Recenzja wyd. DVD filmu
Męska zemsta kobiety
Zapewne nie wielu osobom mówi nazwisko promujące ten film - Ed Brubaker. Dla mnie był to jednak najważniejszy impuls, który sprawił, że zapoznałem się z tym obrazem. Brubaker jest jednym z najpopularniejszych scenarzystów komiksowych tego wieku. Jest autorem naprawdę porządnych historii o Daredevilu i Kapitanie Ameryka. W przeszłości pisał także świetne opowieści kryminalne o Batmanie z "The Man Who Laughs" ("Gość, który się śmiał") i "Gotham Noir" na czele. Co więcej, jest dwukrotnym zdobywcą Nagrody Eisnera za swoją autorską serię pt. "Criminal", która klimatem podobna jest do recenzowanego tu filmu. To wszystko sprawiło, że gdy zobaczyłem nazwisko Eda na plakacie, nie wahałem się ani chwili z seansem.
"Anioł Śmierci" zaczyna się naprawdę mocno. Bezwzględna zabójczyni wykonuje rutynowe zlecenie, lecz tym razem przypadkowo zabija również trzy inne osoby - w tym małą dziewczynkę, a na dokładkę zarabia czterocalowym nożem w sam środek głowy. Przy takim ostrym początku można się spodziewać niezłej jatki, lecz po tych pierwszych parunastu minutach napięcie spada. Wszystko dalej zaczyna toczyć się bardzo sztampowo. Kierowana wyrzutami sumienia, główna bohaterka postanawia pozabijać wszystkich, którzy zlecili jej to feralne zabójstwo i po kolejnych trupach pnie się coraz wyżej, by dorwać coraz to groźniejszych gangsterów. W międzyczasie dojdzie oczywiście do wielu walk wręcz, pojedynków na noże, kilku strzelanin, lecz fabuła nie powinna nikogo zaskoczyć. Ciekawy wydają się jedynie wątek miłosny i partnerski. Zostały one nakreślone bardzo subtelnie i może przez to miło się patrzy jak Eve stara się dbać o dwóch facetów, na których jej zależy, pokazując przy tym swoje ludzkie oblicze.
Oprócz tego, niestety, nawet ciekawy montaż, imitujący kadry komiksowe, nie wiele pomaga w pozytywnym odbiorze filmu. Wszystkie sceny zostały ze sobą sprawnie połączone, lecz nic ponadto. W takim filmie przydałoby się ciut więcej dynamizmu, bo niestety nie wiele jest rzeczy w tym obrazie, na których warto się chwilę dłużej skupić.
Na całe szczęście najjaśniej pośród tej wielkiej rozróby świeci odtwórczyni roli głównej, sławna kaskaderka z "Death Proof" - Zoe Bell. Aktorka może nie grzeszy urodą, ale do roli bezwzględnej kobiety pasuje. Przy czym tu, dzięki odpowiednio obcisłym strojom i blond włosom, niekiedy może się bardzo podobać męskiej części publiczności.
Reszta obsady jest równie przeciętna, co cały film. Czy to wielki gangster czy zwykły pomagier, tak naprawdę żaden z nich jakoś szczególnie w pamięć nie zapada. Zdecydowanie nie najlepiej spisała się osoba odpowiedzialna za casting, gdyż Jake Abel przypomina co najwyżej ofermowatego pomocnika wójta pewnej gminy, a nie przebiegłego syna mafiozo.
Po scenarzyście można było się spodziewać czegoś lepszego. Ten film to kolejna historia zemsty jednego człowieka, na dodatek z dość prozaicznego powodu. Niesie jednak ze sobą ważny morał. Jeśli masz halucynacje, nie idź do lekarza, tylko rozwal wszystkich wkoło. I jak tu nie kochać życia płatnego zabójcy?
"Anioł Śmierci" zaczyna się naprawdę mocno. Bezwzględna zabójczyni wykonuje rutynowe zlecenie, lecz tym razem przypadkowo zabija również trzy inne osoby - w tym małą dziewczynkę, a na dokładkę zarabia czterocalowym nożem w sam środek głowy. Przy takim ostrym początku można się spodziewać niezłej jatki, lecz po tych pierwszych parunastu minutach napięcie spada. Wszystko dalej zaczyna toczyć się bardzo sztampowo. Kierowana wyrzutami sumienia, główna bohaterka postanawia pozabijać wszystkich, którzy zlecili jej to feralne zabójstwo i po kolejnych trupach pnie się coraz wyżej, by dorwać coraz to groźniejszych gangsterów. W międzyczasie dojdzie oczywiście do wielu walk wręcz, pojedynków na noże, kilku strzelanin, lecz fabuła nie powinna nikogo zaskoczyć. Ciekawy wydają się jedynie wątek miłosny i partnerski. Zostały one nakreślone bardzo subtelnie i może przez to miło się patrzy jak Eve stara się dbać o dwóch facetów, na których jej zależy, pokazując przy tym swoje ludzkie oblicze.
Oprócz tego, niestety, nawet ciekawy montaż, imitujący kadry komiksowe, nie wiele pomaga w pozytywnym odbiorze filmu. Wszystkie sceny zostały ze sobą sprawnie połączone, lecz nic ponadto. W takim filmie przydałoby się ciut więcej dynamizmu, bo niestety nie wiele jest rzeczy w tym obrazie, na których warto się chwilę dłużej skupić.
Na całe szczęście najjaśniej pośród tej wielkiej rozróby świeci odtwórczyni roli głównej, sławna kaskaderka z "Death Proof" - Zoe Bell. Aktorka może nie grzeszy urodą, ale do roli bezwzględnej kobiety pasuje. Przy czym tu, dzięki odpowiednio obcisłym strojom i blond włosom, niekiedy może się bardzo podobać męskiej części publiczności.
Reszta obsady jest równie przeciętna, co cały film. Czy to wielki gangster czy zwykły pomagier, tak naprawdę żaden z nich jakoś szczególnie w pamięć nie zapada. Zdecydowanie nie najlepiej spisała się osoba odpowiedzialna za casting, gdyż Jake Abel przypomina co najwyżej ofermowatego pomocnika wójta pewnej gminy, a nie przebiegłego syna mafiozo.
Po scenarzyście można było się spodziewać czegoś lepszego. Ten film to kolejna historia zemsty jednego człowieka, na dodatek z dość prozaicznego powodu. Niesie jednak ze sobą ważny morał. Jeśli masz halucynacje, nie idź do lekarza, tylko rozwal wszystkich wkoło. I jak tu nie kochać życia płatnego zabójcy?
Moja ocena:
5
Udostępnij: