nie dotyczy, oswobodzony Selmy będzie zapewne większym wzmocnieniem dla naszych braci niż gorączkujący jednoręki kaleka...
Zaczynam majstrować przy zamku. W moich młodzieńczych czasach gdy byłem na wychowaniu u Pelpta, ten zapewniał mi jeden posiłek dziennie i podstawowe warunki do egzystencji. By uciułać trochę grosza i zdobyć jakieś jedzenie musiałem włamywać się na zaplecza sklepów i okradać zwykłych ludzi, w tym mojego mistrza. Mam nadzieje że dawna nauka "nie poszła w las" i uda mi się uporać z tym zamkiem, choć nie wątpliwie utrudnia mi sprawę to że nie mam ręki... Łańcuch wygląda na pordzewiały i już mocno sfatygowany, także kto wie...

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

Na wstepie przepraszam za brak polskich znakow, mam nieco problemow z komputerem, ale na szczescie przynajmniej moge kontynuowac udzial w zabawie. :)
Mam nadzieje, ze nikogo nie bedzie to razic bardziej niz mnie.

MARC CAVE

Ale jestem wsciekly! Choc celowalem w korpus, pierwszy strzal mozna zaliczyc do nawet udanych. Powinien wyraznie spowolnic i oslabic przeciwnika. Nie namyslajac sie dlugo naciagnalem cieciwe z nowa strzala i chcialem dobic rywala, gdy na linii strzalu pojawil sie Awart! Przez pare sekund wrecz kipialem ze wscieklosci, obserwujac jego plecy, za ktorymi nieswiadomie bezpieczne schronienie znalazl nasz wrog. Zaraz potem postanowilem zmienic nieco swoje polozenie, lecz musialem uwazac, zeby nie narazic sie na ostrzal ani zaden inny atak. Niestety, zanim cokolwiek udalo mi sie osiagnac, moj cel znalazl sie z Awartem w parterze.

Znow nie zdolam oddac strzalu, sa za nisko, a do tego zbyt blisko siebie. Pozostaje mi jedynie czekac i miec nadzieje, ze to Awart bedzie tym, ktory zdola wstac o wlasnych silach. W przeciwnym wypadku, bede w pogotowiu, zeby nafaszerowac tego drania kolejnymi strzalami.
Oczywiscie obserwuje tez sytuacje u pozostalych, bo moze sie okazac, ze moj udzial bedzie potrzebny zanim rozwiaze sie kwestia walki Awarta.
Jesli nie uslysze odglosow zazartej walki, to nie zamierzam wychodzic ze swojego ukrycia na otwarta przestrzen, ale bez wahania zastrzele kazdego wroga, ktory tylko nieopatrznie znajdzie sie w moim zasiegu.

killer83_2

HAMES

Wydarzenia nabrały tempa. Od strony fortu pojawili się kolejni strażnicy. Próbując zatrzymać pędzącego topornika, niektórzy z nich posłali w jego stronę strzały z łuków. Przeciwnik gnał jednak dalej do przodu, jakby wiedział, że jego jedyną szansą na przeżycie, jest dostanie w swoje łapska dziewczynki. Szybciej do dziecka dotarł i pochwycił ofiarnie jeden ze strażników. Chwilę potem został jednak przewrócony na ziemie przez rozpędzonego przeciwnika, który zamiast topora dzierżył tym razem w ręce fragment strzały.

Jestem za daleko, by szybko do nich dotrzeć. Poruszam się jednak dalej w ich stronę, chodź sił mam już coraz mniej.

ocenił(a) serial na 1
killer83_2

MAEGOR SNOW

Przecinam więzy krępujące zakładników, ale łańcuch wygląda na zbyt mocny, żeby mój miecz sobie z nim poradził. Trzeba się zdać na cyrkiel Ooi. Chwilowo nie ma nikogo w pobliżu, ktoś jednak musi osłaniać architekta. Rozglądam się, szukając najbliższego przeciwnika, bo nie mogę stać bezczynnie. Wszyscy zebrali się teraz wokół Rattnera, i tak nie dałbym rady się teraz do niego dostać. Zaraz jednak na pewno się rozproszą. Staram się być na tyle blisko Ooi i zakładników, żeby w razie czego móc ich ochronić i wybieram na cel najbliższego z ludzi Rattnera. Samym Szczurzym Lordem zajmę się później.

killer83_2

Dzięki mojej szybkości i zwinności staram się zrobić unik przed nadchodzącym atakiem opętanego sokoła. Dodatkowo zasłaniam twarz sztyletami, które ochroniłyby moją twarz. Po odparciu pierwszego ataku spróbuję skontrować i unieruchomić sokoła, jeśli będzie to konieczne zabijam go i liczę że Solitair mi wybaczy ...
Jęsli się uda jestem czujny w stosunku do wrogów.

wronio

Duch*

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SOLITAIRE

Niedowierzanie walczyło z wściekłością. Warg! To ścierwo jest cholernym wargiem! Widzę, że Duch wyciąga swoje sztylety
- Nie waż się go tknąć - warknąłem zbierając sie do biegu jednocześnie zawiązując pętle na linie ściągnietej z pleców - zabij tego szczura, prawdopodobnie jest już ślepy!
Spróbuję zarzucić na ptaka linę i ściagnąc go ku ziemi, uratowanie go jest ważniejsze niż zarżnięcie wroga. W duchu kolejny raz przeklinam Beliego oraz tych tchórzy ze straży, zauważyłem, że sokół nie ma już wiadomości przyczepionej do stopy, to znaczy, że ją odczytali i zwyczajnie zignorowali. Policzę się z nimi później, jeśli ucierpi przez to on ucierpi zabije odpowiedzialnych za to strażników. Ale to później, teraz spróbuję go unieruchomić.

ocenił(a) serial na 9
Aegish

NOCNY FORT

Ooa choć pozbawiony lewej ręki, jako architekt i budowniczy dobrze znał się na mechanizmach zamków. Podczas gdy Maegor Snow zaczął rozcinać knebel na ustach Gerolda Selmy, architekt starał się za pomocą cyrkla otworzyć zamek kajdan. W końcu zamek puścił a kajdany zaciśnięte na stopie dowódcy się otworzyły. Jednocześnie Maegor przeciął knebel i rozejrzał za najbliższym przeciwnikiem.
Wieśniacy skryci byli za drzewami skąd dochodził blask zapalanych strzał wystrzeliwanych w zachodnim kierunku. Wydawali się stracić zainteresowanie zakładnikami i tym co dzieje w Nocnym Forcie.
- Dajcie mi jakąś broń! – krzyknął rozwścieczony Selmy po czym spojrzał na przerażonego bliźniaka – Jego uwolnimy jak rozprawimy się z tymi sku….synami!

Awart leżał przygnieciony ciężkim cielskiem wieśniaka, który próbował wbić grot strzały prosto między jego oczy. Syllene wrzasnęła coś w kierunku napastnika, ten jednak w morderczym szale nie zwracał na nią uwagi. Młody budowniczy próbował się bronić, trzymając przegub ręki w której wróg trzymał strzałę. Był słabszy i tylko chwila dzieliła go od śmierci, w pewnym momencie jednak napastnik usłyszał za plecami odgłos kroków.
Hames biegł w jego stronę uzbrojony w miecz. Wieśniak widząc strażnika niewiele myśląc podniósł się posyłając Awartowi soczysty kopniak w żebra. Awart poczuł przemożny ból, odebrało mu dech w piersiach a w oczach zamigotały gwiazdy.
Napastnik podniósł kij, którym wcześniej walczył Awart i z rykiem rzucił w stronę Hamesa, który po jednak po tym jak został ugodzony nożem, nie był już tak szybki i zwinny więc szanse wydawały się wyrównane…
Wieśniak zaczął wściekle młócić kijem w powietrzu, chcąc za wszelką cenę trafić Hames’a.

Marc obserwował wszystko z oddali, ukryty za wozem, licząc, że w końcu uda mu się oddać kolejny celny strzał. Niestety w chwili gdy wieśniak zaatakował Awarta widok zasłoniła mu Syllene, która stanęła na linii strzału. Teraz jednak Cave zauważył, że wieśniak podniósł się z ziemi po czym ruszył z kijem na mężczyznę w płaszczu Nocnej Straży, którego zarządca jednak nie kojarzył.

Timmy zasłonił twarz dodatkowo broniąc się sztyletami. Sokół atakował , Duch usłyszał wrzask Solitaire’a który zabronił mu krzywdzić zwierzę. Nawet jeśli kompan by go nie posłuchał sokół skutecznie unikał ostrzy jego sztyletów. Szponami rozszarpał skórę na głowie Ducha, a gdy ten próbował odpędzić ptaszysko to wzniosło się ponad zasięg jego ramion i znów spikowało zajadle atakując strażnika.
Solitaire skupił się na tym by ratować swojego skrzydlatego kompana. Udało mu się zarzucić linkę, która zacisnęła się na opierzonej szyi ptaka. Pociągnął linkę do siebie, sokół zamachał wściekle skrzydłami lecz strażnikowi udało się go ściągnąć ku ziemi.
Skupiony na sokole Solitaire nie zauważył kolejnych nadlatujących strzał. Tym razem odsłonięty poczuł jak jedna z płonących strzał wbija mu się w ramię a następnie płaszcz zajmuje się ogniem.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

Odetchnąłem z ulgą po ściągnięciu sokoła na ziemię i unieruchomieniu go gdy poczułem uderzenie w ramię i o dziwo - gorąco. Klne wściekle, chwila nieuwagi i skupienia na czymś innych kosztowała mnie zarobioną strzałę. Co prawda wydaje się, że strzała nie wbiła się zbyt głęboko, ale miejscowo płaszcz zajął się ogniem. Spróbuję szybko zdjąc go i odrzucić zanim ogień się rozprzestrzeni. Wiem jednak, że jestem teraz łatwym celem dla łuczników, musi mi to zająć jak najmniej czasu. Przelotem rzucam spojrzeniem w stronę Ducha, wydaje się, że jego rany są powierzchowne, krzyczę więc do niego, by zajął na chwilę łuczników.

ocenił(a) serial na 10
Aegish

SOLITAIRE*

killer83_2

HAMES

Trzymam miecz nisko, w jednej dłoni, to w której w tym przypadku uzależniam od przeciwnika, choć silniejszą mam lewą rękę. Mam świadomość tego, że rywal ma ranną nogę. Jeżeli osłabiony jest z prawej strony przekładam miecz w lewą rękę, kiedy lewa noga, to miecz analogicznie przełożę do prawej dłoni.

Pewniej byłoby trzymać oręż w dwóch dłoniach, parować ciosy i wyprowadzać kontry, silnie uderzając w rywala, przełamując przy tym jego obronę. Teraz jednak nie będę tak walczył.

Kiedy przeciwnik kieruje się w moją stronę, udaje nagłe osłabnięcie i opadam na jedno kolano, opierając się dłonią o ziemie. Nie ukrywam swej rany. Niech myśli, że to z tego powodu, chodź niewiele brakuje by tak naprawdę było. Staram się nie wzbudzić podejrzeń wroga co do swych intencji. Dobrze jest kiedy rywal czuje się pewnie… Zbyt pewnie i atakuje myśląc, że panuje nad sytuacją i tylko chwila dzieli go od wygranej. Nie mogę wdać się w pojedynek, mimo swego wyszkolenia nie dam rady, przez ranę opadnę z sił, co już się powoli dzieje.

Czekam cierpliwie, na ruch przeciwnika, nie ukrywając grymasu bólu na twarzy. W tym czasie, kiedy wróg zbliża się do mnie, w dłoń, którą opieram się o ziemie, zgarniam trochę piasku. Kiedy tylko rywal spróbuje ugodzić mnie swą nową bronią, nie wiem na ile skutecznie, ale spróbuje lekko zdekoncentrować go, sypiąc piasek prosto w jego oczy. Drugą rękę trzymającą miecz, skieruje prosto w ranne miejsce rywala i ostro zakończonym czubkiem oręża, ugodzę przeciwnika.

Na koniec, nie wyprowadzę kolejnych ciosów, tylko cofnę rękę i odskoczę jak najdalej, to samo każąc zrobić znajdującemu się blisko strażnikowi i dziewczynce.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

"UFFF..." wzdycham z ulgą patrząc się na Selmyego który aż rwie się do walki. Silna osobowość jest nam w tym momencie bardzo potrzebna.
- Tylko to mogę ci dać ! - Podaję karstarkowy nóż dowódcy.
- Ja w między czasie postaram się uwolnić Uricka, w boju pożytek ze mnie żaden...

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

MARC CAVE

Niech to szlag, wszyscy mi przeszkadzają w strzelaniu, Gdyby nie to (w połączeniu z beznadziejną celnością Freya), nasz jedyny przeciwnik już leżałby martwy.
Widzę kątem oka, że Ooa i Snow uwolnili i uzbroili Selmy'ego, więc mamy już dwóch mocnych graczy, którzy zwiążą w walce ludzi Szczura. Zaskakuję sam siebie i postanawiam podjąć większe ryzyko i aktywniej włączyć się do walki.

Ruszam biegiem w stronę Awarta, wroga i tajemniczego brata. Staram się zrobić to jak najszybciej, jednak nie biegnę szaleńczym sprintem, bo choć obecność innych strażników z przodu daje mi sporą pewność, że nikt nie zwróci na mnie uwagi, to wolę trzymać głowę nisko i dodatkowo zminimalizować ryzyko.
Od walczącej trójki dzieli mnie raptem kilkadziesiąt metrów, więc za niespełna 10 sekund będę na miejscu. Nie włączę się do walki, a nawet w miarę możliwości postaram się nie ukazywać wrogowi swojej obecności. Walczy jeden na dwóch, jest ranny i raczej niezbyt rozgarnięty, więc mogę być niemal pewny, że niezauważenie uda mi się ustawić około 5-7 metrów za jego plecami i oddać czysty strzał, który zakończy tę głupią awanturę.
Raczej nic nie wskazuje na porażkę moich sojuszników (a nawet pewnie poradziliby sobie sami), ale jeśli nie załatwią sprawy w ciągu tych kilku sekund, to zrobię to ja. I chyba nie będą mieli mi tego za złe.
Na wszelki wypadek nie wypuszczam z dłoni łuku z nałożoną na cięciwę strzałą (oczywiście jej nie naciągam), żeby w razie czego móc w ułamku sekundy zareagować na jakiekolwiek zagrożenie - czy to ze strony byłego topornika, czy kogoś innego.

Już w biegu upewniam się, że mam też przy sobie miecz, którego przecież też potrafię używać. I w razie zagrożenia nie zawaham się tego zrobić.

Gdy przeciwnik będzie już wyeliminowany (niezależnie przez kogo), szybko pobiegniemy pomóc Gerordowi i Maegorowi. Pomacham też do Freya i mam nadzieję, że zrozumie, że powinien do nas dołączyć, bo z takiej odległości będzie zupełnie bezużyteczny ze swoim łukiem. Oczywiście nie ruszę do ataku pierwszy, bo z racji mojej profesji skuteczniejszy jestem trzymając się parę metrów za plecami kolegów walczących w zwarciu. Myślę, że zrozumieją to i dla dobra nas wszystkich zaatakują przodem i pozwolą mi się osłaniać z dystansu.

killer83_2

Pieprzony ptak ! Poharatał mi głowę, na szczęście jednak to zdaje się jedynie powierzchowne rany w okolicach zakrytych przez włosy. Mam nadzieję, że nie stracę mojego uroku przez kilka zacięć. Po okrzykach Solitaira jakoś odpuściłem jego ulubieńcowi, a może po prostu nie byłem w stanie go trafić, no cóż to teraz nie ważne.
Robi się coraz ciekawiej, nie dość, że jeden z tych bałwanów musi być wargiem ( uczył mnie o nich maester w dawnych czasach, zanim jeszcze zagościłem w bardziej "elitarnym" towarzystwie), to udało się im trafić mojego druha. Dodatkowo jego płaszcz płonie jak pochodnia. Muszę jakoś odwrócić uwagę napastników, aby dać mu jakieś szanse na przeżycie. Kątem oka dostrzegam również, że z przeciwnej strony nadbiega jeden z naszych braci.
Mam zamiar wybiec zza drzewa, krzycząc i pozornie ruszyć w kierunku wrogów, by nagle z ogromną szybkością zboczyć w innym kierunku tak by nie mogli mnie trafić i z powrotem ukryć się za jakimś drzewem. To powinno dać czas Solitairemu, a także nieznajomemu bratu nadchodzącemu z innej strony. Gdy wspomniana wrona będzie blisko wrogów ja również zaatakuję.

Mówiąc przez zęby daję znać Solitairowi:
nadchodzą nasi bracia, więc jeśli będziesz w stanie bądź gotów do ataku na mój sygnał.

wronio

Duch

ocenił(a) serial na 9
wronio

NOCNY FORT

Ooa przekazał Selmemu nóż. Selmy niewiele myśląc chwycił za rękojeść, w jego oczach widać było żądze mordu i zemsty.
Architekt zaczął mocować się z zamkiem na kajdanach zatrzaśniętych na nogach drugiego zakładnika. Szybko uwolnił Urycka, ten jednak najwyraźniej był w szoku. Spoglądał na głowę swojego brata, leżącą na śniegu i cicho zawodził płaczem.

Tymczasem Gerord i Maegor Snow uzbrojony w miecz popędzili w las. Maegor zauważył przed sobą trzech mężczyzn, którzy posyłali płonące strzały w kierunku zachodnim. Jedna ze strzał trafiła mężczyznę, w czarnym płaszczu, który prawdopodobnie mógł być jednym z braci Nocnej Straży. Jego ubranie natychmiast zajęło się ogniem.
Słysząc kroki zbliżających się przeciwników, łucznicy natychmiast zmienili kierunek ataku. Z kołczanów wyjęli strzały po czym napięli je, mierząc do Gerolda i Maegora Snow.
Gerold z bojowym okrzykiem na ustach rzucił się do ataku.

Topornik, który wcześniej zabił Rogostopego i znokautował Awarta, teraz zaatakował Hames’a. Zwiadowca był ranny, dlatego postanowił nie wdawać w otwartą walkę i zdecydował na podstęp. Gdy sypnął piachem w oczy wieśniaka, ten krzyknął głośno łapiąc się dłonią za twarz.
Hames, mimo osłabienia wykorzystał ten moment do ataku. Ruszył z mieczem na przeciwnika i wbił klingę prosto w jego trzewia. Wieśniak rycząc z bólu cofnął się do tyłu, Hames wypuścił rękojeść z dłoni, miecz jednak dalej w brzuchu wroga.
Marc Cave w kilka sekund pokonał dystans między wozem a miejscem gdzie rozgrywała się walka. Biegł z łukiem w ręku, cały czas gotowy by oddać strzał. Widząc jak topornik cofa się do tyłu rycząc z bólu wypuścił strzałę prosto w jego plecy. Grot przebił kręgosłup a po chwili przeciwnik padł na ziemię. Jeszcze przez chwilę trząsł się po czym ciało zastygło a truposz martwym wzrokiem spoglądał w gwiazdy nad Nocnym Fortem.
Cave krzyknął w stronę wieży, dając Freyowi znak by zszedł na dół i wspomógł resztę braci w walce.
Nie zważając na Hames’a, Syllene ani poobijanego Awarta ruszył w kierunku lasu, wyciągając z kołczanu kolejną strzałę, przeznaczoną dla swoich wrogów.

Timmy postanowił odwrócić uwagę łuczników od Solitaire’a. Ruszył w kierunku wrogów a gdy ci posłali w jego kierunku strzały, uciekł w bok znów chowając za drzewami. Dał towarzyszowi chwilę czasu by mógł zrzucić z siebie płonący płaszcz. Solitaire popełnił jednak błąd, bo zamiast od razu rzucić się w śnieg zaczął szamotać próbując zdjąć szatę, którą przeszyła wcześniej płonąca strzała. Dopiero po chwili zwiadowcy udało się wyrwać z rany grot i zrzucić odzienie, zanim jednak to się stało, ogień zdążył poparzyć część przedramienia, klatki piersiowej i policzka.
Być może kolejne strzały znów by doszły celu, gdyby nie fakt, że do ataku na łuczników z Nocnego Fortu ruszyło dwóch Strażników, Gerold Selmy i Maegor Snow. Łucznicy zrezygnowali z ostrzału Ducha i Solitaire’a skupiając się teraz na dwójce kolejnych przeciwników.

ocenił(a) serial na 9
killer83_2

MARC CAVE

Po paru krokach zatrzymuję się i z roztargnieniem potrząsam głową. Cholera, co ja robię? To chyba te bitewne emocje sprawiły, że na moment straciłem głowę.
(Pisałem przecież wcześniej, że zamierzam zebrać pozostałych braci i ruszyć z, a nawet za nimi by pomóc Selmy'emu i Snowowi. Nie wiem skąd zatem pomysł, żeby nie zważając na resztę, rzucić się do szaleńczego, samotnego ataku - to całkiem nie w stylu mojej postaci. Mam nadzieję, że wybrnąłem z tego w miarę sensownie.)

Szybko wracam do pozostałych i podchodzę do Awarta z pytaniem czy żyje. Nie czekając na odpowiedź, podaję mu rękę, żeby pomóc wstać. Widziałem dobrze jak został kopnięty, na pewno było to bardzo bolesne, ale miał szczęście, że nasz przeciwnik miał na sobie typowe dla chłopa, miękkie buty, które nie pozwoliły kopnąć z całej siły (w obawie o złamanie palca, itd.). Gdyby to były porządne żołnierskie buty, to Awart miałby na bank połamane żebra, a tak, na szczęście powinno skończyć się na bolesnych, ale nie eliminujących z dalszej walki stłuczeniach.

Pomagając wstać towarzyszowi, odwracam głowę i rzucam okiem na tajemniczego nieznajomego. Szybko zauważam, że też jest ranny, ale na szczęście krwi nie ma aż tak dużo, więc też powinien jeszcze się do czegoś nadać.

- Dzięki wielkie za pomoc. Nie ma wiele czasu na wyjaśnienia, musimy pomóc pozostałym w walce z tymi wieśniakami w lesie. Jesteście ze mną?

Czekając nadal na pojawienie się Freya, wyciągam medykamenty ze swojej apteczki i podaję je rannemu.

- Wypij to, powinno nieco zmniejszyć krwawienie. I pożuj ten korzeń, może smakuje paskudnie, ale działa przeciwbólowo. Nie jest tak skuteczny, jak makowe mleko, ale przynajmniej cię nie otępi i będziesz mógł dalej walczyć. Awart, ty też lepiej to weź, powinno nieco pomóc na te żebra.

Mam też przy sobie bandaż, ale zdecydowanie nie ma czasu, żeby porządnie opatrywać ranę. Czekając nadal na Freya, podchodzę do nieznajomego i nie pytając go o zdanie każę mu unieść ręce, żeby móc go przewiązać bandażem. Nie jestem nawet pewny, czy będzie to skuteczne, ale na pewno nie zaszkodzi, a ucisk może pomóc zatamować krwawienie i uchronić przed otwieraniem rany podczas poruszania się.
Jeśli pacjent nie będzie stawiał bezsensownego oporu, to cała operacja potrwa ok. 30 sekund. W tym czasie Frey powinien do nas już dołączyć i będziemy mogli ruszyć na pomoc pozostałym.


I na koniec mała prośba: Nie dałoby się jakoś zmniejszyć czasu reakcji graczy? Na początku rozgrywki umawialiśmy się na góra dwa dni, co zdawało się być rozsądnym pomysłem. Teraz jest to dwa, a nawet czasem i trzy razy więcej, przez co zabawa ciągnie się niemiłosiernie i aż trudno nie zapomnieć co się w ogóle dzieje. W takim tempie, to nawet tę jedną, małą bitwę będziemy toczyć gdzieś do kwietnia...

ocenił(a) serial na 9
SarkazM

*Rzeczywiście, naginam czas na odpisy, ale tylko dlatego, że w ciągu dwóch dni nie wszyscy zamieszczają posty więc ich postaci są zawieszone w próżni co w przypadku bitwy nie ułatwia mi zadania bo jako MG nie mogę decydować o ich działaniach :) Ale ok, teraz przyśpieszamy tempo do wcześniejszych standardów.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SOLITAIRE

Zanim udało mi się zdjąć zajętą ogniem szatę ogień zdołał mnie poparzyć, przelotnie patrząc na rany wydaje mi się, że tylko blisko miejsca, w którym wbiła się strzała poparzenia można uznać za średnio-poważne, pozostałe to tylko zaczerwienienie. Ale właściwie to dobrze, płomienie sprawią, że nie będę zagrożony zakażeniem. Mrużę oczy nie tyle z bólu co z wściekłości. Widzę, że łucznicy odwrócili się, świetnie. Zaciskam na próbę dłoń sprawdzając czy wszystko jest w należytym porządku, palce reagują bez zarzutu, ściegna nie są uszkodzone. Czas na zemstę. Uśmiecham się mimo odniesionej rany, pewnie wyglądam jak półnagi upiór, Wiem już, co teraz.
- Szczur jest mój - dzwięk wydobywajacy się z moich ust jest bardziej sykiem niż krzykiem, oczy płoną mi pragnieniem krwii - jeśli któryś z Was go tnie zginie, mam rachunki do wyrównania.
Zaciskam palcę na chakramach, wiem, że Rattner jest właściwie ślepy, za chwilę będzie ślepy i martwy. Rzucam się do biegu, mam zamiar zabić dopaść go i podciąć gardło cięciem ostrza, jeśli jakimś cudem będzie się bronił, skontruje go cięciem spod ramienia i robiąc półobrót uwolnię jego trzewia chakramem w drugiej dłonii

killer83_2

HAMES

Pierwsze zagrożenie minęło. Strzała wypuszczona przez jednego ze strażników, przebywających w Nocnym Forcie ugodziła topornika w plecy i powaliła na ziemie.

Nieprzyjaciel nie dawał już znaku życia.

Łucznik gotowy był pobiec dalej, by wesprzeć pozostałych w dalszym boju. Widząc jednak ślady krwi na mym odzieniu, sugerujące że jestem ranny oraz leżącego obok mnie strażnika, który chwilę wcześniej chronił dziewczynkę, niepodnoszącego się z ziemi, zatrzymał się i wpierw udzielił nam pomocy.

- Mam ranę kłutą od sztyletu. Nie jest głęboka, jednak przydałoby się zatrzymać krwawienie. Nie miałem czasu, by to zrobić – zwracam się do łucznika. – Jestem Hames. Dwóch moim towarzyszy jest tam, w samym środku tego piekła – wskazuje ręką na skraj lasu, zaczynający się na końcu długiego zamkowego dziedzińca.

Las gdzie powinni się znajdować, co jakiś czas rozbłyskiwał, jakby rozpalano ogniska i je natychmiast gaszono.

- Jak się domyślasz, patrząc na mój strój, albo jeszcze lepiej być może odczytaliśmy wysłaną do was naszą wiadomość, jesteśmy tak jak wy strażnikami z Czarnego Zamku.

Spróbuje wstać, choćby po to by móc przemieścić się kilka kroków. Potrzebuje czasu, by rana się zagoiła, nie mam go jednak teraz. W innych okolicznościach powinienem się nie ruszać, by przyspieszyć proces gojenia. W pierwszej kolejności postaram się obudzić leżącego obok strażnika, ocucając go wodą, a następnie kiedy to się uda podam mu ją do wypicia. W tym samym czasie, jeśli będzie czas, postaram się nawiązać kontakt z dziewczynką, która wydaje się być bardzo wystraszona i zapytać ją o kilka istotnych kwestii, a przede wszystkim: ,,Kim jest i dlaczego jest tak ważna dla tego dziwnego Szczurzego Lorda?”

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

Szarpię Uricka za kołnierz próbując przywrócić go do pionu. Gdy to nie skutkuje wymierzam mu siarczysty policzek, który błyskawicznie przywraca mu świadomość.
- Weź się w garść chłopcze ! Nie jest to dobry czas na opłakiwanie zmarłych ! - Wykrzykuje ściskając jego szyję pewnym chwytem
- Leć i ukryj bezpiecznie dziewczynę w zamku ! Mam wrażenie że Szczur nie powiedział jeszcze ostatniego słowa... - Podnoszę towarzysza za kołnierz, po czym kontynuuje dalej - Niech dziewczyna, poszpera w głowach naszym towarzyszom którzy tam zostali, ich mózgi jakby przestały pracować - Chłopak nic nie odzywa, jednak podnosi się o własnych siłach więc wierzę że będzie z niego jakiś pożytek.
Gdy tylko chłopak wyruszy, zamierzam podążyć za nim. Wszyscy są tak zajęci walką że nikt nie zauważy mojego zniknięcia. Zresztą nie jestem tu już potrzebny. Będę chciał się jakoś zabezpieczyć na wszelki wypadek gdyby Szczur jednak wygrał potyczkę .

killer83_2

Duch
Solitair aż płonie z wściekłości, ale może to dlatego że przed momentem właściwie się palił, w każdym razie papla coś o dorwaniu Rattnera. Nasi wrogowie zrobili najgłupszą rzecz z całego wachlarza dostępnych rozwiązań ... odwrócili się do mnie plecami. Nie czekając na nikogo niczym duch podbiegam do ich pozycji i z zaskoczenia staram się zadać im śmiertelne ciosy. Jedno soczyste i błyskawiczne cięcie w tętnice szyjną lub udową powinno załatwić sprawę. Praktyka skrytobójcza na ulicach stolicy nauczyła mnie pewnego triku, który wyklucza dla ofiary możliwość zatamowania krwotoku. Wystarczy lekko przedłużyć cięcie wzdłuż linii tętnicy, by drastycznie zwiększyć tempo utraty krwi. To zabawne, że wystarczy drobny ruch nadgarstka, by rana z bardzo poważnej stała się śmiertelna i ostateczna. Moje zwierzęce oczy zaświeciły jaśniej na wspomnienie o wszystkich moich ofiarach z ciemnych uliczek miasta - nie mam wyrzutów sumienia, w końcu technikę można ćwiczyć jedynie poprzez praktykę.
Trójka z łukami w starciu twarzą w twarz jest w zasadzie bezbronna, więc nie przewiduję żadnych komplikacji, oczywiście zachowuję wzmożoną czujność. Jeśli coś pójdzie nie tak automatycznie wycofam się w mrok.
Solitair ma zamiar dopaść Rattnera, jednak jest teraz ranny w nogę i po ataku na jego ptaka nie myśli trzeźwo ... Mam zamiar cały czas go obserwować kątem oka i w razie potrzeby przybyć mu z pomocą.

ocenił(a) serial na 1
killer83_2

MAEGOR SNOW

Spróbuję jakoś uniknąć strzał i dostać się do tych łuczników. To nie powinno być trudne, jestem szybki a oni raczej nie są wybitnymi strzelcami. Ruszam do ataku zaraz za Selmym. Nie zawracam już sobie głowy tym mazgajem Uryckiem, Ooa się nim zajmie. Jeden z obcych strażników najwyraźniej też chciałby dostąpić przyjemności zabicia Rattnera, no cóż, to się czasem zdarza. Nie, żeby mi jakoś szczególnie zależało na tym starym szczurze, dużo większe rachunki zostawiłem niewyrównane na południu, w porównaniu z tym zamknięcie w zasadzce to nic, ale nie widzę powodu, dla którego ten obcy miałby mieć większe prawa do głowy Rattnera. Na razie skupiam się na łucznikach, nie rezygnując z zamiaru dorwania Szczurzego Lorda. Obcy strażnik jest bliżej celu, jeśli nic się nie zmieni ma większe szanse, ale nigdy nic nie wiadomo. Na razie nie ma co planować na zapas.

ocenił(a) serial na 9
pani_sroka

NOCNY FORT

Marc Cave szybko zajął się Hames’em opatrując ranę. Awart ciągle leżał na ziemi, najwidoczniej kopniak w żebra pozbawił go ochoty do walki, strażnik wyglądał na półprzytomnego i niezdolnego wstać o własnych siłach.
Hames opatrywany przez zarządcę swoją uwagę skupił na dziewczynce. Ta wyglądała na kompletnie przerażoną, z jej oczu płynęły łzy i dopiero po chwili zorientowała się, że strażnik pyta ją o Rattnera.
- To mój ojciec. Na pewno już kiedyś o nim słyszałeś, służył tu, w Nocnym Forcie jako jeden z was. W legendach nazywają go Szczurzym Kucha…
Dziewczynka nie dokończyła bo Frey wybiegł właśnie z zamku wrzeszcząc w stronę strażników by ruszyli d…py i poszli pomóc reszcie.

Wieśniacy zaczęli posyłać strzały w kierunku nadbiegających Maegora i Gerolda Selmy. Snow niesłusznie założył, że przeciwnicy są kiepskimi strzelcami. Owszem, większość strzałów oddano byle jak, jednak mrok panujący w lesie po prostu nie pozwalał im namierzyć przeciwnika . Gdy tylko jednak zauważyli zbliżające się sylwetki wrogów ich celność znacząco się poprawiła. Pechowo dla Gerolda.
O ile Maegor zdążył ukryć się przed strzałą za najbliższym drzewem, Selmy nie miał tyle szczęścia. Kierowany gniewem i żądzą odwetu stracił instynkt samozachowawczy. Strzała przeszyła jego brzuch i strażnik z jękiem padł na ziemię. Był zupełnie odkryty i kwestią czasu pozostawało, aż kolejne strzały dokończą jego żywota.
Maegor wyjrzał zza drzewa. Wieśniacy już napinali cięciwy łuków. Zwiadowca szybko ocenił odległość. Od wrogów dzieliło go jakieś dwadzieścia kroków, od Gerolda, zaledwie cztery.

Wrzaski Ooa podziałały na Urycka otrzeźwiająco. Bliźniak spojrzał na architekta wzrokiem zbitego psa a potem pociągnął nosem, przetarł mokre od łez oczy i podniósł z kolan.
Po chwili chwiejnym krokiem ruszył przed siebie, w stronę Syllene tak jak rozkazał mu Ooa.
Budowniczy ruszył za nim a po krótkim sprincie dobiegli do reszty strażników. Ooa zauważył, że Awart leży na ziemi półprzytomny, obok niego stali Marc Cave i strażnik, którego architekt pierwszy raz widział na oczy. Plan Ooi by zniknąć niezauważonym i bezpiecznie przeczekać walkę spełznął na niczym.
Uryck chwycił Syllene w ramiona po czym zaczął uciekać z nią do zamku.

Duch ruszył po cichu w kierunku przeciwników, starając się ich otoczyć od tyłu. Solitaire, rozwścieczony, także rzucił się do biegu, znajdując parę kroków od drugiego strażnika. Szybko jednak okazało się, że rana i oparzenia, które odniósł nie były wcale powierzchowne i poważnie osłabiły zwiadowcę oraz jego naturalną sprawność. Solitaire potknął się i przewrócił na śnieg a hałas który wywołał zwrócił uwagę wieśniaków.
Jeden z nich krzyknął coś do drugiego. Niektóre groty płonących strzał, wciąż tkwiły w drzewach oświetlając kawałek lasu, więc zdołali wypatrzyć zwiadowcę.
Jeden z wieśniaków ponaglany przez resztę wyciągnął zza pleców maczugę nabijaną gwoździami po czym biegiem popędził w stronę Solitaire’a, który już zaczął podnosić się z ziemi.

killer83_2

MG czy dobrze rozumiem, że Duch nie został wykryty a jedynie Solitair ?

ocenił(a) serial na 9
wronio

Dokładnie.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

W tej "bitwie" nie pozostaje mi nic innego jak robić tutaj za niańkę.
Z niepokojem obserwuję jak Urick i dziewczynka znikają w ciemnościach, po czym próbuje postawić na nogi Awarta. Rozglądając się dostrzegam truchło Rogostopego, a mając w pamięci naszą poprzednią zwadę jest to dla mnie najlepsza z możliwych wiadomości. Widać że poczciwy Gerold, również lada moment wyzionie ducha.Widok tej jatki sprawia że do głowy przychodzi mi kolejny pomysł. Tej hałastrze, za którą w tym momencie jestem gotów zginąć, brakuje dowódcy z krwi i kości.
- Jak tak dalej pójdzie wyrżną nas wszystkich jak świnie ! - Tym jakże szczerym wyznaniem chce przykuć uwagę strażników - Panowie musimy coś zrobić inaczej padniemy tutaj trupem ! Po pierwsze dajcie mi jakąś broń ! Wydaję mi się że mam pomysł ! Chwycimy za zabitych, osłaniając się ich zwłokami przed strzałami. Idąc ciągle naprzód w zwartym czteroosobowym szyku nie tylko zwrócimy na siebie całą uwagę tych niedobitków, dziewczyna mówiła że jest ich nie wielu, ale także utorujemy drogę dla pozostałych. Gdy podejdziemy już dostatecznie blisko z impetem ruszymy na wroga, odrzucając na bok zwłoki ! - Ach, chyba jestem specjalistą od heroicznych słów, śmieje się w duszy, ale tym nieszczęśnikom potrzeba w tym momencie nadziei
- JESTEŚCIE ZE MNĄ ?! - tylko się upewniam, spoglądając w oczy Cave`owi,Awartowi i nieznajomemu.

ocenił(a) serial na 9
Lodowy

MARC CAVE

Ooa ma całkowitą rację. Musimy dołączyć do walki, bo inaczej powybijają nas wszystkich po kolei. Już dawno chciałem to zrobić, ale te durnie nie mogą się zorganizować i mnie posłuchać!

Nie wiem jednak skąd wziął mu się taki głupi pomysł, żeby odesłać z dzieckiem Uricka. Może nie jest to wybitny wojownik, ale w towarzystwie rannego Hamesa, półprzytomnego Awarta, jednorękiego architekta i dwóch łuczników wypada w boju relatywnie mocno i przydatnie.

- Urick! WRACAJ! - krzyczę za nim i puszczam się sprintem w tamtą stronę, jeszcze zanim Ooa kończy swoją przemowę. Będzie nam potrzebny, więc warto poświęcić dla niego chwilę, zwłaszcza, że Awart wciąż nie może się pozbierać. Mam nadzieję, że uda mi się go przekonać (i kazać zostawić dziewczynkę, która ma już do zamku blisko, a sama ukryje się nawet lepiej niż we dwójkę), a w drodze powrotnej do grupy zatrzymam się przy ciele Myrona. Powinienem znaleźć tam dwa topory (jego własny i ten, który go zabił), a one na pewno się przydadzą. Np. Urickowi właśnie, bo zdaje się być nieuzbrojony.

Gdy dołączę do towarzyszy (Z Urickiem, mam nadzieję), to przede wszystkim odrzucę pomysł chowania się za ciałami. Wrogich łuczników nie ma zbyt wielu, a dodatkowo są zajęci naszymi towarzyszami. Pchanie przed sobą ciężkich, sztywnych ciał spowolni nas wielokrotnie i choć odległość jest nieduża, może okazać się, że w tym czasie wrogowie poradzą sobie z Selmym, Snowem i tajemniczymi kolegami Hamesa. A wtedy i my zostaniemy bez większych szans...

Mam nadzieję, że mój plan się powiedzie i uda się go zrealizować szybko. Bo czas ucieka, a z każdą chwilą znajdujemy się w coraz gorszej sytuacji.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

Klne pod nosem ciężko dźwigając się z ziemi. Przeceniłem nieco swoje siły, podczas biegu musiałem podrażnić sobie oparzenia, co wywołało oszałamiający ból. Cóż, rana jest zdezynfekowana przez ogień, ból nie jest mi obcy, gorzej, że moja sprawność nieco osłabła. Ale nie szkodzi, na załatwienie tego wieśniaka wystarczy mi sił aż nadto. Uśmiecham się krzywo, naprawdę, jakaś pałka przeciw moim chakramom? Dzięki wrodzonemu darowi i wieloletnim ćwiczeniom błyskawicznie oceniam sytuację oraz jej dobre strony wraz ze słabościami przeciwnika. Ten kretyn biegnie na wprost tym samym zasłaniając mnie przed strzałami, świetnie. Dodatkowo broń, którą dzierży oraz ten nieostrożny bieg determinuje tylko jedną strategię, spróbuje powalić mnie jednym silnym uderzeniem, nie zdąży wyhamować przede mną by zamarkować cios lub wdać się w walkę, liczy na jej zakończenie jednym ciosem. Mogłbym spróbować sparować cios, ale nie chcę znów przecenić swoich sił. zrobię więc inaczej. Będę podnosił się powoli i ociężale, może nawet teatralnie przykleknę lub zachwieję się na nogach. Jednocześnie kątem oka będę obserwował jak daleko jest ode mnie. Gdy będzie na dwa lub trzy kroki z bronią uniesioną do ataku zerwę się błyskawicznie i wyjdę naprzeciw, jednym chakramem spróbuję ciąć po ręce a drugim po nodze. Może na dłuższy bieg nie mam zbyt wiele sił, ale na to ich mi z pewnością wystarczy, trzeba tylko opanować ból. Wróg na pewno nie będzie się spodziewał takiego nagłego kontrataku Nie chcę go od razu zabijać, będzie moją żywą tarczą przeciw łucznikom. Pozbawiony sprawnej ręki i dłoni lub chodź jednej z tych nie będzie w stanie skutecznie walczyć. Przygotowuję się do potyczki jednocześnie po raz kolejny przeklinając opieszałość pozostałych strażników, do cholery, my dwaj wykrwawiamy się zajmując wroga od tej strony, już dawno powinni przyjść nam z pomocą. Śmierdzi mi to, najpierw zignorowanie ostrzeżenia i naszej prośby o wsparcie a teraz to. Ale pomyślę o tym później. Uśmiecham się pod nosem pomimo bólu wywołanego poruszeniem mięśni poparzonego policzka, przynajmniej w końcu utoczę komuś trochę krwii

Aegish

Duch
Potknięcie Solitair'a mogło przynieść więcej pożytku niż szkód. Cała uwaga moich wrogów spoczęła bowiem właśnie na nim. Zobaczyłem, że jeden z nich wyciągnął maczugę i ruszył w kierunku mojego kompana, w duchu się śmieję, gdyż jestem pewien, iż nawet w takim stanie Solitair poradzi sobie z wieśniakiem.
Dzięki zamieszaniu niepostrzeżenie przedostałem się na tyły wroga. Mam zamiar bezszelestnie wyłonić się z mroku i wreszcie skąpać sztylety w krwi tych ścierw. Zawsze gdy zakradam się do mojej ofiary wyłączam wszelkie emocje i koncentruje się na wyeliminowaniu celu, nic mnie nie może zaskoczyć tak samo jak nic nie może już ocalić dwóch strzelców. Ciosy chcę wyprowadzić tak jak wcześniej to zaplanowałem w tętnice, używając mojego triku lub błyskawicznie podcinając im gardła. Pamiętam, aby być szybkim i skutecznym.
Po robocie jeśli w pobliżu nie wykryję żadnego zagrożenia błyskawicznie przeszukam ciała łuczników i ukryje najcenniejsze znaleziska w mojej ukrytej kieszeni, oczywiście tak aby nikt niczego się nie domyślił.
Nie wiem, gdzie zniknął ich dowódca, ale jest teraz oślepiony, więc raczej nie jest daleko. Będę miał się na baczności a jeśli gdzieś go zlokalizuję zakradnę się do niego bezszelestnie i jeśli będę miał okazję zaatakuję. Może uda mi się zabrać mu wszystkie skarby (w końcu jest ich dowódcą, więc musi mieć coś cennego) zanim pojawią się moi kompani. Po całej walce mam zamiar zdrowo ich opie*dolić za niezdecydowanie i opieszałość, jeśli będzie trzeba przejmę tu dowodzenie.

Aegish

Duch
Potknięcie Solitair'a mogło przynieść więcej pożytku niż szkód. Cała uwaga moich wrogów spoczęła bowiem właśnie na nim. Zobaczyłem, że jeden z nich wyciągnął maczugę i ruszył w kierunku mojego kompana, w duchu się śmieję, gdyż jestem pewien, iż nawet w takim stanie Solitair poradzi sobie z wieśniakiem.
Dzięki zamieszaniu niepostrzeżenie przedostałem się na tyły wroga. Mam zamiar bezszelestnie wyłonić się z mroku i wreszcie skąpać sztylety w krwi tych ścierw. Zawsze gdy zakradam się do mojej ofiary wyłączam wszelkie emocje i koncentruje się na wyeliminowaniu celu, nic mnie nie może zaskoczyć tak samo jak nic nie może już ocalić dwóch strzelców. Ciosy chcę wyprowadzić tak jak wcześniej to zaplanowałem w tętnice, używając mojego triku lub błyskawicznie podcinając im gardła. Pamiętam, aby być szybkim i skutecznym.
Po robocie jeśli w pobliżu nie wykryję żadnego zagrożenia błyskawicznie przeszukam ciała łuczników i ukryje najcenniejsze znaleziska w mojej ukrytej kieszeni, oczywiście tak aby nikt niczego się nie domyślił.
Nie wiem, gdzie zniknął ich dowódca, ale jest teraz oślepiony, więc raczej nie jest daleko. Będę miał się na baczności a jeśli gdzieś go zlokalizuję zakradnę się do niego bezszelestnie i jeśli będę miał okazję zaatakuję. Może uda mi się zabrać mu wszystkie skarby (w końcu jest ich dowódcą, więc musi mieć coś cennego) zanim pojawią się moi kompani. Po całej walce mam zamiar zdrowo ich opie*dolić za niezdecydowanie i opieszałość, jeśli będzie trzeba przejmę tu dowodzenie.

killer83_2

HAMES

Byłem nieco zawiedziony, że nie uzyskałem więcej informacji od naszej tajemniczej dziewczynki, o nietypowych czerwonych oczach. Do naszej grupy dołączył bowiem jeszcze jeden ze strażników, który do tej pory cały czas przebywał we wnętrzu Nocnego Fortu, w jego zamkowej części, był on na tyle głośny i zuchwały, że przerwał tą sielankową atmosferę. Zdanie nie zostało dokończone, ale słowo urwane w połowie, najwidoczniej dotyczyło kucharza… Szczurzego Kucharza, a o nim już trochę wiedziałem z opowieści snutych mi przez najbliższych. Kiedy jeszcze wiodłem beztroskie życie, nie mające już jednak za wiele wspólnego z obecnym, miałem czas i sposobność by je poznawać.

- Zatem walczymy z kucharzem? – pytam pozostałych. - Gorzko się rozczaruję, jeśli nie przygotował dla nas czegoś do zjedzenia, oby jednak to nie byli nasi bracia.

Po chwili dołączył do nas Ooa ze strażnikiem, który jeszcze nie tak dawno był jeńcem. Osoba łudząco do niego podobna poległa, czego byłem naocznym świadkiem. Widząc jak jest załamany całą sytuacją, zrozumiałem iż był to jego brat. Trudno o dwóch podobnych do siebie ludzi, nie mających wspólnych rodziców, a oni byli jak dwie krople wody.

Jednego jeńca dało się uratować, oby pozostała czwórka, która jeszcze nie wróciła, nie zajęła jego miejsca. Trudno pogodzić się z sytuacją, gdzie ratuje się jedno życie za cenę czterech innych.

Były jeniec zabrał dziewczynkę i już miał skryć się w forcie, kiedy to łucznik zawołał go, reagując przy tym dość żywiołowo, zwracając się do niego Uryck. Brat poległego jeńca, miał więc na imię Uryck. Cały czas powoli poznaje kolejnych członków drużyny.

Nie uszła mej uwadze, krótka lecz treściwa przemowa Ooi, który w tym zamieszaniu, jak z początku myślałem, zachował najwięcej zdrowego rozsądku, chodź myliłem się, kiedy na koniec przedstawił nam swój plan, dotyczący skrycia się za ciałami poległych.

- Nie wiem, czy będzie to wpasowywać się w plan, bo nie jestem trupem, ale możesz skryć się za mną – odpowiadam, chodź w duchu wiem, że na nic lepszego, nas nie stać.

W pewnym momencie, kiedy się obejrzałem, okazało się że jako jedyny słuchałem tej przemowy i była poniekąd skierowana jedynie w moją stronę. Łucznik zajął się czymś innym, najpierw podbiegł do Urycka, potem szukał dodatkowych broni, strażnik który wyglądał na nieprzytomnego, nadal się nie podnosił, dziewczynka była w połowie drogi do zamku, a obok niej Uryck, który oczy miał całe we łzach. Strażnik który wyleciał z fortu jak poparzony, miał skwaszoną minę, bo zależało mu na pośpiechu i cały czas nas ponaglał, chodź do tej pory, to my czekaliśmy na niego. Rozumiałem go jednak, pozostali strażnicy byli w niebezpieczeństwie, a czas naglił.

Łucznik zatrzymując Urycka, próbował z nim porozmawiać. Był on jednak jakby nieobecny. Nie miał woli walki, nie miał nawet woli życia. Krzykami i gestami nie sprawimy, że poczuje się lepiej. Strata brata, to ogromny cios i jeśli czegoś nie zrobimy, stracimy i jego. Zranione serce, trzeba czymś wypełnić. Zemsta, tylko to może w tym momencie pomóc Uryckowi. Dzieją się tak pop*erdolone rzeczy, że nie zaszkodzi nadać tej sytuacji jeszcze więcej groteski.

- Strażnik leżący na ziemi, porusza ustami, chcę nam coś powiedzieć – zwracam się do drużyny.

Podchodzę do leżącego bezwładnie strażnika i nachylam delikatnie głowę, przykładając ucho do jego ust.

- URYCKU, TO TWÓJ BRAT! – krzyczę na głos. – PRÓBUJE SIĘ Z NAMI SKONTAKTOWAĆ!

Nachylam się jeszcze niżej i robię zszokowaną minę. Zasłaniam leżącego strażnika ciałem, by farsa nie wyszła na jaw.

- CISZEJ! – podnoszę rękę w geście uspokojenia towarzyszy i literuje ,,usłyszane” słowa:
,,URYCKU, POMŚCIJ MNIE BRACIE”

Kieruje swe spojrzenie na obecnych i zwracam się do nich w swoim stylu:

- Zabijemy tego jeb*nego kucharza i pomścimy BRATA URYCKA!

Przykucam i przyglądam się towarzyszom, szukając nadziei w ich oczach, a przede wszystkim w oczach URYCKA.

Sięgam po kij znajdujący się w rękach martwego topornika i podnoszę go, wbijając jednocześnie własny miecz w ziemie.

- Nie wiem czy właściciel tego oręża, walczy tym czy na tym lata. Mi jednak przyda się w poruszaniu. Lepszej podpory nie znajdę, a swój miecz zostawię, w razie gdyby nieprzytomny strażnik przebudził się i zechciał go użyć, może jeszcze udzieli mu się wola walki i dołączy do nas.

Robię gest wyciągniętej ręki i proszę Ooe o pomoc w postawieniu mnie na równe nogi, podpierając się przy tym kijem.

- Nie mamy wyjścia, musimy działać razem. Jestem z tobą – zwracam się przy tym do niego. - Ruszajmy! Trzymajmy się blisko, skraju lasu, w razie czego schronimy się w jego gąszczu. Moi towarzysze atakowali od zachodu, my zatem zaskoczmy wroga od wschodu!

ocenił(a) serial na 1
killer83_2

MAEGOR SNOW

Nie doceniłem tych przeklętych wieśniaków. Dotarcie do nich będzie trudniejsze, niż przypuszczałem, na szczęście w ostatniej chwili udało mi się ukryć przed nadlatującą strzałą. Selmy nie miał tyle szczęścia, no cóż, sam jest sobie winien, trzeba było nie lecieć na oślep. W myślach szybko oceniam odległość. Dostrzegam też, że mój konkurent o głowę Rattnera wywala się na prostej drodze. Na ten widok uśmiecham się pod nosem. Jeszcze mam szansę osobiście ściąć tę szczurzą głowę. Teraz jednak skupiam się na uniknięciu strzał i jak najszybszym dotarciu do celu. Łuczników jest trzech a ja jestem jeden, co mi się nie podoba. Oni mają w ogóle jakąś inną broń niż te nieszczęsne łuki? Nie sądzę. Wtedy jeśli uda mi się do nich zbliżyć będą łatwym celem. Jeśli nie to jakoś się z tego wykręcę. Ponownie ruszam do ataku, tym razem jednak nieco ostrożniej.

killer83_2

AWART
Nagle poczułem ogromny ból i szum w głowie, w pierwszej chwili nie wiedziałem, gdzie jestem i kim są ci ludzie wokół mnie. Powoli zaczęły dochodzić do mnie coraz wyraźniejsze obrazy, ostatnie co pamiętam to napierający na mnie wieśniak, wygląda na to, że po tym starciu musiałem stracić przytomność. Powoli się podnoszę i rozglądam, kręci mi się w głowie, ale kości raczej całe, to najważniejsze. W pierwszej kolejności wypatruję Syllene i pytam głośno, czy wszystko z nią w porządku. Staram sie zorientować, co się właściwie aktualnie dzieje. Skąd tu się wziął się Urick? Zauważam, że mój przeciwnik nie żyje, ale kto tam przy nim grzebie i przywłaszcza sobie moją broń?! Wszak jeszcze nie umarłem! Nie zważając na ból staję gwałtownie na nogi i krzyczę do nieznajomego, żeby mi go natychmiast rzucił, przy czym się chwieję, ale na szczęście nie upadam, adrenalina znów sprawiła, że doszedłem w miarę do siebie. Wygląda na to, że Syll powinna móc już sama bezpiecznie się schronić w zamku, co do czego się upewniam, po czym zwracam się do znanych mi braci, bo przecież lepiej ode mnie orientują się na czym obecnie stoimy:
- Co teraz? Musimy zabić ich lidera, wtedy ich morale padnie i stracą sens swej walki!
Przy czym przyjmuję od Cave'a proponowaną medyczną pomoc, smakuje okropnie, ale faktycznie czuję się lepiej i jestem pełen energii do dalszej walki.

fune

*ale faktycznie czuję się lepiej, ustały mdłości i jestem pełen energii do dalszej walki.

ocenił(a) serial na 9
fune

NOCNY FORT

Maegor postanowił zignorować Gerolda Selmy, uznając, że łatwiej mu będzie przedostać się w stronę wieśniaków, niż ratować towarzysza. Przemknął kolejne kilka metrów a dwie strzały poszybowały w powietrzu, jedna przeznaczona dla Snow, druga dla Gerolda, który teraz leżał bezbronny na śniegu ze stalowym grotem w trzewiach. Snow znów czmychnął w bok, za plecami jednak usłyszał przeciągły jęk który rozniósł się niemal po całym dziedzińcu. Gdy się obejrzał, strażnik już nie żył, kolejna strzała przeszyła jego krtań i tak oto ser Gerold Selmy, dowódca patrolu, dumny bratanek legendarnego Barristana dokonał żywota.
Maegor wyglądając zza drzewa zauważył że jeden z wieśniaków rzuca się z maczugą w stronę strażnika, który właśnie się potknął próbując otoczyć przeciwników od zachodu. Zostało mu więc tylko dwóch do pokonania.
Nagle wieśniacy odrzucili łuki. Widząc, że nie zdołają trafić przemykającego między drzewami Maegora postanowili bezpośredniej konfrontacji. Jeden ze szczurzych pomiotów wyciągnął maczugę nabijaną metalowymi ćwiekami, drugi stary sfatygowany buzdygan.
Rzucili się pędem w stronę strażnika próbując go otoczyć z dwóch stron drzewa, za którym ten się skrył przed strzelcami.

Solitaire widząc nadbiegającego wieśniaka z maczugą, znów padł na ziemię, na jedno kolano, tym razem była to sztuczka, która miała zmylić wroga. Tak też się stało, nie spodziewający się podstępu napastnik próbował jednym uderzeniem maczugi rozbić mu czaszkę. Będąc kilka kroków od strażnika, zamachnął się bronią, mierząc w głowę, Solitaire jednak zdołał się podnieść i wyprowadzić kontrujący cios. Ostrze czakramu wbiło się w mięso i kość ręki, w której ten trzymał maczugę. Drugim czakramem Czarny Brat zamierzał ciąć po nodze i Solitaire znów przecenił swoje siły. W zranionej ręce, czakram był właściwie bezużyteczny a wyprowadzony cios zbyt słaby by zrobić większą krzywdę.
Mimo to wieśniak odniósł poważną ranę i wypuścił maczugę z niemal odciętej ręki. Nie stracił jednak równowagi ani ochoty do walki i wrzeszcząc rzucił na strażnika przygniatając swoim ciałem. W bitewnym szale zaczął próbować go gryźć, dusić , uderzać z głowy, zrobić wszystko by jak najmocniej zranić.

Timmy zdecydował, że ranny Solitaire da sobie radę z uzbrojonym w prowizoryczną maczugę przeciwnikiem i dalej przemykał w kierunku pozycji wroga.
W pewnym momencie zauważył jak wieśniacy porzucają swoje łuki po czym wyciągają broń i ruszają w kierunku drzewa, gdzie skrył się jeden z Czarnych Braci, atakujący od strony dziedzińca.
Kilkanaście sekund dzieliło go by zaszedł od tyłu i zaczął masakrę. Gdy jednak spojrzał za siebie zobaczył jak wieśniak rzuca się na Solitaire’a przygwożdżając go cielskiem do ziemi.

Syllene na polecenie Cave’a sama pobiegła by schować się w zamku i po chwili zniknęła z oczu strażników.
Komediancka farsa Hames’a nie przyniosła pożądanego efektu. Uryck patrzył na niego z rozdziawioną gębą, przestał już płakać, jednak w dalszym ciągu pozostawał w amoku. Bliźniacy zawsze trzymali się razem, rzadko z kimś rozmawiali i uznawali byli ogólnie za niezbyt rozgarniętych, więc teatr wystawiony przez strażnika wpędził w Urycka w większą konsternację. Chłopak co prawda wydawał się być gotowy zrobić wszystko co mu się powie, jednak nie wyglądał na zdolnego do wojaczki.
Awart doszedł do siebie a widząc, że część z braci go skreśliła i próbowała zagarnąć jego broń natychmiast się o nią upomniał przy okazji rzucając pomysł by zająć się najpierw Szczurzym Lordem co złamie morale reszty hardych wieśniaków. By jednak dobrać się do Szczura, najpierw musieli przejść przez jego szwadron.
Marc odrzucił plan Ooa by schować się za ciałami, zresztą tych było na dziedzińcu za mało, by strażnicy mogli go zrealizować.
Ooa wygłosił płomienną przemowę i nawet jeśli dotarła ona do niektórych z braci, wydawało się, że wszystko odbyło się za późno. Strażnicy nagle usłyszeli przeciągły krzyk Gerolda Selmy oznaczający najgorszy możliwy scenariusz. Zaczęła się regularna bitwa pod murami Nocnego Fortu, a strażnicy w dalszym ciągu stali na dziedzińcu.
Alan Frey klął szpetnie, jednak nie odważył sam ruszyć do boju. Jedynym pocieszeniem był fakt, że Cave zajął się należycie Hames’em i Awartem i szybko postawił ich na nogi, dzięki czemu ci byli znów gotowi do walki.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

SOLITAIRE

Gdy wieśniak był blisko błyskawicznie zerwałem się i prawą dłonią wykonałem wręcz idealne cięcie, niestety podczas próby półobrotu i rozcięcia wrogowi nogi okazało się, że nie jestem w stanie wyprowadzić skutecznego ciosu, sama dłoń i przedramię są sprawne, ale wychodzi z ramienia, które mam częsciowo niesprawne. Nieco zdziwiony padam na ziemie pod naporem cielska wieśniaka. Próbuje mnie uderzać i gryźć, ale nie m żadnej broni, więc właściwie nie mam się czego obawiać, jedna ręką mnie też nie zadusi. Upadając nie puściłem charkamu z prawej dłoni, przygwożdzony do ziemi co prawda nie jestem w stanie skutecznie zadać mu śmiertelnego ciosu, ale wiem, że z jego rany krew leje się strumieniami, zwłaszcza, że napręża mieśnie i walczy. Będzie słabł z każdą chwilą. Odrzucam więc chakram i po prostu przeczekam broniąc się prawą dłonią, palce lewej postaram się wbić w jego ranę, to powinno go zaboleć. Nie jestem zbyt silny, ale wystarczy, że wytrzymam aż osłabnie, a to powinno zając kilka lub kilkanaście sekund. Powinno wystarczyć. W końcu nie może mnie zabić właściwie jednoręki wieśniak, jestem ostatni z ludu, my tak nie giniemy! Ta myśl dodaje mi sił.

killer83_2

HAMES

Nadal tkwimy na dziedzińcu, w bezpiecznym miejscu, chodź już w komplecie. Strażnik, który do tej pory był nieprzytomny, przebudził się i wstał o własnych siłach. Krótko stałem podparty o kij, gdyż z jego gestów i słów wynikało, że miałem oddać mu jego broń. Stoję na miękkich nogach szukając innego podparcia. Rozglądam się po pozostałych osobach i upewniam się, czy wszyscy mają broń.

Uryck nadal stał jak pień i patrzył błędnymi oczami nie rozumiejąc co do niego mówię. Podchodzę i najprościej jak potrafię zwracam się do niego:

- Powiem wprost, chodź nie chciałem tego robić. Musisz, żyć nadal, chodź bez swego tak bliskiego ci brata. On już nie wróci. Pomóż nam pokonać ludzi odpowiedzialnych za jego śmierć. Zrób to nie dla nas, lecz dla niego.

Nastała krótka cisza, przerwana dźwiękiem konającego strażnika, będącego w niedalekiej od nas odległości.

ocenił(a) serial na 1
killer83_2

*Wysłałam odpowiedź chyba wczoraj, ale u mnie się nie wyświetla, to tylko u mnie? Może filmweb albo internet wtedy nawalił. Napiszę jeszcze raz. Jak się powtórzy, to przepraszam.
* Snow nie widzi Timmy'ego, prawda? Więc jego plan działania nie uwzględnia żadnej pomocy?

MAEGOR SNOW

Dwóch na jednego? To nieładnie. Jednak mają dodatkową broń. Nie chciałbym znowu nie docenić przeciwnika, ale to tylko zwykli wieśniacy z maczugami, a ja odebrałem szkolenie na dworze lorda Dustina! Wyskoczę zza drzewa zanim zdążą dobiec i zaatakuję ich pierwszy. Ich broń jest ciężka a oni nie wyglądają na zbyt żwawych, więc moja taktyka będzie jak zwykle polegała na robieniu uników i szybkich ciosach z zaskoczenia. Mam nadzieję, że szybko sobie z nimi poradzę, jeśli nie, no cóż, raczej mnie nie dogonią z tymi maczugami i buzdyganami, ale ucieczka to ostateczność. Jak już się z nimi uporam, postaram się dostać do Rattnera. A swoją drogą, ciekawe, gdzie się podziała reszta mojego oddziału. Posłałem Awarta z dziewczyną, chociaż właściwie powinien już wrócić, ale co z resztą? Gdyby nie ci obcy, walczyłbym tu całkiem sam.

ocenił(a) serial na 9
pani_sroka

* Wczorajszego posta chyba rzeczywiście nie wyświetliło, przynajmniej ja też go nie widzę. Teraz jest ok :)
* Nie widzisz położenia Ducha, jest przyczajony za drzewami w lesie.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

OOA

- Skoro odrzucacie mój plan ... Dobrze więc ! Gotujcie się na otwarty szturm ! - Patrzę na Uryka i nie wierze że tego rozszlochanego chłopaczka znowu tutaj ściągnęli, no ale cóż nie mamy wyboru - Uryck przestań zachowywać się jak pier*dolona panienka ! Ten sadysta który tam leży z toporem we łbie odciął mi rękę, nie dawniej niż dobę temu ! Powinienem teraz leżeć w ciepłym łożu czekając na rozstrzygnięcie tej walki i popijać mleko makowe zamiast tego ryzykuje tutaj dla was życie ! Czy widzisz żebym się mazał ?! Czy dasz tej zawszonej szczurzej piź*dzie zabijać swoich towarzyszy ?! Odpłaćmy mu żelazem ! Ty odpłać mu żelazem ! zrób to dla swojego brata ! - Wydzieram się niczym lew na polu walki, po czym zaczynam biec w stronę Rogostopego ciągnąć Urycka za sobą. Podbiegając do trupa zwracam uwagę, na coś co wcześniej uciekło mojej uwadze. Mężczyzna na plecach obok tobołka trzyma jeszcze mój miecz z zatrutym ostrzem i ozdobną rękojeścią który musiał musiał mi ukraść po tym jak poszlachtował mnie jak świnie w piwnicach zamku. Że też wcześniej nie zwróciłem na to uwagi... Bez zbędnej zwłoki przewracam cielsko na bok. Dawny kat nocnej straży śpi spokojnie z otwartymi oczami, gdy próbuje mu wyrwać topór z czoła ten podryguje. Następnie zabieram się za swój miecz. Topór przypadnie Uryckowi.
Podnoszę się z kolan z pasja w oczach podziwiając swoje ostrzę, którym kilkakrotnie wymachuje by rozluźnić nieco rękę, w której dzięki bogom sprawność pozostała.
Unosząc ostrze przed siebie wskazuje na pole bitwy - Do ataku bracia ! do ataku !

Lodowy

Jestem tuż za dwoma łucznikami i na szczęście nikt nie odkrył mojej obecności.
Widzę, że Solitair zdołał praktycznie odciąć rękę napastnikowi, jednak zaczęli się nagle szamotać. Sytuacja nie wymaga jednak mojej interwencji bo ktoś kto praktycznie stracił rękę musi błyskawicznie tracić krew, tym bardziej, że rzucam się jak szaleniec. Za moment będzie leżał martwy, a mój kompan powinien to bez problemu przetrwać.

Łucznicy zmienili broń jednak nic to dla nich nie zmieni, swoją uwagę skupili na czarnym bracie skrytym za drzewem. Podkradam się jeszcze kawałek i błyskawicznie atakuję wyłaniając się z ciemności. Stosuję się do wcześniej przygotowanego planu ataku.

CZAS ROZPOCZĄĆ MASAKRĘ !!!

ocenił(a) serial na 10
wronio

Jednak sie wycofuje za drzewo aby bezpiecznie zwalic sobie konia

ocenił(a) serial na 9
Lodowy

Wczoraj była jakaś grubsza awaria chyba, bo pół dnia nie mogłem się zalogować, a potem i moją wypowiedzieć zjadło jakoś. Trudno, napiszę od nowa, uwzględniając najnowsze wydarzenia.

MARC CAVE

Cieszę się, że w końcu jesteśmy gotowi do walki. Wracając chwilę temu z przechwyconym Urickiem, zatrzymałem się przy ciele Myrona, by zabrać broń. Bez problemu znalazłem leżący zaraz obok topór kata i to jego planowałem oddać Urickowi, bo nie odważyłem się wyszarpać drugiej broni z twarzy martwego. Cieszę się jednak, że zrobił to Ooa, bo mniejsza broń powinna nieco bardziej odpowiadać Urickowi, który tężyzną Myronowi nie dorównuje.
Sam mam swój krótki miecz, z którym czuję się znacznie pewniej niż z wielkim toporem - jest to broń stawiająca bardziej na technikę, więc dzięki treningom za młodu (jeszcze w Królewskiej Przystani) i intensywnemu szkoleniu na Murze (przykładałem się przez tych kilka miesięcy) powinienem być w stanie zniwelować swoje braki w sile. Duży topór Rogostopego mogę zatem oddać Hamesowi. Nie wiem, czy przyda się do czegoś w walce, ale jest wystarczająco długi, by robić za laskę, która powinna pomóc rannemu.

Gdy nasza mała drużyna ruszy już do walki, pójdę w odległości kilku kroków za nimi, by móc najefektywniej asekurować pozostałych strzałami z łuku.

ocenił(a) serial na 9
SarkazM

NOCNY FORT

Maegor słysząc nadbiegających przeciwników postanowił ich uprzedzić. Wybiegł z lewej w chwili gdy jeden z wieśniaków już dobiegał do drzewa z maczugą gotową do zadania ciosu. Snow był szybszy, ciął mieczem w bok, ostrze chlasnęło wzdłuż piersi przeciwnika. Wieśniak zatrzymał się i przez oddech serca nie rozumiał co się dzieje, aż z pod rozciętego kożucha buchnęła krew. Kolejny cios Maegora z pewnością byłby decydujący, jednak drugi z napastników natychmiast zaatakował buzdyganem, zmuszając Maegora by ten sparował mieczem spadający na jego głowę obuch. Wieśniak być może nie był szybki, lecz wyjątkowo krzepki i rosły, więc strażnik z trudem utrzymał równowagę, cofając się krok do tyłu.
Tymczasem cięty w pierś wieśniak jakby widząc, że rana za chwilę nie pozwoli mu dalej walczyć, zamachnął się wściekle i rzucił maczugą. Skupiony na przeciwniku z buzdyganem Maegor nie zdążył zareagować, odległość była mała a rzut dość silny. Maczuga poszybowała w powietrzu i tylko dzięki refleksowi zwiadowcy, trafiła go nie w głowę lecz ramię. Siła uderzania powaliła strażnika na ziemię, przeszywający ból przeszedł przez całą rękę. Drugi wieśniak postanowił wykorzystać ten moment by zaatakować. Znów rzucił się z buzdyganem na strażnika, który w ostatniej chwili przeturlał się po śniegu.
Timmy Duch poruszał się bezszelestnie a wieśniacy zajęci walką ze strażnikiem nie mieli szans go usłyszeć. Był kilka kroków od tego, który oberwał mieczem a potem rzucił maczugą w Maegora.
Wyłonił się cicho z ciemności po czym zaszedł przeciwnika od tyłu a potem przyłożył ostrze do jego szyi i gładko ciął po gardle. Wieśniak do końca nie był świadomy co się stało i kto go zabił. Zdążył jedynie zacharczeć, dłońmi łapiąc się za szyję po czym padł twarzą w śnieg.
Drugi przeciwnik słysząc charkot kompana odwrócił głowę by sprawdził co się stało. To był błąd.
Maegor natychmiast rzucił się szczupakiem w jego stronę a następnie zatopił miecz w jego trzewiach.
Wieśniak zawył przeciągle, popatrzył na Snowa, jakby z wyrzutem i niedowierzaniem po czym wypuścił buzdygan z dłoni. Maegor wyciągnął zakrwawiony miecz a jego wróg padł plecami na ziemię.

Solitaire postanowił nie walczyć i przetrzymać przeciwnika do czasu aż ten osłabnie i się wykrwawi. Jednocześnie próbował podrażnić jego ranę. Trwało to niemal minutę, w tym czasie wieśniak leżąc na strażniku próbował go zranić, lecz z każdym uderzeniem serca słabł. Tylko raz uderzył zwiadowcę czołem w brodę i zdołał ukąsić w policzek, nie zrobiły one jednak Soliteirowi żadnej krzywdy. Gdy wieśniak zupełnie stracił siły, Solitaire zepchnął go z siebie. Podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku gdzie rozgrywała się właśnie walka.

Ooa, Hames, Marc Cave, Awart i Alan Frey rzucili się w końcu do ataku. Dołączył do nich także bliźniak, którego gorączkowa przemowa architekta wydawała się w końcu postawić do pionu. Nawet Frey wydawał się spoglądać na Ooa bardziej przychylnie, choć sam na głos by nigdy tego nie przyznał.
Strażnicy ruszyli w stronę lasu gdzie rozgrywała się walka.
Gdy wbiegli jednak między drzewa, było już po wszystkim. Jeden wieśniak leżał z poderżniętym gardłem, drugi przebity mieczem. Trzeciego ukatrupił Solitaire, który również właśnie zjawił się na miejscu dołączając do reszty strażników.
Tak oto w jednym miejscu spotkali się wszyscy, którzy ocaleli tej nocy. (Choć wciąż nie wiadomo w jakim stanie był Howland Stone).
Walka wydawała się wygrana.
Szczurzy Lord jednak zniknął.
Nim ktokolwiek się odezwał strażnicy usłyszeli przeciągły jęk. Wieśniak, któremu Hames niemal odciął rękę wciąż żył.

ocenił(a) serial na 10
killer83_2

(czy nie chodzi aby o tego, któremu ja odciąłem prawię rękę? Przeszukałem na szybko i nie znalazłem nikogo, komu Hames by to zrobił)

Solitaire

Zrzuciłem z siebie truchło wieśniaka i nieco ociężale podniosłem się na nogi po czym sprawdziłem dokładniej rany od poparzeń. Nie wydają się być groźne, ale dla pewności poszukam w wolnej chwili jakichś bandaży. Zebrałem z ziemi chakramy i oczywiście od razu poszedłem uwolnić mojego sokoła, na szczęście nic mu się nie stało, ale na wszelki wypadek zostawiłem sznur owinięty wokół jego skrzydeł. Skoro wszystkie ważniejsze rzeczy załatwione czas wyjaśnić kilka spraw. Nie próbuję nawet hamować wściekłości
- Który z Was tu dowodzi? Wiem, że dostaliście moją wiadomość, który z Was ją odczytał? Wyraźnie napisałem, żebyście zaatakowali z drugiej strony od razu, któremu zawdzięczamy to, że prawie zginęliśmy? - pokazuje na swoje oparzenia i rany na głowie Ducha przy okazji zauważając, że Hames wygląda na rannego - gdzie jest Belli i ten Szczur? Ilu Was było? Pięciu, sześciu? Wrogów było 5, z czego cholernych czterech włącznie ze szczurem skupiliśmy we dwóch na sobie. Nie dość, że nie kwapiliście się do walki to jeszcze męczyliście się przez ten cały czas z jednym wrogiem, którego pewnie i tak Hames musiał za Was unieszkodliwić a na dodatek pozwoliliście uciec ich przywódcy. Albo jesteście skończonymi tchórzami albo ktoś tu im cicho pomagał nas zabić przez bezczynność.

ocenił(a) serial na 9
Aegish

Tak, masz rację, chodziło mi oczywiście o Soliteira

killer83_2

HAMES

Dotarliśmy na miejsce, lecz nasza obecność okazała się już niepotrzebna. Nikt nie walczył, było po wszystkim. Tak się nam, przynajmniej na początku, wydawało.

Jeden z nieprzyjaciół, najwidoczniej jeszcze żył. Nie wiedziałem jednak do końca, gdzie się znajduje. Las spowity był ciemnością, a nikt z nas nie zadbał o to, by zabrać ze sobą pochodnię.

- Może nam powie, gdzie mógł się podziać jego przywódca – zwracam się do grupy i odkładam na bok przyniesiony ze sobą dwuręczny topór. – Jak nic się nie dowiemy, przyda się katowska broń.

Staliśmy przemarznięci i zmęczeni. Krew z przemoczonego bandażu spływała mi po ciele. Potrzebowałem porządnego odpoczynku, to była jedyna rzecz, o której obecnie marzyłem.

- Belly chciał mnie zabić, po czym uciekł, chyba nie spodobała mu się rola błazna w drużynie – odpowiadam na pytanie zadane przez Solitaire. - Jest nawet szansa, by go dogonić, jeśliby ruszyć za nim w pościg od razu. Dezerter dosiada wyczerpanego konia, będzie wlókł się do samego Icemarku. Biorąc świeższe od naszych, wierzchowce z fortu, dorwalibyśmy go na trakcie. Jeśli przedziera się lasem, sprawę za nas załatwią wilki, albo pułapki, których jak twierdził sam uciekinier, w tej okolicy jest pełno.

,,Kto się jednak tego podejmie?”, zadawałem to pytanie w myślach. Nie było nawet jasne, kto dowodzi i co powinniśmy dalej zrobić, jakie rozkazy wykonać. Nie byliśmy od myślenia, trafiliśmy do Nocnej Straży nie dlatego, że układaliśmy ładne pieśni i zasłynęliśmy mądrością, większość z nas nie potrafiła nawet pisać, byliśmy ludźmi, których powinnością było strzec granic, często skazanymi na taki los za przestępstwa.

Nie walczymy, więc nic tu po mnie. Odwracam się na pięcie i powolnym krokiem ruszam w kierunku fortu.

- Idę odpocząć, z drugiej strony nie lubię być w miejscu, gdzie łatwo o niespodziewany atak, a znaleźliśmy się w idealnym położeniu, by nas wszystkich wystrzelać – zwracam się do grupy. - Wracam do fortu, równie dobrze Szczurzy Lord może być tam.

ocenił(a) serial na 10
Sayeer

OOA

Z walki nic nie wyszło, jednak może to i lepiej, bo chociaż nie mówię nic nikomu ledwo trzymam się na nogach. Pozory przede wszystkim uśmiecham się w duszy. Środki znieczulające już dawno przestały działać, a jedynym co maskowało ból była adrenalina.
- Zanim zaczniesz nas przeklinać, opowiedz nam wszystkim skąd się tutaj wzięliście- Zwracam się do Solitaire`a, kołysząc się na boki i z trudem utrzymując pionową postawę - Mieliśmy plan jak ich wszystkich wykończyć, ale to nie zmienia faktu że nam niezwykle pomogliście, za co jestem wam wdzięczny. Twojego sokoła nie widziałem na oczy, jednak nie dziw się braciom że są nie ufni... Sam na własne oczy widziałem jak jakaś czarna moc wchodzi w głowy naszych towarzyszy - W tym momencie przerwałem by złapać oddech, który przychodził mi z coraz większym trudem - Zabierzcie tego tutaj na zamek, może kilka niekonwencjonalnych metod zmusi go do śpiewania, skoro już mówimy o ptakach ... - Wskazałem na brodzącego krwią wieśniaka, a następnie zwróciłem się do Awarta - Opatrzcie nowych braci, bo za swą przysługę zapłacili krwią ! - Odwróciłem się i przeszedłem kilka kroków ku zwłokom Selmy`ego. "Ach Sir Barristan nie będzie z tego powodu szczęśliwy, to chyba któryś z jego krewniaków" - pomyślałem, po czym z ręki wypadł mi miecz którym szorowałem po śniegu od dobrych kilku chwil, po czym odwróciłem się raz jeszcze do całej kompanii, która z zaciekawieniem skupiła na mnie całą swą uwagę. Obraz w moich oczach był rozmazany, jednak w szyderczym tonie zwróciłem się raz jeszcze do Solitaire`a - A co do dowódcy, to leży tutaj ! Jeżeli potrafisz to możesz z nim poplotkować... - po tych słowach padłem na ziemię nieprzytomny.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones