Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Odyseja kosmiczna jelenia z rykowiska

Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałaby "2001: Odyseja kosmiczna", gdyby Kubrick czytał wyłącznie poradniki New Age, a z malarstwa uznawał tylko kiczowate pejzaże i scenki rodzajowe? Jeśli podobne ćwiczenie przerasta możliwości waszej wyobraźni, wybierzcie się do kina na "Źródło".

Darren Aronofsky to z pewnością jeden z najbardziej obiecujących twórców, jacy w ostatnich latach zaistnieli w kinowym światku. Kiedy światło dzienne ujrzało "Pi", czarno-biały, kameralny film o matematyku owładniętym obsesją na punkcie tytułowej liczby, wydawało się, że David Lynch doczekał się godnego następcy. "Requiem dla snu" było już krokiem w stronę w pełni autorskiego kina. Gorzka opowieść o niszczącej sile uzależnień - od narkotyków, jedzenia, telewizji, wreszcie chorobliwej zależności od drugiego człowieka - łączyła upodobanie do surrealizmu z niezwykle celnym komentarzem społecznym. Oba filmy miały jednak coś, czego w "Źródle" niestety nie uświadczymy - czarny, zwariowany humor.

Najnowszy film Aronofsky'ego to trzy splatające się ze sobą historie. Hugh Jackman wciela się w konkwistadora starającego się ocalić hiszpańską królową Izabelę przed utratą władzy na rzecz demonicznego Inkwizytora. Jest również naukowcem podejmującym rozpaczliwe próby wynalezienia leku mogącego ocalić przed śmiercią jego żonę. W trzecim wątku aktor gra mężczyznę przemierzającego przestrzeń kosmiczną w przezroczystej kuli.

Konkwistador, naukowiec, astronauta - to oczywiście kolejne wcielenia jednej osoby, podobnie jak królowa, żona i antropomorficzne drzewo dryfujące poprzez kosmos. Przesłanie filmu można streścić jednym zdaniem: "Ze śmiercią należy się pogodzić, oznacza bowiem ponowne narodziny i życie wieczne na wyższym poziomie świadomościCzy nie macie czasem wrażenia, że niespodziewanie znaleźliście się na spotkaniu z jakimś staruszkiem spowitym w białe szaty, do którego tłum nie zwraca się inaczej, jak tylko "Wielce Oświecony Guru"?

No właśnie... Gdzie są chasydzi usiłujący wykraść Maksowi z "Pi" imię Boga? Gdzie lodówka próbująca zjeść Ellen Burstyn w "Requiem dla snu"? Gdzie dystans, ironia i niczym nieskrępowana wyobraźnia? Zamiast tego dostajemy ciąg obrazów, które zdają się świadczyć o tym, że dla Aronofsky'ego szczytem estetycznego wyrafinowania są prace Borisa Valejo. Dialogi brzmią tak, jakby wymyślano je nad garnkiem relaksującej herbatki wśród dymu kadzidełek i brzęku dzwoneczków Feng Shui.



Szkoda, że na rzecz tak pretensjonalną zmarnowano niewątpliwy talent aktorski Rachel Weisz. Żal również fantastycznej muzyki Clinta Mansella. Stanowiłaby doskonałą oprawę dla filmu o wadze "Requiem dla snu". Tymczasem ilustruje kosmiczną eskapadę jelenia z rykowiska, który z wiszącej w salonie makatki dostał się na ekran dzięki megalomanii swojego twórcy.

ODAUTORSKI SUPLEMENT:

Od premiery "Źródła" minęło już kilka miesięcy, ale film oraz - w mniejszym stopniu - moja mocno krytyczna recenzja nadal, co mnie bardzo cieszy, wzbudzają żywy oddźwięk wśród czytelników. I trudno się dziwić. "Źródło" zdradza ambicję swojego twórcy, aby opowiedzieć o sprawach ostatecznych, postawić pewne kwestie "na ostrzu nożaTo doskonały przykład filmu z rodzaju "take it or leave it

Zdecydowałem się zatem dołączyć, w drodze wyjątku, suplement do wcześniejszego tekstu i uzupełnić go o kilka zdań, które kilka miesięcy wcześniej umieściłem na forum w odpowiedzi czytelnikom (poniżej podaję je w odrobinę zredagowanej formie, aby były zrozumiałe bez znajomości kontekstu ówczesnej dyskusji).

Przykro mi, że do tego stopnia popsułem entuzjastom "Źródła" humor i piszę to bez cienia złośliwości. Owszem, recenzja jest zjadliwa - w o wiele większym stopniu, niż bodaj każda z recenzji, jakie do tej pory napisałem (czy to na Filmwebie, czy w szeregu innych miejsc). Powód jest prosty - "Źródło" było dla mnie jednym z największych rozczarowań doświadczonych ostatnimi czasy w kinie. Od reżysera, którego uważałem za "swojego", który poprzednimi filmami zaskoczył mnie, poruszył, przestraszył i rozbawił, dostałem dzieło, które w moim odbiorze jest mętnym wykładem wygłoszonym ex cathedra. Mam wrażenie, że każdy w gruncie rzeczy może podłożyć sobie pod "Źródło" dowolną treść, bowiem zdania płynące z ekranu to dla mnie straszliwe ogólniki.

Mam jednak nadzieję, że Aronofsky za parę lat nakręci kolejne dzieło, które jednym pozwoli spojrzeć na "Źródło" jak na wypadek przy pracy, a innym jak na logiczny krok w stronę dalszego rozwoju. Życzę tego wszystkim zwolennikom talentu reżysera - w tym i sobie.

6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje